Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną metropolita lubelski podkreślił, że w moralnych rozrachunkach z historią musi zapanować przejrzystość i nikt nie może stawiać się ponad prawem. W tym samym tygodniu arcybiskup wystosował list do Bogusława Nizieńskiego, który przez sześć lat (do końca 2004 r.) jako rzecznik interesu publicznego badał zgodność z prawdą oświadczeń lustracyjnych polityków i urzędników. Abp Życiński podziękował Nizieńskiemu m.in. “za styl posługi, w którym świadectwo wrażliwego sumienia cenił Pan wyżej niż wszelkie układy polityczne czy towarzyskie".
Metropolita ostro krytykuje jednak projekt Ligi, który - jego zdaniem - spowodowałby, że za tajnych współpracowników uznano by tych, których “UB jako takich sklasyfikowało". To - biorąc pod uwagę, że w schyłkowym okresie PRL w wykazach SB znalazło się 90 tys. nazwisk - stanowiłoby krok nierozważny, ponieważ nie bierze “pod uwagę aspektu moralnego i złożoności ludzkich dramatów". Tymczasem wobec wszystkich tajnych współpracowników trudno stosować identyczną ocenę moralną. Chrześcijanin powinien wysuwać oskarżenia wyłącznie
w oparciu o konkretne czyny. Gdyby kryteria zaproponowane przez LPR uwzględniono w Ewangelii, nie byłoby różnicy między zdradą Judasza i zaparciem Piotra, bądź nawet drzemką apostołów w Ogrójcu: “Nie można praktykować statystyczno-biurokratycznego podejścia do moralności" - ostrzega abp Życiński.
Rezerwy wobec pomysłu LPR nie krył także wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu, abp Stanisław Gądecki. Zdaniem metropolity poznańskiego “brak rozróżnienia w kategoriach współpracowników, a także możliwość pomyłki powinny sugerować podchodzenie do każdego przypadku osobno i z ostrożnością", zamiast wrzucenia “wszystkich nazwisk do internetu - i potem: niech się bronią ci, którzy potrafią".
Przeciw “stricte politycznej" inicjatywie Ligi wypowiedział się również abp Jeremiasz, prawosławny metropolita wrocławski i szczeciński: “Panowie z SB przychodzili także do wielu księży, katolickich czy prawosławnych i tylko funkcjonariusze oraz osoby, z którymi rozmawiali, znają przebieg spotkań" - mówi prezes Polskiej Rady Ekumenicznej. Jego zdaniem nie ma pewności, że zapiski w archiwach SB są zgodne z rzeczywistym biegiem ówczesnych wydarzeń. Tzw. dzika lustracja może “skreślić szereg osób, które przez wiele lat oddawały wszystkie siły, pracując dla Kościoła i Ojczyzny. A teraz będą musiały udowadniać, że nie są wielbłądami" - zaznaczył abp Jeremiasz.
Z kolei zdaniem bp. Janusza Jaguckiego, prezesa Konsystorza Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, w Polsce należało ujawnić materiały SB wedle wzorów niemieckich w byłej NRD. Każdy obywatel ma tam dostęp do swych teczek, założonych przez bezpiekę, co - jak zaznaczył luterański hierarcha - pozwala ocenić szkodliwość danego współpracownika oraz pobudki, z jakich działał. “Na przeprowadzenie podobnej operacji w Polsce jest jednak zbyt późno" - ocenił bp Jagucki. Dziś postulowałby ujawnienie przede wszystkim tych pracowników bezpieki, którzy otrzymywali za współpracę pieniądze. Wiceprezes Polskiej Rady Ekumenicznej wyraził także wątpliwości wobec uczciwości osób z dawnego aparatu, pozytywnie zweryfikowanych po 1989 r. i pracujących w obecnych strukturach państwa, bo - jego zdaniem - przynajmniej część z nich nie ma ku temu moralnych kwalifikacji: “Należy zbierać o nich informacje, ponieważ wśród nich są na pewno ukryci przestępcy, może nawet mafiosi. Ich trzeba wyeliminować
z gry. Natomiast lustracja w kształcie proponowanym przez LPR absolutnie niczemu nie służy".
Marek Zając, KAI