Miasto ruin

Po 1989 r. Kraków w większym stopniu niż inne polskie miasta stał się ofiarą słabości samorządu, bałaganu prawnego i zwykłej ludzkiej chciwości.

12.05.2014

Czyta się kilka minut

Szkieletor / Fot. Grażyna Makara
Szkieletor / Fot. Grażyna Makara

Kiedy tygodnik „Polityka” zapytał, jaki budynek stanowiłby dziś najbardziej adekwatny symbol Krakowa, można było przewidzieć, że zwycięzcą nie okaże się Wawel, ale Szkieletor. Rozpoczęta w 1975 r. i nigdy nie ukończona konstrukcja, przeznaczona pierwotnie na siedzibę Naczelnej Organizacji Technicznej, wystaje wysoko ponad stosunkowo płaską panoramę miasta, strasząc żelbetonowym kośćcem.

Szkieletor: historia pewnej zapaści

Wybór krakowian jest wyrazem frustracji, wynikającej z degradacji przestrzennej miasta, które jeszcze niedawno mogło pochwalić się urbanistyczną dyscypliną i konsekwencją. Historia wysokościowca to wyrazisty przykład tej zapaści.

Budowę siedziby NOT przerwano już w 1979 r. (zabrakło pieniędzy), w latach 80. ktoś wpadł na pomysł, by zaadaptować budynek na potrzeby pracowników nowohuckiego kombinatu. Po 1989 r. potencjalni inwestorzy rezygnowali, gdy tylko dowiadywali się, jakie warunki stawia historyczny charakter miasta, ile problemów technologicznych rodzi ruina. Budynku nie udało się również wyburzyć.

W 2005 r. za 30 mln zł zakupiła go spółka celowa Treimorfa Project. Rozpoczęły się dyskusje dotyczące przede wszystkim wysokości i funkcji obiektu. Przeciw rozbudowie protestowało m.in Towarzystwo na Rzecz Ochrony Przyrody. Zmieniały się projekty i terminarz.

Przed rokiem uchwalono punktowy plan miejscowy. W styczniu 2014 r. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju pozwoliło odstąpić od przepisów budowlanych dotyczących ochrony przeciwpożarowej, co otwierało ścieżkę administracyjną dla pozyskania pozwolenia na budowę. Marek Dunikowski i Krzysztof Kliche z biura architektonicznego DDJM opowiadali o projekcie, dla którego inspiracją miały być artdecowskie wysokościowce Chicago. Wydawało się, że pozwolenie wydane będzie najpóźniej w lutym. Procedury wymagają, by Wydział Architektury zawiadomił wcześniej zainteresowane strony. Jak dotąd urzędnikom nie udało się dotrzeć do wszystkich.

Cracovia: tonący transatlantyk

Nie wiemy, jaka przyszłość czeka opustoszały hotel Cracovia – ważny przykład architektury późnego modernizmu, zbudowany w latach 1960–1965 wg projektu Witolda Cęckiewicza, w PRL-u nazywany „białym transatlantykiem”. W 2011 r. budynek został sprzedany. Nowy właściciel, kielecka spółka Echo Investment, nie był zainteresowany zachowaniem jego pierwotnej funkcji. Hotel miał zostać zastąpiony galerią handlową, zapewniającą wielokrotnie wyższe zyski.

Nic dziwnego, że pomysł spotkał się z oporem – zarówno Urzędu Miasta, jak i środowisk architektonicznych i aktywistów miejskich (z grupą młodych krytyków i historyków architektury skupionych wokół Instytutu Architektury na czele). Po pierwsze, Cracovia usytuowana jest przy głównej osi widokowej Krakowa, między Starym Miastem, Błońmi a kopcem Kościuszki. Naprzeciw mieści się jedna z najbardziej reprezentacyjnych krakowskich instytucji: Gmach Główny Muzeum Narodowego. Wreszcie jest to zabytek – podobnie jak nowohucka Arka Pana, biurowiec Biprocemwap czy kino Kijów.

Problem w tym, że, jak mądrze zdiagnozował Filip Springer, na dziełach pochodzących z okresu PRL-u ciąży odium „źle urodzonych”. A po 1989 r. zachłyśnięcie się wolnym rynkiem oraz ideą dowolności, wynikającej jakoby ze „świętego prawa własności”, połączyło się z „ikonoklazmem” wobec architektury powojennej, co w sumie fatalnie wpłynęło na naszą przestrzeń publiczną.

