Gram w zielone

Zapewne są w naszym szarym kraju miłośnicy zimy. Czuję wobec nich obcość duchową. Ponure, zimne, ciemne miesiące udaje mi się przetrwać wyłącznie dzięki zielonej sałacie, kwiatom cieplarnianym oraz wytężonej pracy umysłowej. Właśnie znów oddałam do druku owoc zimowych miesięcy, Język Trolli, a ledwie poprawiłam ostatni przecinek w ostatniej korekcie - nastała wiosna.

11.04.2004

Czyta się kilka minut

Co za piękne, niezwykłe, zbawcze chwile! Uwolniony z miasta człowiek czuje się tak, jakby to z niego wyrastały te wszystkie listeczki, źdźbła i pączki. Osłabiony, wchodzi do lasu - a tam wszystko aż dygocze od sprężonej energii, "tej siły, która przez zielony lont prze kwiaty" (Dylan Thomas), która wypycha zieleń z patyków i nagich gałęzi, spomiędzy zeschłych traw i zeszłorocznych, zbutwiałych pokładów liści. W czarnych, lśniących kałużach pływają drobne białe płatki i odbija się jasne niebo. Ogród - przekopany, wypielony, wygrabiony po zimie - pachnie dymem z palonych liści i badyli. Śpiewają ptaki. Przelatuje lekki deszczyk i powietrze wypełnia się nowym zapachem - świeżym, słodkim, upajającym aromatem ziemi, młodej trawy, zgniecionych liści bodziszka, wilgoci, ciepła, życia.

Czy miłośnik zimy zna w ogóle takie chwile euforii, w których, ku własnemu zaskoczeniu, człowiek widzi się nagle pośrodku trawnika, z twarzą wystawioną na zimne krople, z widłami w jednej brudnej ręce, a z łopatą w drugiej - i z taką radością życia, rosnącą gdzieś w piersi, że musi wybuchnąć śmiechem, śpiewem albo krzykiem?

Rośliny też się cieszą. Rano ledwie wystawiają czubki ponad ziemię, a pod wieczór już są na powierzchni, już prężą się i rozprostowują liście. W tej radości istnienia, jaką demonstrują, naprawdę budzą w człowieku poczucie braterstwa. Bo przecież są naszymi braćmi, podobnie jak zwierzęta. Ludzie pierwotni wyczuwali to intuicyjnie, a wielcy filozofowie Wschodu sformułowali jako pierwsi: wszystko, co żyje na Ziemi, jest ze sobą wzajemnie powiązane skomplikowaną siecią zależności. Już w roku 350 p.n.e. filozof taoistyczny Zguangzi stwierdził: "Oto jest to, co nazywa się światem, jedność wszystkich stworzeń".

W bardzo dobrej książce "Ogród w zgodzie z naturą" (Elipsa, 2003) pani Marie-Luise Kreuter przypomina słowa Claude'a Levi Straussa: "Już najwyższy czas, by zrozumieć, że człowiek jest tylko jedną z wielu istot żywych, która może przeżyć pod warunkiem respektowania tych innych". Pani Kreuter przytacza te słowa po to, by zachęcić ogrodników do szacunku dla wszelkiego życia. "Ta myśl może brzmi staroświecko - tłumaczy się autorka - ale jest tak stara i jednocześnie tak młoda, jak życie. Ludzie nie ustanowili praw życia, mogą żyć tylko według nich. Jeśli będą występować przeciwko nim, prędzej czy później przegrają" - twierdzi, przypominając, że kiedyś Sahara była spichlerzem Afryki Północnej. Rabunkowa gospodarka Rzymu, brak umiaru i żądza zysku za wszelką cenę - zniszczyły ją na zawsze.

To daje do myślenia. Czyż nie żyjemy teraz na czymś w rodzaju duchowej Sahary? I czyż nie z podobnych powodów powstała?

Mnóstwo ciekawych wiadomości podaje pani Kreuter o glebie. Jest ona - pisze - wspaniałym światem najmniejszych organizmów. Zwykła garść ziemi tętni życiem miliardów mikroskopijnych istnień. W jednym decymetrze sześciennym ziemi, pobranej z 15-centymetrowej warstwy gleby na łące, żyje na przykład:

1551 000 000 wiciowców i orzęsek,

50 000 nicieni,

220 skoczogonków,

14 wijów,

5 ślimaków,

2 dżdżownice.

