Krzemieniec albo pamięć

Wśród wielu lektur ostatnich tygodni, nie tylko zaczętych, ale nawet dokończonych, dwie nie przestają mnie wciąż poruszać. Wracam do nich myślą od wielu dni. Pierwsza to niewielka książka Ryszarda Przybylskiego “Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych" (wyd. Sic!, Warszawa 2003). Wiele i dobrze już o niej pisano. Zauważył ją w “Tygodniku" Lektor, a przecież warto do niej wracać. Jest zresztą poważnym niedopatrzeniem i nielojalnością wobec autora wydanie takiej książki, którą nieraz jeszcze będzie się chciało cytować, bez indeksu nazwisk.

18.01.2004

Czyta się kilka minut

Czytałem Przybylskiego z przejęciem, mimo iż nie dowiadywałem się przy tej okazji rzeczy całkiem nowych. Z osiemdziesięciu trzech cytowanych przez autora książek znałem już wiele. Przede wszystkim publikowane w Londynie prace Marii Danilewiczowej. Znam nawet jedną poważną rozprawę, wiążącą się z tematem, pominiętą przez Przybylskiego.

Przybylski niemal od początku swojej opowieści o dziejach niezwykłej inicjatywy gromadki najrozumniejszych Polaków z Tadeuszem Czackim na czele, by stworzyć wzorową polską szkołę, nie ukrywa przed czytelnikiem, że sprawa ostatecznie skończy się źle. A jednak utrzymuje cały czas naszą uwagę w napięciu.

Obcując z “Krzemieńcem" trafiłem na tekst przemówienia profesora Piotra Słonimskiego na grudniowej sesji Polskiej Akademii Nauk. Bratanek pana Antoniego mówi rzeczy prawdziwie podniecające: “Polska może pomóc Europie. Nie Europa Polsce, ale Polska Europie". Słonimski wie, o czym mówi. “W Europie pojawiła się dziura naukowa, zwłaszcza w badaniach podstawowych... Od kilku lat w krajach bogatej Europy drastycznie zmniejsza się liczba studentów w dziedzinach ścisłych - od matematyki po biologię włącznie. W tym roku we Francji - ale to samo dzieje się w Niemczech i Anglii - liczba kandydatów na matematykę, fizykę, chemię i biologię zmniejszyła się o 30-40 procent. Szacuje się, że w ciągu kilku lat niedobór młodych naukowców w tych dziedzinach wyniesie aż 700 tysięcy... Trend ma charakter ogólnoświatowy, ale... w Polsce jest on mniej silny... i z tej nadwyżki, ciekawości młodych dziewcząt czy chłopców, z ich wiary w naukę, studia należy korzystać... Nie obawiajmy się, że kształcąc naukowców kształcimy ich nie dla siebie...".

Nie będę już powtarzał wszystkich argumentów profesora. Przytoczę tylko fragment recepty: “Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej przyznaje 100 stypendiów dla doktorantów rocznie. Powinniśmy zwiększyć tę liczbę do tysiąca. Koszta? 50 groszy na Polaka - 25 musimy dać sami, 25 dołoży Unia".

Nie wątpię, że dałoby się wybrać w całym kraju taką liczbę młodych zdolnych. A jednak czy wystarczą same tylko stypendia dla tysiąca najzdolniejszych? Czy nie trzeba także troszczyć się o szkoły średnie, które pozwolą młodzieży odnaleźć właściwą drogę? Być może Piotr Słonimski, wychowanek warszawskiego Liceum Batorego - okupacyjna matura 1940 - czerpie wyobrażenia o polskiej szkole z własnych doświadczeń? Przykład jego szkolnego kolegi, przyjaciela i rówieśnika, mego uniwersyteckiego wykładowcy logiki Jerzego Pelca pozwala zrozumieć, czym była ta szkoła średnia. Jerzy Pelc rozpoczął studia na konspiracyjnej polonistyce, ukończył je zaraz po wojnie. W latach 1945-50 był asystentem, potem adiunktem na tym wydziale. W roku 1950, źle znosząc ofensywę marksizmu w badaniach literackich, napisał rozprawę, która przyniosła mu doktorat z logiki. Przeniósł się na wydział filozofii UW i do dziś uprawiając logikę, osiągnął w niej światową pozycję.

