Hokus pokus

Iluzjoniści ćwiczą najpierw w samotności, a pierwszy etap przygotowań uznają za zakończony, kiedy sami nie zauważają w lustrze własnych manipulacji.

23.08.2011

Czyta się kilka minut

David Copperfield, amerykański iluzjonista. Los Angeles, 1979 r. / fot. Tony Korody / Sygma / Corbis /
David Copperfield, amerykański iluzjonista. Los Angeles, 1979 r. / fot. Tony Korody / Sygma / Corbis /

Mawiają o sobie, że są aktorami specjalizującymi się w demonstrowaniu efektów trickowych. Nie lubią określenia "magik". Proszą, aby nazywać ich iluzjonistami. Według nich między magikiem a iluzjonistą zachodzi podobna zależność jak między muzykantem a muzykiem. Istota ich zawodu z pozoru nie wydaje się skomplikowana - dążą do tego, aby ich ręka była szybsza od wzroku widza. Świat dzielą według równie prostej zasady - na rekwizyty i na przedmioty działania. Wywołanie zachwytu widza przy pomocy spreparowanego rekwizytu to rzemiosło - często bardzo kosztowne. Uzyskanie tego samego efektu przy pomocy przedmiotu codziennego użytku to już sztuka okupiona latami ćwiczeń.

Iluzja wobec samotności

Iluzjonistów w Polsce nie ma wielu. Ledwie kilkanaście osób para się sztuką iluzji zawodowo, dalsze kilkanaście regularnie występuje na scenie, nie rezygnując jednocześnie z pracy na etacie, a nieliczne sceniczne grono uzupełnia kilkudziesięciu amatorów-entuzjastów. Ta niecała setka polskich iluzjonistów i adeptów sztuki iluzji skupia się w istniejącym od 1976 r. Krajowym Klubie Iluzjonistów (od 1983 r. zrzeszonym w Światowej Federacji Stowarzyszeń Iluzjonistycznych).

Oprócz nich po Polsce krążą owi magicy-

-muzykanci i to głównie oni sprawiają, że sztuka iluzji od lat traktowana jest u nas z politowaniem. Sławomir Piestrzeniewicz, jeden z najbardziej utytułowanych polskich iluzjonistów, który dziś w swoich programach na równi z trikami stawia inteligentny dialog z publicznością, mówi: - Mechanizm jest prosty, chałturnicy niepoważnie traktują samych siebie w świecie iluzji, a odium spada niestety nie na nich, ale na całą sztukę iluzji. A to głównie od tego, jak w świecie iluzji zdefiniuje się sam zainteresowany, zależy to, czy zostanie artystą iluzjonistą, sprawnym rzemieślnikiem czy magikiem-chałturnikiem.

Na co dzień polski iluzjonista jest osamotniony. Minęły już czasy wielkich widowisk scenicznych, na prowadzenie zespołu może sobie pozwolić kilka osób w Polsce, a o stałej posadzie, choćby do kotleta w restauracji, można jedynie pomarzyć. Dziś o tym, czy ktoś jest zawodowym iluzjonistą, czy nie, decyduje nie tyle pozytywnie zdany egzamin weryfikacyjny przed komisją ZASP (od lat nieobowiązkowy), co zgłoszenie do odpowiedniego urzędu działalności gospodarczej i regularne odprowadzanie podatków.

- Koledzy wędrują po kraju, a drogi ich występów nie wyznacza bynajmniej ich przekonanie, że rodzima widownia doceni ich kunszt, co ich pusty żołądek - zauważa Stefan Cyruliński, który dzięki temu, że konstruuje rekwizyty, jako jedyny spoza środowiska jest dopuszczany do iluzjonistycznych tajemnic.

