Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwsza, że było ono dowodem wielkiej pewności siebie ("ja nikogo się nie boję, choćby niedźwiedź, to dostoję..."). Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przewidzieć, jakie pandemonium wywoła przedziwna strategia uprzywilejowania jednych i dyskryminowania pozostałych. Druga interpretacja jest taka, że podpisujący pakt po prostu się mediów boją. Świadomi, że ich sympatią się nie cieszą, woleli medialny przekaz momentu-symbolu pozostawić w rękach tych, co do lojalności których nie mieli wątpliwości.
Jest jeszcze możliwa kombinacja obu powyższych interpretacji. Czasem ci, co się boją, maskują strach arogancją i udawaną pewnością siebie. Za tą właśnie interpretacją przemawiają nerwowe próby bagatelizowania incydentu, nieudolne i niespójne tłumaczenia: a to, że nie było to podpisywanie, lecz parafowanie paktu, a to, że chodziło o premiowanie wkładu Ojca Dyrektora w doprowadzenie do jego podpisania (parafowania?). Powiedzmy sobie szczerze: niedopuszczone media jakoś to przeżyją. Jeśli to wydarzenie komuś naprawdę zaszkodziło, to PiS-owi, i jak łatwo się domyślić wcale nie dlatego, że rozwścieczeni dziennikarze naubliżali jego prezesowi.