Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W swojej praktyce dr Kalwaryjska przekonała się, że wśród chronicznie chorych, z którymi miała wiele do czynienia, są osoby chcące rozwijać swoje życie wewnętrzne, zdecydowane pracować nad sobą i szukać kontaktu z Bogiem. Chcą dać coś z siebie. A także znaleźć wspólnotę, oparcie dla duchowych dążeń. Wiele takich osób znajduje to w zakonach albo w zbliżonych do nich Instytutach Świeckich. Ich przełożeni szukają powołań, ale nie wśród chorych. Chroniczna choroba już na starcie zamyka tę drogę. Halina w pewnym momencie postanowiła ją otworzyć. Wiąże się to z jej przekonaniem, że cierpieniu, które na człowieka spada, można nadać sens, można je przyjąć jako zadanie. Postawa w cierpieniu może być darem, którego ludzie potrzebują, a szczególnie potrzebuje Kościół. Cierpienie nie powinno się marnować, a marnuje się wtedy, gdy ludzie nieotrzymujący pomocy są przez nie niszczeni, także psychicznie i duchowo. Trzeba temu zapobiegać.
To przecież główne myśli “Listu Apostolskiego o Zbawczym Cierpieniu" Jana Pawła II, tekstu, który z jego beatyfikacją może doczeka się większego zainteresowania i uwagi. Na tych myślach Halina Kalwaryjska zaczęła budować, pod koniec lat 50., złożoną z chorych i ich przyjaciół Rodzinę Matki Bożej Bolesnej, rodzaj Instytutu Świeckiego, współzałożonego przez chorych i otwartego przede wszystkim dla nich. “Rodzina" jest drugą rodziną dla członków żyjących w swoich domach, rozproszonych po kraju. Łączy ich więź duchowej solidarności, wspólne pobyty rekolekcyjne, odwiedziny i korespondencja. “List o Zbawczym Cierpieniu" jest tu studiowany, przeżywany, jego wezwanie realizowane.
Sama miałam kiedyś okazję doręczyć odpowiedź Rodziny autorowi “Listu". Nie oddał go - jak zwykle - sekretarzowi - lecz schował “za pazuchę". Znał przecież ten krąg chorych osobiście i swego czasu nazwał swoimi nauczycielami.
Rodzina istnieje i nadal działa wśród niezliczonych trudności. Długo musiała szukać miejsca w Kościele, szukać też duszpasterzy zdolnych pojąć jej horyzonty, wolnych od paternalistycznej litości. Było to tym trudniejsze, im wyraźniej Halina była otwarta na ludzi wcale nie pokornych i nie ze wszystkim pogodzonych, takich jak Irena czy w pewnym sensie również ja. Moje opowieści i refleksje nad światem bywały dla Rodziny inspiracją modlitewnych intencji. Halina nie zgodziła się wyrzec tych spotkań, choć Rodzina miała z tego powodu niemałe kłopoty i wręcz straty. Portem i oparciem dla Rodziny stała się wreszcie wielka Rodzina Dominikańska, dająca między innymi cenne kontakty z młodzieżą studencką.
Dla Haliny Bóg jest już “Wszystkim we wszystkich". Po długim, bolesnym leczeniu zabiła ją (w 1994 r.) choroba nowotworowa.
***
Myśleliście, że kto jak kto, ale ja napiszę coś dziwnego, nieoczekiwanego, kontrowersyjnego. A jednak na to hasło: “Święty, którego znałam" (ankieta w “TP" nr 45/05), przyszedł mi do głowy najpierw ten wątek, na pozór całkiem tradycyjny. Założycielka duchowej Rodziny, wierna w zrozumiałej dla wszystkich służbie, odnowicielka Kościoła, choć z daleka, jednak rzeczywiście u boku Jana Pawła II.
HALINA BORTNOWSKA
publicystka, animatorka grupy “Wirydarz" przeciw antysemityzmowi i ksenofobii, członek zespołu miesięcznika “Znak" i “TP"