W szerszym gronie iluzjoniści mogą się spotkać zaledwie dwa razy do roku - podczas kongresów w Łodzi i warsztatów we Wrocławiu. Mają wówczas nieco czasu na przypomnienie sobie, na czym polega istota sztuki iluzji. To odświeżone przekonanie o tym, że robią coś wyjątkowego, musi im wystarczyć na kolejne miesiące zmagania się nie tylko z wymogami rynku, ale również z tzw. "polską mentalnością".

Podczas tych rzadkich spotkań siedzący w swoim gronie przy kawiarnianym stoliku iluzjoniści, mimo że nie występują na estradzie, wciąż zwracają na siebie uwagę. Wielu z nich mimowolnie obraca w dłoniach karty i monety. Ale mimo to, że nie potrafią się oderwać od rzeczy wydawałoby się niepoważnych, to tej manualnej ekwilibrystyce często towarzyszą poważne dyskusje. Nie ma się czemu dziwić, wśród nich można spotkać lekarzy, prawników, filologów, matematyków, inżynierów, chemików, muzyków, filozofów. Wyższe wykształcenie wśród iluzjonistów jest nieomal regułą, bowiem ich hobby, jak rzadko które, wymaga umiejętności abstrakcyjnego myślenia. A bez zaplecza intelektualnego sztuka iluzji często ociera się o banał i zbliża się do prostej jarmarcznej rozrywki.

Iluzja wobec historii

Kiedy pyta się polskich iluzjonistów o przyczyny marnego stanu ich profesji w naszym kraju, ci często odwołują się do historii. Według nich nasza narodowa mentalność stoi często w jawnej sprzeczności z podstawowym przesłaniem sztuki iluzji.

- Nie potrafimy się bawić, nie mamy do siebie dystansu. Przeciętny polski odbiorca iluzji, zamiast cieszyć się z oferowanej mu przez iluzjonistę rozrywki, zastosuje wobec niego dwie charakterystyczne postawy. Bierną: będzie się czuł przez iluzjonistę oszukiwany, lub aktywną: będzie mu próbował pokrzyżować szyki - tak oczami iluzjonisty opisuje polską rzeczywistość Jerzy Stanek, wieloletni prezes KKI.

Poza tym, według iluzjonistów polska kultura tworzy monotematyczne mody - dziś przykładem jest kabaret - albo doprowadza do granic postulat ludyczności (albo i go przekracza). W takich warunkach sztuce iluzji, która najczęściej ma ambicje bycia nawet nie tyle sztuką, co solidną estradową rozrywką, trudno znaleźć swoje miejsce.

Na zachodzie Europy iluzja jest postrzegana wręcz jako dziedzina elitarna, a skojarzeń z nią nie wstydzą się nawet politycy i koronowane głowy. Zachodni iluzjoniści korzystają jak reszta ich społeczeństw z dobrodziejstw stabilności. Bo żeby dojść w sztuce iluzji do mistrzowskiego poziomu, potrzebny jest czas i pieniądze. Tylko w ten sposób powstają programy, które mogą przyciągnąć inteligentnego i zwykle zamożnego odbiorcę. Koło iluzji zostaje w ten sposób precyzyjnie domknięte. Natomiast za naszą wschodnią granicą sztuka iluzji ciągle może liczyć na mecenat państwowy, a widowiska iluzjonistyczne tworzone są tradycyjnie we współpracy z reżyserami, choreografami, scenarzystami. To w połączeniu z wciąż obecnym za wschodnią granicą głodem kultury, istniejącym nawet na przekór skromnym możliwościom finansowym tamtejszych widzów, równie skutecznie tworzy zapotrzebowanie na sztukę estradową. Tak to widzą iluzjoniści.

Polski iluzjonista nie może liczyć ani na wsparcie państwa, ani na szybki powrót Polaków do tradycji variétés. Nad Wisłą iluzjoniści czarują więc w wyjątkowo niesprzyjających warunkach.

