Nie masz miary w miłosierdzie

O. JAN ANDRZEJ KŁOCZOWSKI OP, filozof religii: Głębokie duchowe doświadczenia św. Faustyny sprowokowały teologiczny spór o kult Bożego Miłosierdzia. Na przykład podniosły się protesty przeciwko ustanowieniu Niedzieli Miłosierdzia. Pytano: czy to znaczy, że teraz będzie się ogłaszać święta innych atrybutów Boga – Bożej sprawiedliwości, wszechmocy, Jego wszechobecności?

23.09.2008

Czyta się kilka minut

Pierwsza publiczna prezentacja rękopisu „Dzienniczka” świętej siostry Faustyny Kowalskiej. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, sierpień 2011 r. / Fot. MAREK LASYK/REPORTER /
Pierwsza publiczna prezentacja rękopisu „Dzienniczka” świętej siostry Faustyny Kowalskiej. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, sierpień 2011 r. / Fot. MAREK LASYK/REPORTER /

Artur Sporniak: Zapoczątkowany przez siostrę Faustynę kult Bożego Miłosierdzia został zakazany w 1959 r. przez Święte Oficjum. Zakaz cofnięto dopiero 19 lat później - głównie dzięki staraniom ówczesnego metropolity krakowskiego kard. Karola Wojtyły. Od tego czasu kult przeżywa niezwykły rozwój. Czym to można wytłumaczyć?

Jan Andrzej Kłoczowski OP: Rzeczywiście, początkowo reakcja Kościoła była ostrożna: obawiano się, że są to jedynie bardzo indywidualne i emocjonalne przeżycia jednej z zakonnic. Kard. Wojtyła czuł jednak, że jest tu coś więcej. Skonsultował się z teologami i sprawił, że Rzym zmienił zdanie.

Sam zrozumiałem, jak ważny jest kult Bożego Miłosierdzia, gdy w 1986 r. przebywałem w jednej z brazylijskich faweli. Wszedłem do bardzo ubogiego domku i znalazłem tam obrazek "Jezu, ufam Tobie". Wówczas uświadomiłem sobie, że zwłaszcza ludzie poddani jakiejś przymusowej bezradności szukają takiego obrazu Boga, który byłby im bliski. I chyba rację miał Jan Paweł II, gdy mówił, że objawienie Miłosierdzia Bożego, które dokonało się na polskiej ziemi w latach 30. ubiegłego wieku, było Bożą odpowiedzą na okrucieństwo tego wieku. Dało nam umocnienie i siłę, a tego bardzo wciąż potrzebujemy.

Czy nie jest też tak, że ludzie odnajdują w tym kulcie to, czego im brakuje w normalnym duszpasterstwie - właśnie naprawdę bliskiego Boga?

Niewątpliwie kult ten w jakiś fundamentalny sposób odchodzi od duszpasterstwa strachu. Czasem my, duszpasterze, łudzimy się jeszcze, że im bardziej przestraszymy wiernych karą wieczną, tym bardziej przybliżymy ich do Boga. Taki typ duszpasterstwa skazany jest jednak na klęskę, gdyż fałszuje obraz Boga. Kult Bożego Miłosierdzia odbieram jako jego ważną korektę - bo przecież Bóg nie jest kimś, kto tylko czyha na człowieka, aby go przyłapać na grzechu, ale Tym, który jest zawsze gotów przebaczyć człowiekowi otwartemu na Jego miłość.

Przez wieki teologowie w przeciwieństwie do mistyków właściwie nie zajmowali się Bożym miłosierdziem - traktowali je jako jeden z wielu Boskich atrybutów. Co charakterystyczne, miłosierdzie pojmowano jako atrybut, który nie opisuje Boga samego w sobie, ale w relacji do człowieka. Natomiast o miłosierdziu bardzo wiele mówili mistycy - wspomnijmy choćby "Dialog o Bożym Miłosierdziu" św. Katarzyny ze Sieny. Głębokie duchowe doświadczenia św. Faustyny sprowokowały teologiczny spór o kult Bożego Miłosierdzia. Na przykład podniosły się protesty przeciwko ustanowieniu Niedzieli Miłosierdzia. Pytano: czy to znaczy, że teraz będzie się ogłaszać święta innych atrybutów Boga - Bożej sprawiedliwości, wszechmocy, Jego wszechobecności? A jednak druga niedziela wielkanocna została świętem Bożego Miłosierdzia - to ważny głos Kościoła w tej debacie. Oznacza, że Kościół zobaczył w miłosierdziu coś więcej niż tylko jeden z wielu Boskich atrybutów.

