Korespondencja prymasa Stefana Wyszyńskiego i ojca Edwarda Bulandy

06.06.2016

Czyta się kilka minut

Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej z dedykacją, który prymas Wyszyński dołączył do swojej odpowiedzi o. Bulandzie. / Fot. Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego
Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej z dedykacją, który prymas Wyszyński dołączył do swojej odpowiedzi o. Bulandzie. / Fot. Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego

OJCIEC EDWARD BULANDA DO PRYMASA STEFANA WYSZYŃSKIEGO



Soli Deo Warszawa, 30 I 1956

Eminencjo,

Najdostojniejszy nasz Księże Prymasie!

W przekonaniu, że strefy granicznej nie wolno przekraczać nie tylko żywym, ale i papierowym delegatom, nie miałem dotąd odwagi przemycać przez zieloną granicę mego skromnego wysłańca do Illustrissimum Principem, który jest i uwielbianym Prymasem „trzęsących się” niespokojnie rodaków na wolności i Najdroższym Ojcem „siedzących” spokojnie niewolnych.

W „naszym” języku mokotowskim nadalibyśmy Waszej Eminencji – gdyby to nie przekraczało granic bezczelnej śmiałości – tytuł „Najdostojniejszego Kuzyna po Dziadku Mokotowskim”. Kiedy się znalazłem na Wyższej Akademii Wychowania „Demokratycznego” w r. 1951, na pawilonie X (który był przeniesioną po powstaniu Cytadelą), w celi 55, oświadczył mi zaraz na wstępie prezes naszej Celowej Załogi (skazany na śmierć jako „as wywiadu”), że tutaj nie zachowujemy tytułów, lecz jesteśmy „celowo” zrównani i wołamy się po imieniu. To „celowe kuzynostwo” zachowali moi mokotowscy przyjaciele, gdy mnie odwiedzają. Przepraszam Waszą Eminencję za ten urywek wspomnień na marginesie.

Gdy się wczoraj 29 I 1956 r. dowiedziałem, że nie będę przykrym natrętem, narzucającym się „ważnością swej osoby”, jeśli napiszę do Najdostojniejszego Księdza Prymasa, postanowiłem – choć z nieśmiałością – skorzystać z tej miłej okazji. Pragnę sobie wynagrodzić niemożność złożenia homagium Waszej Eminencji i podzielenia się wrażeniami po wyjściu z mokotowskiego „sanatorium”. W okresie rekonwalescencji, która trwała z zawieszeniem aż do 8 listopada 1955 r. [powinno być 1954 r. – BN], trzymałem się zasady otrzymanej na posiedzeniu naszej Celowej Rady Załogowej, że gdy „stąd” wyjdziemy, to spotkawszy się na ulicy z najserdeczniejszym dawnym przyjacielem czy choćby rodzonym bratem, odwracamy się od niego z podkreśleniem, że go nie znamy i że „żadnych kontaktów” z nim nie mieliśmy i mieć nie będziemy. Dlatego to „takich kontaktów” unikałem aż do skończenia rekonwalescencji. Obecnie wolno mi pisać „na nowy kredyt”, po oczyszczeniu starej hipoteki.

Przepraszam, że na kanwie osobistych przeżyć z okresu „siedzenia” zacznę snuć wspomnienia z dziesięciu lat od konsekracji Waszej Eminencji na Jasnej Górze.

W którymś miesiącu śledztwa w MBP – co się w gwarze naszej różnie tłumaczyło, jak np. „Mów Bracie Prawdę”, „Mieć Będziesz Przywileje”, „Masło, Bułki, Papierosy” – postawiono mi pytanie: „Jak się u nas czujecie?”. Na to troskliwe zapytanie „Bezpieki” odpowiedziałem wtedy: „Jak w zakonie surowszej reguły, przypuśćmy kartuzów”. „O! Tak! Nasza reguła (mokotowska) jest surowsza niż wasza jezuicka”.

