"Le Monde" na rozdrożu

Niedawno minęło 60 lat od narodzin Le Monde'u - jednej z najbardziej znanych gazet świata. Niestety, ten zasłużony jubileusz obchodzono w okolicznościach mało krzepiących.

09.01.2005

Czyta się kilka minut

30 września 1944, w kilka tygodni po wyzwoleniu Paryża, szef Tymczasowego Rządu Republiki Francuskiej gen. de Gaulle wydał dekret zakazujący publikacji gazet, które na południu kraju - czyli w tzw. wolnej strefie, okupowanej przez Niemców dopiero jesienią 1942 - ukazywały się po 26 listopada tegoż roku.

Z przeniesionych wcześniej na południe dwóch wielkich dzienników paryskich, “Le Figaro" przestał się ukazywać 20 listopada - i dzięki temu ukazuje się do dziś. Redakcja “Le Temps" - gazety istniejącej od 1861 r. i należącej do wielkiej rodziny euroamerykańskich, zachowawczych “czasów" (krakowski “Czas" i przeróżne “Timesy", “Zeity", “Tempa") - wydała ostatni przed zawieszeniem numer 29 listopada. To oznaczało koniec.

Ale w dwa lata później objawił się “Le Monde". De Gaulle uważał, że Paryż obok innych dzienników musi mieć wielką, wpływową gazetę, godną tradycji prasy francuskiej. I powiedział współpracownikom: przenicujcie mi “Le Temps". Pod innym tytułem, nie kojarzącym się z kolaboracją - która zresztą polegała na publikowaniu oficjalnych komunikatów niemieckich - i bez zbiorowej amnestii dla członków dawnego zespołu. Jednak wszystko, począwszy od tytułowej winiety, pisanej gotyckimi literami, poprzez siedzibę redakcji przy małej rue des Italiens po wyposażenie techniczne stanowiło kontynuację.

Redaktorem naczelnym został z błogosławieństwem de Gaulle’a Hubert Beuve-Mery, przedwojenny korespondent “Le Temps" w Pradze, potem uczestnik ruchu oporu, o poglądach chrześcijańsko-demokratycznych. Pod jego ręką gazeta wyrosła na potęgę, najbardziej prestiżowy dziennik francuski, prawdziwą instytucję narodową. Od jej narodzin z łona “Le Temps" minęło niedawno 60 lat. Niestety, ten zasłużony jubileusz obchodzono w okolicznościach mało krzepiących, w atmosferze niepokoju i niepewności.

Tradycja i kłopoty

Sprzedaż dziennika spadła w ciągu ostatniego roku o ponad 10 procent, zadłużenie może wkrótce sięgnąć 100 milionów euro, a z końcem listopada podał się do dymisji długoletni dyrektor redakcji Edwy Plenel. Był nie tyle redaktorem naczelnym - bo jako następca Beuve-Mery’ego gazetę podpisuje i pisuje w niej główne komentarze “dyrektor publikacji" Jean-Marie Colombani - ile raczej kimś w rodzaju sekretarza redakcji o bardzo szerokich kompetencjach. Jego osobowość odcisnęła się jednak na kształcie “Le Monde’u" nader wyraziście.

Plenel i Colombani stanowili nierozdzielny tandem od 10 lat - odkąd objęli gazetę-pomnik, również w trudnych warunkach ekonomicznych. Przedtem nie miała większych kłopotów materialnych, natomiast jej preferencje polityczne ewoluowały - zawsze na lewo od centrum, czasem blisko a czasem znacznie dalej od niego.

Za rządów Huberta Beuve-Mery (do 1969) “Le Monde" starał się o obiektywizm, aczkolwiek różnie to wyglądało. W latach 40. i 50. wyważano na jego łamach racje wolnego świata i racje bloku komunistycznego. Gazeta wyraźnie sympatyzowała z ideą neutralności Francji w konfrontacji między ZSSR a światem zachodnim. Ze wzgardą potraktowano w niej rewelacje Jurija Krawczenki, który na przełomie lat 40. i 50. zbulwersował Zachód wiedzą o sowieckim Gułagu. W grudniu 1951 r. w 72 urodziny Stalina redakcja potrafiła napisać, że “świat zachodni powinien się dołączyć do życzeń milionów ludzi wszędzie wyrażających pragnienie, by Stalin żył jeszcze przez długie lata".