Dla mnie osobiście ważne było odkrycie, że obraz "Jezu, ufam Tobie" przedstawia Jezusa, który w dniu zmartwychwstania ukazuje się apostołom zamkniętym w wieczerniku i ustanawia sakrament pojednania. Zatem współczesny kult Bożego Miłosierdzia nie sprowadza się do prywatnego przeżycia duchowego jakiejś skromnej zakonnicy, ale jakby z nową mocą i przenikliwością ukazuje znak pojednania z Bogiem, który od zawsze był obecny w Kościele. W słowach "ufam Tobie" ważne jest - komu ufam: Temu, którego miłość została zraniona przez ludzkie zło. Miłosierdzie jest miłością objawiającą się w świecie, w którym jest zło. To zatem nie jakiś abstrakcyjny atrybut boskiej Istoty, lecz sposób obecności Boga w świecie, w którym zło bardzo realnie objawia swoją obecność. Zło nie jest ostatnim słowem - ostatnim słowem jest miłosierdzie.

Miłosierdzie to nie tylko darmo otrzymane pojednanie z Bogiem, to po prostu ratunek. Bóg jak dobry Samarytanin ratuje słabego, poranionego człowieka, który o własnych siłach nie jest w stanie uczynić się naprawdę szczęśliwym. W tym sensie miłosierdzie utożsamiałoby się ze zbawieniem.

I tak jest. Dar życia jest za ciężki dla człowieka i dlatego trzeba, aby ktoś pomógł mu ten ciężar nieść i pokazał drogę. Znamienne, że charakterystyczną cechą każdej wielkiej monoteistycznej tradycji religijnej jest jakaś nadzieja zbawienia, a tym samym: potrzeba miłosierdzia. Dlatego miłosierdzie może stanowić ważną płaszczyznę w dialogu międzyreligijnym. Zauważmy, że najszybciej dochodzi do międzyreligijnego zbliżenia w dziełach miłosierdzia. Działalność Matki Teresy była akceptowana zarówno przez hindusów, jak muzułmanów.

Doznawszy miłosierdzia, dzielę się nim z innymi, gdyż na tym polega logika miłosierdzia: dług wobec Boga spłacam wobec człowieka. Wtedy odzyskuję wiarę w to, że zimne okrucieństwo świata nie jest ostateczną rzeczywistością relacji międzyludzkich. Że tworzenie dobra jest możliwe w świecie, w którym jest realne zło. A to jest uniwersalne doświadczenie.

Jezus na krzyżu wypowiedział te wstrząsające słowa: "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?". Czy można je zinterpretować jako dotknięcie największej możliwej do pomyślenia udręki - doświadczenia braku Bożego miłosierdzia?

Jezus przyjmuje wszystko to, co niesie z sobą kondycja człowieka. "Stał się do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu" - jak to podsumowuje List do Hebrajczyków. Ma udział w najgłębszej samotności człowieka, którą jest umieranie. Ojcowie Kościoła piszą, że umierając, Jezus zstąpił do piekieł (o czym często nie pamiętamy). Jezus zstępuje do piekieł po to, aby przynieść miłosierdzie najbardziej na nie oczekującym. Nie ma zatem miejsca, gdzie nie docierałoby Boże miłosierdzie. Na tym polega paradoks Krzyża.

Czasami wydaje się nam, że Bóg nas opuścił. Jezus doświadcza tego na krzyżu, abyśmy w takich sytuacjach mogli mieć zawsze nadzieję?

Przypominam sobie jedną z mądrych opowiastek De Mello: człowiek staje przed Bogiem i widzi na piasku ślady swoich stóp jako symbol drogi życiowej. Te ślady są podwójne, gdyż człowiekowi towarzyszył Bóg. W pewnym jednak momencie drugi ślad się urywa. Człowiek z wyrzutem mówi: Tu mnie opuściłeś! Nie - odpowiada Bóg - tu niosłem cię na rękach.

