Miłość i nienawiść

Uprowadzenie w Iraku dwóch francuskich dziennikarzy, Christiana Chesnota i Georgesa Malbrunota, nie jest wydarzeniem wyjątkowym. Ale zasługuje na uwagę ze względu na silną i szybką reakcję organizacji muzułmańskich z całego świata, które żądały uwolnienia Francuzów - milcząc o innych porwanych.

12.09.2004

Czyta się kilka minut

Podobnych deklaracji nie było zarówno w przypadku porwania włoskiego dziennikarza, jak i wówczas, gdy ofiarami byli Rosjanie, Egipcjanie, Filipińczycy, Nepalczycy i inni. Co więcej, uwolnienia Francuzów żądały także różne organizacje z Iraku, mające na koncie porwania i zabójstwa. Dlaczego jedne kraje cieszą się popularnością, a inne są celem?

Patrząc na obecną sytuację (nie tylko w Iraku) można rozszerzyć pytanie: czy ostatnie wydarzenia na świecie świadczą o tym, że następuje właśnie zderzenie świata cywilizacji zachodniej i świata islamu? Czy mamy może do czynienia z walką z globalnym terroryzmem muzułmańskim, który atakuje każdego? Czy też jest to terroryzm selektywny, używany jako narzędzie walki z USA? Wydaje się, że najbliższa prawdy jest odpowiedź trzecia.

Niechęć - do USA

Najpierw kilka uwag o języku.

Używając pojęcia “terroryzm muzułmański", autorzy publikacji w polskich mediach myślą głównie o Arabach. Świat islamu jest jednak dużo większy i Arabowie nie są w nim większością. Po drugie, nie wszyscy Arabowie to muzułmanie - jest wielu Arabów-chrześcijan, zwłaszcza w krajach Bliskiego Wschodu (w Libanie, Syrii, Jordanii, Iraku, a spośród krajów północnej Afryki - w Egipcie).

Dlatego pytania “co myślą Arabowie?" albo “co myślą muzułmanie?" nie oznaczają tego samego. Tym bardziej, że również w muzułmańskiej części świata arabskiego różnice zdań występują nie tylko w zależności od kraju, ale także i wewnątrz państw. Co innego myślą mieszkańcy dużych miast z dużymi dochodami, co innego osoby wykształcone, a co innego biedacy ze wsi.

Mylą się także ci, którzy uważają, że Arabowie (i szerzej: muzułmanie) krytykujący Zachód i cywilizację zachodnią mają na myśli także Europę i Polskę. To nasz europocentryzm każe nam myśleć, że zaliczamy się do tej kategorii. W istocie w większości wypadków krytyka ta dotyczy wyłącznie Stanów Zjednoczonych. Europa jest ważnym graczem na arenie politycznej Bliskiego Wschodu, ale nie jest nośnikiem kultury i wartości społecznych.

O tym, że niechęć do Zachodu nie oznacza niechęci do Europy, świadczą choćby badania amerykańskiego instytutu Zogby International (o nastawieniu Arabów do wybranych państw zachodnich), przeprowadzone w 2002 r. w siedmiu krajach arabskich (Egipcie, Jordanii, Kuwejcie, Libanie, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Maroku). Ich wyniki pokrywają się z ujawnioną właśnie sympatią świata arabskiego do Francji: pozytywny stosunek do Francuzów odnotowano we wszystkich państwach (w każdym ponad 50 proc. głosów pozytywnych). Kanada i Japonia były pozytywnie oceniane w sześciu z siedmiu krajów, a Niemcy w pięciu. W przypadku Kanady i Japonii przewagę negatywnych głosów zanotowano w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, których mieszkańcy nie lubili żadnego narodu (wszystkie uzyskały ponad 50 proc. głosów negatywnych) - poza Francuzami.

Zdecydowanie negatywną opinię mają tylko Stany Zjednoczone. Już w cytowanych badaniach z 2002 r. niechęć ta była bardzo wysoka (prawie 90 proc. w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach i około 60-80 proc. w Jordanii, Libanie i Egipcie), a z opublikowanych wstępnych rezultatów badań z 2004 r. (po wojnie w Iraku) wynika, że teraz jest jeszcze większa i wynosi np. 98 proc. w Egipcie, 94 proc. w Arabii Saudyjskiej i 78 proc. w Jordanii.

Warto nadmienić, że rządy tych państw mają przyjazny stosunek do USA, a w przypadku Jordanii i Egiptu otrzymują także pomoc finansową (Egipt prawie 2 mld dolarów rocznie). Jedynie w Kuwejcie ponad połowa społeczeństwa lubi Amerykanów.

Żyć w Bagdadzie

U odbiorcy polskich mediów ostatnie wydarzenia w Iraku mogą wywołać wrażenie, że Irakijczycy to w większości barbarzyńcy, fanatycy i terroryści, polujący na każdego przedstawiciela Zachodu. Jeśli jednak ktoś przebywał dłużej w Iraku już po obaleniu rządów Husajna, ten wie, że do niedawna można było mieszkać w Bagdadzie w zwykłym domku, chwaląc się dookoła, że jest się Polakiem, chodzić na spacery i spędzać wieczory z przyjaciółmi, nie przejmując się raz po raz słyszanymi strzałami.

