Konstanty Węgrzyn

Kantor zdecydował: nie będzie etatów aktorskich, niech powstanie Cricoteka – ośrodek dokumentacji sztuki.

30.03.2015

Czyta się kilka minut

Konstanty Węgrzyn z portretem Kantora, namalowanym w 1946 r. przez Janinę Muszkietową. Kraków, marzec 2015 r. / Fot. Katarzyna Włoch dla „TP”
Konstanty Węgrzyn z portretem Kantora, namalowanym w 1946 r. przez Janinę Muszkietową. Kraków, marzec 2015 r. / Fot. Katarzyna Włoch dla „TP”

GRZEGORZ NUREK: Czy Kantor miał poczucie humoru?
KONSTANTY WĘGRZYN Fantastyczne. Umiał docenić dobry dowcip. Czasem, choć rzadziej, i z siebie samego potrafił się śmiać. Pamiętam scenę z Paryża. Siedział w restauracji w otoczeniu aktorów, a ja się spóźniłem. Pani Lila Krasicka pyta: „Czemu pan taki zmęczony?”. Tłumaczę, że do późna w nocy pracowałem. Na to ona: „Niech pan się nie martwi, nie ma powodów. Jak pan tyle lat wytrzymał przy Tadeuszu, to pan pójdzie do nieba!”. Pan Tadeusz kwaśno się uśmiechnął, popatrzył groźnie na Lilę, ale ona jako najstarsza aktorka mogła sobie na więcej pozwolić.

Czasem urządzał awantury dla czystej draki. Wystawa w Mediolanie. Kantor zaakceptował to, jak powiesiłem w salach obrazy, kazał tylko obniżyć podpisy pod nimi. „Jak chcą poczytać (tu dodał dosadne słowo), to niech się schylą!” – zarządził. Wystawę odwiedził wielki arystokrata włoski, starszy profesor, krytyk sztuki. Stoimy w grupie i Kantor z uśmiechem niczym mały Dyzio mówi do nas: „Zaraz mu zrobię awanturę”. I wychodzi naprzeciw z marsową miną, krzyczy po francusku: „Panie profesorze, jak pan mógł?!”. Nie było żadnego powodu do awantury, hotel luksusowy, zacne miejsce na wystawę. Biedny arystokrata zupełnie nie znał Kantora od tej strony – nie wiedział, jak zareagować.

Zanim opowiem kilka anegdot, przypomnę, jak się poznaliśmy. To były lata 60., czasy studenckie. Chodziłem do Związku Artystów Plastyków, tam oglądałem spektakle Kantora, i samego artystę w akcji. W latach 70. zostałem powołany na stanowisko dyrektora departamentu plastyki Ministerstwa Kultury i Sztuki. Mistrz przez całe życie miał dystans do urzędników, więc gdy mnie pewnego dnia w Krzysztoforach przedstawił Stasiu Balewicz, Kantor jedynie wymruczał pod nosem „Dzień dobry”. Ale pewnego dnia Balewicz zadzwonił do mnie do ministerstwa i mówi: „Jutro chce być u pana pan Tadeusz z żoną”. Zjawił się Kantor z żoną Marią.

„Panie dyrektorze, stało się wielkie nieszczęście. Zakazano mi wyjazdów zagranicznych!”. „Niemożliwe! Co się stało?” – pytam.

"Byliśmy na Dniach Kultury Polskiej w Essen i na pięć minut przed spektaklem przyszła jakaś idiotka, działaczka SPD i zaczęła mnie o coś pytać. Zrobiłem jej awanturę”. Dowiedziałem się potem, jak solidna to była awantura. Kantor kończy: „No i przyszedł zakaz wyjazdów z KC i Ministerstwa Kultury dla teatru Cricot”. Domyśliłem się, że któraś z towarzyszących aktorom podczas wizyty w Niemczech ubeczek z tzw.

„Spółdzielni Ucho” była tego świadkiem i po powrocie, gdzie mogła, to doniosła. A że to były czasy przyjaźni polityków polskich z kanclerzem Willym Brandtem, to znalazł się pretekst dla zakazu wyjazdu. „Spokojnie, ja to załatwię” – przyobiecałem.

Zawiązałem intrygę. Pojechałem do zastępcy sekretarza Wydziału Kultury KC i mówię: „Dowiedziałem się w Krakowie, że to ty wydałeś decyzję o zakazie wyjazdów zagranicznych dla teatru Cricot 2. Wszyscy są oburzeni na KC i na ciebie”. On się szalenie zdenerwował, zaraz zadzwonił do wiceministra i w dosadnym partyjnym języku powiedział, co o tym sądzi. A do mnie: „Nie ma żadnego zakazu. Niech sobie jeździ, gdzie chce!”. Kilka dni później poszedłem do naszego Wydziału Współpracy Zagranicznej i spytałem, czy Kantor już może wyjeżdżać. Odpowiedziano mi, że tak. Przekazałem mu tę informację. Zaprosił mnie do Krzysztoforów, podziękował.