W 2011 r. Cracovia została wpisana do wojewódzkiej ewidencji zabytków (co nie jest równoznaczne z wpisem do rejestru zabytków; chronione są tylko niektóre elementy budynku). Stanowczo zbyt późno, zwłaszcza że 3 lata wcześniej eksperci na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego przygotowali listę późnomodernistycznych obiektów, które powinno się chronić prawnie. Gdyby władze samorządowe się pospieszyły, zapewne w ogóle nie byłoby problemu.

Sytuacja jest patowa. Echo Investment stara się o wykreślenie hotelu z ewidencji: dowodzi, że budynek ze względów technicznych nie nadaje się do zachowania w obecnej formie, grozi miastu sądem. W proteście przeciw jego planom krakowianie organizują „Marsz Chciwości”.

Wiele wskazuje, że Cracovia powtórzy los Szkieletora. A jak mogłoby być? W Kopenhadze zabytkiem jest modernistyczny Radisson Sas Royal Hotel, zaprojektowany przez charyzmatycznego duńskiego architekta Arne Jacobsena i zbudowany w latach 1955-60. Właściciele wykorzystują to promocyjnie. Aby spędzić noc w pokoju, w którym od początku nie wymieniono żadnego mebla, trzeba słono zapłacić.

Wierzbowa: jak w Nairobi

Nieco lepiej ma się inna krakowska ruina – dawny hotel Forum (autorstwa Janusza Ingardena, budowany w latach 1978-89). Wartość budynku łatwo dostrzec, porównując go ze stojącą naprzeciw banalną bryłą hotelu sieci Hilton: na jej tle doceniamy złamaną linię konstrukcji (tak, by była zgodna z biegiem Wisły) z opadającymi ku rzece kaskadami, równe rytmy elewacji...

W 2001 r. hotel włączony został do sieci Sofitel. Rok później – zamknięty w dość niejasnych okolicznościach. Jako przyczynę podano wady konstrukcyjne, czego w 2007 r. nie potwierdziła kontrola Urzędu Nadzoru Budowlanego. Dziś Forum nazywane jest „najdłuższym billboardem Europy”, wyszczerzając reklamy w kierunku Wawelu. Mimo wszystko nie jest to miejsce martwe: na parterze działają Forum Przestrzenie, jeden z najpopularniejszych klubów w Krakowie, o którym pisaliśmy w „TP” nr 14.

Od kilku dni można mieć nadzieję, że znikną ruiny usytuowane 300 metrów dalej, w sąsiedztwie powstającego właśnie Centrum Kongresowego (nota bene wymagałoby ono uzupełnienia o park albo plac, na które nie ma tu miejsca; miasto nie wykupiło w odpowiednim momencie gruntów). Dziś przestrzeń otaczająca interesujący, futurystyczny budynek przypomina nieco miasta afrykańskie, gdzie pełno jest niedokończonych inwestycji, na które zabrakło woli bądź pieniędzy. Oczodoły niegotowych bloków, a na balkonach mieszkań, do których ktoś się wprowadził, baner z wiele mówiącym napisem: „www.okradli.pl”.

Przypomnijmy: kiedy w 2008 r. bankrutowała firma Leopard, budująca bloki przy ul. Wierzbowej, 180 osób miało podpisane umowy kupna, nie dysponując jeszcze aktami własności. Nie oni więc przejęli mieszkania, ale nowojorski wierzyciel krakowskiego inwestora, fundusz Manchester.

Dla ludzi, którzy zaciągnęli wieloletnie kredyty, był to dramat. Wykazali się jednak determinacją: założyli Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Deweloperów Wierzbowa, stronę www, wynajęli prawników. Przeżyli 6 lat strachu, że do końca życia będą spłacać kredyt za dom, którego nie mają. Na szczęście zwyciężyli: najpierw Sąd Najwyższy unieważnił hipoteki nałożone na mieszkania przy ul. Wierzbowej. Teraz Sąd Rejonowy dla Krakowa – Śródmieścia nakazał wydać ich właścicielom akty własności. Pozostaje tylko jedno: muszą jeszcze wywalczyć 7 mln zł na dokończenie inwestycji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014