Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mniej uwagi ściągnęła konstatacja samego już Obamy, że w starciu między Kaddafim a powstańcami - gdzie on trzyma zachód kraju, a oni wschód - nastąpił pat. Determinacja Wielkiej Trójki zderza się więc z pytaniem: co dalej? Czy, skoro nie starcza lotnictwo, wysłać siły lądowe? Albo negocjować? Tylko jak by to wyglądało w oczach nie tylko Libijczyków, ale w ogóle Arabów: spokojna emigracja dla Kaddafiego po tym, co zrobił swemu narodowi?
Nie jest to problem akademicki. Bezradność Zachodu może mieć fatalne skutki dla mieszkańców Misraty. To 250-tysięczne miasto w zachodniej Libii - jedyne w tej części kraju zajęte przez powstańców - ma wszelkie szanse, by stać się "libijskim Sarajewem". Oblegane i ostrzeliwane od tygodni, bez żywności i leków, jest w sytuacji dramatycznej. Jeszcze się trzyma: powstańcy bronią się w centrum i w porcie. Do Misraty dociera sporadycznie pomoc: w minionym tygodniu statek "Lekarzy bez Granic" ewakuował stu ciężko rannych. Wcześniej kilkuset rannych wywiózł statek turecki. Zanim dobił do brzegu, port na kilka godzin obsadziło tureckie wojsko, a operację zabezpieczały tureckie lotnictwo i marynarka.
Zachodnie samoloty Misraty nie obronią. Potrzebny byłby desant. Skoro poradzili sobie z nim Turcy, nie powinien być problemem dla wojsk zachodnich. Oczywiście taki desant w Misracie, którego konsekwencją byłby udział sił lądowych w walkach, wiązałby się z ofiarami także po stronie sił zachodnich - a właśnie tego politycy chcą uniknąć, za wszelką cenę.
Ale cena i tak będzie: jak kiedyś Sarajewo, tak dziś Misrata staje się testem dla wiarygodności ONZ i Zachodu. Polski rząd jest tu nieobecny - choć w 2003 r. to polskie siły specjalne zajęły sprawnie iracki port Umm Kasr. Tamta operacja nie miała akceptu ONZ i chodziło w niej o zabezpieczenie urządzeń do eksportu ropy. Tu chodzi o życie tysięcy ludzi.