Nie wiem, w jakim stopniu słowa Jezusa zapisane w "Dzienniczku" siostry Faustyny są projekcją jej pobożności, a w jakim autentycznym doświadczeniem duchowym. Dwie myśli jednak chciałbym przywołać: "Żaden umysł nie zgłębił tajemnic miłosierdzia" (1553) oraz "Chociaż złość dojdzie do miary, w miłosierdziu miary nie masz" (423). Czy nie jest tak, że Boże miłosierdzie rozbija nasze ciasne myślenie religijne?

Brak miary to trafna charakterystyka miłosierdzia w tym przede wszystkim sensie, że ono przekracza sprawiedliwość. W sprawiedliwości jest miara: mam wyrównać krzywdę "stąd dotąd". Jeśli to uczynię, sprawiedliwości stanie się zadość. Zło także ma miarę, chociaż czasem nam się wydaje, że jest wszechmocne i nieogarnione. Tymczasem zło jest skończone, a miłosierdzie nie, w takim razie miłosierdzie jest potężniejsze od zła - w tym jest źródło nadziei. Jeżeli nachodzą mnie myśli, że sytuacja, w której się znalazłem, jest beznadziejna, to wtedy jakby nadaję miarę Bożemu miłosierdziu. Ono jest zawsze większe: "Wasze myśli nie są myślami moimi" - jak mówi Izajasz. Tutaj skończoność ludzkiego myślenia zderza się z nieskończonością Bożej myśli i potęgą Bożego miłosierdzia. Często słowo "miłosierdzie" kojarzy się nam ze słabością, wycofaniem się z walki. Tymczasem miłosierdzie jest przejawem mocy Bożej i dzięki temu też mocy człowieka, który przezwycięża zło. Samarytanin ma moc uratować pobitego przez zbójców człowieka. Jego siła i odwaga jest większa od wyrządzonego wędrowcy zła.

Zwłaszcza gdy potrafimy przebaczyć wyrządzone nam zło, dotykamy owej tajemnicy braku Boskiego umiaru, co nie jest łatwe...

Nie jest łatwe, gdyż wtedy odwołujemy się do czegoś niewidzialnego i trudno uchwytnego - do wiary w przytłumione czy stłamszone dobro, które jednak jest gdzieś głęboko w tym człowieku. Taka wiara ma moc wyzwalać od więzów zła. Nie jest to łatwe także dlatego, że nasze miłosierdzie może być tylko odpowiedzią na miłosierdzie Boga. Bycie miłosiernym przekracza nasze naturalne siły. Sam człowiek nie jest w stanie sprostać swemu człowieczeństwu. Rzeczywiście dotykamy nieskończoności...

Czy jednak nie nakładamy miary na Boże miłosierdzie, mówiąc, że działa ono tylko w tym życiu? W "Dzienniczku" znaleźć można także i takie okrutne zdanie: "Na ukaranie mam wieczność, a teraz przedłużam im czas miłosierdzia" (1160).

Nieskończoność ma tylko jedno ograniczenie: nie może sobie zaprzeczać. Skoro Bóg dał człowiekowi wolność, musi się z nią liczyć. Człowiek może świadomie i dobrowolnie powiedzieć: nie chcę.

Właśnie w to wątpię. Skoro moje człowieczeństwo mnie przerasta, nie wiem do końca, co mną kieruje. Czy zatem mogę całkowicie świadomie i dobrowolnie powiedzieć: nie chcę?

To prawda, że nie mamy prawa nikogo osądzać. Dlatego Kościół o nikim nie powiedział, że jest potępiony. Z drugiej strony istnieje niebezpieczeństwo odrzucenia Bożego miłosierdzia przez zignorowanie go - potraktowanie jako powszechnej amnestii. Jeżeli zło jest płytkie i banalne, płytkie i banalne jest także dobro. Odwołanie się do wolności wcale nie jest łatwe, gdyż wolność jest chyba najtrudniejszym zadaniem w naszym życiu. A jednak jest to jedyne zadanie, bez którego nasze życie traci sens. Augustyn streścił to w słowach: "Stworzyłem cię bez ciebie, ale bez ciebie nie mogę cię zbawić".

Gdybyśmy rzeczywiście mieli moc odrzucić zbawienie, byłoby to jakąś klęską Boga.

Właśnie dlatego zło, popełnione przez człowieka odrzucającego zbawienie, jest jakąś klęską Boga. Bóg nie jest Bogiem zwycięskim, tylko Bogiem miłującym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2008