Dzieci Pawła

Po wielu latach ucisku religijnego w Albanii zapanowała wolność wyznania. Ale wielu miejscowych katolików wciąż przestrzega Kanun – tradycyjnego prawa krwi.

22.07.2013

Czyta się kilka minut

Na skutek waśni rodowych od lat 90. ponad 6 tys. rodzin z północnej Albanii zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Wśród nich było wielu katolików. Kościół katolicki w okolicach Szkodry, 2008 r.  / Fot. Bevis Fusha / ANZENBERGER / FORUM
Na skutek waśni rodowych od lat 90. ponad 6 tys. rodzin z północnej Albanii zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Wśród nich było wielu katolików. Kościół katolicki w okolicach Szkodry, 2008 r. / Fot. Bevis Fusha / ANZENBERGER / FORUM

Mario jest młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną, z krótko podstrzyżonymi blond włosami i jasnymi oczami. Od czasu do czasu marzy o wielkim świecie i aktorskiej sławie. Mieszka w starym domu z szarego kamienia, nad brzegiem rzeki Drin. Budynek stoi na zboczu stromej góry porośniętej lasem, z dala od innych osad.

Mario nosi na szyi drewniany różaniec z dużym krzyżem. Wszyscy członkowie jego rodziny są albańskimi katolikami.

– Nie pamiętam – mówi – aby któryś z moich przodków przeszedł na inne wyznanie.

KATOLICY NA OBRZEŻACH

Początki chrześcijaństwa w Albanii są związane z apostołem Pawłem. Kiedy jej terytorium było jedną z prowincji imperium rzymskiego, w której nawracano pogan, pisał on: „Oto od Jerozolimy i na całym obszarze aż po Ilirię dopełniłem [obwieszczenia] Ewangelii Chrystusa” (List do Rzymian, 15, 19). Ale prawie dwa tysiące lat później, w 1976 r., w konstytucji Ludowej Socjalistycznej Republiki Albanii ogłoszono, że „państwo nie uznaje istnienia jakiejkolwiek religii, a także popiera i rozwija propagandę ateistyczną w celu przyswojenia narodowi naukowo-materialistycznego poglądu na świat”. Podczas rządów Envera Hodży zakazane były wszelkie przejawy religijności. W 1967 r. komunistyczny dyktator ogłosił Albanię pierwszym ateistycznym krajem na świecie.

Dziś w Albanii panuje wolność wyznania, a katolicyzm jest religią mniejszości. Według danych z 2006 r. do Kościoła rzymskokatolickiego należy zaledwie 6 proc. mieszkańców. Muzułmanie stanowią 84 proc. populacji, prawosławni – 9 proc. Kraj był przez lata podzielony na chrześcijańską północ i muzułmańskie południe, co wiązało się z długą (aż do 1912 r.) obecnością Turków.

Mimo trudnych doświadczeń ludzie są dla siebie tolerancyjni.

– Nikt nikomu nie narzuca religii – tak Mario opisuje swoje stosunki z kolegami muzułmanami w Szkodrze. – Co najwyżej w drobnych sprzeczkach muzułmanin żartobliwie wypomni katolikowi, że je wieprzowinę.

Albańczycy uważają siebie za spadkobierców niezromanizowanych Ilirów, starożytnego ludu indoeuropejskiego, który w XIV w. miał zostać podbity przez Turków osmańskich. Kiedy w XVII w. islamizacja uległa przyspieszeniu, ci, którzy chcieli uniknąć dyskryminacji i pozostać przy swojej wierze, chronili się na prowincji. Ostoją katolicyzmu pozostała Szkodra na północy kraju i górski region Mirditë. Kościół przetrwał na tych terenach do dziś, dając świadectwo silnego poczucia odrębnej tożsamości.

Matka Maria modli się codziennie rano. Na ścianie w kuchni wiszą dwa różańce. W pokojach na piętrze – obrazki świętych.

ZIEMIA PRZODKÓW

Codziennie rano Mario przepływa łodzią do pobliskiego portu Koman, dostarczając drewna i ryb na sprzedaż. Pomaga mu w tym pracownik, młody muzułmanin. Krzyż, zawieszony na szyi Maria, zwraca uwagę.

– Nosząc go daję dowód swojej przynależności religijnej – mówi, a po chwili dodaje: – Gdy zauważę u kogoś krzyżyk, to czuję, że jesteśmy dla siebie braćmi, jakoś sobie bliżsi...

Mimo to Mario nie jest szczególnie pobożny. Czy modli się codziennie rano?

– Nie.

Czy uczestniczy w niedzielnych mszach?

– Mieszkając w lecie nad rzeką Drin, nie ma takiej możliwości, bo najbliższy kościół jest w Szkodrze. Ale moja matka często odmawia w domu różaniec – odpowiada.

Codzienną pracą Maria jest połów ryb i wycinka drzewa na terenie rozciągającym się pomiędzy kilkoma szczytami i szerokim korytem rzeki. Twierdzi, że ziemia ta od wieków należała do jego przodków, którzy przez wiele lat chronili się tutaj przed prześladowaniem religijnym. Dzisiaj to on czuje się właścicielem tej ziemi.

Drin tworzy w tym miejscu piękny fiord, po którym kursują dwa promy – mniejszy jest przeznaczony wyłącznie dla pasażerów, większy do transportu samochodów. Mario zakreśla ręką krąg, patrząc po sam horyzont. – To wszystko nasze – mówi i uśmiecha się dumnie.

