Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był wtedy - widzieliśmy to na własne oczy - naprawdę szczęśliwy. A nam "serca pałały" - i rodziła się między nami jakaś nowa więź... I zaczynaliśmy, być może, pojmować, co miał na myśli biblijny autor, kiedy pisał o dniach stworzenia: "I widział Bóg, że było dobre...".
Ale czas gonił - i ludzie odpowiedzialni za harmonogram pielgrzymki usiłowali przerwać ów serdeczny dialog Ojca z mieszkańcami Wadowic, i z nami wszystkimi. Tak jakby nie do końca rozumieli, o czym on mówi. Jakby myśleli: “To przecież nic ważnego! Ot, takie wspominki starszego pana. A tu czekają rzeczy naprawdę ważne! Na przykład koronacja obrazu...".
Nigdy nie zapomnę tamtego machnięcia ręką, kiedy jeden z księży przerwał w końcu Papieżowi, żeby kontynuować celebrę. W tym momencie - jestem o tym coraz bardziej przekonany - byliśmy świadkami zderzenia dwóch różnych modeli religijności. W jednym z nich chrześcijaństwo oznacza moje dzisiaj (“tu i teraz"), o którym mówię Bogu i w którym towarzyszy mi Chrystus; w drugim - chodzi przede wszystkim o rytuał.
---ramka 350228|lewo|1---Wtedy, w Wadowicach, na chwilę wychyliła się ku nam inna twarz życia wewnętrznego, zbyt często kojarzonego z nudą takich czy innych nabożeństw. Była to twarz szczęśliwego człowieka, który kocha ludzi i świat, i kocha życie w jego konkrecie. W tamtym momencie ujrzałem “jakby w zwierciadle, niejasno" niebo. I zrozumiałem absurd pytań, czy “tam" będzie nudno. A jeśli czasem zdarza mi się jeszcze mieć co do tego wątpliwości, wystarczy, że spojrzę na zdjęcie z Wadowic... I przypomnę sobie słowa Pisma: “Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało (...), jak wielkie rzeczy przygotował Bóg, tym, którzy Go miłują".
Jakaż nadzieja!
***
Doświadczenie śmierci Papieża i oczekiwanie jego rychłej beatyfikacji każe mi na nowo przemyśleć tajemnicę świętych obcowania. Święty to przecież ktoś bliski, kochany, to przyjaciel - a nie postać stojąca wysoko na ołtarzu. Dzielę się z nim moją radością, opowiadam mu o problemach i zwierzam się z lęków - a nie płacę tylko trybut należnej modlitwy. Ze świętym mogę sobie zatem... pogawędzić. Także o kremówkach. I o tym, że boję się śmierci.
Tak, dzięki Janowi Pawłowi II zaczynam odkrywać świętych: przyjaciół, których proszę o pomoc i modlitwę.
Opowiadał mi znajomy, jak na śmierć Papieża zareagowała jego starsza, mocno schorowana ciocia. Napierw pojawiło się w niej uczucie osierocenia, które wkrótce jednak zamieniło się w... radość. ,,Teraz - powiedziała owa pani - kiedy będę miała problemy z chodzeniem, poproszę Go o pomoc. I już nie będę musiała jechać do Rzymu i starać się o audiencję!".
No właśnie...
***
W tamtym machnięciu ręką na rynku w Wadowicach, 16 czerwca 1999 r., dostrzegam również jakąś rezygnację. I zgodę - na to, że nie jest już panem samego siebie. Tak jak mówi o tym Ewangelia, którą często w ostatnich latach przywoływał Papież: “Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, (...) inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz".
To była zgoda na ogołocenie.
***
Sześć lat później, w Niedzielę Wielkanocną, 27 marca 2005 r., Jan Paweł II stanął w oknie Pałacu Apostolskiego, żeby udzielić zgromadzonym błogosławieństwa ,,Urbi et Orbi". Uczynił to w milczeniu, bo - pomimo prób (podejmowanych z ogromnym wysiłkiem) - nie udało mu się wypowiedzieć ani słowa. Kilkakrotnie uderzył przy tym ręką w poręcz fotela - czuł się taki bezsilny. Wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać. A my patrzyliśmy na to cierpienie... I wydawało się nam, że - choć to Wielkanoc - znaleźliśmy się z powrotem w Ogrójcu.
Wtedy również wychynęła ku nam jeszcze inna twarz życia wewnętrznego - i czuliśmy, że tu idzie o najpoważniejszą rzecz na świecie: o śmierć. I o życie.
A potem był pogrzeb. I homilia kard. Ratzingera, który powiedział: “Możemy być pewni, że nasz umiłowany Papież stoi obecnie w oknie w domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi".
Zdawało mi się nawet, że go widzę. Uśmiechał się: jak wtedy w Wadowicach.