Manhattan przy Plantach

Trochę księgarnia, a trochę antykwariat. Trochę kawiarnia, a trochę cukiernia. Przychodzą tu profesorowie i anarchiści, Polacy i obcokrajowcy. Z potrzeby wiedzy, z głodu i z tęsknoty za Ameryką.

08.04.2014

Czyta się kilka minut

Massolit przy ulicy Felicjanek 4 w Krakowie / Fot. Magda Pacana
Massolit przy ulicy Felicjanek 4 w Krakowie / Fot. Magda Pacana

Róg cichej ulicy Felicjanek, położonej na uboczu, ale wciąż w centrum miasta. Cztery pokoje w dwóch mieszkaniach. W pierwszym wysoka lada, po jej lewej stronie błyszczący ekspres do kawy, po prawej szklany słoik z ciasteczkami i witrynka z tortami. Pod ścianami regały z ciemnego drewna, szczelnie zapełnione książkami. Do krawędzi półek przyklejone karteczki z nazwami działów: literatura piękna, bitnicy, judaistyka, Skandynawia, przestępczość zorganizowana... Wszystko. Ponad dwadzieścia tysięcy tytułów.


Papuga z tortem


Można tu zamówić tort marchewkowy i przejrzeć „The Parrot Who Owns Me”, historię przyjaźni ornitolożki z podstarzałą papugą. Można zjeść quiche ze szpinakiem i zaczytać się w „Like a Complete Unknown”, biografii Boba Dylana. Można wypić lampkę wina i obejrzeć „Parisian Hideaways”, album z fotografiami wnętrz paryskich hoteli. A wszystko przy piosenkach Billie Holiday albo Elli Fitzgerald – na tyle cichych, żeby nie przeszkadzały w lekturze i rozmowie.

Massolit (od nazwy moskiewskiego stowarzyszenia literatów z „Mistrza i Małgorzaty”, ale też od amerykańskiego wyrażenia mass of literature) założył w 2001 r. Amerykanin David Miller. Okulary, kaszkiet, nieśmiały uśmiech, cichy głos. Pochodzi z New Jersey, ale bardziej pasuje do Nowego Jorku. Miał być profesorem, ale znużyła go naukowa dyscyplina. Pracował w bibliotece uniwersyteckiej w Chicago, ale wolał być piekarzem w Paryżu i nauczycielem angielskiego w Chinach.

Zaczęło się od jego byłej żony Karen, która – zafascynowana Polską – w 1995 r. dostała stypendium w Krakowie. David rzucił doktorat i przyjechał za nią. Pisał i uczył się, stopniowo przenosząc swoje zainteresowania z Dalekiego Wschodu (zna chiński i tajski) na wschodnią Europę. Zaczął zgłębiać historię i kulturę europejskich Żydów, także ze względu na własne pochodzenie (dziadkowie wyemigrowali z Łotwy). I w końcu zatrzymał się na polskich wątkach.

Jeszcze na studiach marzyli z Karen o własnej księgarni. Później myśleli o bibliotece: miejscu, w którym Polacy mogliby za darmo czerpać wiedzę o zachodnim świecie, czytać trudno dostępne książki akademickie, m.in. z zakresu gender, women’s studies i queer studies. – Jestem na lewo, chciałem dawać ludziom do czytania to, co moim zdaniem powinni przeczytać. Bo uważam, że świat zmierza w dość gównianym kierunku – mówi David łagodnie. – Z czasem stwierdziliśmy jednak, że organizacja non-profit to ograniczenie, a zależało nam na jak największej otwartości.

Przez dwa lata jeździli po Stanach, szukając używanych książek na wyprzedażach, w antykwariatach, prywatnych domach i magazynach. Sprowadzili 12 tysięcy. Znaleźli wspólnika, Matthew Roya; oni otworzyli księgarnię we własnym mieszkaniu, on – kawiarnię po drugiej stronie klatki schodowej. Wyszperali przedwojenne meble, powiesili na ścianach radzieckie plakaty propagandowe i lewicowe hasła, wydrukowali skromne ulotki w stylu retro. Pierwsi klienci przyprowadzali kolejnych. Romantyczny pomysł przekształcił się w biznes.

Był jeszcze epizod węgierski – otworzona w 2009 r. filia w Budapeszcie, później przejęta przez pracowników. – To było dla mnie za dużo. Nie jestem biznesmenem – uśmiecha się David. Gdyby nim był, zabiegałby pewnie o turystów. Ale bardziej niż na przypadkowych klientach zależy mu na tych oddanych, którzy o Massolicie wyczytali w internecie i przychodzą z mapą, nie z przewodnikiem. O tym, że Massolit znalazł się na drugim miejscu opublikowanej przez „National Geographic” listy „rzeczy koniecznych do zobaczenia w Krakowie” (pierwsza była „Dama z łasiczką”), dowiedział się przypadkiem, od przeprowadzającego z nim wywiad dziennikarza.

