Między dyktaturą a rewolucją

Syryjscy chrześcijanie są rozdarci. Jedni dołączają do rewolucji, inni popierają prezydenta Baszara al-Asada z obawy przed tym, co może stać się po upadku reżimu.

15.11.2011

Czyta się kilka minut

Michel Kilo jest opozycjonistą i chrześcijaninem. Mówi się o nim, że był w syryjskiej opozycji, zanim jeszcze zdołała się ona ukształtować. Wychowany w lewicowej rodzinie, działalność polityczną zaczął kilka dekad temu. Po raz pierwszy aresztowano go na początku lat 80., gdy reżim zwalczał rewoltę Bractwa Muzułmańskiego.

Kilo już wtedy twierdził, że to dyktatura jest głównym zagrożeniem dla kraju (gdy władze mówiły tak o Bractwie). A po raz ostatni trafił za kraty w 2006 r., za krytykę reżimu; z więzienia wyszedł w 2009 r.

Być opozycjonistą i chrześcijaninem: w Syrii nie było to połączenie częste. Nie tylko wszyscy zwierzchnicy Kościołów, ale też spora część chrześcijan popierała dyktaturę klanu Asadów: w ich rządach widzieli gwarancję swego bezpieczeństwa i swobody kultu.

Dziś to się zmienia. Choć hierarchowie nadal popierają prezydenta, coraz więcej zwykłych chrześcijan staje po stronie rewolucji.

"W Syrii panuje pokój"

A zachęca ich do tego także Michel Kilo, który od początku protestów apeluje do chrześcijan, by przestali pokładać nadzieję w reżimie. "Historia nie wybaczy ani hierarchom kościelnym, ani świeckim, dziś obojętnym lub tańczącym na zwłokach tych, którzy oddali życie także za ich wolność" - pisał w artykule opublikowanym w sierpniu w libańskiej gazecie "As-Safir".

"Tańczący na zwłokach" to mocne określenie. Ale chyba adekwatne. Od marca, gdy w Syrii zaczęły się demonstracje, liczba zabitych przekroczyła 3500 (według ONZ; według opozycji jest wyższa); liczba aresztowanych idzie w dziesiątki tysięcy. Choć prezydent Al-Asad deklaruje przed Ligą Arabską, że wycofa wojsko z ulic, żołnierze nadal zabijają. W minionych dniach na celowniku były zwłaszcza miasta Homs ("stolica rewolucji") i Hama - codziennie liczono nowe ofiary.

Tymczasem niemal wszyscy zwierzchnicy licznych tu Kościołów chrześcijańskich nadal otwarcie popierają reżim (podobne stanowisko zajmują zresztą także główni szejkowie i imamowie). Poparcie to przybiera różną postać. Jedni duchowni mówią w kazaniach, że owszem, można domagać się reform, ale nie demonstracjami. Inni księża, a także biskupi występują w telewizji lub prasie, wyrażając poparcie dla prezydenta.

Wszystkich przebił w tym grecko-prawosławny Patriarcha Antiochii, Ignatius IV (Hazim). Zawsze blisko związany z reżimem, latem tego roku wziął udział w zorganizowanej przez władze kampanii quasi-reklamowej pod hasłem "Syria ma się dobrze" - oświadczając publicznie, że wbrew temu, co pokazują zagraniczne media, Syryjczycy żyją w pokoju. Niedawno w wywiadzie dla "As-Safir" zapewniał, że sytuacja w kraju niebawem wróci do "normy".

W języku Chrystusa

Chrześcijanie, którzy decydują się na ryzyko i uczestniczą w protestach - a jest ich niemało - nie mogą więc liczyć na swoje Kościoły. Trudno ocenić, w jakim stopniu popierający dyktaturę hierarchowie i księża są autentycznie przekonani do niej, a w jakim przymuszeni - być może wielu z nich poddanych było działaniom służb bezpieczeństwa. Ale, być może, wielu mówi to, co myśli.

