Inna telewizja

Byłoby źle, gdyby telewizja publiczna musiała konkurować o pieniądze publiczne za służbą zdrowia czy szkolnictwem, bo zawsze przegra. Informacja, ile kosztuje wyprodukowanie jednego filmu fabularnego, jest dla ludzi porażająca.
 /
/

Tomasz Potkaj: - Był Pan zaskoczony wyborem?

Jan Dworak: - Byłem i proszę nie traktować tego jako kokieterii: przecież moja kandydatura właściwie przestała się już liczyć w konkursie. Pojechałem do Gdańska na zaproszenie przyjaciół, rozmawialiśmy, cóż za paradoks, właśnie o telewizji. Wtedy zadzwonił Adam Pawłowicz (“opozycyjny" członek Rady Nadzorczej TVP - TP), oddał słuchawkę przewodniczącemu Rady Antoniemu Draganowi, który zapytał mnie, czy zgadzam się wrócić do konkursu. Z pewnym zdziwieniem odpowiedziałem, że tak. To było po 21. Kolejny telefon odebrałem w mieszkaniu Olka Halla dość późno w nocy. Antoni Dragan poinformował mnie, że właśnie zostałem wybrany i zapytał, czy mogę objąć obowiązki od 17 lutego. Jeszcze bardziej zdziwiony potwierdziłem.

- A potem było tak, jak opisywał tygodnik “Wprost": pojawiło się wino...

- Tak, było wino i wielka radość. Wiadomość rozeszła się, mój telefon zaczął dzwonić, właściwie nie spałem tej nocy. Ponieważ poproszono mnie, bym możliwie szybko przyjechał na spotkanie do Rady Nadzorczej, wsiadłem w poranny samolot i poleciałem do Warszawy. Na lotnisku czekali na mnie dziennikarze...

- ...którzy zapytali Pana, co Jan Dworak chce zrobić z telewizją publiczną... Robert Kwiatkowski pytany wcześniej o misję w telewizji publicznej, odpowiedział: “tyle misji, ile abonamentu". Czyli niewiele. Misja w TVP zaczyna się po godzinie 23, kiedy większość Polaków już śpi.

- W tej odpowiedzi brzmi nuta cynizmu, który Robert Kwiatkowski czasem stosował jako oręż obronny; całkowicie się z nią nie zgadzam. Przede wszystkim dlatego, że telewizja publiczna jako całość jest instytucją zaufania publicznego, a to oznacza, że misyjny powinien być cały jej program. Powinien być przy tym różnorodny i perfekcyjny w użyciu języka filmowego, także w gatunkach popularnych i często niedocenianych jako nośniki misyjności, jak telenowela. Mówię całkiem poważnie: misyjność to nie tylko teatr telewizji, programy kulturalne, edukacyjne, filmy dokumentalne czy fabularne. Misyjność nie musi oznaczać elitarności, ona polega także na przekazywaniu dużych wydarzeń sportowych, w których telewizja publiczna od dawna przegrywa ze stacjami komercyjnymi, a także rozrywki. Chcę powiedzieć, że ta misja powinna być dostarczana wszystkim ludziom w Polsce, ponieważ telewizja publiczna jest utrzymywana między innymi ze środków publicznych, czyli powinna zaspokajać oczekiwania obywateli. Dodam do tego: w miarę posiadanych środków.

  • Urząd centralny

- Rozmowa o telewizji zawsze wcześniej czy później kończy się na pieniądzach i to dużych: jak wynika z danych spółki, zysk TVP S.A. wyniósł w ubiegłym roku 35 mln. zł. Deklaruje Pan, że TVP ma być telewizją reklamowo-abonamentową. Ze ściąganiem abonamentu jest problem, MSZ od dawna nie współfinansuje TV Polonia, choć zobowiązuje je do tego ustawa.

- O wielkości tych pieniędzy świadczy budżet TVP, który przekracza 1,5 mld zł. Sama spółka jest wielkim przedsiębiorstwem...

- ...wielkim i źle zarządzanym. W TAI do niedawna było 4 dyrektorów i 20 sekretarek. Która firma prywatna może sobie na coś takiego pozwolić?

