Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
mówi się wokół i mówi się głośno
że w tym roku odejdzie wielu pięknych ludzi
rzeczywiście
patrzę na molo i na samej krawędzi
rozpoznaję kilku starców i chorych na raka
płaszczyznę stóp mają jeszcze na deskach
lecz palce zagięte już w kierunku morza
jeden patrzy na mewę
drugi w otchłań pod sobą
trzeci w tę dalszą
nad którą unosi się łódź ratownika
i materac z zaspaną dziewczyną
jest rok 2004
sędzia ponagla urywanym wiatrem
nie ma cierpliwości dla zwłoki
ale boi się strzału
odpowiedzialność za metę
przekracza jego granice
nie ma też pojęcia co trzeba by zrobić
gdyby któryś z zawodników odmówił udziału
lub gdyby wszyscy razem odwrócili się tyłem
i biegiem wrócili na plażę
na wszczęte za plecami święto biedronek
postanawia być chytry
wtapia się w słup słońca które bije
spomiędzy zakleszczonych obrzeży chmur
kryje pistolet za pazuchę nieba i czeka na burzę
może pierwszy grzmot weźmie
ktoś za sygnał do startu
inni skoczą za nim
choćby po to by nie tracić się z oczu
Pomiędzy ziemią a niebem
ziemia głośno wyje
bo wszedłem na piętro
zejdź bo jestem głodna
skamle drapiąc drzwi
jej łakomy oddech
owiewa mi pięty
żona prosi żebym
uspokoił ją
zatrzaskuję okna
ziemia wyje głośniej
wychodzę na balkon
ona zgina łeb
rzucam jej owoce
woła nakarm sobą
i święcie przyrzeka
to ostatni głód
żeby mi pokazać
jak jest wychudzona
tarza się na grzbiecie
w kurzu swojej krwi
widzę góry żeber
hałdy suchej skóry
waruj wołam z góry
ona woła zejdź
zejdź a będę czuwać
zejdź a będę mruczeć
zejdź a będę ciepła
i miękka jak puch
nie schodź proszą dzieci
kiedy wkładam buty
ziemia warczy
żona
prosi coś z nią zrób