Merkel ma już z kim przegrać

Kandydatura Martina Schulza na kanclerza Niemiec tchnęła w socjaldemokratów nowe życie. Ośmieleni skokiem w sondażach, chcą zwyciężyć w wyborach do Bundestagu. Do tego jeszcze daleko. Ale nie jest to już cel nierealny.

27.02.2017

Czyta się kilka minut

Martin Schulz, kandydat SPD na kanclerza, pod pomnikiem Willy’ego Brandta w siedzibie partii w Berlinie, 30 stycznia 2017 r. / Fot. Fabrizio Bensch / REUTERS / FORUM
Martin Schulz, kandydat SPD na kanclerza, pod pomnikiem Willy’ego Brandta w siedzibie partii w Berlinie, 30 stycznia 2017 r. / Fot. Fabrizio Bensch / REUTERS / FORUM

Gdy w piątkowe popołudnie Stefan Aengenheyster przyszedł po pracy do lokalnego biura Socjaldemokratycznej Partii Niemiec w berlińskiej dzielnicy Schöneberg, zastał w nim już tylko ostatnią pracownicę.

Właściwie Stefan mógł załatwić wszystko przez internet. Ale jednak zależało mu, żeby deklarację członkowską podpisać osobiście.

Był początek lutego. Kilkanaście dni później otrzymał pocztą pierwsze partyjne dokumenty. W marcu listonosz przyniesie mu jeszcze czerwoną książeczkę partyjną z wytłoczonymi literami SPD na okładce (czerwony to tradycyjny kolor SPD).

Gdy Stefan opowiada dziś o swoim wstąpieniu do partii, na jego twarzy nie widać dużych emocji. – Demokracja to przede wszystkim ciężka praca – mówi spokojnie „Tygodnikowi”. Poza intensywną karierą w sektorze prywatnym, sportem i nauką języka arabskiego, ten 28-letni politolog z wykształcenia będzie musiał jeszcze znaleźć czas na wolontariacką działalność w partii. – Na razie usiłuję się w niej zorientować. Ale w trakcie kampanii na pewno będę agitował na ulicach – zapowiada.

Efekt Schulza

Stefan nie jest jedyny. Ponad 6 tys. Niemców wstąpiło do SPD w ciągu trzech tygodni, jakie minęły od 24 stycznia. To ponad 10 razy więcej niż zwykle w takim okresie.
Powód? „Efekt Schulza”. Tego dnia Martin Schulz, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, ogłosił, że poprowadzi SPD do wyborów i chce zostać następnym kanclerzem Niemiec.

Dla socjaldemokratów przejście popularnego Schulza do krajowej polityki to niemal polityczne wskrzeszenie. SPD, druga siła polityczna w Niemczech, od 2013 r. współrządzi krajem w tzw. wielkiej koalicji – razem z chrześcijańskimi demokratami z CDU/CSU. Jednak w ostatnich latach partia traciła zwolenników i ostatnio w sondażach zbierała rekordowo niskie notowania, rzędu 20 proc.

Tymczasem „efekt Schulza” podziałał także na słupki poparcia: w ciągu kilkunastu dni podskoczyły do poziomu 30 proc. Według niektórych badań SPD po raz pierwszy od lat wyprzedza nawet CDU (33 proc. do 32 proc.). W innych przewaga partii Angeli Merkel skurczyła się do 3-4 punktów.

Różnica jest jeszcze większa, jeśli zapytać Niemców, kogo chętniej widzieliby na stanowisku kanclerza: Schulza preferuje dziś 46 proc. badanych, zaś Merkel 38 proc. Widać w tych wynikach efekt nowego kandydata i skutek dużego zainteresowania mediów jego osobą.
Obydwa na pewno z czasem osłabną. Ale wygląda na to, że rządząca w Berlinie od ponad 11 lat kanclerz Merkel trafiła na poważnego konkurenta.

