Kultura strachu

Kultura strachu wymaga scentralizowanych rządów, dla których niezawisłe sądownictwo jest niewątpliwie przeszkodą. W jej atmosferze co słabsi sędziowie i prokuratorzy nabierają przekonania, że są funkcjonariuszami resortu sprawiedliwości, a prezesi sądów nerwowo reagują na każdy telefon z ministerstwa.

21.02.2006

Czyta się kilka minut

Ostatnie protesty środowisk prawniczych, skierowane przeciwko polityce ministra sprawiedliwości, chyba nie zaprzątają w jakiś szczególny sposób uwagi opinii publicznej. Z czym bowiem kojarzy się przeciętnemu obywatelowi prawo i prawnicy? Z przekupnymi sądami, chciwymi i nierzetelnymi adwokatami, leniwymi prokuratorami chodzącymi na pasku polityków. Z ciągnącymi się przez lata procesami sądowymi, niewykonywanymi wyrokami, niezrozumiałymi przepisami podatkowymi, których stosowanie przez urzędników skarbowych zawsze w efekcie prowadzi do konieczności dopłacenia pieniędzy, a nigdy odwrotnie, z chodzącymi bezkarnie po ulicach bandytami. Ostatnio do tego obrazu dołączyli zadufani w sobie profesorowie prawa, doktrynerzy i pięknoduchy, zatruwający swoimi zwietrzałymi ideami głowy młodych pokoleń i budujący na dodatek zwarty front obrony przestępców.

Od kilku lat w tworzenie takiego obrazu angażują się aktywnie politycy, co nie wymaga zresztą szczególnych umiejętności, bowiem w prawie czterdziestomilionowym kraju zawsze znajdzie się przekupnego sędziego, adwokata-krętacza czy bezkarnego bandytę. Łatwo wówczas ubrać się w strój dobrego szeryfa, wprowadzającego w owym zdeprawowanym świecie ład i porządek. Dla uzyskania niezbędnego efektu konieczne są jeszcze liczne konferencje prasowe i od czasu do czasu jakiś barwny rekwizyt, ot choćby bryła lodu, prezentowana z powagą przez prokuratora generalnego. Okazuje się, że taka maskarada gwarantuje w sondażowej demokracji spory sukces wyborczy, a obywatelom daje upragnione poczucie bezpieczeństwa.

Nie można zaprzeczyć, że politycy, prężący muskuły przed kamerami telewizyjnymi, osiągnęli znaczną biegłość w kreowaniu wirtualnego świata, w którym źli prawnicy pospołu ze zwykłymi bandziorami mają odgrywać rolę Baby Jagi. Kiedy jednak odrzuci się socjotechniczne triki służące mamieniu opinii publicznej, pojawia się niepokojące pytanie - czy cena, jaką przyjdzie zapłacić za medialne zabawy, nie jest zbyt wysoka?

Dla zdobycia taniej popularności nie wolno obrażać sądów, nie wolno niezawisłych sędziów straszyć postępowaniami dyscyplinarnymi. Nie wolno na każdym kroku oskarżać adwokatów o wszelkie zło, prokuratorów zaś traktować jak bezwolne pionki, służące do wykonywania nieomylnych decyzji zwierzchnika. Nie wolno podważać autorytetu najważniejszych organów państwa, takich jak Trybunał Konstytucyjny czy Rzecznik Praw Obywatelskich. Nie wolno do społecznego myślenia wprowadzać kategorii stanu wyjątkowego, w którym dopuszczalne jest zawieszenie lub uszczuplenie gwarancji praw i wolności obywatelskich w celu budowania mitycznej IV Rzeczypospolitej. Ponieważ w ten sposób podkopuje się fundamenty kultury prawnej.

Kultura prawna to bardzo delikatny mechanizm, ale to dzięki niemu do więzień raczej nie trafiają ludzie niewinni, orzekający sędziowie nie wydają wyroków pod dyktando artykułów prasowych, a policjanci nie nadużywają przyznanych im ogromnych kompetencji do stosowania przymusu fizycznego czy inwigilacji. Ci, którym nieobce jest doświadczenie totalitaryzmu, doskonale wiedzą, że każda ustawa może zamienić się w świstek papieru w rękach osób, które chcą ją nagiąć do swoich celów. Kultura prawna to zespół mechanizmów, który ma uniemożliwić takie właśnie działania.

