Nie liczę na miłosierdzie

Od dawna wiedziałem, że byli księża nie radzą sobie w życiu. Mimo to zdecydowałem się odejść. Czy powodowała mną naiwność, niedojrzała wiara, przekonanie, że na pewno sobie poradzę? A może był to przemyślany krok dorosłego człowieka?.

---ramka 330674|prawo|1---Czytając tekst o. Józefa Augustyna, dziwiłem się jego sądom. Osoby upatrujące przyczyn odejścia w błędach wychowawców seminaryjnych, braku wspólnoty kapłańskiej i zrozumienia ze strony przełożonych, zawsze będą mówić o nas w kontekście “własnego dobra - dobra Kościoła". Choć wygląda to na zatroskanie o los byłych kapłanów, w istocie jest zamartwianiem się o jak najmniejszą liczbę odejść, bo te szkodzą wizerunkowi Kościoła.

Rozmowa na taki temat ma sens, jeśli uznamy prawo jednostki do wolnej decyzji. Jeśli ktoś mi tego prawa odmawia, zawsze będzie rozmawiał ze mną z pozycji posiadacza jedynej racji, uważającego, że kapłan opuszczając wspólnotę popełnia życiowy błąd, nie pozostający bez wpływu na jego życie wieczne. Mówiąc radykalniej - jest zdrajcą. A ja uważam, że miałem niezbywalne prawo do postąpienia w ten sposób. Więcej: było to uczciwsze niż pozostanie. Płacę za to ogromną cenę. Przede wszystkim zamarło we mnie - mam nadzieję, że tylko czasowo - życie sakramentalne. Kościół po jakimś czasie przychyla się do uchylenia celibatu, pozwalając uporządkować życie moralne i sakramentalne. Czy nie jest to uznanie prawa do wolnego wyboru księdza? Nie można mówić, że Kościół czyni to tylko ze względu na dobro tego człowieka, bo czy dobro tego człowieka nie jest dobrem Kościoła?

Jeśli chcemy mówić o byłych księżach, powinniśmy bardziej skupić się na pytaniu, co zrobić, aby każdego dnia kapłan podejmował wolną decyzję, że chce nadal pracować i służyć jako ksiądz, a nie zastanawiać się, jak wychowywać i jak żyć, aby nie odchodził. Istnieje zasadnicza różnica między kapłanem, decydującym się pracować każdego dnia, ponieważ to jest jego życie, a tym, który decyduje się na to, bo inaczej nie będzie miał z czego żyć. Jeśli ktoś chce pomóc - na Boga, mniej moralizowania, a więcej słów przyjaźni i gestów miłości.

Dotychczas podjąłem w życiu dwie ważne decyzje: że chcę być księdzem i że odchodzę z kapłaństwa. Obie były przemyślane, choć pierwszą podejmował 18-letni młodzieniec, który chciał służyć innym i oddać siebie Kościołowi, a drugą - 37-letni mężczyzna, po tym, jak się przekonał, że ani nie potrafi tego robić, ani nie jest to nikomu potrzebne. Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, czy mam zostać i być frustratem, który każdego dnia musi iść na zbyt wielkie kompromisy, czy na przekór wszystkiemu spróbować jeszcze raz? Zdecydowałem się spróbować od nowa. Teraz też chcę służyć, kochać, troszczyć się, ale i widzieć, że jest to komuś potrzebne. Osiągnąłem swój cel, choć traktuje się mnie jako źródło nieszczęść. Czy miałem trwać, nie burząc nikomu wyobrażenia świata i niszcząc siebie, czy zburzyć ten ład, próbując odnaleźć radość życia?

