Jak wypuścić siebie z rąk

Niespokojne czasy nie sprzyjają skupionej modlitwie. Ale właśnie wtedy staje się ona coraz bardziej potrzebna.

17.09.2018

Czyta się kilka minut

Przy budowie linii metra w Rio de Janeiro, 2012 r. / DADO GALDIERI / GETTY IMAGES
Przy budowie linii metra w Rio de Janeiro, 2012 r. / DADO GALDIERI / GETTY IMAGES

Migotliwe światło świecy odbijane przez złoto i purpurę ikony skupiało wzrok na ciemnej twarzy otoczonej aureolą. Wzrok i – niestety – nic więcej. Obcesowe słowa policjanta, który wlepił mi trzysta złotych mandatu tylko za to, że akurat przepaliła mi się żarówka, wciąż do mnie wracały, naprzemiennie z natrętnym pytaniem: czy wystarczy nam teraz na podręczniki dla dzieci? Wrzesień to zawsze tragedia dla rodzinnego budżetu. W ciszy kaplicy buzowały moja złość i mój lęk.

Naturalne rozproszenia

„Modlitwa bez rozproszeń jest najważniejszą aktywnością umysłu” – tak streścił powszechne przekonanie pierwszych mnichów chrześcijańskich jeden z najważniejszych autorów duchowych starożytności, Ewagriusz z Pontu. Być może wielu z nas powie: cóż z tego? Jest to aktywność dla nas nieosiągalna, rozproszenia pojawiają się natychmiast, gdy stajemy do modlitwy, i wcale nie chcą zniknąć, pomimo rozmaitych czynionych przez nas wysiłków.

Jak wynika jednak z pism Ewagriusza i innych duchowych mistrzów, znali oni dobrze ten problem i traktowali go jako coś naturalnego, „jest bowiem rzeczą wynikającą z natury, że pamięć zawłaszcza umysł w czasie modlitwy”. Ilekroć chcesz wsłuchać się w subtelny szmer Ducha i choć na chwilę wycofujesz się z zewnętrznych aktywności, podejmując próbę zaprzestania aktywnego myślenia nad konkretnymi zagadnieniami, to wtedy właśnie „pamięć przywodzi ci na myśl obrazy rzeczy minionych, albo nowe troski, albo też postać tego, kto cię skrzywdził”.

To, co dzieje się w trakcie cichej modlitwy, gdy wycofujemy się na chwilę z aktywnego życia, w dużej mierze zależy właśnie od tego, w jaki sposób żyjemy, co nas w życiu dotąd spotkało, co nas niedługo czeka, i czego oczekujemy.

Jak jest zatem możliwe modlitewne skupienie bez rozproszeń, skoro żyjemy w tak niespokojnych czasach? Niepokój ów zwielokrotniony jest przez media: wojna w Syrii, uchodźcy u bram, polityczne napięcie wokół Iranu czy Korei, morderca na przepustce udusił dziecko i kobietę, księża molestują, czy będzie polexit, co z moim etatem i miejscem w liceum dla dziecka?

Zostaw wszystko

Ojcowie pustyni i późniejsi pustelnicy znali proste rozwiązanie. Za początek drogi modlitwy uznawali (jak zapisano w średniowiecznym dziele „O metodzie świętej modlitwy i uwagi”) „wolność od trosk o uzasadnione i nieuzasadnione sprawy, to znaczy obumarcie dla wszystkiego”. „Nie możesz modlić się czystą modlitwą – pisał wspomniany już Ewagriusz – dopóki jesteś uwikłany w sprawy materialne i miotany nieustannymi troskami”. Dlatego „idź, sprzedaj to, co masz, i rozdaj ubogim, weź swój krzyż i zaprzyj się samego siebie, abyś mógł modlić się bez przeszkód”.

Żyjesz w niespokojnych czasach? Wycofaj się na stałe – tak można zrozumieć rady mnichów – z aktywnego życia, zamknij w klasztorze, zaszyj w lesie.

Zmęczeni codziennością może byśmy i chcieli posłuchać rady Ewagriusza: „porzucić wszystko, by wszystko [na modlitwie] otrzymać”. Większości jednak luksus taki nie jest dany. Nawet jeśli możemy się na jakiś czas wyrwać z kołowrotu trosk, na urlop czy na rekolekcje, nitki spraw wiążących nas z „prawdziwym życiem” nie zostają zerwane. Więcej: zerwane być nie mogą bez szkody i cierpienia ludzi od nas zależnych: dzieci, żony czy męża, starzejących się rodziców, współpracowników, którzy na nas polegają.

Porzucenie, krok konieczny na drodze modlitwy, można jednak zrozumieć inaczej. Tak jak średniowieczny mistyk Mistrz Eckhart, który ludziom twierdzącym, że muszą się schronić do pustelni, odpowiadał: „Nie. (…) We wszystkim tym tkwi wyłącznie twoje »ja«, nic poza tym. (…) Kto jest rzeczywiście dobry, jest taki we wszystkich miejscach i w każdym towarzystwie”.

Co naprawdę niszczy

Intuicja Eckharta kieruje uwagę na inne nauki Ewagriusza, możliwe do realizacji w każdej sytuacji życiowej: „Wszystko, co uczynisz, by wziąć odwet na bracie, który wyrządził ci niesprawiedliwość, w czasie modlitwy stanie się dla ciebie zgorszeniem-przeszkodą”. Modlitwę niszczy działanie skierowane przeciwko drugiemu, ale niszczy ją także podobna intencja, jeśli kieruje ona naszą duchową aktywnością: „Zabiegaj, by w swej modlitwie nie modlić się przeciw komuś – ostrzega więc Ewagriusz – przez to sam zniszczyłbyś to, co budujesz, a modlitwę uczynił odrażającą”.

