Jedna rolka na tydzień

Przed świętami Wenezuelczycy znów stali w kolejkach po wszystko: od mleka po papier toaletowy. Ceny skoczyły o 90 procent. Drożeje nawet powietrze.

27.12.2014

Czyta się kilka minut

Kolejka przed sklepem w Caracas, październik 2014 r. / Fot. Ariana Cubillos / AP / EAST NEWS
Kolejka przed sklepem w Caracas, październik 2014 r. / Fot. Ariana Cubillos / AP / EAST NEWS

Ciemna noc, ekstremalne napięcie, bo do tej dzielnicy mało kto zapuszcza się nawet za dnia. Tu są strzelaniny, kradzieże, morderstwa, przyjść tu nocą to samobójstwo... Ale przecież potrzebowałem akumulatora! – opowiada José Rojas, informatyk i wykładowca uniwersytecki z Barquisimento, miasta na wschód od stołecznego Caracas.

Profesor czekał w kolejce 16,5 godziny. Ze sklepu wyszedł szczęśliwy. Miał akumulator i przeżył. Gdy odchodził, dziesiątki osób ciągle czekały – na otwarcie sklepu następnego dnia.

Cała Wenezuela, rządzona przez lewicową ekipę, stoi dziś w kolejkach. Ale przed świętami było to jeszcze bardziej widoczne – i jeszcze bardziej frustrujące.

Akumulator to w zasadzie rarytas, kolejki ciągną się po wszystko. Mleko, kurczaka, pastę do zębów, dezodorant... Do zakupów rzadkich produktów trzeba cierpliwości i szczęścia. A także wiedzy, gdzie i kiedy coś rzucą. Cierpliwość przyda się, gdy czekasz od dwóch do sześciu godzin, by kupić np. dwa kilogramy mleka w proszku. A szczęście, bo czasem mówią, że coś będzie, ale potem okazuje się, że stałeś na próżno, bo nie sprzedają nic – opowiada Ricardo Briceno, 24-letni student z Maracaibo w stanie Zuila.

Na zakupy Ricardo wyrusza co dwa tygodnie. To wyprawa jak na polowanie. Przynajmniej tyle, że stojąc w kolejkach, słucha muzyki z telefonu. Ricardo i jego znajomi opracowali system: każdy kupuje inne produkty, a potem się wymieniają. Choć nie mogą wymieniać się wszystkim, bo olej, mąka czy papier toaletowy są limitowane.

– Pewnego razu cztery dni musieliśmy obyć się bez rolki papieru toaletowego, więc używaliśmy mokrych chusteczek dla dzieci. Jak zobaczyłem toaletowy w sklepie, przytaszczyłem naraz 36 rolek – dodaje 35-letni Rafael Sanabria, który z żoną i dwójką dzieci mieszka w Macaracuay, 20 minut od stolicy.

Szukaj: „margaryna”

José Augusto Montiel Urribarri ma 22 lata i lubi kawę z mlekiem. Szczególnie gdy musi dużo pracować. Rok temu pisał pracę magisterską z inżynierii chemicznej. – Brak mleka tak mnie irytował, że postanowiłem wymyślić system, który podpowiadałby, gdzie można je kupić. Chciałem też dodać inne poszukiwane produkty. Dotąd kupowałem je przypadkiem, przechodząc akurat obok. Jest, to biorę – mówi José Augusto.

Aplikacja na telefon komórkowy, którą wymyślił, nazywa się (Zaopatrz mnie). Za jej pośrednictwem użytkownicy informują, gdzie jest do kupienia rzadki produkt lub (częściej) szukają go. Segregują informacje na podstawie dwóch kryteriów: czasu ich dodania i dystansu do sklepu. Produktów jest dziewięć: olej, mąka pszenna, mąka kukurydziana, mydło, kawa, papier toaletowy, cukier, masło i margaryna.

Rejestrować się nie trzeba. – Wolałem, by użytkownicy ze względów bezpieczeństwa byli anonimowi – tłumaczy José Augusto. Użytkowników jest 42 tys. (wg liczby pobrań aplikacji).

Praca nad aplikacją zajęła mu miesiąc. Za dnia pisał licencjat, nocą programował. Teraz pracuje w firmie start-upowej, która tworzy portal społecznościowy i projektuje własną platformę muzyczną. Podstaw programowania nauczył się na studiach, wspomagał się też tutorialami. – I konsultowałem się z rodziną. Przechodziła mama, tata lub siostra, zaczepiałem ich pytaniem: „Jak ci się podoba?”, „Jest czytelne?” – opowiada.

Dziś jego rodzice, którzy jak wielu Wenezuelczyków nie mają smartfona, przed zakupami pożyczają go od syna i sprawdzają, co gdzie jest. – Na zapas nie kupujemy. Wolę, żeby to mleko kupiła jakaś mama, jeśli akurat dziś mi go nie trzeba – dodaje José Augusto.