Na ingresie Waszej Eminencji do Lublina kazano mi przemówić imieniem wszystkich przedstawicieli zakonów w diecezji. Nawiązując do dewizy zakonu kartuzów „Solus Soli Deo” zauważyłem wówczas, że widzimy ją w skrócie wypisaną jako hasło na obrazku konsekracyjnym Naszego Arcypasterza: „Soli Deo” – „Mając zatem przemawiać w imieniu drugiego skrzydła Twej pracy arcypasterskiej, Najczcigodniejszy Nasz Arcypasterzu, niech nam wolno wyrazić przede wszystkim radość wdzięczną dla Boga, że w Nim samym rozmiłowany duch Twój, do tego rozmiłowania chcesz nas także wszystkich prowadzić.

Lat temu przeszło sto kardynał [Jan] Newman, święty przyszłości, kreślił wizję naszych czasów w tych słowach: »Od lat 50 przekonuję się coraz bardziej, iż idziemy naprzeciw epoce, w której wody niewiary podobne ogólnemu potopowi wszędzie wcisną się i do takich wzniosą się wysokości, że tylko widoczne będą wierzchołki gór, jak odosobnione wyspy«.

Słowa te nasuwają się nam aktualnie w perspektywie dialogu Chrystusa Pana na pustyni, kiedy rozpoczynał swoją boską pracę Dobrego Pasterza. Książę nieprawości przeszedł do najsilniejszego natarcia w trzeciej części swego kuszenia, każąc się sobie kłaniać. »Ipsi Soli – Soli Deo« padło wówczas z ust Boskiego Mistrza i tym odparował uderzenie demoniczne.

Ono dzisiaj najwłaściwszym hasłem. Dlatego niech nam wolno życzyć sobie – i to życzenie będzie zarazem naszą modlitwą – byś Nasz Arcypasterzu miał w domach zakonnych źródło dla diecezji tej zawsze świeżej i odświeżającej kontemplacji miłości Boga na samotni modlitwy; abyśmy ją czerpali ze skarbów Twego serca, w Bogu zawsze zatopionego i nam te łaski wypraszającego”.

Wyrzucam sobie, wspominając dzisiaj te życzenia, czy Pan nasz zbyt szybko nie wysłuchał owej modlitwy i dlatego zamienił pracę bezpośredniego apostolstwa Waszej Eminencji na życie kontemplacji, ujęte w ramy surowej „kartuzji”, do której zresztą – przepraszam za niedyskrecję – Wasza Eminencja sam się wyrwał; posłannictwa słowa, jakże bogatego i ubogacającego przełożył Bóg miłości na tajemnicę życia milczenia, jakże jednak dla Kościoła w Ojczyźnie naszej głośno nauczającego i głęboko zbawiającego.

Ufamy jednak, że płynące z tysięcy serc zakonnych modły i ofiary za Waszą Eminencję wyproszą dla Niego dary doznań „jak słodki jest Panie duch Twój”.

A oto drugie wspomnienie.

Lat temu siedem w Bydgoszczy, z okazji przejazdu Waszej Eminencji na ingres do Gniezna, pozwoliłem sobie powiedzieć parę słów imieniem naszych ojców pracujących w Bydgoszczy: „Do katedry Waszej Prymasowskiej Mości w Warszawie przylega nasz nieduży kościółek, wtedy jeszcze z gruzów nie podniesiony. Jego drugim patronem z czasów o. Piotra Skargi jest św. Ignacy Antiocheński, uczeń »umiłowanego Ucznia Pana« św. Jana. Podziw w tym Męczenniku budzi zawsze ów niepojęty dla nas entuzjazm, z jakim udawał się on do Rzymu Trajana, by być zmielonym dla Chrystusa ziarnem. Wyrażał on w swych zawsze świeżych dzisiaj także listach radość i moc ducha w wydawaniu się za Chrystusa i Jego sprawę”. Podobnej życzyłem wtedy Waszej Eminencji i oto się modlę i modlić będę przez św. Ignacego, niebieskiego Sąsiada katedry warszawskiej.

Dzień ten pamiętny dla mnie i z tego względu, że złączył się w historii mojej sprawy i rozprawy pokazowej tzw. pokazówki w Bydgoszczy, jaka się odbyła 8 czerwca 1954 w związku z oskarżeniem o. St[anisława] Szymańskiego. O tym jednak rozwodzić się nie będę, gdyż musiałbym cały tom tej ciekawej historii poświęcić.

Inne dziwne przeżycie.