Większość Irakijczyków nie lubiła i nie lubi Amerykanów, ma natomiast bardzo pozytywny stosunek do Europejczyków i generalnie do cudzoziemców. Przez wiele miesięcy obecności tam setek dziennikarzy i pracowników firm, przypadków agresywnego czy wrogiego zachowania było niewiele. A i to raczej wtedy, gdy przebywało się obok wzburzonego tłumu tuż po jakimś wypadku czy śmierci Irakijczyków.

To nastawienie olbrzymiej większości Irakijczyków do cudzoziemców pozostaje bez zmian. Zmieniły się natomiast procedury bezpieczeństwa, przez co trudniejszy stał się dostęp do obiektów amerykańskich (traktowanych jako cele), co z kolei przekłada się na wybieranie celów zastępczych: obywateli innych państw zachodnich, a także Irakijczyków współpracujących z Amerykanami. Ważna jest też “medialność" porwań, w tym nagłaśnianie żądań porywaczy przez światowe media. Już wcześniej w Iraku ginęli Finowie, Japończycy oraz przedstawiciele firm z całego świata, jednak nie wywoływało to większego wrażenia na nikim - poza najbliższymi ofiar i pracodawcą zabitego. Dopiero porwania okazały się medialnym “strzałem w dziesiątkę" - i dlatego są teraz powtarzane.

Część Irakijczyków - i to niewielka - dokonuje takich czynów przy bierności reszty społeczeństwa, która im nie przeszkadza. Przeciwdziałanie im oznaczałoby bowiem współpracę z Amerykanami lub z nowym rządem irackim - co w rozumieniu przeciętnego Irakijczyka oznacza to samo. Wciąż wielu Irakijczyków (nie umniejszając zasług Amerykanów w obaleniu reżimu Husajna) jest zdania, że są oni okupantami i powinni jak najszybciej opuścić kraj.

Zatoka: duch i materia

Posiadając olbrzymie zasoby ropy naftowej, kraje Zatoki są jednymi z najbardziej rozwiniętych państw arabskich. W przypadku Zjednoczonych Emiratów, Bahrajnu, Kataru czy Kuwejtu można mówić wręcz o społeczeństwach bogatych i nowoczesnych (jeśli chodzi o technologię). Każdy, kto zobaczy wieżowce, biurowce czy infrastrukturę przemysłową w tych krajach, ma prawo pomyśleć, że styl zachodni jest tu wszechobecny.

Jednak dotyczy to tylko sfery materialnej, a nie duchowej. Mieszkaniec Kataru, który wakacje spędza na Lazurowym Wybrzeżu, pije alkohol (zabroniony w islamie), bawi się w nocnych klubach, jeździ zachodnim samochodem, a szkołę skończył w Anglii czy Stanach, za żonę często bierze tradycyjnie wychowaną Arabkę, która poza domem będzie chodzić zakryta, a jej celem życiowym będzie wychowywanie dzieci. Takich zderzeń jest więcej. Osoba, którą znamy z pracy jako fantastycznego kolegę, otwartego i “zabawowego", wcale nie musi być taka w domu. Często stosunek takiej osoby do Zachodu, a zwłaszcza Amerykanów jest bardzo negatywny.

Warto również pamiętać, że ci, z którymi się stykamy i rozmawiamy o świecie zachodnim to ci, którzy chcieli się z nami spotkać, a ich opinia nie musi być reprezentatywna. Bardziej konserwatywni Arabowie i muzułmanie mogą w ogóle nie chcieć z nami rozmawiać. Dlatego często błędne są opinie osób, które kraje Zatoki odwiedzają na krótki czas i twierdzą, że tamtejsi mieszkańcy są bardzo prozachodni i można z nimi rozmawiać na każdy temat. Najczęściej bowiem stykają się z tymi, którzy sami szukają takiego kontaktu i chcą się zaprzyjaźnić.

Podobnie jest w Arabii Saudyjskiej. Ten olbrzymi kraj, posiadający święte dla islamu miejsca i stanowiący cel pielgrzymek z całego świata, powinien być predestynowany do “nieprzemakalności" wobec wpływów świata zachodniego. I choć po części tak jest, to jednak i tu wszyscy mają telefony komórkowe, amerykańskie restauracje cieszą się powodzeniem, a mimo nienawiści do Ameryki hamburgery i cola należą do ulubionych potraw nastolatków.

Także tu można znaleźć ludzi, którzy zachwycają się Ameryką i Zachodem - i takich, którzy krytykują lub nienawidzą, a w swej nienawiści posuwają się do zamachów. I choć często giną w nich przedstawiciele innych państw niż USA, to w rozumieniu napastników przyczyną ich śmierci jest praca w amerykańskiej firmie bądź (prawdziwa lub wyimaginowana) współpraca z USA.

