Graffiti Harimi

To opowieść o dziewczynach: zwykłych Egipcjankach, które uwierzyły, że obalenie dyktatury zmieni ich życie. Ponieważ rewolucja nie zmieniła sytuacji kobiet, walczą nadal.

19.11.2012

Czyta się kilka minut

Graffiti w okolicy placu Tahrir, pokazujące scenę z demonstracji w 2011 r., gdy policjanci rozebrali i pobili jedną z protestujących kobiet; Kair, październik 2012 r. / Fot. Nasser Nasser / AP / EAST NEWS
Graffiti w okolicy placu Tahrir, pokazujące scenę z demonstracji w 2011 r., gdy policjanci rozebrali i pobili jedną z protestujących kobiet; Kair, październik 2012 r. / Fot. Nasser Nasser / AP / EAST NEWS

Gdy spotykam się z Merną Thomas w popularnej kairskiej dzielnicy Zamalek, ubrana jest po europejsku. Jej długie czarne włosy opadają swobodnie na odsłonięte ramiona, a obcisłe dżinsy odróżniają ją od otoczenia, dziewczyn w hidżabach i nikabach.

Bez oporów wyciąga rękę na powitanie i z uśmiechem przeprasza za spóźnienie: – Prezydent Mursi rządzi już od wielu miesięcy. Jednym z jego priorytetów miało być usunięcie korków w Kairze, ale jak widzisz 50-minutowe spóźnienie to norma, tu się nic nie zmieniło. Zresztą nie tylko korki pozostały. Także w innych sferach od czasów rewolucji nie widać poprawy.

Merna ma 25 lat. Jest Koptyjką, założycielką organizacji NooNeswa, walczącej przeciw prześladowaniu Egipcjanek – i liderką kampanii Graffiti Harimi (Kobiece Graffiti).

Mury jak sondaże

Początkowo chciałem napisać artykuł o graffiti rewolucyjnym: fenomenie, który wraz z upadkiem reżimu Mubaraka na początku 2011 r. lotem błyskawicy zaczął zapełniać kairskie mury. Fasady i ogrodzenia, zwłaszcza w obrębie słynnego placu Tahrir, stały się swoistym biuletynem informacyjnym o bolączkach porewolucyjnego Egiptu.

Ze sprayem i pędzlem w ręku, artyści punktują główne grzechy starej władzy, często w zabawny i inteligentny sposób szydząc z ekipy Mubaraka. Egipcjanie śmieją się, że gdyby naprawdę chcieli wymalować wszystko, co ich boli, zabrakłoby im murów w całym kraju. Graffiti stało się nie tylko sposobem na oddanie czci ofiarom rewolucji czy wyrażenie poglądów, ale też opowieścią o codziennym życiu ludzi i ich marzeniach. – Jeśli władza chce sondować nastroje społeczne, niech przygląda się uważnie murom Kairu. Tam jest wszystko napisane – usłyszałem od Hamdiego, który przystanął, gdy zauważył, że studiuję kolejne malarskie dzieła.

Ale nie będzie to opowieść o graffiti czy sztuce ulicy w ogóle, ale o kobietach – zwykłych Egipcjankach, które uwierzyły, że rewolucja zmieni też ich życie. Miały powody, by tak myśleć.

Ciche ofiary

Z prowadzonych w 2008 r. badań Egipskiego Centrum Praw Kobiet wynika, że ponad 80 proc. Egipcjanek doświadczyło w swym życiu molestowania o podłożu seksualnym. – To nadal prawdziwa epidemia. Sprawcą molestowania może być w zasadzie każdy: młodzi chłopcy, żonaci faceci, ojcowie, taksówkarze, biznesmeni – wylicza Merna.

Badania pokazują, że nie ma przy tym znaczenia, jak kobieta jest ubrana. Zdecydowana większość i tak nosi chustę zakrywającą włosy. Ale konserwatywny strój nie zapewnia nietykalności. Przypadki molestowania dotyczą też kobiet w nikabach (to zasłona na twarz, pozostawiająca tylko otwory na oczy). Zwykle kończy się na komentarzach (typu: „Zabawimy się, mała?”) albo na gwizdach „zachwytu”.

Ale molestowanie nie musi oznaczać kontaktu fizycznego – to również nękanie psychiczne, które w Egipcie jest na porządku dziennym. – Są miejsca, których lepiej unikać, bo z niemal stuprocentową pewnością staniesz się tam celem niepożądanego zainteresowania. Dlatego kobiety w Egipcie mają chyba wrodzony instynkt samozachowawczy – mówi studentka Aisha, z którą rozmawiam na kampusie Uniwersytetu Kairskiego. Polska arabistka, która w Kairze mieszka od roku, mówi z kolei, że przestała używać transportu publicznego, bo „macanki”, których była częstą ofiarą, nie pozwalały jej czuć się bezpiecznie.

Takiemu traktowaniu kobiet towarzyszy przyzwolenie społeczne większości mężczyzn. Wśród Egipcjan panuje przekonanie, że to same kobiety prowokują, wystawiając się na spojrzenia mężczyzn. – Niestety, rzadko kto reaguje w naszej obronie. Musisz wiedzieć, że kobieta w moim kraju ma dodatkowo silnie zakorzenioną zasadę milczenia i poczucia wstydu. Ciężko to przezwyciężyć – wyznaje Aisha.

Rewolucja nie była kobietą

25 stycznia 2011 r. na placu Tahrir zaczęła się rewolucja. Dziewczyny z NooNeswa pamiętają, jak przez tamtych osiemnaście dni protestów różnice płci, wyznania i poglądów politycznych zeszły na boczny plan. – Czuło się ducha solidarności i patriotycznego uniesienia ze wspólnego zwycięstwa nad złem, które uosabiał Mubarak. Naiwnie uwierzyłyśmy, że rewolucja coś naprawdę zmieni – mówią zgodnie.

