Kryzys nas nie ominie

Recesja w strefie euro wpłynie na Polskę. Nasza gospodarka już zwalnia. Zapłacimy za to wzrostem bezrobocia i niższymi zarobkami. Uczmy się więc oszczędzać.

10.07.2012

Czyta się kilka minut

Gołygów koło Łodzi, 2012 r. / Fot. Tomasz Wiech
Gołygów koło Łodzi, 2012 r. / Fot. Tomasz Wiech

Dane makroekonomiczne, publikowane przez urzędy statystyczne i przeróżne instytucje, mają to do siebie, że czasami trudno na ich podstawie od razu zrozumieć, jak w rzeczywistości wygląda obraz gospodarki. Gdy jednak przełożymy je na zrozumiały język, to okaże się, że – wbrew zapewnieniom o „zielonej wyspie” – sytuacja w Polsce wcale nie jest wesoła. A co więcej, najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej, bo na razie nie widać szans na zakończenie kryzysu w strefie euro.

– Widać, że polska gospodarka hamuje, choć jeszcze to zjawisko nie jest bardzo silne – przyznaje Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości. – W tej chwili trudno dokładnie powiedzieć, gdzie nas zaprowadzi europejski kryzys, ale wszyscy powinniśmy mieć na uwadze, że odbije się on na naszych kieszeniach. Co do tego nie ma wątpliwości – dodaje.

OPTYMIZMU CORAZ MNIEJ

Jednymi z istotnych wskaźników, na podstawie których ocenia się perspektywy gospodarcze, są tak zwane indeksy PMI dla poszczególnych krajów. Najprościej mówiąc – to zbiór ocen sytuacji wśród przedsiębiorców. Jeżeli ostateczny wynik wynosi mniej niż 50 punktów, wówczas można mówić, że zdaniem przedstawicieli biznesu gospodarka będzie hamować. A właśnie takie oceny Polska zbiera już od kilku miesięcy. W czerwcu polski wskaźnik PMI spadł do 48 punktów, co jest odczytem najgorszym od prawie trzech lat. Co więcej, w Niemczech, które są największym zagranicznym odbiorcą polskich towarów, ten sam indeks spadł do 45 punktów. Nic więc dziwnego, że liczba zamówień eksportowych w polskich firmach spada również w najszybszym od trzech lat tempie.

Co te dane oznaczają w praktyce? Można założyć, że firmy przygotowują się na trudniejsze czasy. Szukają oszczędności, ograniczając inwestycje. Pracownicy mogą raczej zapomnieć o podwyżkach, a osoby, które wchodzą na rynek pracy, będą miały coraz większe problemy z jej znalezieniem. Firmom będzie bowiem zależało przede wszystkim na tym, żeby przetrwać niekorzystny i niepewny okres.

– Nie ma na to innego sposobu niż taki, żeby schować się za gardą. W takich okresach mówi się, że „gotówka jest królem”. Dlatego przedsiębiorcy wolą nie ryzykować dużych inwestycji i gromadzą pieniądze – mówi prezes dużej spółki notowanej na warszawskiej giełdzie.

Jego słowa potwierdzają między innymi dane Narodowego Banku Polskiego. Oszczędności zgromadzone przez przedsiębiorców wynoszą teraz ponad 185 miliardów złotych. To o około 5 proc. więcej niż rok temu.

– Nowe inwestycje w firmach są bardzo anemiczne. Taka sytuacja w tym i w przyszłym roku zapewne się utrzyma – przewiduje Ignacy Morawski.

RZĄD TEŻ PRZYOSZCZĘDZI

Podczas gdy prywatne firmy nie spieszą się z nowymi projektami, to w najbliższych miesiącach możemy się również spodziewać spadku inwestycji z pieniędzy publicznych. Powód jest prosty. Euro 2012 już za nami, z budową autostrad nie trzeba się więc spieszyć, a rząd chce poszukać większych oszczędności w budżecie. Jego plan zakłada, że inwestycje publiczne zostaną ograniczone z obecnych 5,6 do 2,8 proc. PKB w 2015 r. Ucierpią na tym głównie inwestycje drogowe – przed Euro 2012 było na nie wydawanych około 30 miliardów złotych rocznie. Od przyszłego roku ta kwota ma spaść nawet o połowę.

