Na północ od zachodu, na południe od wschodu

Kryzys skłania wiele państw do szukania nowych form współpracy z sąsiadami. Czy regionalizm to odpowiedź na słabnięcie NATO i Unii?

17.07.2012

Czyta się kilka minut

Obecna fala regionalizmu nie jest wprawdzie tak spektakularna jak ta, która wezbrała od Bałtyku po Adriatyk i Morze Czarne zaraz po rozpadzie ZSRR, aby ostatecznie znaleźć ujście w rozszerzeniu NATO i Unii Europejskiej. Wówczas nowe patrzenie na współpracę sąsiedzką szybko – niekiedy zbyt szybko – prowadziło do powoływania instytucji, o których istnieniu mało kto dziś pamięta (a czasem chciałoby się zapomnieć).

Dzisiejszy regionalizm w Europie – którego rozwój z perspektywy Polski najlepiej widać na osi Północ–Południe, od Dalekiej Północy po Morze Czarne, od Norwegii po Turcję – jest mniej ambitny w politycznej formie. Ale może być bardziej doniosły w politycznej treści.

SŁABNĄCA WIARA W UNIĘ I NATO

Przyczyn obecnej fali regionalizmu jest kilka. Przede wszystkim – to głęboki kryzys Unii i NATO, który rodzi pytania o trwałość i efektywność obu organizacji. Świadomość wyczerpywania się dotychczasowych wzorców zachowań, opartych na pojęciach „solidarności” i „lojalności” – jako gwarantów rozwoju i bezpieczeństwa Europy – skłania do ponownego stawiania pytań o naturę i kierunek integracji europejskiej, o bezpieczeństwo i obronę, a także o znaczenie tożsamości i suwerenności państw.

Przyczyną jest też wyhamowywanie, a niekiedy regres – spektakularny w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, a powolny w Europie Wschodniej – procesów „europeizacji” krajów sąsiadujących z Unią. Odporność elit Rosji, Ukrainy czy Egiptu (o innych nie wspominając) na europejskie idee i ich niechęć do reform rodzą pytania o prawdziwe źródła siły Zachodu, a także o kształt stosunków między centrum Europy a jej peryferiami.

Trzecim zaś – i głównym – powodem jest napięcie między postulowaną potrzebą unifikacji modelu społeczno-gospodarczego Europy (jako warunku jej zdolności do sprostania globalnej konkurencji) a obawą przed utratą kontroli nad wewnętrznymi procesami politycznymi. Przykładem tego jest ambiwalentna postawa bogatych państw skandynawskich wobec idei unii politycznej, forsowanej przez również bogate Niemcy.

Skutkiem takiej refleksji staje się rosnący dystans wobec Unii i NATO jako organizacji wyznaczających ramy współpracy politycznej. Polityka państw zaczyna być definiowana w większym stopniu przez pryzmat geografii, historii i interesów regionalnych niż przez inicjatywy realizowane na forum ponadnarodowych instytucji. Jest to niestety wyraz słabnącej wiary w zdolność Unii i NATO do wypracowania odpowiedzi na procesy w świecie zachodnim i wokół niego. Stąd szukanie dodatkowych kontaktów, które pomogą zająć się problemami, bez czekania na długie i często jałowe dyskusje wszystkich „udziałowców” Europy.

Paliwem nowego regionalizmu jest więc geopolityka. A ponieważ, inaczej niż 20 lat temu, za pomysłami na nowe, elastyczne formy współpracy stoi nie tylko idea, ale też rosnąca wymiana gospodarcza, przepływ kapitału i osób oraz głód innowacji, istnieją szanse na wykorzystanie obecnego trendu do jakościowego skoku w integracji i modernizacji Europy.

Pozostaje jednak wciąż ten sam problem: czy z niepasujących do siebie kawałków da się stworzyć (ułomną) całość?

20 LAT TEMU: NIEUDANE PRÓBY

Podjęta wtedy, na początku lat 90. XX wieku, próba zdefiniowania celów i zasad współpracy w Europie Środkowej się nie udała. W obliczu problemów gospodarczych i iluzorycznych szans na szybkie wejście do struktur Zachodu, współpraca regionalna traktowana była bardziej jako wyraz odzyskanej swobody manewru Polski, Czechosłowacji i Węgier (a następnie państw bałtyckich i bałkańskich). Była też sposobem na zaznaczenie swej odrębności od Wschodu, rozumianego jako upadający system sowieckiej dominacji.

Podobnie współpracę regionalną na „Nowym Wschodzie” (jak wtedy mawiano) traktował Zachód, a zwłaszcza USA, Niemcy, Francja i Skandynawia. Z jednej strony stwarzała ona szanse na odnalezienie zagubionej podczas „zimnej wojny” kooperacji politycznej i gospodarczej na Bałtyku, Odrze, Dunaju i Morzu Czarnym, a z drugiej umożliwiała edukację pokomunistycznych sierot, by przekazać im zasady życia w krwiobiegu europejskiej polityki.