- Polska rzeczywistość mogłaby istnieć bez sztuki iluzji. To iluzja musi walczyć o swoje przetrwanie, głównie przez podnoszenia jakości, co w naszych rodzimych warunkach przypomina kwadraturę koła - konkluduje Stefan Poźniak, który po wielu latach pracy na estradzie dziś wykorzystuje swoje umiejętności iluzjonistyczne i filozoficzne wykształcenie do pracy z uzależnionymi i osadzonymi.

Mimo przeciwności, polscy iluzjoniści wytrwale próbują reanimować swoją dziedzinę. Służą temu kongresy i warsztaty, podczas których odświeżają nie tylko kontakty towarzyskie, ale przede wszystkim dzielą się podczas seminariów doświadczeniami zawodowymi. Robią to w największej tajemnicy, a to wszystko, jak twierdzą, tylko i wyłącznie dla dobra widza, bo iluzja odarta z tajemnicy przestaje zadziwiać, a widz potrzebuje przecież oderwania od rzeczywistości, bez zbytecznego wnikania, w jaki techniczny sposób został wprowadzony w ten stan.

Bez zaskoczenia cała magia pryska i nie ma już miejsca na wewnętrzny bunt, na odruch rozsądku widza, którego zmysły nie chcą uznać za rzeczywistość tego, co rejestrują na scenie.

Iluzja wobec fizyki

Iluzjoniści nie mają łatwego życia nie tylko ze względu na otoczenie społeczne, ale również z powodu skończonych praw fizyki.

- W naszej dziedzinie wymyślono już praktycznie wszystko. Elementy składowe iluzji są od dawna ukształtowane: od pojawiania się i znikania, przez przenikanie materii, aż po zamianę miejsc. Sama wirtuozeria objawia się dziś nie w wymyślaniu od podstaw nowych numerów, ale w pomysłach na prezentowanie tych od dawna istniejących - mówi Zbigniew Matuszek, organizator warsztatów we Wrocławiu.

Współczesnemu pokoleniu iluzjonistów pozostaje zatem mistrzowskie opanowanie pomysłów już istniejących, przy jednoczesnym zrozumieniu psychologii obserwującej je publiczności. Artystę w dokonanym już świecie iluzji od rzemieślnika w tym fachu można odróżnić na kilka sposobów. Artysta dystansuje się przede wszystkim od scenicznego blichtru. Według zawodowców nadmiar świecidełek na scenie cechował wieki ciemne iluzji, a dziś pachnie po prostu tandetą. Artysta zna też umiar w dozowaniu publiczności swoich umiejętności - widza zostawi z niedosytem, dokona selekcji tricków spośród całego wachlarza swoich umiejętności. Pokaże mniej, ale to, co pokaże, będzie wykonane mistrzowsko, a przede wszystkim swojego kunsztu nie poda widzowi w formie oczywistej. Wplecie go w pewną historię, dla której tricki będą chwilami jedynie uzupełnieniem.

Iluzjonistę obserwującego występ innego iluzjonisty trudno zatem czymkolwiek zaskoczyć. Jednak kiedy iluzjoniści na widowni obserwują iluzjonistę na scenie, oklaski są o wielce częstsze niż w przypadku zwykłej publiczności. Przeciętny widz zachwyca się jedynie puentą tricku, nie zdając sobie nawet sprawy z mechanizmu jego powstawania.

- Dla widza istnieją tylko dwa stany: było, nie ma. Fachowiec potrafi natomiast rozróżnić całą gamę stanów pośrednich, bo przez lata ćwiczeń, podczas doskonalenia własnych umiejętności manualnych, niejako przy okazji wyostrza się jego zmysł obserwacji - mówi obecny od lat na scenie Marek Woźniak.