Ostatecznie gdy prawda zaczęła bić w oczy, redaktorzy “Monde’u" potępili zbrodnie komunizmu, entuzjazmowali się polskim Październikiem (1956), solidaryzowali z ofiarami sowieckiej interwencji na Węgrzech. Nie przestali jednak podzielać prokomunistycznych i prorosyjskich złudzeń francuskiej inteligencji. Jeszcze w latach 70. nieufnie odnosili się do pisarstwa Sołżenicyna. Z sympatią traktowali tzw. Wspólny Program lewicy (socjalistów i komunistów) proklamujący renacjonalizację niebłahej części przedsiębiorstw prywatnych i realizowany potem z wielką szkodą dla gospodarki. Później, owszem, “Le Monde" witał pierestrojkę, stawiał na “Solidarność" (nieoceniony Bernard Guetta), entuzjazmował się “jesienią ludów".

W sprawach wewnątrzfrancuskich gazeta jak zawsze stoi po stronie lewicy, lecz jej linia stała się mniej klarowna - dyktowana sympatiami i awersjami personalnymi, jak też rachubami nie zawsze zrozumiałymi w kategoriach polityki. Przykładem zwalczanie socjalistycznego prezydenta Mitterranda (pod koniec jego kariery), jego ministra spraw zagranicznych Rolanda Dumasa czy Dominika Strauss-Kahna - świetnego ministra gospodarki w rządzie Lionela Jospina.

Ukryte oblicze

Colombani i Plenel zmienili styl zarządzania firmą. Uzyskali zgodę udziałowców spółki działającej kiedyś wzorowo na zasadach akcjonariatu pracowniczego - rękojmi niezależności pisma - na jej przekształcenie w otwartą spółkę akcyjną. Firma została zrekapitalizowana, przezwyciężyła trudności i podjęła ekspansję. Jednak inwestowała nie zawsze trafnie, rozwijała się, lecz popadała w długi.

Ceną za rozwój były też zwyczaje niepraktykowane dotąd w tym środowisku - pisano np. o pewnych firmach i ludziach pochlebnie w zamian za oddaną redakcji przysługę lub dopływ intratnych ogłoszeń. I odwrotnie - pisano negatywnie, gdy ktoś przysługi odmówił lub jego interesy wchodziły w kolizję z interesami gazety.

Wszystkie te praktyki z pasją, choć nie bez potknięć, opisali Pierre Pean i Philippe Cohen w wydanej przed dwoma laty grubej książce “Ukryte oblicze Monde’u", która z miejsca zdobyła ogromny rozgłos i mimo niebagatelnej ceny rozeszła się w blisko 400000 egzemplarzy (!). Szefom dziennika zarzucili manipulacje polityczne i nieposkromioną ambicję rozdawania kart w życiu publicznym. Redaktorzy mieli ją realizować przez sprytne stosowanie bodźców negatywnych i pozytywnych. Do pozytywnych należał “zaszczyt" publikacji w renomowanym dzienniku, nobilitujący w opinii publicznej i sprzyjający karierze. Do negatywnych - strach przed wyciągnięciem mniej lub bardziej rzeczywistych grzechów nielubianej figury.