– To świetny start. Ale kampania to maraton, a my mamy na razie bardzo dobre pierwsze dwa kilometry – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” Dietmar Nietan, poseł SPD zasiadający w zarządzie partii. Schulza zna od ponad 20 lat – pochodzą z sąsiadujących okręgów wyborczych – i jest w wąskim gronie doradców organizujących jego kampanię wyborczą.

– Przez ostatnie 10 lat SPD miała na poziomie krajowym słabe wyniki, więc członkowie partii byli zdemotywowani i sfrustrowani. Teraz czuć w partii przełom, Schulz zaraził ją entuzjazmem i optymizmem – wyjaśnia Nietan [patrz rozmowa na str. 43 – red.].

Księgarz bez matury

W tym pierwszym entuzjazmie dla kandydatury Schulza widać zadowolenie ze zmiany, którą do niemieckiej polityki wnosi nowa twarz. Po 22 latach spędzonych w Parlamencie Europejskim Schulz jest jednocześnie postacią rozpoznawalną i nie jest obarczony polityczną przeszłością w Berlinie.

Na stanowisku przewodniczącego SPD zastępuje on mniej popularnego Sigmara Gabriela, który rządził partią od siedmiu lat (oficjalne przekazanie funkcji nastąpi w połowie marca). Gabriel nie mógł przekonać do siebie wyborców i stanowił dla SPD raczej polityczny balast niż aktyw. W zamian za ustąpienie miejsca na czele SPD został właśnie ministrem spraw zagranicznych. Było to możliwe, bo dotychczas zajmującego to stanowisko Franka-Waltera Steinmeiera (też z SPD) Zgromadzenie Federalne wybrało w połowie lutego na nowego prezydenta.

Rozpoznawalność nie oznacza jednak, że wyborcy dobrze znają Schulza. Dla wielu pozostaje zagadką, jakim jest politykiem i czego chce dla Niemiec.

Przedstawiając się wyborcom, 61-letni Schulz podkreśla swoje korzenie w Würselen, małym zachodnioniemieckim miasteczku przy granicy z Holandią i Belgią. Tam, marząc o karierze piłkarza, wyleciał ze szkoły, nie doczekawszy matury. Kontuzja przerwała plany sportowe, więc w szkole zawodowej wykształcił się na bibliotekarza, otworzył w mieście księgarnię i dalej uczył się sam, dzięki lekturom.

To także w Würselen wpadł też w młodości w alkoholizm (z którego wyszedł po terapii i do dziś pozostaje abstynentem) i zaczął działalność w młodzieżówce socjaldemokratów. W wieku 31 lat został burmistrzem miasteczka, a siedem lat później trafił do Parlamentu Europejskiego. Tam przepracował 22 lata, z czego ostatnie pięć jako jego przewodniczący. Prywatnie żonaty, ojciec dwójki dzieci.

Lewicowa obietnica

„Czas na więcej sprawiedliwości”: hasło, z którym Schulz zaczął kampanię, podkreśla z jednej strony fakt, iż Angela Merkel rządzi krajem już od trzech kadencji, a z drugiej strony eksponuje tradycyjnie podejmowane przez socjaldemokratów postulaty sprawiedliwości społecznej. „Miliony ludzi czują, że sprawy w tym kraju nie idą sprawiedliwie” – mówił niedawno w wywiadzie dla „Spiegla”.

Na program wyborczy SPD trzeba będzie poczekać do czerwca. Ale Schulz zapowiada już m.in. silniejsze opodatkowanie przychodów z kapitału, rozwój budownictwa socjalnego i reformę rynku pracy.

– Chodzi o sprawiedliwość w szerokim znaczeniu tego słowa. Nie tylko o pytanie, czy zasiłek dla bezrobotnych jest za niski – wyjaśnia plany SPD Dietmar Nietan. – Np. czy zagraniczne koncerny płacą w Niemczech podatki albo czy wszystkie dzieci mają równe szanse na trafienie do dobrej szkoły – dodaje.