W pierwszym dniu przywiezienia mnie do „hotelu” MBP na Koszykową po paru godzinach przesłuchania „spuszczono” mnie z V piętra do piwnic. Znalazłem się w tzw. literatce, czyli bunkrze bez żadnego okna 1,20 m szerokim i 1,80 długim. Powietrze dochodziło tylko dolną szparą drzwi żelaznych z korytarza więziennego. Gdy zamknął za mną te drzwi na klucz komendant straży, ukląkłem do modlitwy, nasunął mi się siłą skojarzenia obraz z katakumb św. Kaliksta w Rzymie, gdzie odprawiałem mszę św. w r. 1946 w oktawie św. Cecylii przy jej pierwszym ołtarzu, i natrętnie cisnęła się do uszu melodia pieśni wielkanocnej „Wstał Pan Chrystus z martwych ninie”. Uprzytamniam sobie szybką refleksją, że to przecież okres kolęd (23 I 1950), które jeszcze wczoraj w domu śpiewałem.

Bronię się przed tym wrażeniem słuchowym i zaczynam „medytować”. Co to może być za signum, gdyż w takich sytuacjach – wiadomo – człowiek skłonny jest do szukania znaków na ziemi i na niebie. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła: „Już stąd bratku żywy nie wyjdziesz, dopiero po zmartwychwstaniu wstaniesz w tym ciele”. „A może na Wielkanoc przyjdzie jaka zmiana albo inne jakieś święto chwały Pańskiej...” Nic nie wymyśliłem.

Kiedy mnie zwalniano „warunkowo” w wigilię Chrystusa Króla 27 października 1951 r., skojarzyłem sobie pierwsze wrażenia słuchowe z tym właśnie dniem chwały Pana, kiedy to całą Polskę Wasza Eminencja poświęcał Najśw[iętszemu] Sercu Pana Jezusa.

Tę rocznicę wdzięczności pogłębiłem sobie w r. 1955, gdy doszła nas radośniejsza wiadomość, że przynajmniej w lżejszej formie dla osłabionych sił fizycznych Waszej Eminencji płynąć będzie życie kontemplacji „kartuskiej” na Śląsku [od października 1954 do października 1955 r. prymas był izolowany w klasztorze w Prudniku – BN]. Mamy w Sercu Bożym złożoną ufność, że nam powróci wnet naszego Ojca Prymasa jako z bliska czuwającego serdecznie nad nami Dobrego Pasterza.

Na zakończenie pozwolę sobie jeszcze jedno przywieźć na pamięć zdarzenie.

Po przesłuchaniu mnie przez cały dzień pierwszy w MBP od 7 rano do 10 wieczór z przerwą na obiad i kolację, chciał mnie naczelnik śledztwa od spraw kościelnych [podpułkownik UB Kazimierz Olech – BN] zostawić jeszcze na noc. Byłem już tak osłabiony, że nie zważając na nic zacząłem drzemać na krześle. „Widzę, że wam się spać chce” – powiada troskliwie szef. „Oczywiście, że tak” – odpowiedziałem. „No to pójdziecie spać”. I poszedł do telefonu, żeby zawołać strażników więziennych, którzy by mnie „spuścili” na noc do piwnicy. Gdy wracał od telefonu, powiadam mu: „Ależ tu macie »psią służbę«. Całą noc pan przeprowadzał rewizję na naszej Rakowieckiej z 70 żołnierzami KBW, cały dzień pan mnie przesłuchiwał i jeszcze chce mnie badać w nocy. To okropna u was służba”. Na to słyszę w odpowiedzi: „To wszystko na większą chwałę Boga i Polski Ludowej”. Przy tym się uśmiechnął z lekką ironią. „Bodaj to było na chwałę Bożą” – odrzekłem.

Odpowiedź dał à propos temu, z którym prowadził śledztwo, chociaż sam z tego się śmiał. Przypomniał mi jednak, chociaż mimowolnie, wielką intencję i ewangeliczny ideał, jak zarazem boski cel tego aktu Bożego dramatu w życiu apostoła...

Tę głęboką lekcję dał nam Pan Bóg wszystkim w historii dramatu Prymasa Polski naszych czasów przez Jego tak godne zachowanie ku większej chwale Bożej i Polski Katolickiej. Za to Bogu dzięki składamy i niech nam wolno będzie wyrazić głęboką wdzięczność Waszej Eminencji.

