Mamuty i polityka

Zacznę cofając się w daleką przeszłość. Na klasyczne pytanie unde malum, skąd zło, mam taką odpowiedź: to się zaczęło jakieś 100 do 120 tysięcy lat temu w górnym czwartorzędzie, kiedy nasi pradawni przodkowie wytłukli wszystkie mamuty i całą masę innych wielkich ssaków. Co nie oznacza, że czuję się odpowiedzialny za wyginięcie mamutów, ale tamto dziedzictwo tkwi gdzieś w naszych genach.

03.04.2005

Czyta się kilka minut

I w okolicznościach sprzyjających wywołaniu odruchów zła - takie odruchy się pojawiają.

Wracając do naszych czasów: dziwne rzeczy słychać ostatnio o rozmaitych osobach. Pierwsza to pan Kobylański, milioner z Urugwaju, zdemaskowany już kilka lat temu przez Władysława Bartoszewskiego i odsunięty od kontaktów z naszym MSZ-em. Okazuje się, że działania przeciw Kobylańskiemu rozpoczęto już za głębokiego Peerelu, a przerwano je, jak się zdaje, wtedy, kiedy się okazało, że Kobylański wcale nie jest tylko byłym szmalcownikiem, ale ma być może jakieś związki z KGB. Teraz od nowa rozpoczęto poszukiwanie dokumentów w jego sprawie, tyle że on liczy sobie już 82 lata i może zejść z tego świata, nim te dokumenty się znajdą.

W Krakowie wypłynął znów pan Strzelewicz, były lokalny prezes tak zwanego Zlepu, czyli Związku Literatów utworzonego za stanu wojennego. Inwektywy, jakimi obrzucił postać zmarłego Miłosza, są tego rodzaju, że w ogóle mowy być nie może o merytorycznej odpowiedzi, bo musielibyśmy włożyć skafandry i wleźć na dno szamba. Z drugiej strony całkowicie przemilczać takich rzeczy niepodobna.

Tym, co się dzieje na wyższych piętrach, bardzo jestem zatroskany. Wszyscy nagle chcą zostać prezydentami. Kandydatura Lecha Kaczyńskiego napotyka u mnie na duży opór, bo nie lubię, jak ktoś zapewnia o swojej uczciwości; takiego, który by mówił, że będzie prezydentem nieuczciwym, jeszcze nie było. Prezydenckie zakusy ma też Lepper, wydaje nawet z tej okazji książkę, która jest oczywiście jakąś brednią, ale jego zwolennicy dmą w surmy, że będzie to wielka rzecz. Podejrzewam, że ludzie z LPR-u nie mieliby nic przeciwko temu, ażeby Lepper poszedł na bój jako pierwszy szwoleżer; możliwe, że on w tym boju padnie i wtedy na placu pozostanie Giertych. Najbardziej mnie jednak przeraziło, że do wyścigu zgłosił się znów Stan Tymiński, ten sam, co się kiedyś opasywał wężami. Jak nie Stan Tymiński, to Giertych, jak nie Giertych, to Lepper, i tak kręcimy się w kółko.

W tle mamy sprawę Radia Maryja i ojca Rydzyka. Osobiste moje mniemanie jest takie, że strona religijna tego Radia jest stroną tylko osłonową, a tak naprawdę chodzi o sączenie rozmaitych jadów. Episkopat jest podzielony i większość biskupów skłania się ku temu, by Radio milcząco tolerować i znosić jego wybryki. Nie sądzę, żeby to było roztropne z punktu widzenia interesów Polski.

Ogłoszenie tak zwanej listy Wildsteina było według mnie posunięciem zbyt pochopnym i gwałtownym. Mówię to sine ira et studio; jestem w sytuacji dosyć komfortowej, na żadnej liście nie mogę się znaleźć, ponieważ nikt się nigdy do mnie o nic nie zwracał i niczego nie proponował.

Nagromadziło się tyle rozmaitych nieprzyjemnych i niekorzystnych tendencji, jak chyba nigdy od początku istnienia Trzeciej Rzeczypospolitej. Poziom debat, dyskusji i awantur politycznych, który zawsze był dosyć niski, w obliczu nadchodzących wyborów jeszcze się obniżył, a łowienie ryb w mętnej wodzie cieszy się dużym powodzeniem. Bodaj Jarosław Kaczyński powiedział, bez żadnych dowodów, że w Moskwie są podobno jakieś papiery albo kwity na Kwaśniewskiego. Co to znaczy: podobno? Przecież tak nie można uprawiać polityki! Metody i maniery, do tej pory średnio czyste, zaczęły się coraz bardziej zabrudzać. Dostrzegam wyraźną różnicę w stosunku na przykład do Niemiec; tam się jednak pewnych rzeczy nie robi.

Nagromadziło się u nas dużo nieczystości, które należałoby usunąć w sposób radykalny - tylko pojęcia nie mam, jak. A równocześnie - to jakiś paradoks - stan naszej gospodarki się poprawia, złoty mocny jest jak nigdy przedtem i ucichły już ostatnie krzyki “Balcerowicz musi odejść"; nie ma powodu, dla którego miałby dokądkolwiek odchodzić, skoro zrobił, jak widać, wiele bardzo dobrych rzeczy.

Na wszystkim zaś kładzie się cieniem choroba Papieża, który postanowił heroicznie trwać do ostatniego tchnienia na swoim urzędzie. Mniemania na temat słuszności tej decyzji z punktu widzenia interesów Kościoła są, jak widzę w prasie światowej, roz-szczepione. Jako obserwator zewnętrzny czuję się tu zupełnie niekompetentny; mogę tylko powiedzieć, że wieści z Watykanu czynią te Święta dramatycznie smutnymi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2005