Małoletni terroryści

W tureckich więzieniach przebywa wraz z matkami ponad pół tysiąca dzieci, w tym wiele noworodków. Niektóre trafiły tam kilka dni, a inne kilka godzin po narodzinach.

25.09.2017

Czyta się kilka minut

Więzienie w Stambule. Kłódki powiesili więźniowie, solidaryzując się z aresztowanymi aktywistami walki o wolność prasy, 2016 r. / MURAD SEZER / REUTERS / FORUM
Więzienie w Stambule. Kłódki powiesili więźniowie, solidaryzując się z aresztowanymi aktywistami walki o wolność prasy, 2016 r. / MURAD SEZER / REUTERS / FORUM

Stambuł. Na Moście Męczenników, zwanym dawniej po prostu Mostem Bosforskim (nazwę zmieniono na cześć mieszkańców, którzy rok wcześniej zginęli tam podczas nieudanej próby zamachu wojskowego), przemawia Recep Tayyip Erdoğan. Jest 15 lipca, kraj obchodzi pierwszą rocznicę stłumienia puczu. Prezydent mówi o demokracji i jedności, dziękuje „ukochanemu” narodowi, że przeciwstawił się zdrajcom, i obiecuje, że ci, którzy próbowali obalić legalną władzę, zapłacą za to. „Jeśli trafi do mnie ustawa przywracająca karę śmierci, podpiszę ją” – zapewnia, a tłum wiwatuje.

30 km dalej, w dzielnicy Bahçelievler, ciężarna gospodyni domowa Yasemin Özkul jedzie na salę operacyjną z objawami zatrucia ciążowego. Cesarskie cięcie trwa pół godziny. Radość zebranej na szpitalnym korytarzu rodziny krócej. Jeszcze w trakcie zabiegu w szpitalu zjawia się trzech policjantów z nakazem aresztowania Yasemin.

Kobieta, podobnie jak jej zatrzymany kilka miesięcy wcześniej mąż, jest oskarżona o związki z organizacją Fethullaha Gülena – duchownego, któremu przypisuje się zorganizowanie puczu wojskowego. „Nie mamy pojęcia, na jakiej podstawie sformułowano te zarzuty” – opowiadał później dziennikarzom Recep Dursun, brat kobiety. Prosił policjantów, by odstąpili od aresztowania siostry. „Mówiłem, że jest po operacji, że urodziła przed terminem. Obiecałem, że gdy jej stan zdrowia na to pozwoli, sam zawiozę ją na komisariat, ale nie odpuścili. Zabrali ją i dziecko”.

Poród na posterunku

To nie jedyny taki przypadek. Po Aysun Aydemir, nauczycielkę angielskiego z Mersin, policjanci przyszli 16 maja, gdy tylko szpitalna recepcjonistka wprowadziła do centralnego systemu jej dane. Chcieli ją aresztować zaraz po cesarskim cięciu i tylko sprzeciw lekarzy sprawił, że z zabraniem jej i noworodka do aresztu poczekali trzy dni.

Hatice Avan z Denizli urodziła w czwartek. W piątek była za kratami. Obiekcje lekarzy nie powstrzymały mundurowych, którzy zatrzymali ją za rzekome związki z ruchem Gülena (pracowała w akademiku jednej ze szkół duchownego).

Elif Aslaner, nauczycielka religii z Bursy, urodziła wcześniaka o dziewiątej rano. Dziesięć godzin później policja czekała pod drzwiami sali, w której odpoczywała z niemowlęciem. I tak miała szczęście: gdyby mąż nie dogadał się z policją, aresztowano by ją jeszcze przed porodem. „Mundurowi byli już u nas wcześniej – mówił mężczyzna. – Nie aresztowali żony, bo wyjaśniłem jej sytuację zdrowotną. Przy poprzednim porodzie przez dwa dni była w śpiączce. Ze szpitala też od razu jej nie zabrali, bo nie pozwolili na to lekarze”.

Do listy trzeba dodać Havvę Hamam­cıoğlu, Esrę Demir, Zarę Koc i kilkanaście innych kobiet. Nazlı Mert zaczęła rodzić na posterunku. Policjanci przewieźli ją na porodówkę i poczekali, aż urodzi. Wyprowadzana przez nich ze szpitala, zasłabła. Do radiowozu dowieźli więc ją i dziecko na wózku inwalidzkim. Spodziewającą się bliźniąt Nuriye Yalcin z Kocaeli aresztowano podczas wizyty kontrolnej, a następnie poddano pięciogodzinnemu przesłuchaniu, by na koniec przewieźć do oddalonej o wiele kilometrów komendy w sąsiedniej prowincji.

