Krajobraz pamięci

Kilkanaście lat wspólnej pracy, kolejne dni, z których powracają teraz w pamięci zaledwie okruchy. Bronek - łagodny, uśmiechnięty (w ostatnich miesiącach ten uśmiech był coraz rzadszy, gaszony rezygnacją w obliczu postępującej choroby), zawsze znajdujący czas na rozmowę. Kartki zapełnione drobnym, równym pismem: to kolejny odcinek “Notatek" albo jeden z niezliczonych listów, bo autorowi trzeba odpowiedzieć, niezależnie od decyzji, jaką się na temat jego tekstu podjęło.

23.11.2003

Czyta się kilka minut

Nie narzucający swojego zdania, umiejętnie łagodzący spory, umiał jednak z determinacją bronić własnych wyborów. I dotyczyło to zarówno tekstów, które młodsi koledzy uznali za nie dość atrakcyjne (myślenie o kulturze w kategoriach marketingowych bardzo Bronka irytowało), jak i tych, które z kolei bulwersowały swoją formą czy zawartością. Pamiętam zebranie redakcyjne w początku lat 90., podczas którego Jerzy Turowicz - skądinąd zawsze otwarty na nowoczesność - omawiając numer ostro skrytykował wydrukowane w nim wiersze pewnego młodego poety. Bronek, który te wiersze przyjął, podniesionym z emocji głosem wygłosił mowę obrończą. I zakończył: - Tak, Jerzy, możemy nie drukować młodych, możemy dawać co tydzień wiersze XX [nazwisko zmilczmy, był to zresztą tylko synonim liryki niezbyt wybitnej, za to niekontrowersyjnej] i na pewno nie będziemy wtedy dostawać oburzonych listów. Ale czy o to nam chodzi?

I jeszcze sławne Bronkowe roztargnienie: jest rok 1990, ukazała się wreszcie wstrzymywana wcześniej przez cenzurę książka Andrzeja Drawicza o Bułhakowie, zastanawiamy się, kto mógłby o niej napisać, Bronek, z namysłem: - No cóż, Andrzej byłby najlepszy, ale teraz, odkąd został szefem telewizji, na pewno nie będzie miał czasu...

W tym roku minęło dokładnie pół wieku od debiutu Bronka Mamonia w “Tygodniku". Jego pierwszy tekst, mocno krytyczna recenzja książki Zygmunta Lichniaka o Liebercie, ukazał się w numerze 3 z roku 1953, tuż przed zamknięciem pisma. Członkiem redakcji stał się po wznowieniu pisma. W latach 1954-56 publikował też w “Tygodniku" wydawanym przez PAX, ale nie ma wśród tych publikacji żadnej, której nie można by dziś przedrukować.

Gdy się przegląda Bronkowe teksty w “Tygodniku", widać, że wśród dziesiątków okazjonalnych not, recenzji teatralnych i książkowych, esejów i (rzadziej) reportaży przewijają się stale pewne wątki, że można wskazać tematy i postacie, do których najchętniej powracał.

Przede wszystkim oczywiście temat jego życia: zmarły w 1943 roku Karol Ludwik Koniński. Pisarz niezwykły, zwłaszcza na polskim gruncie, zadziwiający powagą i samodzielnością podejścia do spraw duchowych, nieortodoksyjny katolik przekraczający ideologiczne podziały. Bronek nie tylko wielokrotnie pisał o nim w “Tygodniku" i poświęcił mu monografię, ale strawił też wiele lat na odcyfrowywanie jego trudno czytelnych rękopisów. Bez tej benedyktyńskiej pracy nigdy zapewne nie poznalibyśmy wojennego raptularza Konińskiego, rewelacyjnych “Uwag". Wydano zresztą jak dotąd tylko wybór z “Uwag"; całość, przepisana na maszynie, czeka na lepsze czasy.

I właściwie większość fascynacji Bronka można przyporządkować “linii Konińskiego": linii metafizycznej powagi, nawet jeśli ukryta jest pod maską groteski, linii duchowych poszukiwań nie spętanych narzuconą ortodoksją i znajdujących właściwy wyraz artystyczny. Stąd zapewne szkice o Brzozowskim i Witkacym, fascynacja religijną liryką Lieberta, stąd powroty do Irzykowskiego. Wielkie eseje o Józefie Wittlinie - zresztą przyjacielu Zofii Starowieyskiej-Morstinowej, współtwórczyni “Tygodnika", której Bronek poświęcił swoją drugą i ostatnią książkę - i Stanisławie Vincenzie. Z literatury francuskiej: o Mauriacu. I oczywiście miłość do Norwida, wzmocniona niewątpliwie za sprawą uniwersyteckiej mistrzyni, prof. Ireny Sławińskiej.