Utopia równości i braterstwa nie przetrwała długo. Złudzenie brutalnie prysło już po miesiącu, dokładnie 9 marca 2011 r. – Tego dnia nasza rewolucja dobiegła końca. Przypomniano nam, gdzie nasze miejsce – z żalem wspomina Merna. – Zorganizowałyśmy wtedy pokojowy protest z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, chcąc przypomnieć, że w ogóle istniejemy, że jesteśmy częścią społeczeństwa. Nasza walka nie dotyczy nawet kwestii równego traktowania, bo to niemożliwe, ale godnego, ludzkiego obchodzenia się z nami.

W stronę demonstrujących kobiet poleciały kamienie i koktajle Mołotowa oraz okrzyki: „Wynoście się stąd!”. – Zadawano pytania, po co w ogóle przyszłyśmy – wspominają. Władze zdecydowały się ostatecznie „oczyścić” plac Tahrir. Akcja pacyfikacyjna była dobrze zaplanowana przez rządzące krajem wojsko. Szybko dołączył „spontaniczny” tłum brodatych mężczyzn, prawdopodobnie salafitów (wyznawców radykalnego islamu).

– Chwytano nas na chybił trafił, ciągnięto przez cały plac za ubranie prosto do komisariatów. Wyobrażasz sobie? Pokojowa demonstracja... – mówi Merna. Według Amnesty International tamtego dnia 18 kobiet poddano tzw. „testom dziewictwa”, które przeprowadzano w obecności dziesiątek żołnierzy. Merna: – Pytasz, po co robiono te testy? Jeśli byłaś dziewicą, po kilku dniach puszczali cię wolno. Jeśli okazało się, że nią nie jesteś, oskarżali cię o prostytucję. Sprawa dotyczyła nawet mężatek. Celem było oskarżenie o prostytucję, która w Egipcie jest nielegalna, a nie o udział w protestach. Rzeczywistym powodem była jednak chęć złamania kobiet. Zresztą, dziewczyna w naszej kulturze po takich wydarzeniach jest społecznie spalona.

Tylko jedna kobieta zdecydowała się pójść do sądu i opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Była to Salima Ibrahim, której historia stała się inspiracją dla kairskich artystów.

Graffiti woła głosem kobiet

W pierwszą rocznicę tamtych wydarzeń, 9 marca 2012 r., NooNeswa zaczęła zapełniać frontony budynków swoimi graffiti. Merna wspomina, jak wielkie wrażenie wywarło na niej przedstawienie na jednym z murów Statui Wolności przyobleczonej w nikab. – Uświadomiłam sobie wówczas, że dzięki graffiti można naprawdę sporo powiedzieć, że można w nim zawrzeć tak wiele przekazów. Ta spontaniczna sztuka uliczna, z której większość Egipcjan była po prostu dumna, w zupełności pomijała jednak kobiety – wspomina.

Pierwsze graffiti NooNeswa z podobizną Salimy Ibrahim, której dumną, zaciętą twarz umieszczono ponad lufami czołgów, od razu zaczęto utożsamiać z ofiarami rewolucji. Nie ma chyba w Egipcie osoby, która dziś nie wiedziałaby, kim jest Salima Ibrahim.

Ale dziewczyny z NooNeswa postanowiły nadać dalszej części swojej kampanii mniej patetyczny wydźwięk. – Stawiamy na pozytywną stronę popkultury, nie atakujemy mężczyzn, staramy się zwrócić ich uwagę na problem. Nie chcemy nic nikomu narzucać ani nikogo uczyć, jak postępować – zapewniają.

W ten sposób niebywałą karierę zaczęły robić tu dziesiątki graffiti w stylu paryskiej Miss Tic, prezentujące słynne egipskie aktorki i piosenkarki z czasów Nasera, długowiecznego prezydenta w latach 1954-70. Na jednej ze ścian słodka Soad Hosny deklaruje, że „dziewczyny są jak chłopaki”; to nawiązanie do tytułu jednej z jej najsłynniejszych piosenek. Z kolei z muru Uniwersytetu Amerykańskiego w Kairze popularna aktorka Shadia krzyczy, że „nic nie jest tylko dla mężczyzn”. Każdy Egipcjanin kojarzy ją bowiem z filmową rolą pani inżynier, która pragnie wyjechać na pustynię i tam pracować, ale zostaje poinformowana, że to praca tylko dla mężczyzn.

Merna wyjaśnia: – Odnosimy się do czasów tak odległych, ponieważ Egipcjanki z lat 50. i 60. były traktowane o niebo lepiej, organizowały się, ich głos był słyszalny.

Najbardziej kontrowersyjnym ze wszystkich graffiti jest projekt przedstawiający głowy trzech kobiet: pierwszej w nikabie, drugiej w hidżabie (to chusta zakrywająca włosy) i trzeciej bez nakrycia. Poniżej napis „Nie oceniaj mnie”.

***

Jak ludzie reagują na ich działalność? Merna: – Zdarzały się przypadki, że podczas „upiększania” przez nas kolejnego muru w największy szał wpadały... kobiety. Ich zdaniem podkopywałyśmy ideę tradycyjnej roli kobiety. Cóż, zdaję sobie sprawę, że przełamujemy tabu.

Wkrótce Egipt przyjmie nową konstytucję – i już wiadomo, że na tym polu batalia o zmianę sytuacji Egipcjanek została przegrana. Merna: – Czy się boję? Boję się cholernie! Boję się o przyszłość kraju, w którym dwie największe partie polityczne sprowadzają rolę kobiety do dwóch „zadań”: zaspokajania mężczyzny i prokreacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2012