Hołd hałdzie

W połowie lat 90. narodziła się hanyska duma. W tym samym czasie Heidegger, Bachtin czy Bachelard, zaklęci dotąd przez uczonych w przypisach, cudownie ożyli.

22.03.2011

Czyta się kilka minut

Po raz pierwszy w życiu kilkanaście słów o Śląsku napisałem w kwietniu 1995 roku, w wieku lat czterdziestu" - wyznał w odautorskim posłowiu Aleksander Nawarecki. W tym samym czasie pierwsze słowa o Śląsku skreślił, będący mniej więcej w tym samym wieku, Stefan Szymutko ("Lajerman" jest dedykowany jego pamięci i pojawił się niemal równo w drugą rocznicę śmierci autora fenomenalnego "Nagrobka ciotki Cili"). Skąd u obu literaturoznawców z Uniwersytetu Śląskiego, którzy wcześniej nie zajmowali się problematyką regionalną, wzięła się gwałtowna potrzeba pisania o osobistym doświadczeniu śląskości?

Gdy piętno stało się ozdobą...

W przywołanym tu posłowiu Nawarecki twierdzi, że impulsy były dwa. Po pierwsze, był to "zwrot wstecz, jaki w smudze cienia często przydarza się czterdziestolatkom", po drugie pojawiła się "możliwość transgresji"; chodziło o "zerwanie z konwencją literaturoznawczego żargonu i wyjście poza obszar historii literatury". Pierwsza, jakże ludzka przesłanka nie wymaga komentarza, wszak wiadomo, że trzeba się odpowiednio zestarzeć, by móc się skomunikować z "genialną epoką" oraz zainicjować kult przodków (tylko dojrzały mężczyzna może wyznać, jak czyni to Nawarecki, iż babcia była i pozostanie "kobietą jego życia"). Druga przypomina o wielkiej zmianie, jaka dokonała się kilkanaście lat temu w murach akademii (najstarsze eseje wchodzące w skład "Lajermana" pierwotnie zostały wygłoszone na śląskoznawczych konferencjach naukowych). Dziś trudno w to uwierzyć, ale około roku 1995 uczeni średniego wówczas pokolenia - tacy jak Nawarecki i Szymutko - autentycznie upajali się tym, iż mogli wreszcie osadzić dyskursy współczesnej humanistyki w konkrecie autobiograficznym, sprawdzić, jaka jest rzeczywista wartość i użyteczność przeróżnych mądrości (języków, narzędzi, konceptów etc.). Heidegger, Bachtin czy Bachelard, zaklęci dotąd w przypisach, cudownie ożyli.

Istnieje jeszcze trzecia sprawa, o której Nawarecki w zasadzie nie wspomina. Otóż w tamtym czasie narodziła się hanyska duma, a już na pewno doszło do zerwania z kompleksem śląskim. Do pewnego momentu śląskość była bowiem utożsamiana niemal wyłącznie z plebejskością, a ta z kolei z kulturalnym upośledzeniem. Dotyczyło to zwłaszcza mowy, w której każde odstępstwo od literackiej polszczyzny mogło zostać rozpoznane jako skaza. I nagle, choć przecież nie z dnia na dzień, "piętno stało się ozdobą", bez mała skarbem, "echem pradawnej mowy".

Zacząłem od "rysu historycznego" bynajmniej nie dlatego, iżbym uważał, że porywające eseje Nawareckiego należą do archiwum - jeśli wolno tak powiedzieć - nowoczesnej silezjologii (ta zawiązała się właśnie w drugiej połowie lat 90.). To raczej sam autor, manifestując przy okazji fałszywą skromność, umieszcza swoje pisma w kontekście historycznym. Powiada, że teksty zgromadzone w "Lajermanie", napisane w latach 1996-2008, wzięły się z chwilowego porywu serca i umysłu; zauważa także, iż "Śląsk powinien być teraz głębiej uwewnętrzniony, a ton pisania o nim spokojniejszy". Nawarecki niesłusznie lekceważy swoje dzieło. Jego teksty nie tylko się nie zestarzały, ale i mogą być dziś objawieniem dla tych czytelników, którzy wcześniej nie zetknęli się z silezjologiczną eseistyką wyrosłą na autobiograficznym fundamencie.

Fenomenologia śląskiego ducha

O czym nam w "Lajermanie" opowiada? Najoględniej rzecz ujmując, o śląskiej codzienności, dzieciństwie spędzonym w śródmieściu Katowic, o przedmiotach (ryczka, szolka) i potrawach (mączka, wodzionka), z których da się wyprowadzić "fenomenologię śląskiego ducha". Przedstawia też tych, którzy jego zdaniem wyrazili śląskie doświadczenie w taki sposób, iż chętnie by się pod ich wypowiedziami podpisał (tu głównie teksty składające się na rozdział "Głosy z tej ziemi"). Brzmi to niezbyt zachwycająco, gdyż odsyła do zgranych schematów czy to pisarstwa wspomnieniowo-nostalgicznego, czy to narracji etnograficznych. Tymczasem Nawarecki w ogóle nie korzysta z tych matryc, a jeśli nawet jakoś się o nie ociera, za każdym razem lojalnie uprzedza czytelnika: uwaga, będę przez chwilę szył arkadyjskim ściegiem lub do anegdot się odwołam.