Niesprawiedliwość w najsilniejszej gospodarce Unii, gdzie bezrobocie jest na najniższym poziomie od lat? Część socjologów twierdzi, że taka narracja może liczyć na poparcie. Z jednej strony większość Niemców przyznaje, że wiedzie im się dobrze. Zarazem jednak w społeczeństwie rozprzestrzeniona jest niepewność dotycząca przyszłości.

Niemcy patrzą z niepokojem m.in. na integrację uchodźców, rozwarstwienie między bogatymi i biednymi, zabezpieczenia socjalne (szczególnie wysokość emerytur) i dalsze uelastycznianie rynku pracy, na którym zwiększa się liczba umów czasowych i kontraktów w niepełnym wymiarze godzin.

Podkreślając swoje pochodzenie z prowincjonalnego miasteczka, Schulz chce przekonać Niemców, że jest w stanie zmierzyć się z tymi problemami. Jego kariera – od księgarza bez matury do kandydata na kanclerza – jest przykładem spełnienia obietnicy awansu społecznego, która przez lata leżała u podstaw niemieckiej społecznej gospodarki rynkowej, a dziś w oczach wielu obywateli wydaje się zagrożona.

Ale są też głosy bardzo krytyczne. Wolfgang Schäuble, minister finansów z CDU, oskarża Schulza i kampanię SPD o populizm, gdyż Niemcom wiedzie się najlepiej od długiego czasu. Tyle że Schulz, jako kontestator obecnego politycznego porządku, musi atakować. A Brexit i zwycięstwo Donalda Trumpa w USA pokazują, że większą szansę w wyborach mają ci, którzy apelują do emocji wyborców, niż ci, którzy przekonują o zaletach status quo.

Tym bardziej że po trzech kadencjach Merkel w fotelu kanclerza (dłużej od niej rządzili tylko Konrad Adenauer i Helmut Kohl) Niemcy mogą pragnąć zmiany choćby czysto personalnej. „Odkąd kandyduje Schulz, Niemcy mogą wybrać Angelę Merkel bez przymusu głosowania na Angelę Merkel” – drwi z programowego podobieństwa obojga polityków dziennik „Tagesspiegel”.

Burzliwe czasy

Dla Stefana Aengenheystera to obecna sytuacja polityczna w Niemczech i na świecie miała największe znaczenie, gdy podejmował decyzję o wstąpieniu do SPD. – To burzliwe czasy. Na sile zyskują prawicowi populiści i wrogowie demokracji. To ważne, żeby samemu zaangażować się w demokratycznym systemie – wyjaśnia.

– Nie trzeba się daleko rozglądać. Nawet w Niemczech AfD zdobywa szerokie poparcie, głosząc hasła, które jeszcze pięć lat temu były nie do wyobrażenia w debacie publicznej – mówi Aengenheyster o wrogiej uchodźcom i muzułmanom partii Alternatywa dla Niemiec, która według sondaży z wynikiem 9-12 proc. może dziś liczyć na trzecie miejsce w wyborach.

Schulz i SPD będą w kampanii wykorzystywać do rozprzestrzeniony w Niemczech strachu przed skrajną prawicą. Podczas pierwszego przemówienia Schulz atakował AfD, którą nazwał „żadną alternatywą dla Niemiec, tylko wstydem dla Republiki Federalnej”. Komentując popularność nacjonalistów we Francji i Holandii, prezentował SPD jako „bastion przeciw wściekłemu nacjonalizmowi”. Znany z bezpośredniego języka, krytykuje też ostro Trumpa, w Niemczech wybitnie niepopularnego.

Angela Merkel z racji pełnionego urzędu na otwartą krytykę prezydenta USA nie może sobie pozwolić. Za to Schulz i SPD będą jej wypominać bawarskiego koalicjanta Horsta Seehofera z CSU, który o Trumpie wypowiada się przychylnie i od miesięcy krytykuje Merkel za jej postawę podczas kryzysu uchodźczego, próbując w ten sposób odebrać wyborców AfD.