Przystępując do opanowywania nowego tricku, iluzjoniści ćwiczą najpierw w samotności, a pierwszy etap przygotowań uznają za zakończony, kiedy sami nie zauważają w lustrze własnych manipulacji. Ich ręce stają się wówczas szybsze nawet od ich własnych myśli. Ale nawet taka zwinność rąk nie chroni przed błędami czy złośliwością rzeczy martwych. A iluzjonista jest na scenie bezbronny. Publiczność wybaczy fałsz lub zgoła go nie zauważy w przypadku innych artystów; iluzjoniście, który nie zakończy skutecznie swojego tricku, wali się nie tylko numer, ale przede wszystkim autorytet sceniczny.

Iluzja wobec globalizacji

- Trzeba pamiętać, że w sztuce iluzji wciąż obowiązuje XIX-wieczna zasada mówiąca o tym, że dla jednego programu sceną jest cały świat. Iluzjonista nie może tak jak inni artyści ustawicznie powtarzać tricku wobec tego samego odbiorcy. Tej samej muzyki możemy słuchać bez końca i wciąż będzie nas wzruszać, a pokaz iluzjonistyczny po jego finale staje się w oka mgnieniu nieaktualny. Nikt nie powie: "już to słyszałem", ale każdy powie: "już to widziałem" - zauważa Jerzy Mecwaldowski, samodzielny redaktor wydawanego od kilkudziesięciu lat środowiskowego czasopisma "Hokus Pokus".

Muzyk może zatem wyjść do publiczności jedynie z nazwiskiem i odcinać kupony od swojej twórczości sprzed wielu lat. Iluzjonista, choćby najbardziej znany, nic nie wskóra, jeśli regularnie nie zaserwuje widzom zupełnie nowego programu. To jak wiadomo wymaga i ogromu nakładów finansowych, i wielu miesięcy żmudnych przygotowań, co często już na starcie stawia iluzję na straconej pozycji wobec konkurencji innych scenicznych artystów.

Kolejny problem to charakterystyczny dla współczesności szybki obieg informacji. Do przeszłości należą już czasy, kiedy tajemnicę tricku można było zachować latami. Wiesław Mierzwicki, który występując wraz z innymi iluzjonistami, cyrkowcami i aktorami w spektaklu "Alicja", wystawianym na deskach Teatru Dramatycznego, dowodząc, że sztuka niejedno ma imię, mówi: - Dziś żywot tajemnicy trwa co najwyżej kilka lat, po upływie których pomysły mistrzów pojawiają się w zdegradowanej formie w programach pomniejszych wykonawców.

Ta kwestia wyznacza również stosunek do swojego zawodu rzemieślników i artystów. Rzemieślnicy będą bazować na kopiowaniu pomysłów lub wprost kupować je w wyspecjalizowanych firmach, artyści, mimo niesprzyjających warunków, wciąż będą szukać innowacji w swojej wyobraźni. A co oznacza stworzenie nowego programu od podstaw - już wiemy.

Przeciw polskim iluzjonistom jest więc niemal wszystko. Mimo tego trwają i próbują bronić się przed całkowitym skarłowaceniem swojej dziedziny. Warto pamiętać o słowach nestora polskich iluzjonistów, Stefana Poźniaka: - Sztuka iluzji jest zupełnie czymś innym niż sama iluzja. Iluzja to złudzenie, a złudzenie to zafałszowana rzeczywistość. Złudzeniami możemy bawić się bezpiecznie wyłącznie wtedy, kiedy doskonale wiemy, że to złudzenia. Taki komfort zapewnia nam jedynie iluzja sceniczna. Kiedy zaś nie wiemy, że ulegamy złudzeniom, złudzenia stają się złudzeniem rzeczywistym. Brońmy się zatem przed tym, aby nawet najmniejsze złudzenie przyjąć za rzeczywistość w życiu codziennym. Wtedy przepadamy. Pamiętajmy bowiem, że złudzeniem są uzależnienia, złudzeniem dowartościowania jest przemoc, złudzenia czyhają na nas także w polityce, w reklamie i w miłości.

Rzeczywiście, w tych czasach tylko prawdziwi iluzjoniści mogą nas uratować przed wszechobecnymi iluzjami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2011