Leszczyna w Australii (o Ludwice Amber)

Ludwika Amber (ur. 1948), poetka polska zamieszkała w Australii, należy do nielicznych już dziś przedstawicieli naszej literatury działających z dala od kraju. I nie ma w tym nic dziwnego. Sytuacja w Polsce pojałtańskiej w pełni tłumaczyła fakt, że po II wojnie światowej nie powróciła do kraju spora liczba pisarzy. Exodus Miłosza w r. 1950 świadczy, że najwięksi "wybierali wolność i później, w okresie najsilniejszych ideologicznych nacisków. Warunki te uległy oczywiście całkowitej zmianie z chwilą odzyskania przez Polskę suwerenności.

02.08.2006

Czyta się kilka minut

Wyjeżdżając do Australii w r. 1982, wkrótce po ogłoszeniu stanu wojennego, Ludwika Amber uczyniła to w momencie, kiedy po raz ostatni o sytuacji naszego kraju zdecydował fakt jego zależności od sowieckiego imperium. Kiedy dziś czytam utwory tej autorki kilkunastu zbiorów pisanych po polsku wierszy, a także przekładów z poezji australijskiej oraz obszernej antologii poezji i prozy polskiej w Australii, kiedy zastanawiam się nad fenomenem jej twórczości, która zyskała sobie uznanie zarówno krytyki polskiej, jak czytelników obcych - wiersze jej przekładane są na angielski, niemiecki, francuski i litewski - to zadaję sobie pytanie, jakie czynniki uwarunkowały fakt, że poetka żyjąc od 24 lat z dala od kraju, daje wciąż nowe dowody zakorzenienia w polszczyźnie.

Czynnikiem podstawowym jest to, że opuszczając kraj była już osobowością w pełni ukształtowaną. Miała za sobą 33 lata życia w ojczyźnie, ukończone studium nauczycielskie w Olsztynie w zakresie filologii polskiej, studia na wydziale psychologii UW, okres działania w NSZZ "Solidarność" i pracy z niewidomymi dziećmi w Laskach. To determinowało jej stosunek do rodzinnego kraju i języka. Zdumiewa bowiem swoboda i nieskazitelność polszczyzny w wierszach Ludwiki Amber, i to niezależnie od tego, czy tematem ich są próby przybliżenia nam australijskiej egzotyki kulturowej i pejzażowej, czy nawrót do tematyki ojczystej, związany np. z odwiedzinami miejsc odgrywających szczególną rolę w jej rodzinnej tradycji. W wierszu "W Wilnie", które po raz pierwszy zobaczyła jako osoba pięćdziesięcioletnia, pisze:

Babcia i Dziadek przeszli przez Ostrą Bramę

z nieistniejącego domu w Lidzie przyszli tu do mnie

przekraczając wszystkie granice -

razem dotarliśmy na północny biegun rodzinny

Ale z równą swobodą osadzone są w polszczyźnie utwory, w których poetka wprowadza nas w australijską egzotykę:

Stare banksje w Ogrodzie Botanicznym

(...)

Zielona papuga - inna niż w Sydney

pasie się na trawie nad drzewami

roślinne pazurki kangurów zaczepiają

mój wzrok ciemną kosmatą czerwienią

czekam na dzikie czarne łabędzie

("Nad rzeką czarnych łabędzi")

Ma Ludwika Amber swój odpowiednik Herbertowskiego "Pana Cogito". Jest nim "Pani Drzewo". "Rozmowy z panią Drzewo" to tytuł jej drugiego tomu wierszy, wydanego w 1994 r. w Sydney, w wersji dwujęzycznej: oryginalnej polskiej i w angielskich przekładach Barbary Plebanek i Tonny'ego Howarda. Oto jak "Pani Drzewo opowiada o Australii":

(...) drzewa mają tu inne imiona

pszczoły zbierają inne miody

(nie lipowe wrzosowe słowiańskie)

z eukaliptusów żelaznych i skórzanych

dzikie zwierzęta ukryte w buszu

na pustyni i w jaskiniach Aborygenów

wyrastają przed nami w biegu

w skoku na brzegach oceanów

Kreując swoją "Panią Drzewo", Ludwika Amber czyni to z pełną świadomością nawiązania do Herberta, z tym że oczywiście już w samym określeniu tej poetyckiej persony zaznacza się jej odmienność od źródła inspiracji. Pan Cogito uosabia myśliciela, Pani Drzewo jest natomiast jakby personifikacją piękna i mowy przyrody. Ma jednak swoją wymowę fakt, że reakcją poetki na wieść o śmierci Herberta jest opatrzony przez nią adnotacją "Sydney, 29 lipca 1998" wiersz "Rozmowa z Panem Cogito"; dialog z Panem Cogito prowadzi w nim właśnie Pani Drzewo.

