Hazardziści władzy

Coraz częściej zaczynam się zastanawiać - jak w sławetny poniedziałek 13 lutego - czy w działaniach aktualnej władzy jest jakakolwiek racjonalność? Czy ktokolwiek poza pierwszym sekretarzem, który nazywa się teraz przewodniczącym, zdaje sobie sprawę, co chce dzięki temu spektaklowi osiągnąć?.

20.02.2006

Czyta się kilka minut

ANNA MATEJA: - Czy prowadzenie gry: zwodzenie przeciwników, upokarzanie, ciągłe podtrzymywanie uwagi obserwatorów, jest w polityce czymś nieodzownym?

JERZY SZACKI: - To jest od polityki nieodłączne. Więcej - to jest nieodłączne od stosunków międzyludzkich o tyle, o ile chodzi o władzę w jakimkolwiek sensie. Gry odbywają się w każdej rodzinie: między małżonkami czy między rodzicami i dziećmi. W przypadku państwa czy wielkiego przedsiębiorstwa zawsze mamy do czynienia z zachowaniami, które mają doprowadzić do przechytrzenia przeciwnika czy sojusznika - "by moje było na wierzchu".

ZZA KULIS NA SCENĘ

- Tyle że w takiej sytuacji większość energii przeznacza się raczej nie na rządzenie (czy zapowiadane reformy), lecz na pokazywanie, kto tu rządzi, i ustawianie innych pretendentów do władzy w szeregu.

- Zazwyczaj owe gry polityczne odbywają się za kulisami i są przygotowaniem do czegoś, co się później robi publicznie. Obecnie gry polityczne stały się widowiskiem - narzędziem kształtowania nastrojów i przekonań opinii publicznej. To jest dość osobliwe, ponieważ zazwyczaj w tzw. stabilnych demokracjach tego rodzaju sprawy, jak zawarcie koalicji czy podpisanie paktu stabilizacyjnego - to przecież normalna praktyka w każdym państwie - są czymś, o czym dziennikarze piszą, plotkują i starają się dowiedzieć jak najwięcej, jednak sami uczestnicy życia politycznego nie traktują tego jak sposobu rozmowy ze społeczeństwem. Obecny rząd najwyraźniej traktuje grę jako metodę sprawowania władzy i przedstawiania się społeczeństwu. Zupełnie tego nie rozumiem. Co się w ten sposób zyskuje?

- Polityka w takim wydaniu jest przede wszystkim teatrem. Czy jest w nim miejsce, by traktować ją po Weberowsku, jako zawód i powołanie?

- W pewnym stopniu polityka zawsze jest teatrem. Tylko że ten teatr obejmuje też selektywne pokazywanie tego, co podobno dzieje się za kulisami. Mamy chyba nadmiar tej teatralności i pewnie dlatego coraz częściej łapię się na tym, że - jak w sławetny poniedziałek 13 lutego - zaczynam się zastanawiać, czy w działaniach aktualnej władzy jest jakakolwiek racjonalność? Czy ktokolwiek poza pierwszym sekretarzem, który nazywa się teraz przewodniczącym, zdaje sobie sprawę, co chce dzięki temu spektaklowi osiągnąć? Czasem podejrzewam, że jest tak, jak bywa z grami karcianymi - są ludzie, których bawi sama gra; hazardziści, którzy nie mogą inaczej.

Dalecy jesteśmy od traktowania polityki tak, jak pisał o niej Max Weber. Jeśli już go przywoływać, to raczej jako twórcę teorii władzy charyzmatycznej - w tym sensie, że tak wielu ludzi w Polsce pretenduje do bycia przywódcą charyzmatycznym i tak wielu o podobnym przywódcy zdaje się marzyć, jeśli ich cokolwiek w tej dziedzinie interesuje. Z rozmów z moimi wiejskimi sąsiadami wiem, że nie tylko ci, którzy nie głosują, ale i ci, którzy do wyborów chodzą, nieraz mówią: "Ech, oni sobie coś tam robią, ale dla mnie liczy się to, czy będą zasiłki, czy będzie praca albo podwyżka". Sprawy polityczne są chyba jedynymi, w których trudno nam się dogadać i to nie dlatego że mamy inne poglądy. Różni nas zakres zainteresowań - oni z rzadka myślą o tym, kto miałby nimi rządzić, przejmuje ich proza dnia dzisiejszego.

Poza tym, w sytuacji dyscypliny partyjnej, traktowanie polityki w kategoriach zawodu i powołania jest niesłychanie trudne. Przecież uzgadnia się wszystko, co ma się stać publiczne, nawet informacje przekazywane mediom uzgadniane są z kierownictwem. Gdzież tutaj może się spełniać powołanie... To jest po prostu służba swojej partii. Czasem interes partyjny może się spotkać z publicznym, ale nie ma w tym ani konieczności, ani reguły.