Znam diagnozy specjalistów od powołania, wszak czytaliśmy te same podręczniki psychologii i słuchaliśmy tych samych konferencji rekolekcyjnych. Tożsamości kapłańskiej nie da się zbudować w oderwaniu od rzeczywistości albo wbrew niej. Tym, którzy próbują to robić, życzę jak najlepiej, ale sukcesów nie wróżę. Może zamiast spojrzenia z wysokości zajmowanego stanowiska, lepiej poznać tajniki budowy tożsamości kapłańskiej z niskości wiejskiej zagrody i sali lekcyjnej? Wiem, jaką podjąłem decyzję i jak mnie oceniono. Godzę się na wartościowanie skutków, ale nie na łatwą ocenę mojej osoby i podjętej przeze mnie decyzji, bo tylko On i ja wiemy, ile mnie ten wybór kosztował.

Po wystąpieniu zasadniczą kwestią było dla mnie życie wewnętrzne: brak możliwości przyjmowania komunii św. i korzystania z sakramentu pojednania. Odchodząc z kapłaństwa nie odszedłem jednak z Kościoła: często uczestniczę w Eucharystii i modlę się, choć w mniejszym stopniu niż kiedyś. To trudniejsza próba wiary. Zmieniły się problemy, oczekiwania, marzenia, stąd i modlitwa jest inna, bardziej “ziemska". Wielokrotnie tłumaczyłem uczniom i studentom, że nie zawsze wszystko musi iść po naszej myśli, bo Bóg ma swoje plany wobec nas - to było takie łatwe. Teraz sam doświadczam duchowych rozterek... Niełatwo przyjąć nieokreśloną wolę Bożą, szczególnie kiedy brakuje nam czegoś, co uważamy za potrzebne do życia. Chyba nie byłbym już tak stanowczy w dawaniu dobrych rad i prostych odpowiedzi.

Jako “zwykły śmiertelnik" inaczej postrzegam pracę moich współbraci w kapłaństwie. Po Mszy świętej często z żoną rozmawiamy o naszych odczuciach. To, czego nie dostrzegałem jako ksiądz, irytuje mnie - szczególnie poziom głoszonych kazań. Może warto przypomnieć stwierdzenie, że “wiara rodzi się ze słuchania"? Po wyjściu z kościoła nie czuję, że gdzieś tli się iskierka nadziei. Wiem, kim jestem, jaki jest mój grzech i moja słabość. Nikt mi nie musi ciągle tego przypominać.

Odnalezienie się w codzienności też jest nie lada wyczynem, szczególnie, gdy ktoś nie godzi się na porzucenie systemu wartości. Dodając do tego nieumiejętność znalezienia pracy i oceny tego, co się potrafi oraz czasami brak poczucia własnej wartości, trudności spiętrzają się z dnia na dzień, a sił do walki tyle samo, co u przeciętnego człowieka. Czy może mnie dziwić, że - jak pisze ks. Piotr Dzedzej - były ksiądz żebrze pod supermarketem? Jeśli takie przejścia spotykają ludzi, którzy wiele lat pracowali i wszystko układało się dobrze, mogą stać się udziałem i byłego księdza.

O. Józef Augustyn przytacza słowa o. Wa-cława Oszajcy o potrzebie stworzenia specjalnego funduszu dla byłych księży. To pobożne życzenia. Czy obaj duchowni są pewni, że księża wyświadczyliby taki czyn miłosierdzia? W jednej z diecezji wydano nowy schematyzm (spis parafii i duchownych). Próżno szukać tam nazwisk byłych księży, choć jest spis księży wyświęcanych w poszczególnych latach. Według tego dokumentu, byli kapłani nie przyjęli święceń. To nie jest błąd, lecz świadomy gest autorów spisu. Jak można pomagać komuś, kto nie istnieje i o kim najlepiej byłoby zapomnieć?

Wiem z doświadczenia, że o ile poszczególni księża bezinteresownie pomagają kolegom, którzy odeszli, o tyle Kościół instytucjonalny w obecnej chwili nie jest do tego zdolny. Mogę więc jedynie prosić księży: jeżeli możecie, pomagajcie tym, którzy zawsze będą waszymi współbraćmi w kapłaństwie.

Dane osobowe autora do wiadomości redakcji

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2004