Nie trudno się domyśleć, że rezultat będzie fatalny dla firm budowlanych. Kryzys w tej branży nasila się już od dłuższego czasu i eksperci szacują, że może on zmieść z rynku nawet ponad jedną trzecią przedsiębiorstw. Oznacza to, że pracę w sektorze straci co najmniej 50 tys. ludzi. To z pewnością nie pozostanie bez wpływu na inne branże i – w rezultacie – na całą gospodarkę. Można się spodziewać, że pod wpływem złych nastrojów na rynku banki będą ostrożniej udzielać kredytów przedsiębiorcom z innych branż.

A z kolei ci będą mieli coraz większe problemy z zatorami płatniczymi. Fala upadłości zresztą już się zaczęła. Jak podaje firma Euler Hermes, zajmująca się ubezpieczaniem należności handlowych, w pierwszym półroczu w Polsce zbankrutowało ponad 470 firm. To jedna piąta więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku.

I gdy znów sprowadzimy tę sytuację do wskaźników makroekonomicznych, to trudno oczekiwać, by w Polsce udało się utrzymać dotychczasowy poziom wzrostu PKB.

– W ostatnim kwartale bieżącego roku wzrost gospodarczy w Polsce spadnie wyraźnie poniżej poziomu 2 proc., a w całym 2013 r. wyniesie około 2 proc. – piszą ekonomiści BRE Banku w swojej najnowszej prognozie.

Warto zaznaczyć, że te założenia są bardziej pesymistyczne od tego, co przynajmniej na razie obstawia większość analityków. Średnia mówi bowiem o wzroście PKB w przyszłym roku mniej więcej o 3 proc. Nie zmienia to jednak faktu, że hamowanie gospodarcze już ma miejsce, bo w latach 2010-11 ten wzrost utrzymywał się na poziomie wyraźnie przekraczającym 4 proc.

BEZROBOCIE W GÓRĘ

Wyhamowanie wzrostu gospodarczego oznacza również, że Polacy będą mieli coraz większe problemy na rynku pracy. Obecna prognoza Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej mówi o tym, że pod koniec roku stopa bezrobocia wyniesie u nas 12,5 proc. Już teraz jednak wiadomo, że można ją włożyć między bajki. Specjaliści są bowiem zgodni, że przekroczy ona 13 proc.

– Na razie nie widzę szans na poprawę sytuacji na rynku pracy. Gdy skończy się okres prac sezonowych, będziemy mieli do czynienia ze wzrostem bezrobocia – uważa dr Maciej Krzak, ekonomista z Uczelni Łazarskiego w Warszawie.

Pod koniec maja w Polsce było już ponad dwa miliony zarejestrowanych osób bez pracy. W skali roku oznacza to wzrost o ponad 50 tys. bezrobotnych. Gdy przyjrzymy się danym, to szczególnie niepokojąco wygląda fakt, że połowa zarejestrowanych to osoby długotrwale bezrobotne. Znaczący w tej strukturze jest też udział młodych. Wśród wszystkich zarejestrowanych bezrobotnych co piąta osoba nie skończyła 25 lat.

Jednak mimo pogarszającej się sytuacji na rynku pracy, przynajmniej na razie można spodziewać się, że firmy – choć nie będą zatrudniać nowych pracowników – to również ostrożnie będą decydować się na duże redukcje zatrudnienia. To rezultat niepewności dotyczącej rozwoju sytuacji gospodarczej w Polsce. W pierwszej kolejności przedsiębiorstwa będą raczej szukać oszczędności gdzie indziej. Ich pracownicy mogą jednak zapomnieć o podwyżkach wynagrodzeń.