Aleksander Nawarecki snuje śląskie opowieści po swojemu, jest eseistą osobnym. Jasne - o oryginalności mówi się poniekąd odruchowo, ilekroć komentowana książka nam się podoba, a "Lajerman" podoba mi się nad wyraz. No dobrze, tak właśnie się mówi... ale w czym ta unikatowość się wyraża?

Prawie zawsze Nawarecki wychodzi od - by tak rzec - zdziwienia słowem. W tekście otwierającym książkę słowem tym jest "klopsztanga", czyli "trzepak" ("dla bajtla chowanego na placu klopsztanga jest osią świata"), w tekście tytułowym idzie o tajemnicę "lajermaństwa" (tym słowem śląska babcia autora określała rozlazłość i niepraktyczność). Zdziwienie słowem lub całym zdaniem (osobna medytacja nad śląskim idiomem "Kaj my to som?") nieodmiennie prowadzi do spraw osobistych, wśród których najważniejszy wydaje się konflikt kultur i tożsamości. Nawarecki bowiem w wielu miejscach przedstawia się jako "śląsko-kresowy mieszaniec". Nie tylko w tym rozumieniu, że przyszedł na świat w rodzinie przybysza z Podola i jego śląskiej żony, a następnie na każdym kroku doświadczał podwójności obyczajów i rytuałów. Wsłuchiwał się - by dać przykład - w niekończącą się wewnątrzrodzinną debatę o nadrzędności lub podrzędności imienin względem urodzin (lub odwrotnie; dla Ślązaków liczą się te drugie, czyli gyburstak), zauważył, że jego śląscy przodkowie są przywiązani do miejscowego powitania "Szczęść Boże!", a krewni ze strony ojca posługują się staropolskim "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!". Był to oczywiście Kulturkampf zupełnie niegroźny, miał charakter czysto anegdotyczny.

Powtórzę - nie tylko chodzi o rodowód, idzie o sprawę znacznie poważniejszą - o całkiem prywatny i chyba autentyczny zachwyt eseisty "kundlizmem", wszelką formą hybrydyczną i zmąconą, a także o nadrzędną wizję Śląska jako "krainy rozdwojonej", lokującej się gdzieś między swojskością i obcością, pięknem i brzydotą, nowoczesnością i zacofaniem, by wskazać najważniejsze antynomie (tak naprawdę jest ich całe mnóstwo).

Odrębność stanowiska Nawareckiego zasadza się na tym, że jego hołd złożony hałdzie (gra słów wzięta z jednego z esejów) lokuje się na antypodach nie tylko narracji "nacjonalistycznej", ale i "małoojczyźnianej". Śląsk Nawareckiego nie jest żadną mitorodną krainą czy ziemią świętą, nawet pojęciu "genius loci" eseista w pełni nie dowierza, podejrzewając, iż mimo wszystko jest to kulturalny frazes; Ślązaków nijak w anioły nie przerabia, w ogóle zachowuje się niezwykle powściągliwie. Skąd to umiarkowanie?

Nie wzięło się chyba z tego, że jest pół-Ślązakiem. Wzięło się z przemyślenia pojęcia resztek, z przywiązania do tej metafory ("resztki" to bez mała słowo klucz w "Lajermanie"). Eseista ujmuje i rozwija to pojęcie rozmaicie. Resztkami są zarówno odgłosy podwórka i ulicy, słowa należące do "intymnej mowy dziadków", zapamiętane i zarazem pokawałkowane pejzaże, przeróżne dotknięcia czy epifanie codzienności. Wspólną cechą tych okruchów jest to, że pochodzą z najgłębszych pokładów osobistej pamięci (późne lata 50. i wczesne 60.), a także to, że Nawarecki nie jest ich do końca pewny. Wie, że wszedł - jak powiada - "na ścieżkę Platońskiej anamnezy i Proustowskiej ewokacji przeszłości", ale właśnie ta wiedza (świadomość chwytu i tradycji) pozwala mu zachować dystans. Resztkami - może nawet ważniejszymi - są tu również wszystkie te fenomeny, które - jak górnicza bądź hutnicza hałda - zachwycają wieloznacznością, kokietują tajemnicą. Czytamy: "Jeśli góry i pagórki, jak chce wyobraźnia religijna, są tęsknotą i zrywem ziemi ku niebu, to jak rozumieć hałdę, która bierze się z pragnienia skierowanego w przeciwną stronę, w głąb ziemi? (...) Jak rozrachować ekonomię wyrastających, ale też znikających resztek?".

***

Ostatnią cząstkę posłowia Aleksander Nawarecki zatytułował "Forma bardziej śląska i jeszcze bardziej pojemna". W tym nagłówku zawiera się oczywiście autorskie pragnienie. Czy ta ambicja pisarska została spełniona? Czy udało mu się ustanowić odrębny, idiomatyczny sposób pisania o śląskich sprawach? Moim zdaniem tak właśnie się stało.

Aleksander Nawarecki: "Lajerman", słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2011