DZIAŁANIA POZORNE

- Czy w sytuacji hamletyzowania Prezydenta - rozwiązać parlament albo jednak nie - i sukcesywnie podtrzymywanego napięcia związanego kolejno z powstaniem koalicji PO-PiS, powołaniem rządu mniejszościowego, obsadą urzędów - można przeprowadzić sanację państwa, o której rządzący tyle mówili, idąc po władzę?

- Ależ to nie jest hamletyzowanie! Raczej świadomie przyjęta taktyka stwarzania stanu niepokoju, sensacji i oczekiwania, przyjęta z przekonania, że partia kierownicza ze wszystkim sobie poradzi, ponieważ z jej istoty wynika, że ma zawsze rację.

Wszystkie znane z historii sanacje czy rewolucje moralne były wielkim zawracaniem głowy. Pełniły rolę demagogicznego hasła, którego celem było pozyskanie zwolenników, a nie zaprowadzenie zmian rzeczywiście istotnych. Obecnie zapowiadana sanacja nie różni się od tej tradycji w żaden sposób, a jeśli chodzi o reformy, na razie nie dzieje się nic takiego, co by wskazywało na realizację choć części obietnic, które PiS w trakcie kampanii i formowania rządu złożył. Jesteśmy ciągle na poziomie bardzo ogólnych haseł, natomiast próby realizacji czegokolwiek nie budzą wiary w to, że Prawo i Sprawiedliwość chce państwa prawa.

- Przecież właśnie nastały rządy prawników... Od lat można było usłyszeć, że prawo mamy ułomne, a rządy nie najmocniejsze, ponieważ wśród rządzących większość stanowią osoby bez wykształcenia prawniczego.

- To, jaki się ma dyplom, nie informuje ani o kompetencjach, ani o tym, czy traktuje się serio swoją pracę. Nie może też być gwarancją sprawnych rządów. Wielu ludzi ma wykształcenie historyczne i co z tego - bywa, że fałszują historię podobnie jak ignoranci. Ta ekipa też wydaje się nie traktować prawa poważnie, ale instrumentalnie, jako element gry politycznej. Wincenty Witos, wybitny działacz ludowy, nie miał żadnego wykształcenia, ale poglądy na prawo miał takie, że dobrze byłoby, by ludzie, którzy zabierają się do układania praw, brali z niego wzór.

Zasadniczym niedostatkiem polskiego systemu prawnego, co wszyscy od dawna powtarzają, jest produkowanie nieprawdopodobnej ilości ustaw, rozporządzeń, zarządzeń itp., bez troski o to, czy są one wewnętrznie spójne i egzekwowalne. Niespójność prawa w znacznej mierze wynika z trybu, w jakim się je w Polsce tworzy. W wielu państwach, tych lepiej zorganizowanych, rząd przedstawia parlamentowi projekt, który jest albo akceptowany, albo odrzucany. W całości. Natomiast u nas po przedstawieniu projektu zaczyna się zabawa w poprawki, podczas których wchodzą w grę sprawy niekoniecznie merytoryczne, ale np. najrozmaitsze układy polityczne czy interesy, po prostu. Co z tego wychodzi, wszyscy wiemy. I, przynajmniej na razie, nic nie wskazuje na to, by ten sposób traktowania prawa, ukształtowany w znacznym stopniu w Peerelu, uległ zasadniczej zmianie. Teraz też mamy do czynienia z nawrotem beztroskiego stosunku do prawa: jest problem - trzeba wydać ustawę; nieważne, jaka będzie - byle była, a jeśli będzie miała jakieś wady, wprowadzi się poprawki. Przez Sejm przechodzą setki ustaw, których projektów większość posłów w ogóle nie bierze do ręki. Bo i po co, skoro i tak zostaną poinstruowani, jak głosować. To niewiele ma wspólnego ze sztuką tworzenia prawa.

Niewykluczone jednak, że niemałej części wyborców sposób, w jaki zabrano się za reformę prawa i jego instytucji (odwołanie przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej, zapowiedź zmian w kodeksie karnym, de facto skłócenie ze środowiskiem prawniczym) spodoba się, bo "nareszcie znalazł się ktoś, kto naprawdę zabrał się do roboty: wszystkich pogoni, a przestępców pozamyka. Ma odwagę przeciwstawić się tym mędrkom opowiadającym o jakichś prawdach naukowych dotyczących np. resocjalizacji". Komunikat "tu trzeba zdecydowanego i odważnego działania" jest dla ludzi zrozumiały. A na spory prawników o zgodność danej ustawy z Konstytucją mogą zareagować jedynie wzruszeniem ramion: "Kogo to obchodzi? Polska to nie Ameryka. A Konstytucja i tak ma pójść na śmietnik, jak tylko zbierze się odpowiednia większość".