- To jest poważny problem, który widzę poznając strukturę organizacyjną firmy. Ta struktura przypomina wielki urząd centralny, a nie żywy organizm, który musi się zmieniać, by sprostać wyzwaniom czasów. Jeśli chodzi o programy - trzy ogólnopolskie i jeden dla zagranicy - to tutaj radykalnych zmian nie będzie, bo być nie może: to wynika z ustawy, z nadanych częstotliwości, wreszcie z przyzwyczajeń telewidzów. Natomiast będzie zmieniała się cała maszyneria organizacyjna kryjąca się poza ekranem, zgodnie z nowoczesnymi standardami pracy w mediach elektronicznych. Powiem wprost: ta telewizyjna biurokracja nie zmieniła się wiele od czasów mojego rozstania z telewizja publiczną, co miało miejsce 13 lat temu. Pod tym względem różnica między telewizją publiczną a stacjami komercyjnymi jest ogromna, co przyznaję bez satysfakcji.

- Czy taką strukturą da się w ogóle sprawnie zarządzać?

- Pewnie się da, tylko po co? Ją trzeba zmienić. W tej strukturze najważniejsi są dziennikarze i twórcy, czyli ci, którzy przekazują nam prawdę o świecie realnym, który nas otacza, i ci, którzy budują światy, które nas bawią, wzruszają. Wszystkim tym ludziom trzeba zapewnić komfort pracy, poczucie bezpieczeństwa, ale też stworzyć jasne kryteria oceny. Wydaje mi się, że w tej telewizji brakuje takiego dobrego, twórczego ducha.

- Jasne kryteria oznaczają też konkursowość przy obsadzaniu stanowisk, nie pozorną, lecz merytoryczną. W wypowiedziach prasowych deklarował Pan wprowadzenie takich procedur na Woronicza.

- Zdecydowanie tak. To dotyczy anten i kierownictwa wszystkich ważniejszych jednostek, niezależnie od tego, jakie miejsce zajmą w nowej strukturze. Zapewne inne niż teraz. Ale proszę nie pytać mnie o szczegóły przed datą 17 lutego. To będzie wspólna decyzja całego, mam nadzieję, zarządu.

  • Majątek

- Trudno oprzeć się wrażeniu, że telewizja publiczna nie różni się wiele od stacji komercyjnych. Mariusz Walter mówi, że “TVP to telewizja komercyjna subsydiowana przez państwo" z czym pewnie zgodzi się znaczna część widzów. Jednak szefowie stacji komercyjnych mają do TVP także inne pretensje: że gra nie fair udzielając nawet 90-procentowych rabatów reklamodawcom, bo może sobie na to pozwolić mając jeszcze dodatkowe źródło finansowania z abonamentu, że nie udostępnia archiwów, traktując je jak swoją własność.

- Jeśli Mariusz Walter mówi o ramówce, to nie zgodzę się z nim. Kiedy zupełnie bezstronnie analizuje się ramówki TVP i stacji komercyjnych, gołym okiem widać, że nasza z komercyjnego punktu widzenia jest gorsza, mniej atrakcyjna, inaczej zbudowana. Jeśli miał na myśli walkę, jaka odbywa się w tzw. prime time, czyli mniej więcej pomiędzy 18. a 22. o reklamy, to ma sporo racji, bo w tym czasie programy telewizyjne rzeczywiście są do siebie bardzo podobne we wszystkich telewizjach i są to głównie seriale, przeboje filmowe i programy rozrywkowe. Jednak zarzut o to, że TVP ma i reklamę i abonament nie jest zarzutem wyłącznie polskim, bo pojawia się w całej Europie, oprócz Wielkiej Brytanii z jej BBC. Byłbym oczywiście szczęśliwy, gdyby TVP mogła mieć inne stałe źródło finansowania tak jak BBC i nie musiała być jednym z graczy na rynku reklamowym. Niestety w Polsce to nie zdaje egzaminu. Przypomnę, że obecna ustawa przewiduje alternatywne sposoby finansowania TVP, programy edukacyjne finansuje MEN, TV Polonia - teoretycznie MSZ. Teoretycznie, bowiem od lat MSZ nie wywiązuje się z tego obowiązku przedstawiając zawiłe i naciągane analizy prawne. Byłoby jednak źle, gdyby telewizja publiczna musiała konkurować o pieniądze publiczne ze służbą zdrowia czy szkolnictwem, bo zawsze przegra. Informacja, ile kosztuje wyprodukowanie jednego filmu fabularnego, jest dla ludzi porażająca.

