Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bombowy atak na Wieluń, 1. września
1939 r., był lotniczym napadem na cywilne, bezbronne miasteczko na kilka minut przed artyleryjskim atakiem dział pancernika Schleswig-Holstein na polską składnicę tranzytową na Westerplatte (przyjęto to uznawać za początek II wojny światowej, choć trudno tu mówić o wypowiedzeniu wojny). O zbrodniczych działaniach Luftwaffe pisano wielokrotnie. Także o atakach “dzielnych chłopców", pilotów Stukasów, na pojedyncze osoby. Sam, choć wtedy 7-latek, pamiętam jak we wrześniu 1939 r., uciekając z rodziną przed Niemcami z Poznania na Wschód, przeżyłem chwile strachu przed nisko lecącymi samolotami niemieckimi. Ich załogi strzelały do nas, ukrywających się między rzędami ziemniaków na kartoflisku lub, innym razem, w miejscowości wypoczynkowej Garbatka-Letnisko, przytulających się do drewnianej szopy i przykrywających się deskami.
Nie czuję żadnych resentymentów wobec Niemców, czemu wiele razy dawałem wyraz (również w listach do redakcji “TP"), mam wielu przyjaciół Niemców. Nie można jednak fałszować historii i uczyć młodych Niemców nieprawdy, równocześnie relatywizując zbrodnie hitlerowców. Trzeba to szczególnie ostro krytykować teraz, gdy nagłaśniane są plany Eriki Steinbach i Związku Wypędzonych budowy “Centrum przeciw Wypędzeniom".
ZDZISŁAW J. PIZIO (Opole)