"Mickiewicz" i inni

Przebudowa Instytutu im. Adama Mickiewicza jest koniecznym warunkiem skutecznej promocji kultury polskiej za granicą. To jednak tylko jeden z problemów związanych z tą promocją.

20.02.2006

Czyta się kilka minut

Plakat Wiesława Rosochy z brukselskiej wystawy "Les Routes vers Solidarite", powstałej dzięki IAM /
Plakat Wiesława Rosochy z brukselskiej wystawy "Les Routes vers Solidarite", powstałej dzięki IAM /

O "Mickiewiczu" było w zeszłym roku głośno, najpierw ze względu na jego połączenie, a po wyborach - zapowiedź rozwodu z Narodowym Centrum Kultury. Decyzja nowego rządu o rozwiązaniu tego niefortunnie skojarzonego małżeństwa jest poza dyskusją. Formalności rozwodowe mają nastąpić w połowie marca, ale pospieszono się i mianowano już nowego, tymczasowego dyrektora. Z okazji stu dni nowego rządu minister Kazimierz Ujazdowski powiedział, że "trwają prace nad odbudową Instytutu" i że ma on być "wyspecjalizowaną i nowoczesną placówką" promocyjną. Pytanie, jaki kształt ma przybrać IAM docelowo i jak długo potrwa prowizorium, pozostaje otwarte.

Zakotwiczyć IAM w ustawie

Odpowiedzialny za tę problematykę w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego podsekretarz stanu Tomasz Merta dowodzi, że nie należy zbytnio czekać i dla skuteczności działania warto wraz z rozwodem dokonać modyfikacji statutu "Mickiewicza". Dotyczy to zwłaszcza jego współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych.

Założony w 2000 r. przez Bronisława Geremka i Andrzeja Zakrzewskiego - ówczesnych ministrów spraw zagranicznych i kultury - Instytut miał współdziałać z obydwoma resortami. Za kadencji ministrów Celińskiego i Dąbrowskiego całą władzę nad nim przejął jednak resort kultury i w rezultacie trudno było nie tylko pisać długofalowy program działań promocyjnych za granicą, lecz także koordynować je na bieżąco.

Wymowny przykład: instytuty kultury polskiej za granicą, podlegające MSZ, nie zawsze dogadywały się z "Mickiewiczem" przy organizowaniu polskich Sezonów Kulturalnych. Wobec niewielkich pieniędzy i wielości ciekawych projektów powstawał problem, co wybrać do realizacji. W czasie Sezonu w Rosji organizatorzy z IAM w ogóle nie kontaktowali się z Instytutem Polskim w Moskwie - wspomina ówczesny dyrektor tej placówki Marek Zieliński.

Wypada oczywiście pamiętać o zasługach "Mickiewicza": czy to o pracy, jaką włożył w Sezony, czy o portalu internetowym kultury polskiej www.culture.pl. W sumie jednak znacznie odbiegł on od wyjściowych założeń i coraz bardziej stawał się czymś w rodzaju rozszerzonego PAGART-u (Polskiej Agencji Artystycznej z czasów PRL, która wysyłała za granicę cokolwiek, na co był gdzieś popyt, głównie artystów estradowych).

Zapanowała niemal powszechna zgoda co do tego, że właściwy zakres obowiązków, strukturę powiązań i źródła finansowania IAM może określić i zagwarantować tylko specjalna ustawa. Wiceminister spraw zagranicznych Rafał Wiśniewski zaznacza, że w oparciu o ustawę działają odpowiedniki IAM w innych krajach: niemiecki Instytut Goethego, hiszpański - Cervantesa czy Japan Foundation.

Rozwiązanie ustawowe oznacza samodzielność IAM, czyli jego finansowanie z budżetu państwa przy podporządkowaniu - to jeszcze kwestia otwarta - czy to bezpośrednio Sejmowi, czy jednocześnie dwóm resortom za pośrednictwem odpowiedniej rady powierniczej. Bo chodzi jednak o samodzielność względną; oczywista jest potrzeba zobowiązania "Mickiewicza" do ścisłej współpracy i koordynacji działań zarówno z Ministerstwem Kultury, które wspiera wartościowe dokonania w Polsce i dysponuje odpowiednią siecią narodowych instytucji kultury (instytuty filmu, teatru, książki...), jak i z MSZ, którego pracownicy wiedzą, czego chce i co powinna dostać zagranica.