Jeśli mówimy o sporze z nadawcami prywatnymi, to chcę powiedzieć, że standardy, jakie wprowadza tu prawodawstwo Unii Europejskiej, jest wystarczające. Mówiąc w skrócie: chodzi o to, że telewizja publiczna stanowi pewien dorobek cywilizacyjny, jest instytucją publiczną pełniącą poważną rolę.

Dotyczy to również podwójnej księgowości, czyli osobnego księgowania dochodów pochodzących z abonamentu i reklam. Byłbym oczywiście szczęśliwy, gdyby proporcja ta była odwrócona, w tej chwili ponad 2/3 dochodów TVP pochodzi właśnie z reklamy.

Kwestia archiwów jest bardziej skomplikowana i mówiąc o niej ma się na myśli czasem bardzo różne rzeczy. Otóż archiwa to nie tylko “Czterej Pancerni" i “07 zgłoś się", pożądane przez telewizje komercyjne, ale też dziesiątki tysięcy godzin programów ulotnych, bez większej wartości komercyjnej, mających jednak wielkie znaczenie dla polskiej kultury czy historii. Otóż jeśli stacje prywatne zgodzą się ponosić część kosztów związanych z przechowywaniem i opracowywaniem tych zbiorów, to nie widzę przeszkód w udostępnianiu im wybranych części. Złożę ich przedstawicielom taką ofertę, choć dotychczas nie wyrażali oni chęci współpracy.

Przez kilka lat byłem członkiem Komitetu Kinematografii. Co pewien czas wracała sprawa filmoteki narodowej. Przedstawiciele jednostek filmowych czy studiów, którzy przy innych okazjach zawsze mieli dużo do powiedzenia na temat wartości realizowanej właśnie twórczości filmowej, nabierali wody w usta i nie było nikogo, kto chciałby wyłożyć część nadwyżek finansowych na konserwowanie tych zbiorów. Nie chciałbym, żeby tak samo stało się ze zbiorami telewizji publicznej, nie chciałbym, by trafiły do archiwów państwowych. Telewizja sobie z tym poradzi.

Nadawcom prywatnym proponuję współodpowiedzialność, a nie wybieranie tylko tego, co jest dla nich korzystne. To nie jest hipokryzja ani jakaś moralna wyższość. Prawda jest taka: coś z tymi archiwami trzeba zrobić.

  • Polityka

- Utarło się już, że każdy kolejny prezes telewizji publicznej, w tym również Robert Kwiatkowski, na początku swojej kadencji deklarował apolityczność. Czy nie odczuwa Pan swojej sytuacji jako trochę niezręcznej? Bo z jednej strony Pański wybór na szefa TVP wiele środowisk powitało z radością lub przynajmniej z nadzieją, z drugiej nie da się ukryć, że był to wybór polityczny i poprzez grono, które Pana wybrało i poprzez Pańską osobę. W chwili wyboru był Pan członkiem PO, już teraz można odnieść wrażenie, że relacje dotyczące tej partii są w telewizji publicznej jakby cieplejsze, choć nie zasiadł Pan nawet w swoim gabinecie.

- W tej kwestii nie odbiegnę zbytnio od przyjętego obyczaju i również złożę deklarację mojej apolityczności - po moim wyborze wystąpiłem z PO - i apolityczności telewizji publicznej. Mogę tylko zapewnić, że nie skończy się na deklaracji, lecz na czynach. Nie chcę się chwalić, ale wydaje mi się, że w mojej karierze zawodowej zrobiłem już kilka rzeczy, które mogą zaświadczyć, że niezależność mediów jest wartością, której gotów jestem bronić. W połowie lat 90. za rządów kolacji SLD-PSL pojawił się dziwny pomysł utworzenia Rady Prasowej przy Urzędzie Rady Ministrów, na który środowisko dziennikarskie odpowiedziało samorzutnym utworzeniem Konferencji Mediów Polskich, której byłem współzałożycielem. Ciało, mówiąc szczerze, okazało się słabe, choć jego powołanie wymagało poświęcenia czasu i energii, ale było autentycznym reprezentantem środowiska dziennikarskiego.

Związki mediów z politykami zawsze są trudne i jest tak nie tylko u nas. Politycy zwykle mają ciągoty, by wykorzystywać media w swoich politycznych grach, przypomnę, że nawet politycy tej klasy jak Konrad Adenauer czy Charles de Gaulle uważali, że telewizja należy się im, a opozycja może sobie mówić co chce, ale drukować to mogą jedynie w swoich gazetach. To było wprawdzie dawno temu, ale świadomość tego, że świat polityki i mediów to dwa różne światy, rozwija się powoli.