Mleko i łzy

„O ile wiem, jest to wbrew naszej konstytucji, aby trzymać w więzieniu kobietę powyżej szóstego miesiąca ciąży” – powiedziała podczas przesłuchania w prokuraturze Özlem Meci, nauczycielka historii, która w listopadzie trafiła do więzienia w Aliaga pod Izmirem. Jej petycja do ministra sprawiedliwości, w której prosiła o rozprawę bez aresztowania (zarzut: przynależność do organizacji terrorystycznej i próba obalenia ładu konstytucyjnego), pozostała bez odzewu. Meci urodziła w lutym. Podczas gdy dziecko z zaburzeniami oddychania trafiło do szpitala, kobietę odwieziono z powrotem do zakładu karnego. Dopiero gdy sprawę opisali dziennikarze, Ministerstwo Sprawiedliwości udzieliło zgody, by więźniarka – pod nadzorem – dołączyła do noworodka i karmiła piersią. Teraz oboje, Özlem i jej synek Murat, przebywają w więzieniu.

Fatma Çetin, nauczycielka z Erzurum, była w siódmym miesiącu ciąży, gdy wybuchł pucz wojskowy. Aresztowano ją kilka miesięcy później, z dzieckiem na ręku. Z więzienia napisała wstrząsający list do jednego z tureckich dziennikarzy. „Jeśli otrzyma pan ten list, proszę przeczytać uważnie, by zrozumieć głębię mojego bólu. Gdy aresztowano męża, byłam w siódmym miesiącu ciąży. Stres sprawił, że dziecko urodziło się za wcześnie i spędziło sporo czasu w inkubatorze. Kiedy byłam na urlopie macierzyńskim, zostałam zawieszona jako nauczycielka, a dwa miesiące później aresztowana za związki z FETO. Przez tydzień byłam oddzielona od dziecka. W tym czasie wylewałam mleko i łzy do zlewu”.

W liście Fatma opisała też fatalne warunki sanitarne, w jakich przebywają matki: 30 osób w ośmioosobowej sali z jedną łazienką, brak posiłków dla dzieci (jej córka Melek, z tureckiego „Anioł”, je mleko mamy, ale w celi jest inna mama z czterolatkiem, który musi jeść to, co dorośli). „W takim tłumie nie da się ruszyć. Nawet szept jest słyszalny, więc córeczka źle sypia”.

Urodziny bez tortu

W ciągu minionego roku liczba kobiet aresztowanych w Turcji wzrosła o ponad 200 proc. Gdy nie starcza miejsc w zakładach karnych dla kobiet, trafiają do wydzielonych stref w więzieniach dla mężczyzn. A wraz z nimi dzieci. Według danych upublicznionych ostatnio przez opozycyjną Republikańską Partię Ludową (CHP) w tureckich więzieniach przebywa dziś ok. 560 maluchów.

Większość to te, które trafiły tam w ostatnim roku, po próbie puczu. Dobrze, jeśli ich matki w ogóle znają zarzuty. Część kobiet – choć siedzą od miesięcy – wciąż nie wie, o co się je oskarża. Inne, jak Dilek Sağlam czy Fadime Günay, są z noworodkami w więzieniach, choć niczego się im nie zarzuca. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale aresztowane zostały „w zastępstwie” mężów oskarżanych o spiskowanie z Gülenem. Ponieważ mężczyzn od kilku miesięcy nie można namierzyć, zatrzymano żony z dziećmi. „Wyjdziecie, gdy mężowie się zgłoszą” – miały usłyszeć na komisariacie.

„To niemoralne i obrzydliwe” – uważa Feyzi İşbaşaran, polityk, były deputowany rządzącej AKP. Sezgin Tanrıkulu, poseł CHP, interweniuje we wszystkich przypadkach aresztowań matek z dziećmi. „To, co robicie, jest nieludzkie i nieetyczne” – pisał do premiera Binalego Yıldırıma. Bez skutku.

Odpowiedzi na apele i pisma nie doczekali się też deputowani z prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP). Prosili ministra sprawiedliwości o zgodę na odwiedziny u aresztowanych partyjnych koleżanek (członkinie HDP oskarżane są o spiskowanie zarówno z Gülenem, jak i terrorystami Partii Pracujących Kurdystanu), lecz nie odniosło to skutku.