Umocowania IAM w ustawie pragną zarówno oba wspomniane ministerstwa oraz pozostałe zainteresowane resorty (np. Ministerstwo Edukacji), jak i stowarzyszenia twórcze; o ustawie takiej była już zresztą mowa w PiS-owskim programie Solidarnej RP. Retoryka taniego państwa nie powinna przeszkodzić w kreowaniu kolejnej agendy rządowej, ale diabeł może tkwić w szczegółach. I pewnie dlatego minister Merta nie wyklucza, że okres przejściowy potrwa nawet rok albo i dłużej. Zobaczymy, czy przez ten rok pokieruje IAM-em tymczasowy dyrektor, czy będzie nowy, wyłoniony z konkursu. Projekty dopiero się rodzą, a przy braku stabilizacji politycznej mogą się zmieniać. Załóżmy jednak dobrą wolę wszystkich zaangażowanych stron.

Praca u podstaw i inne

W przyszłej ustawie o IAM nie da się zapisać wszystkich konkretnych form promocji przez kulturę, bo te mogą być niezliczone, stosownie do inwencji animatorów, do zawartości i wartości programów działania. Ustawa określi natomiast główne funkcje nowego "Mickiewicza". Będą to rzeczy znane i mniej znane. Minister Merta podkreśla konieczność systematycznej pracy wykonywanej stale, niezależnie od jednorazowych akcji, okazjonalnych imprez, koncertów, udziału w festiwalach itp.

Małgorzata Dzieduszycka - z IAM, poprzednio dyrektor departamentu współpracy z zagranicą w Ministerstwie Kultury i ambasador RP przy UNESCO - przypomina, że taka praca u podstaw miała być główną misją IAM w momencie tworzenia tej instytucji, a została prawie kompletnie zagubiona wraz z budżetem 2002 r. Chodzi o stałą obecność polską w kulturalnym krwiobiegu innych państw: w bibliotekach i księgarniach, w repertuarze kin, w programach studiów humanistycznych, w mediach i programach szkolnych. Konieczne są stypendia dla zagranicznych kuratorów, popularyzatorów i naukowców chcących zajmować się naszymi sprawami oraz stały program sprowadzania do Polski setek wypróbowanych lub potencjalnych przyjaciół naszej kultury. Konieczne jest systematyczne i inteligentne współdziałanie z elitami polskich środowisk za granicą, zwłaszcza tymi, które mają przełożenie na elity swych krajów.

Są to przedsięwzięcia bez utartych schematów, które trudno przeprowadzać w urzędniczym trybie, niekiedy kosztowne. I nie wiadomo, jak je oceniać - podkreśla Dzieduszycka. Ale na dłuższą metę przynoszą owoce pewniejsze i trwalsze niż cokolwiek innego. Właśnie na wspieraniu takiej organicznej pracy koncentrują się od lat instytucje, które powinny być zagranicznym wzorem dla "Mickiewicza" - choćby Japan Foundation.

Ze wszystkich przedsięwzięć IAM najbardziej rzucają się w oczy prezentacje kultury artystycznej (literatura, sztuka, muzyka, teatr, film). Różnią się jednak co do funkcji. Mogą, po pierwsze, służyć bezpośrednio polityce zagranicznej, gdy odpowiadają potrzebom chwili i miejsca, gdy o tym, co chcemy pokazać zagranicy, przesądza pewien cel polityczny. Mogą, po wtóre, wspierać i ukazywać światu dzieła najlepsze, świadczące o poziomie naszej kultury. Może to być też po prostu handel dziełami sztuki albo lansowanie młodych, utalentowanych artystów - w obu przypadkach również da się mówić o funkcjach promocyjnych, bo i taki eksport ma wpływ na obraz kraju za granicą. Ale zadania IAM w zasadzie nie wybiegają poza dwie pierwsze dziedziny. W zasadzie.