O ile w teorii demokracji kwestia reprezentacji jest czytelna i nie budzi większych wątpliwości, o tyle trudno jest znaleźć teoretyczną i praktyczną legitymację dla ludzi zarządzających mediami publicznymi. W praktyce tak czy inaczej za każdym razem gdzieś w tle pojawi się polityka, sejm, partie, Krajowa Rada. To dotyczy każdego prezesa telewizji, każdego członka zarządu i rady nadzorczej. Nie mam zamiaru ukrywać mojej biografii, nie mam powodu, by się jej wstydzić. Jeśli ludzie zarządzający mediami publicznymi mają świadomość, że pełnią inną rolę w społeczeństwie niż politycy, to już jest dobrze. Ja mam taką świadomość.

  • Wiarygodność

- Wspomniał Pan BBC. Jednak stacja ta po raporcie Lorda Briana Huttona, który uznał ją za instytucję o “wadliwych procedurach redakcyjnych" i obwinił o rozpowszechnianie bezzasadnych zarzutów pod adresem władz przeżywa bodaj największy kryzys w swojej historii. Jaką naukę wyciąga nowy szef polskiej telewizji publicznej z tej brytyjskiej lekcji? Gdzie leży granica, której nie można przekroczyć w pogoni za newsem?

- Zbyt wielu rzeczy nie wiem w tej sprawie, bym mógł dokonać ocen, nie jestem na przykład w stanie ocenić bezstronności raportu Lorda Huttona, która była kwestionowana. Oczywiście należy wystrzegać się wpadek. Na tym polega trudność zawodu dziennikarskiego; trzeba być dociekliwym, odważnym, weryfikować informacje - tego wszystkiego wymagają nakazy naszego zawodu. Ale szczerze mówiąc ja w telewizji publicznej takiego niebezpieczeństwa nie widzę. Widzę za to inne: jeśli główny program informacyjny jest przygotowywany na podstawie porannej prasówki, którą ilustruje się obrazem, to nie jest to ten rodzaj dziennikarstwa, który chciałbym oglądać w telewizji publicznej, zatrudniającej, przypomnę, 760 dziennikarzy (na prawie 5 tysięcy pracowników w ogóle - “TP"). Być może wynika to z braku poczucia bezpieczeństwa dziennikarzy i czytelnych reguł gry. Otóż chciałem powiedzieć tym dziennikarzom, że bezpieczeństwo w pracy postaram się zapewnić. Ale w zamian będę egzekwował przestrzegania standardów naszej pracy; obiektywizmu, oddzielania informacji od komentarza, ale również tego, by dziennikarze nie bali się wygłaszać komentarza we własnym imieniu.

- Jak ocenia Pan sposób pokazywania Kościoła w telewizji publicznej?

- Relacje z pielgrzymek Ojca Świętego oceniam niezwykle wysoko, o czym świadczy choćby nagroda NIPTEL. Jest jeszcze część telewizji, która powinna kreować odpowiedni nastrój, myślę tu o teatrze czy filmie fabularnym. To jest kwestia autora dzieła, jego talentu, wrażliwości. Mówiąc o rzeczach ważnych czy poważnych łatwo wpada się w patos. To nie jest właściwa droga. Na tyle, na ile znam programy związane z wiarą czy z Kościołem pokazywane w telewizji publicznej, one nie są złe. Niewątpliwie brakuje odwagi w podejmowaniu trudnych tematów, ale to dotyczy całej telewizji publicznej.

  • Personalia

- Zachowuje Pan wielką dyskrecję w sprawach personalnych. Ale czy widzi Pan miejsce w TVP dla wybitnych dziennikarzy z mediów komercyjnych: Tomasza Lisa, Moniki Olejnik?

- W przypadku Tomasza Lisa to trudne pytanie, jest on bowiem w stanie konfliktu z władzami swojej stacji i to on musi uporać się z tą sytuacją...

- ...a jak by Pan zareagował, gdyby dziennikarz TVP znalazł się tak wysoko w sondażu prezydenckim?

- Na pewno nie miałbym pretensji o to, że został wzięty pod uwagę w badaniu opinii publicznej. Próbowałbym wyjaśnić sprawę z samym zainteresowanym i poprosić, by jasno określił się, czy zamierza być politykiem, czy dziennikarzem, przy czym jasne jest, że nie jest to deklaracja na całą wieczność. Dziennikarz jest także obywatelem i oczywiście ma prawo korzystania z czynnego i biernego prawa wyborczego. Oczywistym jest jednak, że pełnienie obu tych ról jednocześnie jest nie do pogodzenia.