- Naród obchodzi co innego, np. becikowe. Dopiero po ogłoszeniu ustawy okazało się, że ma ona feler, dzięki któremu zasiłek można pobrać dwukrotnie.

- Ano właśnie. Sytuacja z becikowym jest charakterystyczna z kilku powodów. Jak wszystkie kraje europejskie, mamy poważny problem demograficzny, nie widzę jednak, by ktokolwiek poza demografami całościowo zastanawiał się, co z tym zrobić. Uchwalenie jednorazowego zasiłku na urodzenie dziecka jest działaniem pozornym, które niczego nie rozwiązuje. To wyłącznie komunikat do wyborcy: "Jesteśmy dobrzy ludzie i myślimy o was".

Dość często przypomina mi się ostatnio rozprawka Jana Lutyńskiego napisana w głębi Peerelu na temat działań pozornych. Choć idealnie przylegała do realiów minionej epoki (była jednak na tyle abstrakcyjna, że przeszła przez sito cenzury), okazuje się przerażająco aktualna. Rzecz dotyczy działań pozornych inicjowanych dla rozmaitych celów, nie tylko dla sprawowania władzy - ucieka się do nich każdy, kto podejmując się jakiegoś działania, nade wszystko stara się o to, by widać było, że coś robi, że się stara. W gruncie rzeczy jest mu jednak wszystko jedno, co z tego wyjdzie, byle tylko on sam wyszedł na swoje.

MARZENIE O SILNYM PAŃSTWIE

- Co tracimy, kiedy rządzenie państwem staje się grą polityczną?

- Tracimy to, co wydaje się dla demokracji niesłychanie istotne: jeśli nie bezpośredni udział zwykłego obywatela w polityce, to w każdym razie realne nią zainteresowanie oparte na przekonaniu, że chodzi o coś ważnego również dla niego. Uczestnictwo nigdy nie jest powszechne, ale polityka powinna być czymś, o czym się poważnie dyskutuje: w kawiarni, w stodole i w wielu innych miejscach. Tymczasem w Polsce opowiada się o polityce dowcipy i przekazuje sensacje. To sytuacja głęboko dla społeczeństwa demoralizująca, a dla demokracji niebezpieczna, ponieważ coraz bardziej oddala się od nas ideał społeczeństwa obywatelskiego. Nigdy zresztą nie był zbyt blisko, ale teraz jeszcze dochodzi do głosu skrajnie etatystyczna ideologia.

Co też ważne, w polityce - zaręczam, że nie jest to anachronizm - obowiązują zasady przyzwoitości. Pewnych rzeczy się nie robi, np. nie gra się państwem czy interesem publicznym. Co prawda pojęcie poprawności politycznej ośmieszono, ale nie może istnieć społeczeństwo bez wyobrażenia o tym, co się godzi, a co nie. W Polsce doszło już do znacznego rozchwiania wyobrażeń na temat tego, co wolno, a czego nie. Liczy się raczej to, co się opłaci.

- Pozostaje nam odrobić lekcje z obrony przed zawłaszczaniem państwa?

- Państwo niewątpliwie ulega zawłaszczeniu, zwłaszcza wtedy, gdy podważa się Monteskiuszowską zasadę podziału władz z korzyścią dla władzy wykonawczej. To niebezpieczna tendencja, ale nie dajmy sobie wmówić, że dzięki temu wzmacnia się państwo. Przed 1989 r. we wszystkich krajach naszego regionu państwo starało się kontrolować wszystkie dziedziny życia, ale czy było silne? Nic z tych rzeczy: to były słabe państwa wielkiego bałaganu, niezdolne do skutecznego egzekwowania czegokolwiek poza zakazami mówienia prawdy (stąd magiczne zabiegi przy użyciu cenzury - rzeczywistość nienazwana miała nie istnieć). Im więcej spraw państwo chce kontrolować, w o tyle mniejszym stopniu jest w stanie robić to dobrze.

Mnie też marzy się silne państwo, ale takie, które kontrolowałoby wąską sferę życia publicznego i robiło to skutecznie, np. zapewniając bezpieczeństwo obywatelom, troszcząc się o słabych czy zagrożonych wykluczeniem. Marzy mi się, po prostu, państwo sprawne, w którym prawo - dobre, nie fikcyjne - obowiązuje bezwzględnie, a rządzący nie oddają się działaniom pozornym. To jednak, jak widać, utopia nie na nasze czasy.

Prof. JERZY SZACKI (ur. 1929) jest socjologiem i historykiem idei; emerytowanym pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowcą Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej. Opublikował m.in. książki: "Kontrrewolucyjne paradoksy", "Spotkania z utopią", "Liberalizm po komunizmie", "Historia myśli socjologicznej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006