Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czytałem Przybylskiego z przejęciem, mimo iż nie dowiadywałem się przy tej okazji rzeczy całkiem nowych. Z osiemdziesięciu trzech cytowanych przez autora książek znałem już wiele. Przede wszystkim publikowane w Londynie prace Marii Danilewiczowej. Znam nawet jedną poważną rozprawę, wiążącą się z tematem, pominiętą przez Przybylskiego.
Przybylski niemal od początku swojej opowieści o dziejach niezwykłej inicjatywy gromadki najrozumniejszych Polaków z Tadeuszem Czackim na czele, by stworzyć wzorową polską szkołę, nie ukrywa przed czytelnikiem, że sprawa ostatecznie skończy się źle. A jednak utrzymuje cały czas naszą uwagę w napięciu.
Obcując z “Krzemieńcem" trafiłem na tekst przemówienia profesora Piotra Słonimskiego na grudniowej sesji Polskiej Akademii Nauk. Bratanek pana Antoniego mówi rzeczy prawdziwie podniecające: “Polska może pomóc Europie. Nie Europa Polsce, ale Polska Europie". Słonimski wie, o czym mówi. “W Europie pojawiła się dziura naukowa, zwłaszcza w badaniach podstawowych... Od kilku lat w krajach bogatej Europy drastycznie zmniejsza się liczba studentów w dziedzinach ścisłych - od matematyki po biologię włącznie. W tym roku we Francji - ale to samo dzieje się w Niemczech i Anglii - liczba kandydatów na matematykę, fizykę, chemię i biologię zmniejszyła się o 30-40 procent. Szacuje się, że w ciągu kilku lat niedobór młodych naukowców w tych dziedzinach wyniesie aż 700 tysięcy... Trend ma charakter ogólnoświatowy, ale... w Polsce jest on mniej silny... i z tej nadwyżki, ciekawości młodych dziewcząt czy chłopców, z ich wiary w naukę, studia należy korzystać... Nie obawiajmy się, że kształcąc naukowców kształcimy ich nie dla siebie...".
Nie będę już powtarzał wszystkich argumentów profesora. Przytoczę tylko fragment recepty: “Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej przyznaje 100 stypendiów dla doktorantów rocznie. Powinniśmy zwiększyć tę liczbę do tysiąca. Koszta? 50 groszy na Polaka - 25 musimy dać sami, 25 dołoży Unia".
Nie wątpię, że dałoby się wybrać w całym kraju taką liczbę młodych zdolnych. A jednak czy wystarczą same tylko stypendia dla tysiąca najzdolniejszych? Czy nie trzeba także troszczyć się o szkoły średnie, które pozwolą młodzieży odnaleźć właściwą drogę? Być może Piotr Słonimski, wychowanek warszawskiego Liceum Batorego - okupacyjna matura 1940 - czerpie wyobrażenia o polskiej szkole z własnych doświadczeń? Przykład jego szkolnego kolegi, przyjaciela i rówieśnika, mego uniwersyteckiego wykładowcy logiki Jerzego Pelca pozwala zrozumieć, czym była ta szkoła średnia. Jerzy Pelc rozpoczął studia na konspiracyjnej polonistyce, ukończył je zaraz po wojnie. W latach 1945-50 był asystentem, potem adiunktem na tym wydziale. W roku 1950, źle znosząc ofensywę marksizmu w badaniach literackich, napisał rozprawę, która przyniosła mu doktorat z logiki. Przeniósł się na wydział filozofii UW i do dziś uprawiając logikę, osiągnął w niej światową pozycję.
Tu już wracam do Krzemieńca i książki pominiętej przez Ryszarda Przybylskiego. Julian Dybiec ogłosił w roku 1970, w nakładzie 380 egzemplarzy, jako kolejny tom “Monografii z Dziejów Nauki i Techniki" pracę “Michał Wiszniewski. Życie i twórczość". Wiszniewski, urodzony w roku 1794, mając lat 14 został uczniem Liceum Krzemienieckiego. Po ukończeniu szkoły został bibliotekarzem i korepetytorem na dworze Tarnowskich w Horochowie. W ciągu 3 lat uporządkował i skatalogował tam ogromną bibliotekę, korzystając z niej. Gdy mały Tarnowski zdał egzaminy do Krzemieńca, jego wychowawca opuścił posadę, udając się w podróż prywatną do Włoch, Szwajcarii, Francji, Anglii i Niemiec. Wiadomo, że z Krzemieńca wyniósł znajomość łaciny, francuskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Wszystko wskazuje jednak, że porozumiewał się z powodzeniem po włosku i słuchał z korzyścią angielskich wykładów z filozofii.
Adam Czartoryski, który poznał go w Paryżu w roku 1821, zaczął o nim myśleć jako o poważnym kandydacie na katedrę filozofii w Uniwersytecie Wileńskim. Wychowanek Liceum miałby zostać profesorem Uniwersytetu? Ależ tak. Czacki i jego następcy pilnie dbali o to, by zajęcia w ostatnich klasach miały poziom Uniwersytetu, wystrzegając się jednak ze względów politycznych wspominania nawet tego słowa.
Ostatecznie kto inny objął katedrę w Wilnie. Wiszniewski natomiast uzyskał dzięki Czartoryskiemu stypendium na pobyt w Anglii. Wiosną 1823 rozpoczął w Krzemieńcu wykłady logiki. Słuchali ich uczniowie, ale także nauczyciele Liceum oraz osoby z miasta. Wykłady logiki weszły do drukowanego po latach dzieła “O rozumie ludzkim", przypomnianego w roku 1976 w tomie Wiszniewskiego wydanym w Bibliotece Klasyków Filozofii ze wstępem Władysława Tatarkiewicza.
Logika była dla Wiszniewskiego nie tylko dyscypliną teoretyczną. Gdy później, w czasie pobytu we Włoszech, zaprzyjaźniony z nim Zygmunt Krasiński zwrócił mu uwagę na możliwość zamachu Ludwika Napoleona, nasz bohater zakupił natychmiast w dużych ilościach nisko notowane papiery renty piemonckiej. Wkrótce stał się człowiekiem bardzo zamożnym. Ale ciekawe życie Michała Wiszniewskiego to całkiem długa, więc osobna historia.
Pamięć o Krzemieńcu przetrwała w Polsce lata niewoli. 27 maja 1920 roku, jeszcze podczas trwania wojny bolszewickiej, Józef Piłsudski wydał rozkaz o otwarciu Liceum Krzemienieckiego i rewindykacji majątku na jego użytek. W Warszawie działało już od dwu lat Liceum Batorego. Gdy kończyłem je w roku 1952, nie było już tą samą szkołą co przed wojną. Ale moja polonistka była osobą z doktoratem. Jej lekcje były ciekawsze niż wykłady, których wypadło mi słuchać rok później na Uniwersytecie. A Czesław Ścisłowski, prowadzący lekcje fizyki w doskonale wyposażonej przed wojną pracowni, miał też zajęcia na Politechnice.
Myślę, że “Krzemieniec" Ryszarda Przybylskiego jest nie tylko świetnie napisaną książką. To duch czasu pragnie nas obudzić.