To nie zaangażowanie w sprawy świata, lecz egocentryzm i nastawienie przeciw drugiemu najbardziej niszczą modlitwę. Życie toczy się raz tak, a raz inaczej. Dlatego i stan naszej świadomości podczas modlitwy się zmienia. Ewagriusz wie o tym: „Czasami, stanąwszy do modlitwy, od razu będziesz modlił się dobrze. Innym razem, pomimo wielkich starań, nie osiągniesz celu – po to, abyś jeszcze bardziej szukał; a kiedy dosięgniesz celu, posiądziesz nienaruszoną doskonałość”.

Cicha modlitwa wcale nie musi polegać na tym, by w naszej świadomości nie pojawiały się żadne myśli, uczucia i obrazy. Modlitewne uciszenie umysłu i trwanie w świętej ciszy polega na tym, że zaprzestajemy podejmowania aktywnego myślenia, kreowania wyobrażeń i wzbudzania w sobie uczuć. Tworzy się wówczas przestrzeń, by z głębin naszej świadomości wynurzyły się te myśli, obrazy czy uczucia, które i tak tam się kotłują, przytłumione tylko na ogół naszą aktywnością.

Nasz kontakt z rzeczywistością i podejmowane działania zostawiają w nas ślady, a nie wszystkie z nich są dobre. Uzdrowieńcze działanie modlitwy, która pozornie pełna jest rozproszeń, można zobaczyć, biorąc sobie do serca inną sentencję Ewagriusza: „Ci, którzy gromadzą w sobie troski i pamięć złego, a zdaje im się, że się modlą, są podobni do tych, którzy czerpią wodę i wlewają ją do dziurawego naczynia”.

Zauważmy, że Ewagriusz nie przeciwstawia tu modlitwy i obecności w świadomości trosk i złych wspomnień, lecz gromadzenie tych drugich. Nie chodzi zatem o to, by stłumić w sobie złe wspomnienia i na siłę przestać się troszczyć o codzienne sprawy. Ślady złych doświadczeń i tak w nas zostaną, a brak trosk byłby oznaką nieodpowiedzialności. Problem pojawia się, gdy wszystko to się w nas kumuluje, a jeszcze bardziej – gdy my sami aktywnie je gromadzimy. Praktyka cichej modlitewnej uważności pozwala jednak, by przeszłość i przyszłość, wspomnienia i troski wypłynęły na powierzchnię świadomości i przepłynęły przez nasz umysł.

Nie ma kogo rozproszyć

Różnicę podejścia dobrze ilustrują dwa słynne wiersze zen, mające wyrazić istotę mądrości życia. Pierwszy, napisany przez mnicha Shen-hsiu, głosił: „Ciało jest drzewem oświecenia / Umysł przypomina czystą podstawę lustra / Pilnie i nieustannie ją poleruj / Nie pozwalając, by osiadł na niej kurz”. To mądrość niepełna. Właściwa odpowiedź, podana przez przyszłego szóstego patriarchę zen, Hui-nenga, brzmi: „W oświeceniu pierwotne drzewo nie istnieje / A czyste lustro nie ma podstawy / Pierwotnie nic nie istnieje / Na czym mógłby osiadać kurz?”.

Polerowanie umysłu-lustra to niepozwalanie, by osiadał na nim kurz wspomnień, pragnień i trosk. Traktujemy wówczas wszelkie myśli i obrazy jako niechciane rozproszenia, chcemy się ich pozbyć i uzyskać doskonałe skupienie. Jest to jednak postawa nadal egocentryczna, w której kierujemy się pewnym ideałem własnego umysłu i własnej modlitwy. W centrum nadal tkwi nasze ego, nawet jeśli chcemy, by było skupione na Bogu.

Cała sztuka w tym, by uwolnić się od traktowania „ja” i jego świadomości jako oddzielnego, własnego kawałka rzeczywistości, które jest odseparowane od świata wyraźną granicą, i które ma być „jakieś”. Chodzi o to, by „wypuścić siebie z rąk”, zaprzestać prób kontroli. Pozwolić, by życie płynęło, bez granicy „moje – niemoje”.

W pojęciowym kontekście, w którym powstał wiersz Hui-nenga, słowa „pierwotnie nic nie istnieje” znaczą bowiem tyle, że nie ma nic, co byłoby sobą bez odniesienia do czegoś innego, że wszystko jest współzależne. Z perspektywy chrześcijańskiej możemy powiedzieć, że wszelka rzeczywistość jest obrazem Trójcy – gdyż w Trójcy, jak wyjaśniał Tomasz z Akwinu, tożsamość każdej z Boskich Osób polega właśnie na tym: na odniesieniu do pozostałych; nie ma między nimi granic.

Jeśli zatem rzeczywistość ma naturę trynitarną, to także nasze małe „ja” jest miejscem spotkania wielu relacji tworzących wiecznie płynący strumień Życia. Wobec tego także wszelkie nasze działania, w tym cicha modlitwa, są falami, zawirowaniami i prądami tego strumienia. Modląc się, przestajemy trzymać się kurczowo wyimaginowanych granic naszego „ja”, naszej modlitwy, naszej doskonałości. W cichej uważności pozwalamy rzeczywistości być taką, jaka jest, przychodzić i odchodzić dźwiękom, zapachom, obrazom, wspomnieniom i troskom.

Gdy puścimy swoje małe „ja” – gdzie mogą pojawiać się rozproszenia? I cóż w ogóle może być rozproszeniem? We wszystkim Alfa i Omega, Bóg, który jest, który był, Przychodzący (por. Ap 1, 8). ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2018