Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na początku minionego roku ukazały się „Sny o Hiroszimie” – misternie skonstruowana wielowątkowa powieść, w której splot pojedynczych losów ma za tło wielkie zbiorowe katastrofy, akcję zaś śledzi się niby thriller. W grudniu dostaliśmy z kolei zbiór dziewięciu opowiadań, każde próbujące nieco innej formy narracji i innej perspektywy.
Często jest to perspektywa dziecka, które nie potrafi jeszcze odczytać sensu widzianych wydarzeń, ale okazuje się nadzwyczaj spostrzegawczym obserwatorem i znakomitym medium przekazującym klimat czasu, w którym te wydarzenia się rozgrywają. Tak jest w krystalicznie przejrzystym i budzącym dreszcze obrazie schyłku stalinizmu w „Panu Popowiczu”, gdzie cała akcja skupia się w jednej warszawskiej kamienicy. „Ja jestem czarna i woda jest czarna” zrazu wydaje się tylko wspomnieniem inicjacji seksualnej bohaterki, ale szybko przemienia się w wyraziście naszkicowany obraz Marca ’68 jako niepojętej katastrofy rujnującej dotychczasową tożsamość polsko-żydowskiej rodziny.
Czytaj także: Atomowy grzyb w kolorach tęczy - Monika Ochędowska o "Snach o Hiroszimie" Joanny Rudniańskiej
„Trawy” i „Wystawa” pokazują, że na kilku stronach można dzięki wehikułowi, jakim jest obraz, połączyć odległe miejsca i czasy: łagier nad Wołgą i Paryż, ostatnie przedwojenne wakacje ze Starym Doktorem i współczesny Izrael. „Gwiazdka Dawida” to nieco sentymentalna opowieść wigilijna o niespodziewanej wyprawie młodego Izraelczyka do nieznanej rodziny w Warszawie. Zupełnie inny ton znajdziemy w halucynacyjnym monologu narratorki „RuRu”, tytułowej (i zamykającej tom) czarnej baśni opartej na faktach. I jeszcze mój ulubiony „Dom w Marakeszu”: w słabnącej świadomości starej architektki zaciera się granica między realnością, w której syn oddaje ją do ponurego domu opieki, a wspomnieniem marokańskiego raju, gdzie zaprojektowała swoje najlepsze dzieło i spotkała miłość. Teraz odebrano jej wszystko, co trzymało ją przy życiu, kocha ją już tylko wnuk, a dwie szkolne koleżanki komentują wydarzenia niczym grecki chór...
Jest w opowiadaniach Rudniańskiej coś, co każe do nich kilkakrotnie powracać, szukać niedostrzeżonych wcześniej znaków i nawiązań. Jest też frapujące połączenie złudnej idylli i realnej grozy. Mateusz Kaniewski dał im zaskakującą i znakomitą oprawę graficzną. Bierzcie więc, czytajcie i patrzcie! ©℗
Joanna Rudniańska RURU, z ilustracjami Mateusza Kaniewskiego. Nisza, Warszawa 2019, ss. 190