Media i społeczność Twittera podchwyciły pomysł. „Doskonała aplikacja, genialna idea. Niech teraz tylko Wenezuelczycy wezmą się do roboty i informują” – pisze użytkownik Victor. Zachwyt ogarnął nie tylko krajan; o aplikacji pisały światowe media, jak „Guardian” i „Forbes”.

Reglamentacja

W Caracas, stolicy Wenezueli, duży chleb kosztuje dziś tyle co 620 litrów benzyny. Za puszkę coca-coli zatankujemy 247 litrów. W 2008 r. kilogram kurczaka kosztował 8,39 bolivarów (oficjalnie 2 bolivary to złotówka), w 2013 – 25, a w lipcu 2014 – już 43. Można by kilka razy zatankować dużego jeepa.

To ceny na rynku regulowanym przez ekipę rządzącą prezydenta Nicolása Madura. Mija już 12. rok kontroli podstawowych produktów – spadek po władzy Huga Cháveza. W ciągu roku ceny żywności skoczyły o 90 proc. W ostatnich miesiącach błyskawicznie drożeje wszystko: najbardziej olej roślinny, cukier i mleko. Nawet powietrze, od którego rząd w lipcu 2014 r. wprowadził podatek na lotnisku w Caracas (to pokłosie konfliktu z międzynarodowymi liniami lotniczymi).

Za to ceny paliwa nie zmieniły się od 1996 r. Lewicowy prezydent Maduro („Ten, którego Chávez wybrał dla rodaków”) podkreśla za każdym razem, że Wenezuelczycy mają najtańsze paliwo na świecie. Ale co z tego, skoro nie mają co jeść? Aby napełnić tzw. koszyk podstawowych produktów (jest ich 58), oczywiście po cenach kontrolowanych w państwowych marketach, potrzeba 2,8 pensji minimalnej. Równolegle działają straganiarze i prywatne markety z zezwoleniem władz lub półlegalne sklepy w ciemnych zaułkach. Różnice w cenach sięgają nawet 400 proc. Mleko w proszku w państwowym sklepie kosztuje 60 bolivarów za kilogram. Ale go nie ma.

U prywaciarza można je dostać za 180– –250 bolivarów. Zresztą u nich wszystko jest po wyższych cenach, co – zdaniem propagandowych mediów i popleczników Madura – jest znakiem na istnienie mafii handlowców, która wywozi towar z państwowych supermarketów i sprzedaje drożej. „Dlatego w sklepach trudno dostać niektóre artykuły” – tłumaczy co jakiś czas prezydent Wenezueli.

Problemy są nie tylko z żywnością. Sprzedaż leków spadła o 40 proc., więc w wielu aptekach zaczęto sprzedawać kosmetyki i papier toaletowy. Tyle że to również produkt reglamentowany. Na każdą rodzinę przypada rolka – jedna na tydzień.

Głodna aplikacja

„Świetnie, w końcu mogę sobie podetrzeć tyłek” – pisze jeden z użytkowników aplikacji Abasteceme.

Ricardo, student, użył aplikacji kilka razy. Tylko dwa razy coś zdobył: mleko. Sam dawał znać o mleku, maśle i kawie. Ale nie wie, czy ktoś z tego skorzystał. – To świetny pomysł, ale byłby bardziej użyteczny, gdyby korzystało z niego więcej osób – mówi.

– Nie mam pojęcia, gdzie się podziewa tych 42 tys. użytkowników. Nie ma aktualnych informacji. Ludzie nie karmią tej aplikacji. Próbowałem pięć-sześć razy, ale nigdy nie udało mi się nic dzięki niej kupić – twierdzi jednak Rafael, właściciel sklepu z częściami samochodowymi.

– Nie używam jej. Wypróbowałem ją w moim otoczeniu i nikt nie publikuje informacji o produktach, a bez tego jest bezużyteczna – wtóruje mu José Rojas.

Dlaczego genialna w założeniu aplikacja na komórkę nie pomaga tak, jak by mogła? Powodów jest kilka.

Po pierwsze: smartfon w Wenezueli nie jest jeszcze powszechny. Telefonów typu Android, na których działa aplikacja, jest w kraju 16 mln, a obywateli prawie 30 mln. Ponadto 42 tys. z 16 mln to niewielki odsetek; wielu Wenezuelczyków o aplikacji nie wie. – Poza tym na ulicach jest coraz niebezpieczniej. Wątpię, czy ktoś wyciągnie telefon, by dać znać innym, że jest olej w sklepie – dodaje Ricardo.