- A Monika Olejnik?

- O sprawy personalne pytany jestem najczęściej i albo unikam odpowiedzi, albo mówię wprost, że odpowiedzieć nie mogę. To dotyczy też osób, z którymi będę pracował. Proszono mnie już o opiniowanie różnych wniosków, spotykam się z różnymi osobami, długo rozmawiamy. Jednak, proszę wybaczyć, ale o decyzji o ewentualnym zatrudnieniu te osoby nie mogą dowiadywać się z gazet, nawet tak szacownych jak “Tygodnik Powszechny".

- A jaką pierwszą decyzję podejmie Pan na Woronicza?

- Nie mam pojęcia. Zapewne będzie to decyzja związana z ukonstytuowaniem się nowego zarządu, podziałem obowiązków. A potem będziemy się wspólnie przyglądali sytuacji i podejmowali decyzje. Pragnę zapewnić, że stanie się to tak szybko, jak tylko możliwe.

  • Powrót

- Czy czytelnicy “TP" mogą mieć nadzieję, że telewizja za prezesury Jana Dworaka będzie inną telewizją niż telewizja Roberta Kwiatkowskiego?

- W takim stopniu, w jakim będzie to zależało ode mnie, tak. Oczywiście nie oznacza to, że nagle znikną jedne audycje, a na ich miejsce pojawią się inne. Nie. Chodzi mi raczej o inny ton: otwartości na rozmaite grupy widzów, twórców, a także szczerości. Ton bez fałszywych akcentów. Bardzo bym chciał, by telewizja publiczna potrafiła mówić o sprawach trudnych w sposób wnikliwy.

- I jedno osobiste pytanie na koniec: dlaczego Pan, producent filmowy o ustalonej pozycji, współwłaściciel prężnej firmy zdecydował się na skok w nieznane? Po co Panu ten kłopot?

- Sprzedaję swoje udziały w firmie i rzeczywiście trudno będzie mi się z nią rozstać. Chyba zasmakowałem w telewizji. Kiedy pierwszy raz przyszedłem na Woronicza, jako wiceprezes Radiokomitetu za czasów prezesury Andrzeja Drawicza, panował tu totalny chaos. W ciągu roku pracy udało nam się wprowadzić pewne nieznane wcześniej standardy dotyczące choćby obsługi wyborów samorządowych i prezydenckich, udało się zapobiec całkiem realnej dzikiej prywatyzacji Dwójki, udało się nadać jakiś kierunek rozwojowi ekonomicznemu, mam tu na myśli stworzenie biura reklamy i zatrudnienie na stanowisku jego szefa Piotra Gawła. Odchodziłem po roku z poczuciem goryczy, że można było więcej, lepiej, inaczej. Jednak dziś Polska jest jedynym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, w której telewizja publiczna utrzymała swoją pozycję i znaczenie. Myślę, że może trochę dzięki naszej pracy.

Telewizja trochę zmieniła też moje życie: po odejściu z niej nie wróciłem już do dziennikarstwa prasowego, wraz z Maciejem Strzemboszem założyliśmy firmę producencką. Mimo to ciągle ciągnęło mnie do telewizji i właściwie jakoś zawsze chciałem tam wrócić. Próbowałem zresztą, za każdym razem ze świadomością, że chciałbym skończyć to, co kiedyś zacząłem. No i wróciłem po 13 latach. Może teraz się uda?

JAN DWORAK (ur. 1948) - ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, na początku lat 80. sekretarz redakcji “Tygodnika Solidarność", w stanie wojennym internowany. Współtworzył czasopisma drugiego obiegu, m.in. “Powściągliwość i Pracę", “Przegląd Katolicki". Brał udział w obradach Okrągłego Stołu w podzespole ds. środków masowego przekazu, współorganizował drugą edycję “Tygodnika Solidarność". 1989-91 - zastępca przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji. Od 1992 r. współwłaściciel firm producenckich “Prasa i Film" i “Studio A", założyciel Stowarzyszenia Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych i Konfederacji Mediów Polskich. W latach 1998-2002 był członkiem Rady Programowej TVP (2001-02 przewodniczący Rady). Członek Platformy Obywatelskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2004