Mają też swoją wymowę wiersze Ludwiki Amber z podróży do Ziemi Świętej, którą poetka odbyła w roku 2000. Weszły one do tomu, który ukazał się w wydawnictwie Opactwa Benedyktynów w Tyńcu w 2003 r. i został przez autorkę zadedykowany Janowi Pawłowi II. "Wejście pani Amber do literatury polskiej - pisze we wstępie prof. Anna Świderkówna - ma charakter całkiem niezwykły. Objawiła się nam nieoczekiwanie i to - jak napisała Iwona Smolka - objawiła się nagle jako w pełni ukształtowana, mądra poetka. Dojrzałość i czystość wypowiedzi łączy z celnością obrazu, wrażliwością i wyobraźnią". Prof. Świderkówna podkreśla zarówno walory poetyckie wierszy z tej książki, jak i ich szczególną wagę ideową, autorkę zbliża bowiem do tematu zarówno jej wiara, jak i świadomość, że ogląda kraj, w którym "przeszłość nigdy nie jest martwa", w którym "obecność czasu, gdy Jezus chodził po ziemi, wydaje się szczególnie bliska". Najbardziej może porusza szlachetny ekumenizm poetki, która w zamykającym tom wierszu "Jerozolima" pisze:

Dzisiaj modlitwy Żydów i nasze słowa

wrastają w szczeliny Ściany Płaczu.

(...)

Widzę Jerozolimę jak we śnie -

te stare mury otwarte bramy

wchodzę do miasta jakbym tu mieszkała

każdego dnia słychać zaśpiew muezina

i głosy dzwonów: Bóg jest jeden.

"Ta Jerozolima rozbrzmiewająca codzienną modlitwą trzech wielkich religii monoteistycznych, ś więte miasto żydów, chrześcijan i muzułmanów jest godnym zakończeniem tej książki, która może stać się prawdziwym duchowym przewodnikiem dla tych, co w Ziemi Świętej jeszcze nie byli, i dla tych także, co mieli szczęście ją poznać" - kończy swój wstęp prof. Świderkówna.

Na szczególną uwagę zasługuje też rola Ludwiki Amber jako tłumaczki poezji australijskiej oraz pierwszej, gdy chodzi o polskich czytelników, ich przewodniczki w swoistym labiryncie kulturowym, jaki poezja owa sobą prezentuje. Wybór jej przekładów z poezji australijskiej ukazał się w 2001 r. w Polsce (nakładem PIW) i nosi egzotycznie brzmiący tytuł: "Billabong".

"Tytuł tej książki - wyjaśnia poetka we wstępie - jest słowem aborygeńskim, oznaczającym oczko wodne, małe jeziorko (...). Woda na pustynnym kontynencie oznacza życie. Wokół takiego jeziorka wszyscy się spotykają jak w oazie". Ludwika Amber wyodrębnia trzy podstawowe kategorie autorów współtworzących całość określaną mianem poezji australijskiej. Są to - po pierwsze - pieśni i wiersze Aborygenów, czyli najstarszych mieszkańców Australii. Drugą grupę poetów tworzących w Australii stanowią Anglosasi, a więc ci, co w ciągu minionych dwu stuleci kontynent australijski opanowali i stworzyli podstawy jego współczesnej kultury i cywilizacji. Trzecią grupę tworzą australijscy "poeci etniczni", przybysze z różnych krajów świata poza Wielką Brytanią bądź ich potomkowie. Do nich zalicza m.in. i samą siebie, zamykając antologię własnym wierszem "Stara czarna kobieta w słońcu Australii". Polscy czytelnicy "Billabongu" zwrócą też zapewne uwagę na takich australijskich "poetów etnicznych" jak Peter Skrzynecki, urodzony w 1945 r. w Niemczech i przybyły do Australii jako czteroletnie dziecko z mieszanej, polsko-ukraińskiej rodziny, a piszący już oczywiście po angielsku, choć można u niego znaleźć utwór "Ziemia z Polski".

Krzysztof Dybciak we wstępie do wyboru wierszy Ludwiki Amber "Delfiny" (PIW 2000) podkreśla nurtujące poetkę "poczucie nieustających zmian", przekazane jej przez poprzednie pokolenia: przodków z Kresów, dziadka z rodzinnej Lidy i pradziadka zesłanego na Syberię. Tracony i odbudowywany dom urasta w tej twórczości do rangi jednego z centralnych archetypów. "W literaturze naszej części Europy - konstatuje Dybciak - doświadczenie bezdomności, wygnania lub wykorzenienia jest niemal powszechne (...). Wyrastające z najbardziej autentycznych przeżyć motywy te stały się jednak stereotypem, czasem utrwalającym postawę cierpiętniczej bierności. W poezji Ludwiki Amber spotykamy się z odmiennym stanowiskiem (...) - żarliwym poszukiwaniem własnego miejsca, wysiłkiem budowania Domu i wrastania w »ojczyznę prywatną«, jak pisał prof. Ossowski. Wysiłek duchowy przynajmniej częściowo zostaje uwieńczony sukcesem - połączeniem polskiej i europejskiej tradycji z australijską przyrodą i cywilizacją". Dybciak słusznie podkreśla rzadkość takiego zwycięstwa "pozytywnych wartości" w planie biografii poetki.

Zakończyć chcę cytatem z wiersza z ostatniego tomu poetki pt. "Statek na pustyni". Nosi on tytuł: "Lekcja polskiego - Leszczyna":

wyprężyło się

wygięło w elastyczny łuk

słowo "leszczyna"

zaszeleściło poruszone deszczem

w szorstkich liściach

zapisało wszystkie ścieżki pór roku

(...)

mówiliśmy "łuk z leszczyny nośny"

strzała leci długo

nad jeziorami

ponad dziewczynką we mnie

nad ziemią szeleszczącej mowy

ponad morzami innych języków

strzała leci długo

i odnajduje miejsce

pierwszych słów

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (32/2006)