Tu już wracam do Krzemieńca i książki pominiętej przez Ryszarda Przybylskiego. Julian Dybiec ogłosił w roku 1970, w nakładzie 380 egzemplarzy, jako kolejny tom “Monografii z Dziejów Nauki i Techniki" pracę “Michał Wiszniewski. Życie i twórczość". Wiszniewski, urodzony w roku 1794, mając lat 14 został uczniem Liceum Krzemienieckiego. Po ukończeniu szkoły został bibliotekarzem i korepetytorem na dworze Tarnowskich w Horochowie. W ciągu 3 lat uporządkował i skatalogował tam ogromną bibliotekę, korzystając z niej. Gdy mały Tarnowski zdał egzaminy do Krzemieńca, jego wychowawca opuścił posadę, udając się w podróż prywatną do Włoch, Szwajcarii, Francji, Anglii i Niemiec. Wiadomo, że z Krzemieńca wyniósł znajomość łaciny, francuskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Wszystko wskazuje jednak, że porozumiewał się z powodzeniem po włosku i słuchał z korzyścią angielskich wykładów z filozofii.

Adam Czartoryski, który poznał go w Paryżu w roku 1821, zaczął o nim myśleć jako o poważnym kandydacie na katedrę filozofii w Uniwersytecie Wileńskim. Wychowanek Liceum miałby zostać profesorem Uniwersytetu? Ależ tak. Czacki i jego następcy pilnie dbali o to, by zajęcia w ostatnich klasach miały poziom Uniwersytetu, wystrzegając się jednak ze względów politycznych wspominania nawet tego słowa.

Ostatecznie kto inny objął katedrę w Wilnie. Wiszniewski natomiast uzyskał dzięki Czartoryskiemu stypendium na pobyt w Anglii. Wiosną 1823 rozpoczął w Krzemieńcu wykłady logiki. Słuchali ich uczniowie, ale także nauczyciele Liceum oraz osoby z miasta. Wykłady logiki weszły do drukowanego po latach dzieła “O rozumie ludzkim", przypomnianego w roku 1976 w tomie Wiszniewskiego wydanym w Bibliotece Klasyków Filozofii ze wstępem Władysława Tatarkiewicza.

Logika była dla Wiszniewskiego nie tylko dyscypliną teoretyczną. Gdy później, w czasie pobytu we Włoszech, zaprzyjaźniony z nim Zygmunt Krasiński zwrócił mu uwagę na możliwość zamachu Ludwika Napoleona, nasz bohater zakupił natychmiast w dużych ilościach nisko notowane papiery renty piemonckiej. Wkrótce stał się człowiekiem bardzo zamożnym. Ale ciekawe życie Michała Wiszniewskiego to całkiem długa, więc osobna historia.

Pamięć o Krzemieńcu przetrwała w Polsce lata niewoli. 27 maja 1920 roku, jeszcze podczas trwania wojny bolszewickiej, Józef Piłsudski wydał rozkaz o otwarciu Liceum Krzemienieckiego i rewindykacji majątku na jego użytek. W Warszawie działało już od dwu lat Liceum Batorego. Gdy kończyłem je w roku 1952, nie było już tą samą szkołą co przed wojną. Ale moja polonistka była osobą z doktoratem. Jej lekcje były ciekawsze niż wykłady, których wypadło mi słuchać rok później na Uniwersytecie. A Czesław Ścisłowski, prowadzący lekcje fizyki w doskonale wyposażonej przed wojną pracowni, miał też zajęcia na Politechnice.

Myślę, że “Krzemieniec" Ryszarda Przybylskiego jest nie tylko świetnie napisaną książką. To duch czasu pragnie nas obudzić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk literacki, publicysta i były felietonista “TP". Wydał zbiory tekstów: “Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia" (Puls 1993) oraz “Generał w bibliotece" (WL 2001). Zagrał w “Rejsie" Marka Piwowskiego. Od lat mieszka w Paryżu, gdzie prowadzi księgarnię.

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2004