Dla MSZ szczególnie istotne byłoby i to, by nowy IAM stał się sprawnym narzędziem rządu również w sferze zagranicznej informacji o Polsce. British Council, Instytut Szwedzki, Fundacja Korea, zajmowały się informacją od zawsze. Instytut Goethego czyni to od kilku lat. W przypadku Polski - po likwidacji przed kilku laty Polskiej Agencji Informacyjnej - nie powinno być inaczej, tym bardziej że nasza promocja w dziedzinie wydawnictw, przekaźników audiowizualnych i żywego słowa obliczona jest głównie na zainteresowanie krajem, jego historią i współczesnością.

Trudniej niż Anglikom czy Hiszpanom idzie nam z popularyzowaniem języka. To zrozumiałe. Warto się jednak zastanowić nad bardziej ofensywną strategią także na tym polu: w Stanach Zjednoczonych, Francji i paru jeszcze krajach zdarza się, że oddajemy punkty bez walki nie tylko rosyjskiemu ale i innym językom słowiańskim.

Komu instytuty kultury

W zespole IAM od dawna przewija się pogląd, że powinny mu być podporządkowane instytuty kultury polskiej za granicą. MSZ nie widzi jednak potrzeby i możliwości ich oddania. Argumentuje, że polską kulturę promuje dziś nie tylko 20 instytutów, ale łącznie 170 placówek dyplomatycznych i konsularnych na całym świecie, że dyplomacja odgrywa niezbywalną rolę w koordynacji i inspiracji wysiłków promocyjnych państwa, więc oddanie części tego potencjału pod inną kuratelę prowadziłoby do zamieszania i nieporozumień.

Instytuty Polskie funkcjonują głównie w Europie, ale już w Pekinie, Tokio, New Delhi, Kairze, Buenos Aires, Chicago, Los Angeles, Sydney czy Montrealu i w wielu innych miejscach polską kulturę promują dyplomaci działający w ambasadach lub konsulatach. Czy można zatem dzielić naszą wątłą dyplomację kulturalną na "instytutową" i "nieinstytutową"? - pyta min. Wiśniewski. - A może raczej oddać nowemu "Mickiewiczowi" obsługę programową wszystkich tych 170 placówek MSZ i spowodować, by wszystkie, obok swoich innych funkcji, pełniły rolę ośrodków kultury polskiej za granicą? Nawet wówczas z trudem dorównywalibyśmy Niemcom, Francuzom czy Brytyjczykom, którzy samych instytutów kultury utrzymują po około 200.

Dałoby to "Mickiewiczowi" narzędzia kontaktu z praktycznie całym światem. Zdaniem ministra Wiśniewskiego ważny byłby także naturalny przepływ kadr między dyplomacją kulturalną MSZ a IAM, w obu kierunkach. Posiadanie odpowiedniej kadry dyplomatów-specjalistów od kultury pozwoliłoby pełniej realizować koncepcję polskich instytutów za granicą nie tyle jako domów kultury z rozmaitymi w nich wystawami i koncertami, ile jako ośrodków kontaktu z wpływowymi środowiskami i instytucjami mogącymi ułatwiać prezentację naszych dokonań w miejscowych przybytkach sztuki.

Doświadczenie Instytutów Polskich stworzonych przed kilku laty w takiej menedżerskiej formule w Nowym Jorku, Kijowie, Bukareszcie i Tel Awiwie wskazuje, że do tamtejszych muzeów, sal koncertowych czy teatrów publiczność przychodzi na polskie imprezy tłumniej i z większym szacunkiem niż do kosztownych siedzib naszych tradycyjnych placówek kulturalnych w Paryżu, Londynie czy Bratysławie.

Spierając się o to, co robimy za granicą, zapominamy o wadze działań podejmowanych na miejscu. Tymczasem z braku środków - choć nie tylko! - pozostajemy w tyle nawet za mniejszymi sąsiadami w tworzeniu infrastruktury promocyjnej tutaj, w Polsce. Eksplozja kulturalna czeskiej Pragi nie ulega kwestii. Na Węgrzech w ostatnich latach nie tylko powołano specjalną instytucję wspierającą zagraniczne ośrodki hungarystyczne i naukę języka dla cudzoziemców, ale zbudowano też Muzeum Sztuki Współczesnej. Dla upamiętnienia tragicznego powstania 1956 r. powstało zaś sugestywne muzeum XX-wiecznych totalitaryzmów, które przyciąga turystów i - także dzięki dobrze przemyślanym wydawnictwom i kasetom - podnosi prestiż kraju.