Faktem jest bowiem, iż wszystkie mniejszości religijne z niepokojem obserwują protesty - nawet jeśli wielu ich wyznawców jest w nie zaangażowanych. Główny powód to strach. Mniejszości obawiają się, co się z nimi stanie po upadku reżimu. Karmione propagandą reżimu, boją się, że - tak jak w Iraku po obaleniu Husajna - w kraju nastanie wtedy chaos, którego ofiarą padną najpierw właśnie one.

Bo choć większość z 23 mln Syryjczyków jest Arabami (83 proc.; inne grupy etniczne to Kurdowie, Ormianie i Turkmeni), to Syria jest krajem bardzo wielu wyznań. Żyją tu nie tylko muzułmanie-sunnici (69 proc.), ale też różne odłamy szyizmu (alawici 12 proc., ismailici 2 proc.), druzowie (3 proc.) i nawet niewielka społeczność żydowska. A także chrześcijanie, stanowiący 14 proc. społeczeństwa (dwie trzecie z nich to Arabowie, reszta to Ormianie).

To w Syrii leży Ma’alula - wioska słynąca z tego, że po dziś dzień mówi się tam w języku Chrystusa, czyli po aramejsku. Podobnie jak w położonej w górach Sednaji, do której przez wieki udawali się chrześcijańscy pielgrzymi, by odnowić wiarę i prosić o cudowne uzdrowienie. W Syrii są też liczne, położone na odludziu, klasztory, jak Dar Mar Musa (Dom św. Mojżesza) koło Nabak. A także, rzecz jasna, niezliczone kościoły w miastach, sąsiadujące z meczetami.

Podzielone rodziny

Chrześcijanie, którzy stawiają na reżim, boją się, że Syria rozpadnie się na części: druzyjskie południe, alawickie północne wybrzeże, kurdyjski północny wschód i muzułmańsko-chrześcijańskie centrum, gdzie będą zdani na łaskę Braci Muzułmanów. Reżim dość skutecznie wmawia im, że jego upadek przyniesie rządy islamskich ekstremistów, że kraj ogarnie religijna wojna domowa. Zdarzyło się już przecież, że na demonstracji w poddamasceńskiej Douma pojawił się napis: "Alawici do grobu, chrześcijanie do Bejrutu!". Znamienny dowcip krąży po Damaszku: jeden chrześcijanin pyta drugiego, kogo ten woli, Jezusa czy Baszara? "Baszara" - pada odpowiedź. "Jak to?". "Bo Jezus jest za miękki na Braci, od razu go zabiją".

Rządzący od ponad 40 lat alawicki klan Asadów - Hafez al-Asad w latach 1971-2000, a od 2000 r. jego syn Baszar - zawsze prezentowali się jako gwarant wewnętrznego spokoju. W 1982 r. Asad ojciec krwawo rozprawił się z powstaniem Braci Muzułmanów; zginęło 30 tys. ludzi, armia zniszczyła część miasta Hama.

- Nie obawiam się tego, co będzie po upadku reżimu - przekonuje mnie Amal, Syryjka z rodziny greckich katolików. Tłumaczy, że większość sunnicka nie jest aż tak wielka: że gdyby od tej grupy odjąć "wykluczonych" Kurdów i bezpaństwowych Palestyńczyków, liczba obywateli-sunnitów spadnie do poniżej 60 proc. - Poza tym większość sunnitów, których znam, nie głosowałaby na Braci Muzułmanów. A nawet jeśli, to nie będzie koniec świata. Nie dajmy sobie wmówić, że reżim nas chroni - irytuje się dziewczyna.

Amal przyznaje, że w jej rodzinie, podobnie jak w wielu chrześcijańskich rodzinach, doszło do podziału. Ona sama skłóciła się z kuzynem. - Próbowałam tłumaczyć mu, że w nowej, demokratycznej Syrii nic nam nie będzie grozić, nieważne, kto będzie rządził - opowiada. - On mówił, że Bracia przejmują kraj. Od tamtej pory nie rozmawiamy.