Polonistyczne studia na KUL-u, odbywane w czasie, gdy lubelska uczelnia była wysepką swobodnej myśli podmywaną przez fale stalinizmu, wspominał zawsze z nostalgią. Starał się podtrzymywać zawarte wtedy przyjaźnie, a jego wdzięczność wobec nauczycieli znajdowała wyraz na łamach “TP". Na 80-lecie prof. Sławińskiej przeprowadził z nią obszerną rozmowę, cenne źródło do jej biografii; latem tego roku, zbyt już słaby, by napisać większy tekst, bardzo się niepokoił, czy aby należycie uczcimy kolejny jubileusz Pani Profesor...

Nazwiska Wittlina i Vincenza wskazują jeszcze jeden kierunek: to literatura emigracyjna. Z podróży do Niemiec w 1981 roku Bronek przywiózł kilka rozmów. Jedna, z Tadeuszem Nowakowskim, zdążyła się jeszcze ukazać w “Tygodniku" przed wprowadzeniem stanu wojennego. Inna, z Józefem Mackiewiczem - Bronek należał do wielbicieli jego twórczości i konsekwentnych obrońców jego dobrego imienia - nie przeszłaby przez cenzurę nawet za czasów “Solidarności"; wydrukowana w podziemiu i w Londynie, trafiła na nasze łamy dopiero w zeszłym roku, w stulecie urodzin autora “Drogi donikąd". A w 1988 roku za sprawą Bronka pojawił się w “Tygodniku" Włodzimierz Odojewski.

Pasją Bronka był teatr, w czym także znać wpływ jego Mistrzyni. Publikowane w ciągu kilku dziesięcioleci recenzje złożyłyby się na niemal pełną, choć subiektywną kronikę teatru nie tylko krakowskiego. I tutaj widać szerokość jego zainteresowań i wrażliwość, która ogarniała zjawiska bardzo rozmaite, byle dostrzegł w nich autentyzm artystycznych poszukiwań. Przez lata Bronek towarzyszył i kibicował pracy krakowskich Rapsodyków, później kultywował pamięć zlikwidowanej przez władze komunistyczne sceny. Nie przeszkadzało mu to z wielkim przejęciem (choć nie bezkrytycznie) towarzyszyć poszukiwaniom teatralnym Tadeusza Kantora. A miłość do teatru była głównym chyba podłożem jego przyjaźni, głównie zresztą korespondencyjnej i telefonicznej, z Janem Kottem.

Trochę bezradnie przeglądam kartki sporządzonej teraz przez Anię Mateję bibliografii Tygodnikowych publikacji Bronka. Zbyt wiele spraw należałoby jeszcze przypomnieć, zbyt wiele nazwisk przywołać. Zwłaszcza że temat pamięci i zapominania w ostatnich tekstach Bronka pojawiał się coraz częściej. Sprawiedliwy w ocenach, wierny tym, których cenił i kochał, tego samego oczekiwał od innych.

Zmiana pokoleniowa, jaka nastąpiła na Wiślnej po roku 1989, musiała rodzić konflikty. Ale przecież sam Bronek miał znaczny wpływ na jej przebieg. To z jego inicjatywy w redakcji pojawił się Jerzy Pilch, a w ślad za nim Marian Stala, to on przyjął do druku pierwszą recenzję Piotra Gruszczyńskiego, nie wspominając już o młodych poetach, jak ten, którego wiersze tak wzburzyły Naczelnego. I każdy z młodszych kolegów mógł zawsze liczyć ze strony Bronka na życzliwą radę czy uważną lekturę.

Przed trzema blisko laty, gdy jego zdrowie gwałtownie się pogorszyło i na Boże Narodzenie znalazł się w klinice na Skawińskiej, przysłał mi stamtąd życzenia noworoczne. Życzenia, a właściwie list. Zacytuję z niego tylko fragment: “Tak bardzo zasiedziałem się w krajobrazie Wiślnej 12, że kiedy na jakiś czas muszę z niego wyjść, wydaje mi się, że nie potrafię poza nim być, żyć. Poruszać się. Wszystkie moje myśli są tam skierowane. I tam uwięzione". A w postscriptum znalazły się dyspozycje dotyczące kolejnych “Notatek".

“Notatek" już nie będzie, w tym numerze drukujemy je po raz ostatni. Ale pamięć o Bronku i o jego wielkim wkładzie we wspólne dzieło, jakim jest “Tygodnik", pozostanie. Nie tylko w krajobrazie redakcji przy ulicy Wiślnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003