My od niedawna mamy znakomite muzeum Powstania Warszawskiego. Ale czy w podobnie skuteczny sposób umieliśmy zademonstrować dorobek "Solidarności", pokazać jego wyjątkowe znaczenie dla Europy i w światowej grze sił? Czy gdziekolwiek w Polsce można zobaczyć muzealny, atrakcyjny dla młodzieży i cudzoziemców wykład 1000-lecia naszych dziejów?

Nie mamy albo prawie nie mamy podstawowych, powszechnie dostępnych w kraju i za granicą opracowań po angielsku i w innych językach na temat polskiej historii kultury materialnej, teatru, filmu czy sztuki. Pierwszą historię sztuki powojennej po polsku wydała dopiero teraz Anda Rottenberg, a przecież minęło już 60 lat od wojny i blisko szesnaście od przełomu okrągłostołowego. - Czy umieliśmy wyeksponować nadzwyczajne walory Zamościa albo pokazać Gdańsk i jego znaczenie historyczne jako wybitnego miasta hanzeatyckiego? - pytał dotychczasowy dyrektor "Mickiewicza", Maciej Domański.

Samsung versus Sony

Zdaniem ministra Wiśniewskiego, wszystkie te braki powinny stanowić pilne wyzwanie dla polskich instytucji promocyjnych. Minister Merta, historyk i publicysta historyczny, uważa, że "Mickiewicz" mógłby się angażować w prezentację niezwykłych kart naszej historii. Jeszcze się zastanawia, jak należałoby usytuować przyszłe monumentalne muzeum historii Polski - priorytetowy projekt Ministerstwa Kultury.

Bo nie wszystkie projekty promocyjne w szeroko rozumianej kulturze muszą być inspirowane czy pilotowane przez IAM. Niektóre powstają w innych krajowych instytucjach kultury - np. w Instytucie Książki, który umiejętnie pozyskuje tłumaczy naszej literatury, współpracuje z wydawcami i księgarzami. Ale promocja kraju i jego walorów to przecież także sprawa dobrej gospodarki, turystyki, sportu, osiągnięć naukowych. A wszystko się mniej czy bardziej łączy i przeplata.

Zrozumiano to w wielu innych krajach i funkcjonują tam znacznie bardziej rozbudowane mechanizmy promocji. Środowiska biznesu Korei Południowej za pośrednictwem rządowej fundacji finansują organizację zagranicznych wystaw, a nawet muzeów sztuki koreańskiej, by pokazać, że jest nie gorsza i nie mniej stara niż japońska, a zatem nie ma powodu, żeby produkty Samsunga były gorsze (i tańsze) niż wyroby Sony.

Niestety w Polsce nie mamy dotąd całościowej strategii prezentowania kraju za granicą. Dopiero teraz minister Stefan Meller zapowiedział jej wypracowanie. Dotąd zdarzały się niekłamane sukcesy, jak niedawny plakat z polskim hydraulikiem, ale zmiany polityczne zniosły pomysłodawcę plakatu z Polskiej Organizacji Turystycznej... Mogą przynieść znacznie poważniejsze niespodzianki, jeśli nie będzie jasne, co szkodzi obrazowi kraju za granicą, a co go poprawia.

Strategię promocji miała tworzyć powołana przed kilkunastoma miesiącami międzyresortowa Polska Rada Promocji. Dotychczas nie dała jednak o sobie znać i nie bardzo można powiedzieć, jakie będą jej dalsze losy. Nie ma też jasności i nie ma publicznej debaty w sprawie kształtu polityki kulturalnej, z promocją jako jednym z jej aspektów - bo za taki całościowy projekt trudno uznać wymienione przez ministra Ujazdowskiego programy "Patriotyzm jutra" (adresowany do instytucji pozarządowych zajmujących się edukacją patriotyczną i obywatelską) oraz "Fryderyk Chopin" (promujący wiedzę o Chopinie i jego twórczość). Wypada z niecierpliwością czekać na następne inicjatywy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006