Ilość

Kościół nie powinien wyciągać zbyt daleko idących wniosków ze statystyk. Katolik z sondażu, na obraz którego powołuje się hierarchia, to byt nieokreślony. A wysokie słupki usypiają czujność.

30.11.2010

Czyta się kilka minut

W drodze na roraty. Gdańsk – Przymorze, 29 listopada 2010 r. Fot. Roman Jocher /
W drodze na roraty. Gdańsk – Przymorze, 29 listopada 2010 r. Fot. Roman Jocher /

Na pierwszy rzut oka zadanie wydaje się proste. Policzyć, ilu jest katolików w Polsce, to jak podać liczbę jabłek w koszyku. Ale nie bez kozery przekleństwem w ustach socjologów są słowa: "obyś się kościelną statystyką zajmował". Wiara niejedno ma oblicze, chociaż w naszym społeczeństwie zazwyczaj jedno imię - katolicka.

Tymczasem w "Wielkiej encyklopedii katolickiej" pod hasłem "katolik" umieszczono dwa artykuły: jeden dotyczy tytułów czasopism, drugi spółki wydawniczej. "Katolika" w sensie dosłownym w encyklopedii katolickiej brak (znajdziemy "chrześcijanina" jako "wyznawcę Jezusa Chrystusa, przynależącego do wspólnoty chrześcijańskiej"). W niewielkim stopniu pomaga "Słownik języka polskiego", bo katolika wymijająco określa jako wyznawcę katolicyzmu i członka Kościoła katolickiego.

A przecież mówimy o członkach największego Kościoła na świecie: 1 miliard 165 milionów wyznawców. Czyli 17 proc. ludności świata, 63 proc. ludności obu Ameryk, 40 proc. Europejczyków, 26 proc. mieszkańców Oceanii i 3 proc. Azjatów. Liczby te, pochodzące z "Kościelnego rocznika statystycznego" przygotowywanego przez Watykan, opierają się na najprostszym, sakramentalnym kryterium podziału odwołującego się do Kodeksu Prawa Kanonicznego. Kodeks precyzuje, że wiernymi Kościoła katolickiego są ci, "którzy przez chrzest wszczepieni w Chrystusa, zostali ukonstytuowani Ludem Bożym" (kan. 204). A więc to przyjęcie chrztu decyduje, czy ktoś jest katolikiem, czy nie.

Takie dane łatwo pozyskiwać, ponieważ sakrament chrztu jest skrzętnie odnotowywany w księgach parafialnych. Należy jednak odjąć od liczby katolików tych, którzy choć zostali ochrzczeni, to wystąpili z Kościoła formalnym aktem, co proboszcz notuje w księdze chrztów. W Polsce to wciąż niewielkie liczby, które jeszcze nie były badane.

Co jednak z osobą, która wedle dokumentów należy do Kościoła, lecz jej "kościelna historia" kończy się na samym chrzcie: czy można ją traktować na równi z tym, który utrzymuje związek z Kościołem?

Spadek po PRL

Dlatego lepsze jest zastosowanie kryterium deklaracji. O ile cechy biologiczne, jak rasa i płeć, można ustalić obiektywnie i nie zmieniają się one w czasie, o tyle wyznanie (podobnie jak np. narodowość) jest konsekwencją przede wszystkim świadomości - a więc subiektywnej deklaracji człowieka. Ale tu sprawa też się komplikuje, i to z kilku względów. Zadanie pytania o wyznanie bywa niezręczne, a nawet niepoprawne politycznie.

Świadczy o tym historia narodowych spisów powszechnych w Polsce. Choć w II RP w rocznikach statystycznych pojawiała się rozbudowana tablica dotycząca wyznań religijnych (spisy w 1921 i 1931 r.), to przez cały okres PRL pytanie takie było zabronione. Po 1989 r. sytuacja de facto się nie zmieniła. Dlatego w 1998 r. Polskie Towarzystwo Socjologiczne, w imię tworzenia "rzetelnego obrazu społeczeństwa polskiego", skierowało do Głównego Urzędu Statystycznego apel o gromadzenie danych na temat wyznań społeczeństwa. Mimo to w pierwszym po transformacji spisie powszechnym w 2002 r. kwestia religijna została całkowicie pominięta - tymczasem, jak podał GUS we współpracy z ISKK, w kraju działają 163 wyznania, większość chrześcijańskich, w tym samych katolickich aż dziewięć.

To o tyle paradoksalna sytuacja, że w krajach o znacznie mniejszej religijności pytania o wyznanie zadawano. Brytyjczycy wybierali między chrześcijańskim, buddyjskim, hinduistycznym, muzułmańskim, sikhijskim oraz "żadnym". Podobne pytanie pada w spisach w Kanadzie, na Węgrzech, Słowacji, Niemczech, Irlandii. W Polsce - padnie dopiero w 2012 r.

Jednak nie jest ono jednoznaczne i może dotyczyć nie tylko formalnej przynależności do Kościoła, ale również subiektywnej wiary. Dlatego w Szkocji wprowadzono rozróżnienie na wyznanie odziedziczone oraz przynależne. Czesi natomiast "według indywidualnego przekonania" deklarują swoje wyznanie, opowiadając się pomiędzy "wierzącym" i "bez wyznania". Zatem Czech, który identyfikuje się z wyznaniem, zarazem określa się jako wierzący.