Te dokładne dane zawdzięczamy szwajcarskiemu uczonemu A. Stöckli. Profesor Sauerlandt z kolei oznaczył liczbę organizmów żywych w jednym metrze kwadratowym słabo próchniczej gleby piaszczystej o grubości 20 cm. Gdyby tę ilość ziemi przenieść na grządkę, mogłyby na niej wyrosnąć, powiedzmy, dwie główki kapusty. I otóż w tej niewielkiej ilości przeciętnej gleby żyją:

4 biliony bakterii i grzybów,

0,5 miliona wiciowców,

1 milion nicieni,

200 000 roztoczy,

100 000 skoczogonków,

80 000 wazonkowców,

80 dżdżownic.

Po prostu - mikrokosmos!

Gdyby pewnego dnia zabrakło gleby - pisze pani Kreuter - nasza planeta, martwa, stałaby się znowu gwiazdą. 30-centymetrowa warstwa próchnicza, pokrywająca biologicznie czynną, kilkumetrową warstwę gleby, do dziś nazywana jest ze czcią "Matką Ziemią".

Trawy - prastare rośliny, o rodowodzie sięgającym daleko w przeszłość naszej planety, Karl Foerster nazwał "włosami Matki Ziemi". Do dziś zachowały wiele ze swego dawnego charakteru. Ogrodnicy niewiele zdołali zmienić w wyglądzie traw - dzikie formy zostały jedynie poddane selekcji i rozmnożone. Występują na Ziemi w ponad czterech tysiącach gatunków - na sawannach, stepach, w ogrodach, lasach, na łąkach i zboczach gór, a ich charakterystyczną cechą jest krzewienie się, to znaczy - tworzenie w dolnej części pędu korzeni przybyszowych i nowych pędów, dzięki czemu powstaje zwarta darń. Krótko mówiąc, chodzi o to, żeby wszędzie było zielono, i żeby gleba była porządnie umocowana na skorupie ziemskiej!

"Kilka lat temu przyszła mi do głowy taka oto myśl: a gdyby mnie tak zapytano, dlaczego jedno źdźbło trawy jest tak niepodobne do drugiego?" - pisze Mistrz Eckhart w "Pouczeniach duchowych" (wyd. W Drodze, 2001). - "I zdarzyło się rzeczywiście, że zapytano mnie, dlaczego są one tak do siebie niepodobne. Powiedziałem wtedy: jeszcze dziwniejsze jest, dlaczego wszystkie źdźbła trawy są do siebie tak podobne. Pewien mistrz powiedział: tak wielkie różnice między źdźbłami mają źródło w nadmiarze Bożej dobroci, która się przelewa bez miary na wszystkie stworzenia, aby tym pełniej ukazała się chwała Boża. Powiedziałem wówczas: dziwniejsze jest, że wszystkie źdźbła trawy są do siebie tak podobne. I dodałem: jak wszyscy aniołowie są w Pierwszej Czystości absolutną jednością, tak samo Jednym są w niej wszystkie źdźbła trawy. Tam wszystkie rzeczy są Jednym".

Dzień Zmartwychwstania Pańskiego przypada na pierwszą niedzielę po wiosennej pełni księżyca. W książce "Zielnik świętowań polskich" Anny Zadrożyńskiej i Krzysztofa Brauna (Twój Styl, 2003) znalazłam wzmiankę o tym, że na Pomorzu wierzono, iż w Noc Zmartwychwstania woda strumieni i rzek nabiera niezwykłej mocy. Ludzie cierpiący z powodu niegojących się ran wędrowali przed świtem, by się obmyć w leczniczym potoku. Także po pierwszej wiosennej pełni należy siać i sadzić rośliny, ponieważ wtedy właśnie przyjmują się najlepiej. I coś w tym musi być. Potężna jest siła wiosny, a sieć powiązań pomiędzy żywymi istotami Ziemi nie na niej się kończy, lecz sięga Kosmosu.

Żyjemy w świecie pełnym codziennych cudów.

Zieleń jest kolorem nadziei. "Jeszcze w zielone gramy" - śpiewał Wojciech Młynarski, dodając nam otuchy w czasach czarnych i złych, kiedy się zdawało, że wszystko już stracone.

Wiosna zawsze przynosi nadzieję i zawsze jest NASZA.

Witaj, Zielona Energio!

PS. Trudno mi dziś nie myśleć o panu doktorze Wojciechu Paulu, miłym i mądrym botaniku z Krakowa. Innego sposobu na przesłanie mu życzeń świątecznych nie mam, niestety, zgubiłam jego adres zwrotny!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2004