Egzamin dojrzałości

Wprawdzie mężczyźni nie pozwolili im walczyć, ale to one tworzyły frontowe zaplecze: organizowały wyżywienie, szpitale, łączność, wywiad. A także szły do polityki: kobiety z Wielkopolski jako pierwsze w Polsce otrzymały prawo wyborcze.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

Pruski system antypolski pokonały przede wszystkim kobiety polskie. W pierwszym szeregu kobiet-Polek kroczyła śp. Zofia Sokolnicka. Gdy wybuchła wojna, kobiety te przybrały cechy męskie, cechy żołnierza" - tak działacz niepodległościowy Marian Seyda mówił w 1927 r. w przemówieniu nad grobem tej, która w Wielkopolsce stała się symbolem. W jego słowach nie było przesady. Zofia Sokolnicka jest przykładem roli, jaką na przełomie XIX i XX w., a potem na początku XX w. odegrały w Poznańskiem kobiety.

Emisariuszka z dobrą pamięcią

Zanim podczas I wojny światowej Sokolnicka będzie przekradać się do Francji i Szwajcarii (wrogich wobec Niemiec) - gdzie na rzecz odbudowy państwa polskiego działają bliscy jej działacze Narodowej Demokracji - zaangażuje się w Poznaniu w tajne nauczanie.

Wraz z innymi absolwentkami zasłużonych szkół - prowadzonych przez siostry Danyszówny czy Anastazję Warnke - pod pozorem nauki szycia i haftu gromadziła dzieci przede wszystkim biedoty poznańskiej, aby uczyć je języka, historii i kultury polskiej. Pod jej opieką znalazła się także młodzież kształcąca się w pruskich gimnazjach, a należąca do tajnego Towarzystwa Tomasza Zana [Zan, polski poeta związany z Wilnem, współzałożyciel Towarzystwa Filomatów, żył w latach 1796-1855 - red.]. Młodzi ochraniali, ale i korzystali z organizowanych przy jej współudziale wykładów polskich naukowców z Galicji.

Pierwsza wojna światowa, mimo przeszkód stawianych przez władze zaborcze, nie zahamuje tej działalności: nadal w znacznej części pozostanie ona tajna, bo zagrożona więzieniem i grzywnami. Zmysł organizacyjny i odwaga Sokolnickiej przydadzą się do utrzymywania łączności między zaborem pruskim a działającymi na Zachodzie niepodległościowcami.

Jak pisze historyk prof. Zygmunt Kaczmarek, była cenną emisariuszką, bo instrukcje i informacje na temat sytuacji społecznej i gospodarczej w zaborze pruskim... zapamiętywała, co zmniejszało niebezpieczeństwo wpadki. Była ważną informatorką także z tego powodu, że znalazła się w gronie osób przygotowujących przejęcie władzy i spolszczenie Wielkopolski; tu zajmowała się m.in. sprawami szkolnictwa.

Wielkopolanki głosują

Sokolnicka nie była wyjątkiem, ale reprezentantką licznej grupy aktywnych niepodległościowo Polek. Ich działania doceniane były nie tylko wtedy, gdy odchodziły "na wieczną wartę" ("Warta" to nazwa stowarzyszenia, prowadzącego w Wielkopolsce tajne nauczanie). Wielkopolanki były bowiem pierwszymi Polkami obdarzonymi prawami wyborczymi.

Już 14 listopada 1918 r., gdy trzyosobowa reprezentacja społeczeństwa polskiego (nazwana Komisariatem Naczelnej Rady Ludowej) rozpisuje wybory do Polskiego Sejmu Dzielnicowego na terenie Wielkopolski, zaznacza, że liczyć się będą głosy "wszystkich mężczyzn i niewiast polskich, które skończyły 20. rok życia".

W trwających przez kolejne dwa tygodnie wyborach mogą brać więc udział wszyscy Polacy i Polki, wyłaniając spośród siebie delegatów i "delegowane". W Sejmie Dzielnicowym, rozpoczynającym obrady 3 grudnia 1918 r., kobiety stanowiły około 9 proc. posłów - a zatem więcej niż w wyłonionym na terenie pozostałych dwóch zaborów w styczniu 1919 r. Sejmie Ustawodawczym.

Polacy mieszkający na terenie Niemiec mieli świadomość niezwykłości decyzji o równouprawnieniu wyborczym obu płci: podczas rozpoczęcia obrad mówili o tym dwaj członkowie Komisariatu, dziennikarz Adam Poszwiński i ks. Stanisław Adamski. Ksiądz Adamski wskazywał, że zmiana okoliczności zewnętrznych domagała się także dopuszczenia do "wybitnego i należnego udziału" w tworzeniu władzy warstw robotniczych i włościańskich oraz kobiet. Prawa wyborcze kobiety w Wielkopolsce otrzymały więc także dzięki księdzu katolickiemu i działaczom chrześcijańskiej demokracji.

Na froncie, choć bez broni Zofia Sokolnicka - delegatka na Sejm - weszła też w skład wyłonionej podczas jego obrad Naczelnej Rady Ludowej, wraz z kilkoma kobietami. Rada była reprezentacją Polaków mieszkających w Niemczech, a po wybuchu powstania przejęła władzę w Wielkopolsce. Narażając życie, już podczas walk powstańczych Sokolnicka zapewniała kontakt Rady z polską reprezentacją na paryską konferencję pokojową, docierając potajemnie na Zachód.