Przetrzebione tabele

Czy z całej tej statystyki coś wynika? Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce mamy 95,8 proc. katolików, przeszło 35 milionów obywateli - to ochrzczeni, którzy formalnie są w Kościele. Poza tym mamy wiele wyników sondaży badających deklaracje. Procent katolików waha się w nich dość istotnie, choć zazwyczaj mieści w przedziale 90-96 proc.

Na pierwszy rzut oka mamy więc do czynienia ze zgodnością wyników mimo różnicy metod. Ponadto, gdy porównamy odsetek osób, które mówią o sobie, że są wierzące, i tych, które uważają się za katolików, również rażących różnic nie widać (choć np. Instytut Badań Rynku i Opinii Społecznej IMAS w 2008 r. odnotował tylko 82 proc. osób wierzących). Do tych liczb zapewne odwołują się polscy biskupi, mówiąc o "katolickim narodzie".

Jednak w badaniach ISKK z 2002 r. o trzy punkty procentowe była większa liczba tych, którzy zadeklarowali się jako związani z Kościołem niż osób wierzących (w Boga) - 92 proc.  Jednocześnie okazało się, że niemal co drugi Polak "obojętny religijnie" czuje się związany z Kościołem. Istnieje więc, choć niewielka, grupa Polaków, którzy są skłonni określić się jako katolicy mimo braku wiary. To zapewne wynik silnego związku z patriotyzmem: chcesz być Polakiem, musisz być też katolikiem. W historię Polski i w powstanie III RP jest tak wyraźnie wpisany Kościół katolicki, że można czuć się w niej katolikiem bez odwoływania się bezpośrednio (podmiotowo) do Boga. Tę siłę katolicyzmu widzieliśmy ostatnio w czasie żałoby narodowej po 10 kwietnia, gdy to, co państwowe, było przeżywane na sposób religijny.

Zaraz potem wybuchła "sprawa krzyża", obnażając podziały kryjące się pod wspólną katolicką tożsamością. Ujawniła ona to, co widać, gdy nałoży się powyborczą mapę Polski (np. z ostatnich wyborów prezydenckich) z mapą religijności. Kraj dzieli się na dwie części wytyczone niemal tą samą linią przez preferencje wyborcze i poziom religijności, mającą swe historyczne uzasadnienie jeszcze w zaborach. Smutne, lecz prawdziwe jest to, że nieproporcjonalnie więcej jest tych, którzy uważając się za katolików, nie uwidaczniają tego życiem. Badania potwierdzają powszechne intuicje. Niewielu katolików zostałoby w tabelach statystycznych, gdyby wyznanie klasyfikować podejściem do seksu przed ślubem czy do antykoncepcji - a jeszcze mniej zaangażowaniem w życie parafii. Seksu przed ślubem nie akceptuje tylko 31 proc. Polaków, stosowania antykoncepcji 27 proc.; w ruchy i grupy parafialne angażuje się zaledwie 7 proc. z nas. Wysokie są nadal kulturowo przyjęte zachowania: 77 proc. katolików rzuca na tacę, a 40 proc. ponoć służy pomocą przy kościele.

Wciąż pozostaje też pytanie, czy można umiejscowić poza Kościołem tych, którzy nie spełniając żadnych kryteriów, i tak za katolików uważać się będą?

***

Statystyka skazana jest na uogólnianie, hołduje przeciętności, skupia się na przeszłości i z trudem potrafi wyśledzić dopiero co rozpoczynające się zmiany. Nie pokaże wszystkich odcieni polskiego katolicyzmu. Powoływanie się jedynie na wysokie liczby może być wielką ułudą, a ceną za życie w niej - bolesne przebudzenie z letargu, w jaki wprowadza. Dlatego, chociaż wskazują one na potencjał polskiego katolicyzmu, zachęcają do budowania Kościoła, który dla całego społeczeństwa, nawet coraz bardziej spluralizowanego, będzie punktem odniesienia i źródłem tożsamości, nie zastąpią spojrzenia w przód. W procesie transformacji, gdy Polacy nie oglądają się tylko za dającą poczucie bezpieczeństwa kotwicą, ale również - przede wszystkim młodzi - czekają na wiatr pozwalający wyostrzyć kurs, duchowy potencjał nagromadzony w trakcie trudnych, ale oczyszczających losów polskiej historii, może niedługo okazać się niewystarczający do utrzymania dotychczasowego tempa polskiej religijności.

Na procesy społeczne wpływają często małe grupy, czasem nawet jednostki, ale takie, które potrafią być twórcze i aktywne. W Polsce takie kreatywne mniejszości widać także w Kościele. Która z grup - laicka czy chrześcijańska - nada ton przemianom polskiej mentalności, jeszcze nie wiadomo. Ale wiadomo, że będzie do tego zdolna tylko taka grupa, której tożsamością jest nie tylko etykieta (fasada), ale w jeszcze większej mierze zaangażowanie.

Ks. Wojciech Sadłoń (ur. 1983) jest pallotynem, socjologiem, pracownikiem Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Duszpasterz studentów w Akademiku Pallotti-Hostel w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2010