Dane Głównego Urzędu Statystycznego mówią o tym, że w maju przeciętna pensja w przedsiębiorstwach prywatnych wyniosła 3617 zł brutto, co oznacza 4,1-procentowy wzrost w porównaniu do maja ubiegłego roku. Warto jednak pamiętać, że ta liczba znów tak naprawdę niewiele mówi o rzeczywistej sytuacji. Bo liczy się przecież to, co za te pieniądze można kupić. A jeżeli to uwzględnimy, wówczas okaże się, że siła nabywcza naszych pensji w maju była wyższa zaledwie o 0,3 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. W praktyce więc nasze pensje stoją w miejscu i musimy liczyć się z ich spadkiem w kolejnych miesiącach. A to z kolei sugeruje, że wiele osób będzie musiało zmienić swoje przyzwyczajenia zakupowe.

CZAS NA TAŃSZE WAKACJE

Jak podaje GUS, w maju sprzedaż detaliczna w Polsce była o 4,3 proc. wyższa niż przed rokiem. Co ciekawe, gdy znów przyjrzymy się szczegółowym danym, okaże się, że sprzedaż sprzętu RTV skoczyła w tym czasie o ponad 20 proc.! Można przypuszczać, że miało to związek z Euro2012, przed którym Polacy masowo kupowali nowe telewizory. Druga połowa roku przyniesie nam jednak nieco więcej „zaciskania pasa”.

Analitycy przewidują, że w pierwszej kolejności nie będziemy ograniczać samej konsumpcji, ale coraz częściej będziemy szukać tańszych produktów.

– Zdecydowanie większym zainteresowaniem będą cieszyły się dyskonty. Zobaczymy to zwłaszcza jesienią, gdy skończą się wakacje i rodzice będą musieli wyposażyć dzieci w szkolne wyprawki – zauważa dr Maciej Krzak.

W same wakacje większość osób również będzie mocno trzymać się za kieszenie. Na początku czerwca firma AC Nielsen przeprowadziła badania, z których wyszło, że tylko połowa Polaków ma plany wakacyjne. Około 70 proc. z tej grupy zamierzało spędzić urlop w kraju, za około 1,2 tys. zł na osobę. Tylko 30 proc. planowało wyjazd zagraniczny, który miałby się zamknąć w kwocie 2,6 tys. zł.

Pozostaje pytanie, jak bardzo te plany zostaną zweryfikowane po ostatniej upadłości biura podróży Sky Club. Nie jest tajemnicą, że branża turystyczna przeżywa trudny okres. Dlatego więcej osób w obawie przed kolejnymi bankructwami może decydować się na samodzielną organizację wakacyjnego wypoczynku.

WYBORCY POSZUKAJĄ WINNYCH

Hamowanie wzrostu gospodarczego to również problem dla samego rządu. I nie chodzi tu tylko o finanse publiczne, ale także o poparcie, które wraz z pogarszaniem się sytuacji może zacząć spadać. Tym bardziej że prędzej czy później rząd Donalda Tuska będzie zmuszony do podejmowania coraz mniej popularnych decyzji.

Po decyzjach dotyczących podniesienia wieku emerytalnego ostatnio przyszedł czas na zmiany w systemie podatkowym. Rząd zlikwidował m.in. ulgę internetową, a także możliwości korzystniejszych rozliczeń dla osób wykonujących tzw. wolne zawody. Widać również, że rząd ma wielką chęć „wyciśnięcia” dużych dywidend ze spółek Skarbu Państwa. Można przypuszczać, że takich kroków będzie więcej, bo minister finansów będzie miał spory problem z domknięciem budżetu zgodnie z wcześniejszymi założeniami. Pod koniec maja deficyt sięgnął już 27 mld zł, co oznacza, że już w pierwszym półroczu wyniósł on ponad 77 proc. całorocznego planu. A spowolnienie w gospodarce tej sytuacji nie poprawi. Przeciwnie, rząd musi liczyć się z mniejszymi wpływami podatkowymi, przede wszystkim od przedsiębiorstw.

W najbliższych miesiącach kluczowy dla naszych kieszeni będzie jednak rozwój sytuacji w strefie euro. Chociaż ryzyko jej niekontrolowanego rozpadu na razie nieco zmalało, to o wzroście gospodarczym można zapomnieć. Dopiero poprawa koniunktury i nastrojów gospodarczych, zwłaszcza w Niemczech, pozwoli nam odetchnąć. 


ŁUKASZ PAŁKA jest dziennikarzem ekonomicznym portalu Money.pl Współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2012