W 1978 r. wróciłem do Krakowa i zostałem dyrektorem Desy na południową Polskę. Któregoś dnia znów zatelefonował Balewicz i mówi: „Pan Tadeusz zaprasza na koniak”. Przychodzę do Krzysztoforów, a Kantor mówi: „Ten drań Rysiu Stanisławski (wtedy dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, kurator wielu wystaw, przyjaciel TK) chce mnie wyrolować!”. „Panie profesorze, niemożliwe. Co się stało?” – pytam. „Proszę sobie wyobrazić, że Carlo Argan zaproponował mi wystawę w Pallazzo delle Esposizioni przy via Nationale”.

A trudno znaleźć w Rzymie bardziej prestiżową lokalizację. Dowiedziałem się, że Rysiu miał tę wystawę przygotowywać i zaproponował Kantorowi z pięciu tysięcy metrów kwadratowych jedynie stumetrową salę. Kantor się wściekł. „Ja chcę, aby to była wystawa na dwa-trzy tysiące metrów i żeby prezentowała dorobek wszystkich artystów z kręgu teatru Cricot 2. Musi być Jaremianka, Mikulski, Janniccy, Wełmiński, Stangret i sale na plakaty, eksponaty teatralne” – mówił. Był początek października, pytam Kantora: „A kiedy wystawa miała być otwarta?”. „9 grudnia”. „Niech pan będzie spokojny, ja się tym zajmę”.

Zmobilizowałem ekipę współpracowników i największym dostępnym tirem wyładowanym po brzegi skrzyniami na obrazy ruszyliśmy w drogę 1 grudnia. Udało się. Później z dyrektorem PAGART-u ustaliłem, że będziemy sami negocjować stawki honorariów dla teatru Cricot przy wyjazdach zagranicznych, bo dotychczasowa praktyka polegała na tym, iż Kantor i jego aktorzy otrzymywali niewielkie kwoty, resztę zabierał PAGART. Kantor dzięki pomocy, której mu udzielałem, nabrał do mnie zaufania, zaprzyjaźniliśmy się. Zawsze uważałem go za geniusza teatru.
 

Jak wyglądały początki działalności Cricoteki?
Zaproponowałem instytucjonalizację, czyli utworzenie teatru etatowego, zdobycie stałych dotacji. Setki rozmów odbyło się na ten temat. Kantor wreszcie zdecydował: nie będzie etatów aktorskich, niech powstanie Cricoteka – ośrodek dokumentacji sztuki. Wcześniej warunki przechowywania eksponatów były urągające. Dość wspomnieć, że słynna kurtyna autorstwa Jaremianki była przechowywana w kominie.
Zaczęliśmy poszukiwania lokalu na Cricotekę. Wtedy, w PRL-u, obowiązywała publiczna gospodarka lokalami. Udało się wywalczyć piwnice i dwa pokoje przy Kanoniczej 5. Władze zaakceptowały powołanie nowej instytucji, przyznały etaty i dotację. Kantor przywiązywał olbrzymią wagę do dokumentacji spektakli. Jej gromadzeniem zajęła się Anna Halczak. Dzięki jej wysiłkom mało który teatr ma tak bogatą kolekcję plakatów, pism, książek i zdjęć. Kierownikiem Cricoteki został Krzysztof Pleśniarowicz.

W dwóch pokojach było archiwum, natomiast w piwnicach można było magazynować maszyny i eksponaty scenograficzne. Zwykle po tournée organizowaliśmy w nich wystawę rysunków, fotografii, wycinków prasowych. Gdy zostałem dyrektorem Cricoteki, czasami spotykałem na Kanoniczej biskupa Pieronka, który pytał: „A w jakim humorze jest dzisiaj mistrz?”. „Zobaczymy o godzinie dwunastej, jeszcze nie wiem” – odpowiadałem. Bo dzień Kantora wyglądał tak: wstawał o szóstej, po śniadaniu rysował, pisał teksty, przychodził w południe na Kanoniczą.

Później był obiad, wracał do siebie na ulicę Sienną i znów pracował do późna. Podczas wyjazdów zagranicznych już o siódmej schodził na śniadanie. Był bardzo pracowity. Aby z nim w zgodzie współpracować, też trzeba było być pracoholikiem.
 

Z Kantorem wiąże się też inny adres: ul. Sienna 7 w Krakowie.
W połowie lat 80. Tadeusz poprosił mnie o znalezienie pracowni, w której mógłby pracować i zamieszkać. Dowiedziałem się o odremontowanej stumetrowej pracowni przy Siennej 7.