Podzieliła się też grecko-prawosławna rodzina Ramiego. On, ojciec i matka są za rewolucją, a mąż siostry jest zakochany w prezydencie. Gdy przy wspólnym obiedzie szwagier chwali Asada, reszta wymownie milczy. Rami twierdzi, że tylko ze względu na siostrę nie dał mu jeszcze "w zęby". Przestał też rozmawiać z wieloma przyjaciółmi. - Na początku rewolucji stało się jasne, kto jest kim. Spośród moich chrześcijańskich znajomych straciłem kilku kolegów, ale więcej spośród muzułmańskich - zaznacza.

W awangardzie panarabizmu

- Chrześcijanie w Syrii nie są jednorodni, w każdej grupie wyznaniowej część ludzi jest za reżimem, a część przeciw - mówi Rami. - Ja czuję się Syryjczykiem i Arabem, przynależność religijna mojej rodziny mnie nie określa.

Rami uważa się też za ateistę. Wyniósł to z domu, gdzie panowały wartości panarabskie i socjalistyczne. Nie przypadkiem zresztą, bo arabscy chrześcijanie - zwykle lepiej wykształceni niż przeciętna - byli w XX w. awangardą i intelektualnym zapleczem arabskiego ruchu narodowego (panarabizmu) i antykolonializmu. Boutros al-Bustani, XIX-wieczny chrześcijański uczony, jeden z ojców "przebudzenia narodu arabskiego", wraz z dwójką amerykańskich misjonarzy przełożył Biblię na arabski. Jego myśl podjął inny Arab - chrześcijanin George Antonius, który w 1938 r. opublikował "Arabskie Przebudzenie", uznawane dziś za manifest arabskiego ruchu narodowego. W XX wieku w wielu miejscach regionu na czele ruchów panarabskich stali chrześcijanie; wielu miało przekonania radykalnie antyzachodnie, czasem też marksistowskie.

Założona przez Aflaqa w 1946 r. Partia Baas (jej ideologia to hybryda panarabizmu i arabskiego socjalizmu) przejęła władzę w Syrii drogą zamachu stanu w 1963 r. Pod jej rządami chrześcijanie obejmowali często wysokie stanowiska (np. obecny minister obrony Daoud Rajiha pochodzi z rodziny grecko-prawosławnej), ale nigdy najwyższe. Te obsadzali alawici, z których wywodzą się Asadowie.

- Chrześcijanie myślą, że reżim się z nimi liczy. Tymczasem w Syrii funkcjonuje system feudalny. Reżim daje nam pracę i rzekomą ochronę w zamian za lojalność. Rozgrywa mniejszości wyznaniowe, aby osłabić sunnicką większość - przekonuje Munir, działacz opozycji.

Z symbolem ryby

O ile kiedyś chrześcijanie byli w arabskiej awangardzie, dziś są rozdarci.

Gdy latem tego roku w damasceńskim Qabun chowano ośmiu zabitych demonstrantów, na pogrzeb przyszedł znany aktor, chrześcijanin Faris Helu. Żałobnicy podnieśli go w górę. "Niech Bóg cię zachowa!" - wołali z szacunkiem. Helu zaintonował okrzyk, od którego zaczynają się dziś demonstracje w meczetach: "Allahu Akbar! Hurrije!". Czyli: "Bóg jest wielki! Wolność!".

- Faris chciał okazać solidarność z rodzinami zabitych i przypomnieć Syryjczykom, że ta rewolucja nie jest wyznaniowa - mówi Munir, który był wtedy w Qabun. - To nie jest walka sunnickiej większości z reżimem alawitów, lecz walka Syryjczyków, w tym chrześcijan, przeciw reżimowi Asada.

Wbrew stanowisku biskupów, w Damaszku działa ruch młodych chrześcijan. Dołączają do demonstracji i starają się przekonać współwyznawców, by zaczęli postępować "jak Syryjczycy, a nie jak stado baranów" - jak mówi członkini tej grupy. Nazwijmy ją Ranią, żeby nie podawać prawdziwego imienia.

Rania mówi, że aresztowanych zostało już 60 członków ruchu.

Ruch nazywany jest dziś "Samake", po arabsku: "Ryba". To dlatego, że za swój znak rozpoznawczy obrał symbol ryby.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2011