Kobiety nie będą walczyć w powstaniu z bronią w ręku - choć niejedna chciała to robić. "Hela [Kościelska, poznańska skautka] wprawdzie chwyciła za broń, by razem z chłopcami walczyć, ale chłopcy karabin jej odebrali, twierdząc, że na innym odcinku więcej zdziała" - zapisała jej przyjaciółka. Te "inne odcinki", na których nie zabrakło kobiet i dziewcząt, to wyżywienie, służba sanitarna i szpitale dla rannych, zapewnienie łączności i służba w sztabach. Powstańcy, przygotowując się do walk, wykradali z niemieckich magazynów wojskowych nie tylko broń, ale również bieliznę pościelową. Przerobienie jej na bandaże i dostarczenie na pole bitwy także było zadaniem kobiet i dziewcząt.

"Żołnierz nie znał, co to głód, miał wszystkiego w bród, szedł w pole odpoczęty, nakarmiony, odziany dostatnio, a ranni po lazaretach i chorzy szybko przychodzili do zdrowia" - tak pisał w rok po powstaniu Karol Rzepecki, podkreślając rolę zaplecza, tworzonego przede wszystkim przez kobiety. A praca w kuchni nie była bynajmniej prosta; jedna z ówczesnych harcerek zapisała, jak bolały ją ręce, gdy trzeba było mieszać zupę w dużych kotłach. Przypalonej żołnierze nie chcieli jeść, więc 13-letnia dziewczynka starała się dotrzeć chochlą do samego dna...

Kuchnie organizowano w poczekalniach kolejowych i wiejskich gospodarstwach, tak by mógł z nich skorzystać żołnierz walczący w polu. Wykarmić trzeba było nie tylko powstańców, ale i jeńców. Żywności hojnie dostarczały polskie dwory, często zarządzane przez ziemianki; dostarczała jej także wieś. Dwory stawały się też lokalnym zapleczem dla walczących. Hrabina Skórzewska oddała do dyspozycji nie tylko cały tabor Łabiszyna ("składający się z kilkudziesięciu pierwszorzędnych zaprzęgów"), ale również zorganizowała oddział Czerwonego Krzyża. Jego członkinie opiekowały się rannymi oraz dbały o jedzenie i oporządzenie mundurów - co wspominał jeden z powstańców arystokratycznego pochodzenia.

"Liczne młodziutkie twarze"

Z największym zagrożeniem wiązała się służba w łączności. Nie tylko dlatego, że kobiety musiały przekradać się przez linie frontu. Współtworzyły też wywiad: np. telefonistki pracujące na niemieckich pocztach, które przekazywały informacje dla powstańców. Groziła im dekonspiracja. Np. Maria Hundt, której wspomnienia w Archiwum Państwowym znalazła Anna Barłóg, stanęła przed niemieckim sądem wojennym, znalazła się w więzieniu i dopiero pod naciskiem władz powstańczych i po wpłaceniu kaucji została zwolniona. W lepszej sytuacji były młode telefonistki pracujące na poczcie poznańskiej, których zadaniem było przekazywanie wiadomości oraz kontrolowanie niemieckich współpracowników.

To kobiety dbały wreszcie o to, by powstańca można było odróżnić od niemieckiego żołnierza - gdy w początkowym okresie wielkopolskie wojsko nie miało swych mundurów.

Pruskie uniformy trzeba było przeszyć, przygotować biało-czerwone opaski albo rozety. Pół wieku później ówczesna mieszkanka Opalenicy wspominała, że gdy kuchnia polowa, w której pracowała, ruszyła za wojskiem, a jej wraz z innymi dziewczętami nie chciano zabrać, to zorganizowały szwalnię: "Dostarczono nam materyał, i szyłyśmy rogatywki, przecież nie mieli wszyscy mundurów, czym musieli się odróżniać. A jakie piękne rogatywki były, i to byli pierwsi polscy żołnierze".

Jeszcze przed wybuchem powstania, pod wpływem doniesień o słabnięciu niemieckiej armii na Zachodzie, kobiety zaczęły przygotowywać polskie flagi. Sprawa nie była łatwa: biały materiał nie był problemem, ale nigdzie nie można było kupić czerwonego. Paulina Cegielska z dumą zapisała, że udało się wykorzystać resztki inletu z wyprawy Zofii Bajońskiej, zresztą delegatki na Sejm Dzielnicowy.

Zapobiegliwość Wielkopolanek spowodowała, że 26 i 27 grudnia Niemcy mieli co zdzierać: flagi polskie i alianckie, wywieszone już na polskich domach i sklepach z okazji przyjazdu Ignacego Paderewskiego.

Bardzo angażowały się - podobnie jak ich koledzy - wielkopolskie skautki, kilkunastoletnie dziewczęta. Ich liczną obecność zauważono podczas obrad Sejmu Dzielnicowego: w wydanym jeszcze w grudniu 1918 r. "Dzienniku Sejmu" podkreślano, że "bardzo miło jest widzieć wśród zgromadzonych liczne młodziutkie twarze naszych panien i panienek. Wszystko, co słyszą od starszych, może i musi być dla nich szkołą przyszłości".

Egzamin ten nadszedł wkrótce.

ANNA GRUSZECKA jest dziennikarką rozgłośni Polskiego Radia w Poznaniu, współpracuje z regionalną TVP.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008