David jest jedynym z trójki założycieli, który został w firmie. Wciąż dwa-trzy razy do roku jeździ do Stanów, szukać książek na tyle unikalnych i tanich, żeby można je było kupić wyłącznie w Massolicie i po polskich cenach. To głównie tzw. remainders, czyli egzemplarze, które nie sprzedały się w księgarniach. Poza tym na bieżąco sprowadza nowości. – Zawsze pierwszy rozpakowuję kartony, żeby zabrać jakieś książki dla siebie. Ale niedużo, tylko kilka – uśmiecha się.

Tytuły, które dziś sprzedaje, są nieco inne niż te, od których zaczynał. Co kilkanaście lat temu było w Polsce alternatywne, teraz jest wykładane na uniwersytetach. Studenci i nauczyciele akademiccy zamiast kupować w Massolicie, zamawiają podręczniki przez Amazon.com albo ściągają pirackie kopie. David nie ma im tego za złe: – Uważam, że wiedza powinna być darmowa. Po co wydawać na książki potrzebne tylko do studiów? Lepiej kupować inne, te dla siebie.

Idea biblioteki wciąż jest w Massolicie obecna. Można spędzić cały dzień czytając i zapłacić tylko za kawę.


Bomba na debacie


Kilka razy w tygodniu odbywają się tu otwarte spotkania (organizatorzy nie płacą za miejsce, uczestnicy nie płacą za wejście) – od transmisji debat prezydenckich, przez występy niszowych zespołów, po wykłady uniwersyteckich kół naukowych czy dyskusje Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada. Zazwyczaj jest spokojnie, ale raz zrobiło się niebezpiecznie: wiosną ubiegłego roku, podczas feministycznej dyskusji, dwóch łysych młodzieńców wrzuciło do kawiarni bombę. Zrobiła dużo huku i dymu, żadnych szkód. Barmanka Ania, która miała wtedy zmianę, zdążyła wybiec na korytarz. – To był jedyny taki wypadek, ale straszą nas od dawna – mówi. Bo dla niektórych Massolit jest miejscem zbyt otwartym.

Spotykają się tu cudzoziemcy mieszkający w Krakowie, nie tylko Brytyjczycy i Amerykanie. Jednym z najwierniejszych klientów jest Veikko Suvanto, slawista z Finlandii. Pierwszy raz przyszedł do Massolitu 10 lat temu, jako student na wymianie Erasmus. – Ulotka obiecywała „ponad 25 000 tytułów”. Moim pierwszym wrażeniem było lekkie rozczarowanie, bo myślałem, że antykwariat składa się tylko ze skromnego przedpokoju i kawiarni. Dopiero gdy zauważyłem szyld „This way to more books” i trafiłem do drugiej części, zdałem sobie sprawę, w jakim jestem raju. Mam stąd kilkaset książek.

– Wychowałem się w domu, w którym relikty z ZSRR splatały się z silną obecnością kultury amerykańskiej, więc może dlatego Massolit od razu stał się dla mnie ważny – tłumaczy. – Większość znajomości, które tu zawarłem, trwa do dziś. To głównie dzięki nim zacząłem po roku wymiany przyjeżdżać do Krakowa regularnie, za każdym razem poznając w Massolicie nowych ludzi. Aż w końcu zostałem w Krakowie na stałe.

Przyjaciel Veikko z Massolitu Michał Oleszczyk, amerykanista i krytyk filmowy, dyrektor artystyczny Festiwalu Filmowego w Gdyni, trafił tu przypadkiem. – Wszedłem z ciemnej zimowej ulicy jak do gościnnego, otwartego domu z wielką biblioteką. Zawdzięczam temu miejscu kilka najbliższych przyjaźni i kilka półek książek. Mój ulubiony regał to ten z anglojęzycznymi publikacjami o Polsce – znalazłem na nim wiele prezentów dla zagranicznych znajomych.

Obcokrajowcy przyprowadzają do Massolitu swoje dzieci (do niedawna w niedzielne przedpołudnia odbywało się głośne czytanie bajek; projekt wróci jesienią). W tygodniu wpadają uczniowie sąsiedniej brytyjskiej szkoły: przychodzą na przerwach po cookies, klasyczne amerykańskie ciastka z czekoladą, z wierzchu chrupkie, w środku miękkie. Podobnie jak kremowy nowojorski sernik, ciasto czekoladowe z masłem orzechowym czy apple pie, piecze je sam David. Za rogiem, na ulicy Smoleńsk, otwiera właśnie bistro, w którym będzie można kupić na wynos ciasta, quiche, bajgle, zupy i sałatki.

Veikko: – Massolit skończył niedawno 12 lat i pewnie stracił przez ten czas coś ze swojej wyjątkowości. W samym Krakowie zdążyło się pojawić kilka innych kawiarnio-księgarni. Ale dalej jest to miejsce, gdzie Wschód łączy się z Zachodem, gdzie Polacy i cudzoziemcy mogą się spotkać i pogadać po angielsku. Nie tylko o książkach.

I mieć namiastkę Nowego Jorku – dwie minuty od Plant.


W drugiej połowie kwietnia Massolit otwiera piekarnię przy ulicy Smoleńsk 17.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Absolwentka dziennikarstwa i filmoznawstwa, autorka nominowanej do Nagrody Literackiej Gryfia biografii Haliny Poświatowskiej „Uparte serce” (Znak 2014). Laureatka Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski i Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014