Całując ze czcią ręce waszej Eminencji proszę pokornie o Jego apostolskie błogosławieństwo dla nas wszystkich T.J. [czyli jezuitów – BN]



Sł[uga] w Chr[ystusie] najniższy

[nieczytelny podpis o. Bulandy]



PRYMAS STEFAN WYSZYŃSKI ODPOWIADA NA LIST OJCA EDWARDA BULANDY

(Komańcza, 2 lutego 1956 r.)



Osobiste

[symbol Pax Christi]

Drogi Ojcze Edwardzie,

Tak odważnie przyznał się Ojciec do mnie, nie bacząc na całe moje obciążenie społeczne, że doprawdy jestem bardzo tym wzruszony, chociaż dla Synów św. Ignacego jest to cnota zwykła.

Raduję się wielce, że wyniósł Ojciec z więzienia tyle pogody, która tryska z Jego listu: błogosławione to doświadczenie, które pozwala zrozumieć, że jednak można się radować „wracając sprzed oblicza Rady, iż danym nam było dla Imienia Jezusowego zelżywość wycierpieć”. To takie prawdy w Ewangelii, które wymagają tego a posteriori, chociaż są przyjmowane a priori. Moc wyznania tych prawd przychodzi właśnie wtedy, gdy przyszła godzina nasza. To, co było dotychczas piękną ozdobą retoryczną w kazaniu, teraz stało się prawem naszym. W tym okazuje się i Miłość, i Dobroć Mocnego Boga [do] nas słabych Jego Dzieci.

Muszę Ojcu Kochanemu się przyznać, że cały czas mego pobytu w tej postępowej instytucji, która była zwykłym obozem, choć zwała się „klasztorem”, miałem bardzo silne poczucie wspólnoty ze wszystkimi więźniami. Moja „parafia i diecezja” złożona z Księdza i biednej Siostry [chodzi o ks. Stanisława Skorodeckiego i s. Leonię, Marię Graczyk, którzy towarzyszyli prymasowi i na rozkaz UB go inwigilowali – BN], na domiar chorych ludzi, stale modliła się wieczorem za więźniów, w duchu naszej z nimi wspólnoty. Ja osobiście modliłem się o to, bym mógł wyjść ostatni z więzienia, gdy już Ojczyzna nasza będzie na tyle postępowa, iż zrozumie, że najbardziej niegodną spuścizną czasów dawnych jest więzienie. Bóg tylko w części wysłuchał tę prośbę, gdy przekonałem się, że w międzyczasie niemal wszyscy kapłani wrócili na wolność.

Przyjmuję więc z wdzięcznością nadany mi tytuł „Kuzyna po Dziadku Mokotowskim”. Musimy teraz wytrwale się modlić i za tych, co jeszcze tam pozostali, i za tych, co z nami razem byli i na nas patrzyli, i za tych, co może tam przyjdą, a zwłaszcza za tych, co tam posyłają.

Drogiemu Ojcu życzę, by swego tak cennego doświadczenia użył dla wychowania Braci zakonnej, która zawsze musi być na wszystkie Boże niespodzianki gotowa. Przecież nie powinni się dziwić temu, że Bóg może zażądać od każdego z nich tego, czego zażądał od Najlepszego Syna swego Jednorodzonego. Wszystko przecież na tej Odkupionej Ziemi dzieje się według ustalonego wzoru z Kalwarii. To takie proste i tak nadprzyrodzenie naturalne.

Proszę bardzo Ojca, aby odprawił w mej intencji Mszę św. przy grobowcu św. Andrzeja Boboli – kiedyś na Rakowieckiej całowaliśmy Jego Nogi Apostolskie – na dobry początek. Za wszystko dziękuję i Ojcu, i Braci Zakonnej, i wszystkich oddaję Zwycięskiej Dziewicy Wspomożycielce. Z serca błogosławię in caritate fraterna.



Stefan Kardynał

Komańcza, 2 II 1956


CZYTAJ TAKŻE: 

Przemycony do uwięzionego prymasa list prowincjała jezuitów – również komunistycznego więźnia – publikujemy jako pierwsi. Na pozór lekka korespondencja jest pisana przez łzy. Tekst Bartłomieja Noszczaka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2016