Po drugie, Wenezuelczycy w pierwszej kolejności o rzadkich produktach informują rodzinę. – Robią to za pośrednictwem tradycyjnego esemesa. Zakupy teraz to sprawa przeżycia, zatem najpierw liczysz się ty i twoi bliscy. Dlatego ludzie nie dają znać o produktach w czasie rzeczywistym – uważa profesor.

Po trzecie wreszcie, jeśli coś się pojawia w sklepie, znika zwykle w ciągu kilku godzin, a nawet minut. Zanim ktoś da znać, że w sklepie X jest produkt Y, zapas może się już skończyć.

– Aplikacja zależy całkowicie od woli użytkowników, to tylko narzędzie – tłumaczy jej twórca José Augusto. I dodaje, że atmosfera w sklepach też nie sprzyja: stres, ludzie się cisną.

Kto nie pamięta, jak wyglądały zakupy za czasów PRL, niech wpisze w YouTubie „pollo pelea venezuela” – i obejrzy film, na którym masa klientów rzuca się na kurczaki, niedostępne od miesięcy.

Lepiej nie krytykować

Ricardo: – Najgorsze kolejki to te, które się nie posuwają. Tracisz nadzieję, że cokolwiek kupisz, i odchodzisz z kwitkiem.

José: – Jeśli stoisz godzinę-dwie, to czujesz się farciarzem, że tak krótko.

Rafael: – Czasem zaznaczają ludzi, którzy stoją w kolejce. Liczą, ile jest kurczaków czy oleju, a reszcie mówią, że może sobie pójść. A nie rozmawiamy o produktach luksusowych. To kolejki jak w powojennej Europie! Tyle że my nie mieliśmy wojny!

Zwykły dzień zakupów oznacza wizytę w kilku miejscach. Według naszych rozmówców po podstawowe produkty czeka się dwie-trzy godziny. Po rzadkie siedem-osiem. Nie licząc stania w korkach: benzyna jest tak tania, że wszyscy wybierają się na łowy samochodami.

– Żeby zabić czas w kolejce, ludzie się socjalizują. Robią kawały, opowiadają historie. Wenezuelczycy są towarzyscy. Niektórzy są na tyle odważni, by krytykować rząd, ale nie bezpośrednio. Skutki mogą być poważne – opowiada José.

Na razie, proporcjonalnie do długości czasu spędzanego w kolejkach, spada społeczne poparcie dla prezydenta Madury. Według oficjalnych (tj. manipulowanych) danych za jego rządami opowiada się już tylko 30 proc. społeczeństwa. W ciągu sześciu lat bolivar stracił prawie 85 proc. swej wartości. Według rządowych statystyk inflacja wynosi już ponad 60 proc.

Światowi ekonomiści uważają, że te wyliczenia to brednie, bo inflacja poszybowała gdzieś w kosmos. Jest osiem razy wyższa niż średnia w Ameryce Łacińskiej.

– My już nie chodzimy na zakupy, tylko na polowanie – żartuje José.

Mąka albo śmierć

Niektórzy Wenezuelczycy wyładowują złość w kolejkach. Zdarzają się kłótnie, ciosy, ciągnięcie za włosy. A nawet przypadki śmiertelne.

José opowiada o trzech znanych mu sytuacjach. Siostry pokłóciły się o kilogram mąki – jedna zginęła (była w ciąży). Inna sytuacja: dwudziestolatka zmiażdżył tłum walczący o produkty. Kolejna: chłopak zwrócił uwagę drugiemu, że się wpycha; ten wyjął nóż i zabił.

– Takich przypadków jest wiele, ale tutaj życie niewiele kosztuje i nie ma niezależnych mediów, które publikowałyby takie informacje. Nie docierają do pozostałych części kraju – mówi profesor.

A Wenezuelczycy w kolejkach czekają. Na co?

José: – Aż wszystko się zmieni. Choć nie widać, żeby się mogło zmienić.

Rafael: – Czekam na wybory w 2015 roku. Nie sądzę, żeby ekipa Madura dotrwała. Dziś nawet najbardziej zatwardziały „chávista” nie identyfikuje się z rządem. A ideologia komunistyczna potrzebuje lidera.

Ricardo: – Czekam na koniec studiów, wtedy wyjadę.

José Augusto, stojąc w kolejce, myśli o tym, jak zwiększyć liczbę użytkowników Abasteceme. Już umożliwił korzystanie przez internet. Pracuje nad tym, by aplikacja była dostępna z iPhone’a. Jak zwykle: sam. Na inwestora nie czeka, bo inwestor chciałby zarobić.

– Nigdy nie chciałem czerpać zysków z Abasteceme, uważam to za nieetyczne – mówi. – Marzę o tym, żeby kryzys się skończył, a moją aplikację szlag trafił.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2015