Wielu Niemców może przekonać też doświadczenie Schulza w unijnej polityce, gdzie domagał się rozszerzenia praw Parlamentu Europejskiego, uzasadniając to koniecznością demokratyzacji brukselskich instytucji i procesu legislacyjnego. – Na świecie widzimy coraz więcej polityków próbujących się odgrodzić od innych państw, więc potrzebujemy kanclerza, który będzie walczył o dalszy rozwój Unii Europejskiej. Angela Merkel chce tylko zachować status quo – przekonuje Aengenheyster.

Ale wieloletnią pracę w Brukseli będą mu też wyciągać konkurenci – jako wadę. Schulz nie ma ani doświadczenia rządowego, ani doświadczenia w wewnątrzniemieckiej polityce. A naprzeciw siebie ma Merkel, która berlińskie kulisy władzy zna jak mało kto. Schulz podkreśla, że to z czasów ratusza w Würselen zna problemy zwykłych ludzi. Konkurenci z CDU replikują, że stylizujący się na antyelitarnego kandydata, on sam był w Brukseli częścią establishmentu.

Powrót politycznego sporu

Aby wygrać, socjaldemokraci będą musieli też wyjaśnić wyborcom, czemu to oni powinni znów rządzić. Bo od 1998 r. tylko przez cztery lata (2009-13) SPD nie była częścią rządzącej koalicji. Tak, kanclerzem od lat jest Merkel – ale SPD już dwa razy była jej koalicjantem.

SPD chwali się, że w koalicji z CDU/CSU udało jej się przeforsować główne obietnice: wprowadzenie płacy minimalnej (dziś to 8,86 euro na godzinę), możliwość przejścia na emeryturę w wieku 63 lat i przepisy spowalniające podnoszenie cen wynajmu mieszkań. Ale w wyobraźni wyborców te zasługi i tak szły na konto Merkel, a rządowi nadawała ton agenda CDU/CSU: „czarne zero”, czyli brak deficytu w budżecie i brak nowych podatków dla najbogatszych.

Ponadto to koalicje – niezbędne w niemieckim systemie – kształtują linie powyborczych rządów. Tymczasem SPD idzie do wyborów bez wskazywania swych koalicyjnych preferencji.

Dietmar Nietan mówi, że to logiczny krok, na który zdecyduje się też Merkel. – Widzimy, że to będzie głównie walka między SPD i CDU/CSU, więc wyborcy przenoszą na te formacje swoje preferencje z małych partii. Schulz powie tak: jeśli chcecie, aby SPD była silna niezależnie od tego, w jakiej będzie koalicji, to głosujcie na nas. To samo powie też Merkel – wyjaśnia. Kwestia koalicji rozstrzygnie się zatem dopiero po wyborach.

Niemniej dla niemieckiej demokracji kandydatura Schulza to dobry znak, bo wraz z silnym kandydatem SPD odżywa polityczny spór między głównymi partiami, którego w ostatnim czasie w kraju brakowało. W kwestii uchodźców, która zdominowała polityczny dyskurs ostatnich dwóch lat, główne partie miały mniej więcej podobne stanowisko. Tylko AfD sprzeciwiała się ich przyjęciu i zbudowała dzięki temu silną pozycję partii antystemowej.

Jeśli kampanii nie zakłócą duże wydarzenia zewnętrzne, to walka SPD i CDU/CSU przemieści oś sporu z podziału między politycznym mainstreamem a AfD z powrotem tam, gdzie jego naturalne miejsce: między dwie największe partie.

Na razie faworytką pozostaje Merkel. Ale do zaplanowanych na 24 września wyborów ponad pół roku i trudno coś przewidzieć. A po drodze kilka wyborów landowych – i ważne głosowanie we Francji.

Może dlatego w sprawie kandydatury Schulza kanclerz Merkel robi na razie to, do czego przyzwyczaiła Niemców przez ponad dekadę swych rządów: milczy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2017