Najważniejsze jest jednak, że we wszystkich krajach Zatoki zewnętrzne atrybuty nie niwelują tradycyjnego sposobu życia i patrzenia na świat, który często pozostaje przesiąknięty kulturą arabską, religijnością i wartościami od lat niezmiennymi.

Papierek lakmusowy

Z kolei na Bliskim Wschodzie stosunek do Zachodu jest najczęściej pochodną nastawienia do konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Zresztą w całym świecie arabskim konflikt ten stanowi punkt zapalny, będąc dla wielu Arabów dowodem podwójnych standardów, jakimi kierować ma się Zachód, ingerując w politykę państw arabskich.

W zależności od tego, jak kraje Europy oraz Stany Zjednoczone ustosunkowują się do poszczególnych stron tego konfliktu, rośnie lub maleje sympatia do nich. Znienawidzona jest Ameryka, zaś największą sympatią cieszą się Francja, Unia Europejska (rozumiana jako całość), a potem Niemcy i Wielka Brytania oraz wreszcie Rosja - czyli te kraje (i Unia jako instytucja), które najbardziej angażują się w rozwiązanie kwestii palestyńskiej.

Jeżeli zaś chodzi o otwarcie na cywilizację zachodnią, to znów: zewnętrzne atrybuty są przyjmowane, ale zmiany kulturowe następują w zasadzie tylko w Libanie, który (zwłaszcza w jego północnej części) bardzo się europeizuje.

Polskie dziewczyny

A Polska? Nasza obecność wojskowa w Iraku i poparcie udzielone polityce amerykańskiej sprawiły, że zyskaliśmy na znaczeniu. Jednak opinia o nas jest bardziej negatywna niż dawniej. Jesteśmy krajem ważniejszym, z którym należy rozmawiać, ale jednocześnie jesteśmy postrzegani jako amerykański “pionek", zaś polska polityka zagraniczna wobec krajów arabskich zaczyna być odbierana jako element polityki USA. Tym samym jesteśmy narażeni na ataki terrorystów, będące konsekwencją naszej współpracy z Amerykanami. Jednak nie należy z tego wyprowadzać wniosku, że musimy zmieniać politykę. Trzeba natomiast zadbać, by ze strony polskiej pojawiały się także inicjatywy, które mogłyby być odebrane pozytywnie przez świat arabski.

Z czym jeszcze kojarzy się Polska? Wciąż z tanim krajem, o wspaniałej przyrodzie, gdzie mieszkają piękne dziewczyny... Jest to wizerunek Polski powstały w wyniku wieloletniej wymiany studenckiej w czasach komunistycznych, który pomimo upływu lat jest ciągle żywy w świecie arabskim.

Jesteśmy także krajem, który kiedyś pięknie grał w piłkę, ale już nie potrafi. Mamy dobry przemysł, ale niskiej jakości, za to bardzo dobrą żywność. Nie wszyscy, ale część Arabów już się orientuje, że jesteśmy w Unii, co wpływa na polepszenie naszej pozycji.

Terror i muzułmanie

Po wydarzeniach z 11 września w Stanach, 11 marca w Madrycie i teraz w Osetii nie ma już kraju, który nie obawiałby się terrorystów. Jaki jest stosunek Arabów do tych zamachów?

Jak już powiedziano, większość muzułmanów i Arabów nie ma negatywnego nastawienia do Zachodu jako całości, lecz do Ameryki i polityki poszczególnych państw europejskich. Tym samym zamachy na świecie, jak ten w Hiszpanii, nie są popierane przez wielu Arabów. Nie dotyczy to natomiast zamachów na terenie Izraela i Palestyny czy Iraku - te traktowane są nie jako terroryzm, lecz jako narzędzie walki z okupantem, jako jedyna broń, jaką posiadają mieszkańcy okupowanych (w rozumieniu wielu Arabów) krajów, ze względu na dysproporcję sił i brak szans na sukces środkami konwencjonalnymi.

Powtórzmy pytanie: czy mamy do czynienia z walką świata islamu z cywilizacją Zachodu? Nie - to element walki z Ameryką, który ze względu na globalizację, układ sił, a także światowe media przekroczył granice Afganistanu, Palestyny czy Iraku i obejmuje coraz to nowe tereny.

O tym, że wciąż nie mamy do czynienia ze zderzeniem cywilizacji, świadczyć może przypadek francuskich dziennikarzy, o których uwolnienie apelowało wiele autorytetów muzułmańskich na świecie, w tym we Francji i w Iraku. Choć Francja nie zamierza spełnić żądań terrorystów i utrzyma - niepopularny w świecie muzułmańskim - zakaz noszenia symboli religijnych w szkołach (w tym także “dużych" krzyży czy żydowskich kip), to wciąż cieszy się sympatią Arabów i muzułmanów. I przynajmniej na razie nikt nie grozi jej zamachami.

Współpraca Marek Kubicki

Paweł Kubicki - absolwent Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego; asystent w Instytucie Gospodarstwa Społecznego Szkoły Głównej Handlowej; redaktor portalu internetowego ARABIA.pl.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2004