Edwy Plenel, w młodości trockista, dowodząc redakcją w stylu “komisarza politycznego" stawiał na dziennikarstwo śledcze, nie zawsze rzetelne, sensacyjne i uderzające w przeciwników. Obiektem najbardziej zaciekłych ataków stał się Jacques Chirac, którego związkom z aferami w paryskim ratuszu, w czasach gdy był merem stolicy, poświęcono w ciągu roku przed wyborami prezydenckimi 2002 kilkadziesiąt czołówek pierwszej kolumny. I może nie byłoby to aż takim grzechem, gdyby dziennik jawnie deklarował swoją stronniczość i gdyby była ona wyraźnie postrzegana przez opinię publiczną. Jednak ze względu na mit, jaki otacza tradycję “Monde’u", także dzięki wysokiej klasie jego dziennikarzy, ale w dużej mierze za sprawą umiejętnego stwarzania pozorów, wciąż uchodził za tzw. journal d’information (dziennik informacyjny), podczas gdy znacznie bliżej mu do kategorii journaux d’opinion: jest gazetą o bardzo sprecyzowanych poglądach, nie zawsze łatwych do odczytania, lecz lansowanych zdecydowanie.

***

Kierownictwo gazety nazwało książkę Peana i Cohena stekiem bzdur, kłamstw i zniewag. Zaskarżyło autorów oraz wydawcę do sądu, żądając milionowych odszkodowań oraz przeprosin w kilkunastu głównych mediach. Góra gniewu i świętego oburzenia urodziła jednak mysz: doszło do korzystnego dla Peana i Cohena kompromisu, a epilog nastąpił teraz, przyspieszony gwałtownym spadkiem sprzedaży i odpływem reklamodawców (nie mówiąc o nasilającej się od lat konkurencji nie tylko telewizji i radia, ale też internetu i prasy bezpłatnej).

“Le Monde" ze swoimi grzechami nie jest zresztą wyjątkiem. Wobec podobnych problemów stanęły dwa pozostałe główne ogólnokrajowe dzienniki paryskie: zachowawczy “Le Figaro", przejęty niedawno niemal w całości przez mniejszościowego dotąd udziałowca, producenta samolotów Mirage Serge’a Dassault, oraz lewicowa “Liberation", w którą zainwestował bankier Edouard Rotschild.

Colombani i Plenel ogłosili teksty pełne wzajemnej kurtuazji, lecz wiadomo, że się poróżnili i któryś musiał zrezygnować. Colombani zapowiedział nową formułę gazety: więcej umiaru, mniej rewelacji, dystans wobec doraźnych interesów politycznych. Sytuacja jest jednak dramatyczna: co najmniej 90 osób musi odejść z pracy, likwiduje się dodatki, trwają próby przekonania możnych udziałowców spółki, by zechcieli nabyć dodatkowe pakiety akcji. Nowym dyrektorem redakcji został Gerard Courtois, skądinąd brat Stephane’a Courtois - sprawcy “Czarnej księgi komunizmu", bardziej jednak od niego na lewo, wyważony publicysta, popularny w zespole dotychczasowy prezes samorządowego Stowarzyszenia Personelu “Le Monde’u".

Nie wiadomo, jak zespół zniesie końską kurację, a jednak nikt nie wierzy w możliwość upadku “Le Monde’u". Bo bardziej od grzechów kierownictwa liczy się klasa dziennikarzy, bogactwo informacji i - mimo wszystko - dobra wola przeważającej części zespołu w poszukiwaniu prawdy. I jeżeli z jednej strony może razić np. naruszenie w ostatnim czasie proporcji w wyważaniu racji muzułmańskich imigrantów i diaspory żydowskiej we Francji na korzyść tych pierwszych, to z drugiej trudno nie podziwiać znakomitej obsługi “pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie i jej rosyjskich kontekstów.

Jeden z recenzentów książki Cohena i Peana napisał, że paradoksalnie jest ona wyrazem wysokiego uznania dla “Monde’u" i roli, jaką odgrywa. “Żadne inne medium nie zostało opisane w sposób tak szczegółowy, z dotarciem do takich zakamarków. Nie ma (we Francji) drugiego pisma, którego ukazanie w świetle jego tajemnych praktyk, kompromisów i błędów zostałoby odebrane przez ogół dziennikarzy jako okazja do osobistej refleksji nad ich własnymi praktykami i praktykami ich redakcji".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005