– O tym, w jakich warunkach przebywają, dowiadujemy się od ich adwokatów i rodzin – mówi mi Ceylan Akça Cupolo, doradczyni posłanki HDP z prowincji Batman, Ayşe Acar Başaran. Cupolo opowiada o torcie wysłanym do więzienia Gebze przez ojca na pierwsze urodziny jego synka Miraza (przesyłka nie dotarła do małego adresata, zatrzymali ją strażnicy) i pokazuje interpelację do ministra sprawiedliwości. „Dlaczego dzieci muszą przebywać w takich warunkach jak dorośli? Dlaczego nie przewidziano dla nich miejsc do zabawy czy nauki ani specjalnego jadłospisu?” – pytają posłanki. Chcą też wiedzieć, jak państwo kontroluje warunki w więzieniach, w których dzieci przebywają z matkami.

Pytają, choć znają odpowiedź. Z raportu CHP wynika, że ponad 400 z żyjących za kratami dzieci jest w więzieniach o zaostrzonym rygorze. – To znaczy, że nie wychodzą na dwór. Niektóre z nich jeszcze nigdy w życiu nie spojrzały w niebo – mówi Gamze Akkuş, przedstawicielka partii.

Kampania strachu

Kiedy je zobaczą? Nie wiadomo. – O wielu aresztowanych mamach, których historie opisaliśmy, nie mamy żadnych informacji – mówi mi dziennikarka portalu Turkey Purge. Anonimowo, jak wszyscy tworzący tę stronę, od roku opisującą represje wobec domniemanych puczystów. Kobieta wyjaśnia, że państwowe media milczą, a rodziny boją się rozmawiać z dziennikarzami, by nie zaszkodzić osadzonym bliskim.

Raport „Jailing Women in Turkey. Systematic Campaign of Persecution and Fear”, do którego mnie odsyła, uświadamia, że mają się czego bać. Opracowanie autorstwa tureckich dziennikarzy „na uchodźstwie”, którzy założyli organizację Stock­holm Center for Freedom, mówi o łamaniu praw człowieka, torturach i ignorowaniu przez władze (państwowe i więzienne) nie tylko międzynarodowych traktatów, ale też prawa tureckiego. „Motywem tej bezprecedensowej akcji prześladowania kobiet jest chęć zastraszenia społeczeństwa. Jeśli reżim ucieka się do takiej skrajności jak uwięzienie kobiet, które urodziły lub są w ciąży, dopuszcza torturowanie ich i znęcanie się nad nimi w aresztach, to sprawia, że nikt nie czuje się bezpieczny” – czytamy.

Jego autorzy wskazują też, że rząd dekretami stanu wyjątkowego „rozgrzeszył” siebie i sprawców więziennej przemocy, a zamiast jej przeciwdziałać, dopuszcza do niej, by zmusić podejrzane do zeznań. To nie wszystko: aresztowane traktowane są, jakby już były skazane. A poczynania władz odbijają się nie tylko na zatrzymanych kobietach. Na wolności pozostają ich rodziny: mężowie, dzieci, rodzice. Udokumentowano przypadki „gülenistek” osadzonych tysiące kilometrów od domu. To wyklucza widywanie bliskich. „Już zapominam powoli twarz mojej córeczki” – mówi jedna z cytowanych w raporcie więźniarek.

Apele bez końca

„Tureckie kobiety i dzieci doświadczają dziś wielkiej tragedii. Środowisko między­narodowe musi wywrzeć presję na Erdoğana, aby zaprzestano łamania praw człowieka i pociągnięto do odpowiedzialności tych, którzy są za nie odpowiedzialni” – konkludują autorzy raportu. Ale bez większej nadziei na sukces.

Przez ostatni rok organizacje praw człowieka wydały już dziesiątki takich apeli. Żaden nie zrobił wrażenia ani na władzach tureckich, ani międzynarodowych, którym Ankara mniej lub bardziej skutecznie tłumaczy, że jedynie walczy z terrorem.

Fatma Çetin – ta, której list z więzienia trafił do dziennikarzy – dobrze o tym wie i prosi tylko o jedno: „Zastanówcie się, jaką rolę w puczu mogłam odegrać będąc w siódmym miesiącu ciąży, o którą staraliśmy się od trzech lat? Czy ołówek, którego używałam jako nauczycielka, jest już uważany za broń?!”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2017