Kantorowi bardzo się spodobała. Wychodzimy, a na tym samym piętrze, na lewo od schodów inna pracownia była. Kantor pyta: „A tam kto?”. Podchodzę, czytam tabliczkę: „Profesor Czesław Rzepiński”. Na to Kantor: „O nie... ja tu nie będę! Wykluczone! Może mają gdzieś wolny strych?”. Kantor organicznie nie znosił kolorystów, wielu z nich objęło kluczowe stanowiska, gdy w kraju zapanował socrealizm; do profesora Rzepińskiego żywił też osobisty uraz.

W końcu wprowadził się do mieszkania przeznaczonego dla stróża w przybudówce, na strychu. Maleńki pokój, aneks kuchenny, łazienka, może 35 metrów powierzchni. Wchodziło się na górę po bardzo stromych schodach. Kantor mieszkał przy Siennej aż do śmierci. A odnowioną pracownię na dole zajął profesor Wiktor Zin.


Proszę opowiedzieć o klasyfikacji tzw. „awantur” Kantora.
Przy pierwszej, dość łagodnej należało dać do zrozumienia organizatorom festiwalu czy tournée, że przyjechał wybitny artysta i ważny teatr. Co było prawdą, w tamtych czasach Cricot 2 był jednym z czterech najważniejszych teatrów awangardowych w Europie.

Na kolejną awanturę mógł się narazić organizator, który nie zadbał o to, aby opiekun z ich strony władał dobrze francuskim. Kantor się denerwował, bo po angielsku nie mówił. Inny rodzaj awantury był dla czystej draki, zabawy, o czym już wspominałem.

Czwarty stopień czy rodzaj napięcia wywoływał w Kantorze każdy organizator spektaklu, który przeszkadzał lub czegoś nie zapewnił. Tak było na Sycylii. Kantor ustawił dekoracje, przyszedł strażak teatralny i powiedział Tadeuszowi, że stolik w tym miejscu na scenie stać nie może, bo w razie wybuchu pożaru będą problemy ze spuszczeniem przeciwpożarowej kurtyny.

Kantor się uparł: „A właśnie że tu będzie stał!”. Wezwano komendanta, przełożonego strażnika. Komendant podtrzymał uwagi podwładnego. „No to nie będzie spektaklu” – oświadczył Kantor. Konsternacja. To się skończyło rozruchami w mieście. Przed teatrem, o dziewiętnastej na spektakl przybyło tysiąc osób. Tłum się zebrał, ale widzów nie wpuszczano. Zaczęli gwizdać, wznosić okrzyki, sprawa dotarła do burmistrza miasta, który zadecydował: „To niech ten stolik stoi tam, gdzie go reżyser postawił. Na moją odpowiedzialność”.

W Barcelonie spytali Kantora, czy mógłby opóźnić rozpoczęcie spektaklu o kwadrans, bo burmistrz się spóźni. Ale już jedzie, on teatrowi pomaga, jest przyjazny, może warto poczekać. Kantor z refleksem odparł: „Oczywiście, nie ma problemu, ja mogę się na to zgodzić. Ale musimy wyjść na scenę i zapytać, czy widownia też się zgadza”. „A nie, proszę tego nie robić” – odparto. Bo burmistrz mógłby przegrać zbliżające się wybory.

Najbardziej piekielna była awantura sytuacyjna. Mieliśmy lecieć z Mediolanu do Caracas na ważny festiwal. Połowa zespołu przeszła kontrolę paszportową, gdy nagle słyszymy komunikat: „Z powodów technicznych lot odwołany”. Kantor z wyciągniętym palcem rzucił się w kierunku towarzyszącego nam Włocha: „To ty jesteś odpowiedzialny za to, że nie lecimy!”. Zagroził: „Ja znam prezydenta Pertiniego, powiem mu, że to ty, Mario, nam taki numer wyciąłeś!”. Mario odpowiedział: „Mistrzu, dziękuję, bardzo chciałem, aby prezydent dowiedział się o moim istnieniu”. Kantor zaniemówił, wróciliśmy do hotelu, polecił mi dzwonić do ambasady i opowiedzieć, jak traktuje się we Włoszech teatr Kantora.

Nie miałem numeru telefonu, udawałem, że mam, kartkuję notes i wykręcam na tarczy telefonu wiszącego w holu hotelu wymyślony zestaw cyfr. Kantor obserwuje. Chwilę potrzymałem słuchawkę przy uchu i mówię: „Ambasada się nie zgłasza”. „Tak nas traktują! Niech pan dzwoni do rezydencji ambasadora!”. Nie mam numeru, ale udaję, że mam. Widzę, że bracia Janiccy z trudem powstrzymują śmiech. Mówię po chwili: „Panie profesorze, znów nikt nie odbiera”. „No tak, skurczybyki śpią, a my tu cierpimy!”. ©

KONSTANTY WĘGRZYN (ur. 1936) – współzałożyciel i wieloletni dyrektor Cricoteki; właściciel Salonu Dzieł Sztuki Connaisseur w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz kulturalny, redaktor, współpracownik "Tygodnika Powszechnego".

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2015