Kultura prawna to także zbiorowa pamięć o tym, jak można błędnie stosować i nadużywać prawa, krzywdząc jednostki. A także, jak owym błędom i nadużyciom zapobiegać. Kiedy prawnicy mówią o konieczności wprowadzenia gwarancji dla osób oskarżonych o popełnienie przestępstwa, mają w pamięci procesy, w których skazywano osoby niewinne. Kiedy prawnicy krytykują projekty bezmyślnego zaostrzania kar pozbawienia wolności, bynajmniej nie przemawia przez nich naiwne współczucie dla przestępcy, ale trzeźwa ocena faktu, że jest to najprostszy przepis na produkowanie większej liczby przestępców. W obecnej sytuacji przeludnionych ponad wszelką miarę zakładów karnych nie ma już bowiem możliwości zapobiegania demoralizacji przebywających tam osób.

Kultura prawna to ostatecznie zespół wartości i niepisanych reguł, w które muszą uwierzyć wszyscy stosujący prawo - czy to będzie sędzia Sądu Najwyższego, czy urzędnik w magistracie. Wiara ta obejmuje obowiązek przestrzegania zasady równości, ochrony praw podstawowych i godności każdego człowieka, racjonalności prawa, respektowania kanonu zasad gwarancyjnych, jak zakaz działania prawa wstecz czy nakaz szacunku państwa wobec obywatela. To ostateczna gwarancja, by zwykły obywatel, stykając się z machiną państwa, nie musiał żyć w ciągłej niepewności, w jaki sposób zostanie przez to państwo potraktowany. Nie zdajemy sobie bowiem sprawy z tego, jak wielki zakres uznaniowości przekazuje współczesne państwo swoim funkcjonariuszom i jak nieskuteczne potrafią być formalne mechanizmy obrony.

Alternatywą kultury prawnej może być kultura strachu, posługująca się fałszywym przeciwstawieniem bezpieczeństwa i wolności. W kulturze strachu na wszelkie informacje o urojonych lub rzeczywistych niebezpieczeństwach reaguje się ograniczaniem praw osób podejrzanych o naruszenie prawa, budową nowych więzień i tworzeniem kolejnych formacji policyjnych czy quasi-policyjnych. Kapłani kultury strachu podkreślają, że ludzie uczciwi nie muszą obawiać się surowych kar i ograniczenia wolności obywatelskich, bowiem dotkną one wyłącznie tych, którzy naruszyli prawo. Kultura strachu prowadzi w efekcie do podziału społeczeństwa na ludzi dobrych i uczciwych oraz niegodnych i nieuczciwych. Na "naszych" i "obcych". Kultura strachu żywi się zakorzenioną w społeczeństwie ideologią odpłaty jako zasadą sprawiedliwości i powszechną podejrzliwością. Jej wytworem może być także prawne zobowiązanie wszystkich obywateli (pod groźbą surowych sankcji) do współdziałania z organami państwa w walce z przestępczością. Kultura strachu wymaga scentralizowanych rządów, dla których niezawisłe sądownictwo jest niewątpliwie przeszkodą. W jej atmosferze co słabsi sędziowie i prokuratorzy nabierają przekonania, że są funkcjonariuszami resortu sprawiedliwości, a prezesi sądów nerwowo reagują na każdy telefon z ministerstwa.

Czy w państwie demokratycznym, zakorzenionym we wspólnocie europejskiej, możliwy jest rozwój takiej kultury? Histeryczne reakcje niektórych krajów europejskich na zjawiska związane z terroryzmem świadczą, że jest to możliwe, a pokusa sięgania do mechanizmów kultury strachu i zdobywania społecznego poklasku nie tylko w Polsce okazuje się zbyt wielka.

Przeciw uleganiu tym pokusom protestują środowiska prawnicze - przeciw dyletanctwu i brakowi wyobraźni polityków, którzy, choć legitymują się dyplomami ukończenia studiów prawniczych, traktują prawo jak instrument służący najlepiej temu, kto ma najwięcej władzy.

Dr hab. WŁODZIMIERZ WRÓBEL jest pracownikiem naukowym Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, byłym członkiem Komisji Kodyfikacyjnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006