Ale choć pierwsze lata tamtego regionalizmu były ciekawe, nie zrodziły silnych związków na obszarze między Skandynawią, Europą Środkową i Bałkanami. Po pierwsze, zapał nie szedł w parze z możliwościami i tworzenie np. współpracy wyszehradzkiej abstrahowało od faktu, że koalicja słabeuszy nie stworzy silnych bytów. Po drugie, komunizm pozostawił inne ślady w Polsce, Rumunii, na Węgrzech czy pogrążonych w wojnach Bałkanach. Problemem był też bagaż historii: nie tylko wracające problemy mniejszości, ale i pamięć o fatum Międzywojnia, gdy region stał się obszarem podboju ze strony III Rzeszy i ZSRR.

Złożoność i skala problemów w regionie była też zaskoczeniem dla Zachodu. Pomysły na współpracę na obszarze między EWG/ /NATO a ZSRR (potem Rosją) raziły naiwnością (np. unia polsko-czechosłowacka) bądź ginęły w zderzeniu z rzeczywistością (np. włączenie państw bałtyckich do współpracy nordyckiej). Efektem ścierania się tych środkowoeuropejskich ambicji i zachodnich rozczarowań była coraz bardziej oczywista dla wszystkich konstatacja, że współpraca regionalna ma sens, jeśli jest poczekalnią i wehikułem „powrotu do Europy” – czyli członkostwa w Unii i NATO.

Jednak sposób wchodzenia do obu organizacji tylko nasilił rywalizację w regionie. Ślady tego widać nie tylko w nikłej spójności regionu pod względem np. transportowym, ale też we współpracy wojskowej, która nigdy nie zbliżyła się do wzorców Europy Zachodniej. Obok braku pieniędzy i słabej administracji, w obu przypadkach cieniem położył się brak planowania w skali makro – i zadowalanie się papierowymi inicjatywami.

SZANSE REGIONALIZMU A.D. 2012

Także dziś rzut oka na mapę starczy, by uzmysłowić sobie, że obszar między morzami Bałtyckim i Czarnym nie jest wewnętrznie spójnym regionem Europy. Wyraźnie odznaczają się tu natomiast trzy kręgi współpracy: nordycki i bałtycki (ulegający powolnej konsolidacji ku wspólnej agendzie nordycko-bałtyckiej), środkowoeuropejski i czarnomorski.

Z polskiego punktu widzenia naturalnym punktem wyjścia dla myślenia i działania wydaje się Grupa Wyszehradzka – od 1 lipca Polska znów przewodzi rotacyjnie Grupie – której skład i formuła powinna (przy wszystkich jej słabościach) zostać zachowana, aby pozostać interesującą platformą współdziałania.

Zróżnicowanie interesów państw, ich różny stopień rozwoju i odmienne tradycje polityczno-społeczne sprawiają, że jedynym sposobem na rozwój współpracy w obszarze od Dalekiej Północy po Morze Czarne jest skoncentrowanie się na dziedzinach mających wyraźny profil polityczny, społeczny czy ekonomiczny – czyli takich, wokół których można rozwijać współpracę najpierw poprzez „sojusze zadaniowe”, a w perspektywie regularny kontakt.

Takimi obszarami są energetyka, budowa „korytarzy” transportu towarów i surowców, innowacyjność, współpraca morska i w ochronie środowiska, polityka sąsiedztwa Unii oraz współpraca wojskowa.

A że to mało spektakularne? Istotą współpracy regionalnej nie jest robienie rzeczy oryginalnych, lecz budowanie silnych relacji sąsiedzkich w oparciu o niższe koszty i wymierne rezultaty, czytelne dla opinii publicznej. Ponieważ współpraca regionalna zawsze będzie patchworkiem nakładających się projektów, w różnym stopniu angażujących różne państwa, jej wyrazistość będzie pochodną skali i intensywności działań regionalnych koalicji, a nie efektem odgórnej koncepcji porządkującej cały region.

***

Tak rozumiany nowy regionalizm nie może się stać alternatywą dla polityki na osi Wschód– –Zachód, rozumianej jako konieczność rozwijania przez państwa regionu współpracy np. z Niemcami i uwzględniania w geopolitycznych rachubach także interesów Rosji. Może on natomiast wzmacniać siłę głosu państw i uzupełniać istniejące formy współpracy.

Szczególnie w warunkach coraz bardziej odczuwalnych pęknięć w Unii i NATO, graniczni członkowie obu organizacji powinni wspólnie wziąć na siebie więcej zobowiązań, wynikających z dbania o polityczną spójność kontynentu – i przełamywać (często sztuczne) podziały między państwami posiadającymi lub nie wspólną walutę, należącymi do Schengen czy tylko do Unii lub NATO.

Decydujące nie muszą być przy tym takie motywacje jak „europejski optymizm” (bądź „pesymizm”). Współpraca regionalna to dziś najlepsza metoda rozwoju integracji europejskiej i współpracy euroatlantyckiej. 


Dr OLAF OSICA jest dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2012