Najbliższe wsie znajdują się 40 kilometrów stąd. W okolicy pozostały tylko ruiny domów, które przez wieki były schronieniem dla katolików. Po upadku reżimu większość Albańczyków z tego regionu przeprowadziła się do Szkodry. Opuszczone budynki niszczeją. Czasami zapuszczają się w te tereny zagraniczni turyści, podziwiając lazur rzeki, chłonąc zapachy dzikich ziół i słuchając wieczornych cykad. Czerpią natchnienie z panującej tutaj ciszy, którą przerywają jedynie odgłosy wioseł leniwie zanurzanych w wodę.

W nocy życie na takim pustkowiu nabiera innego rytmu. Korzysta z tego Mario i wypływa bladym świtem na połów. Gdy dociera do źródeł rzeki, gasi silnik motorówki, aby nie spłoszyć licznych ławic. Włącza generator prądu. Elektryczna wędka razi wszystkie ryby w pobliżu łodzi, ale tylko większe z nich są wyławiane. W ciągu pięciu nocnych godzin Mario łapie kilkadziesiąt kilogramów ryb.

MIĘDZY NAMI KŁUSOWNIKAMI

Jest siódma. W małym barze portowym toczy się poranne życie. Mężczyźni zamawiają rakiję i czarną, słodką kawę. Większość z nich to kłusownicy. Siedzą przy stołach, rozmawiają, palą papierosy i piją mocny alkohol. W rogu stoi włączony telewizor, słychać ludową muzykę.

Ktoś przyniósł do baru dwustrunowy instrument. Rozbrzmiewa muzyka. Przychodzą kolejni mężczyźni. Obserwują, uśmiechają się, próbują zagadać. W pewnym momencie mój wzrok przykuwają kikuty zamiast prawych dłoni. Widzę jeden, drugi, trzeci, czwarty... Dlaczego?

Raz w tygodniu stukilogramowe pakunki ryb Mario transportuje rzeką do portu w Fier, skąd następnie wiezie się je do Kosowa. Kontakty z tym najmłodszym państwem Europy są częste. Pewnie nikt w Kosowie nie wie, że rybę, którą zaraz spożyje, złowiono w północnej Albanii – i to w najbardziej barbarzyński sposób: rażąc prądem lub... wysadzając dynamitem.

Mimo to jeden z mężczyzn w barze mówi, że przyczyną jego kalectwa jest znaleziony ładunek wybuchowy. Podniósł go z pobocza, a ten rozerwał się w jego dłoni.

Ryba jest dla Maria podstawowym źródłem utrzymania rodziny – dwóch sióstr, brata, ojca i matki. Każdy z nich pełni odpowiednią rolę w rodzinie, podyktowaną lokalną tradycją. Jest to np. przygotowywanie posiłków, podawanie do stołu, a nawet pędzenie domową metodą gronowej wódki, zwanej „raki”, zbieranie owoców i warzyw w pobliskim ogrodzie, wreszcie łowienie ryb i rąbanie drewna. Ojciec pracuje w portowym barze, gdzie często zostaje na noc ze względu na klientów przesiadujących tam do późnych godzin.

W IMIĘ HONORU

Jest pora południowego posiłku. Do stołu zasiadamy razem – to okazja, aby porozmawiać o życiu w Albanii i zasadach prawa zwyczajowego, nazywanego tu Kanun, które odżyło na nowo, gdy zelżał totalitaryzm. Podczas tureckiej okupacji w XV w. kodeks miał stanowić wyraz odrębnej tożsamości kulturowej. Najważniejszą zasadą Kanun jest prawo krwi.

Mario opowiada o tym, co przetrwało do czasów obecnych. Wendeta, w słowiańskich krajach Bałkanów zwana „wróżdą”, oznacza zemstę: prawo pomszczenia członka klanu, gdy ten został zabity. Zemsta wedle prawa dokonywana jest na samym mordercy, ale także dopuszcza się przerzucenie piętna na innego członka rodu. Wendeta obowiązuje wyłącznie mężczyzn.

Kilka lat temu kuzyn Maria śmiertelnie dźgnął mężczyznę z innego klanu. Przyczyna? Poszło o jego siostrę. Ojciec dziewczyny nie wyraził zgody na jej małżeństwo z chłopakiem z sąsiedztwa. Ten, urażony rozpowiadał pomówienia świadectwa o dziewczynie, aż informacje dotarły do rodziny poszkodowanej. Brat w poczuciu obowiązku i ratowania honoru postanowił sprawę wyjaśnić. Po niedzielnej Mszy św. poszedł na spotkanie z oskarżającym. Zabrał ze sobą nóż. Użył go w chwili, gdy dłoń przeciwnika zbliżała się do pistoletu wiszącego u pasa.

Mario przerywa opowieść, aby zapalić papierosa. Zaciąga się dymem, jakby czekał na następne pytania.

– Co teraz dzieje się z twoim kuzynem?

– Dostał wyrok, kilka lat, siedzi w więzieniu. Mężczyźni z jego rodziny obawiają się wychodzić z domu, aby na nich nie dokonano pomsty. Nie pracują. Jeden z braci wyemigrował za granicę. Rodziny utrzymują kobiety.

– Czy wystarcza im środków na życie?

– Na szczęście tak, ponieważ wielu członków rodu od lat mieszka w Belgii i wspierają ich finansowo.

PÓŁNOC – POŁUDNIE

Przejeżdżając przez górskie wioski na północy Albanii, zauważam kamienne kulle. To rodzaj obronnych domów-twierdz, w których chronią się mężczyźni przed grożącą im krwawą zemstą. W bezludnych, górskich przestrzeniach są świadectwem długiej tradycji. Na krętych, stromych drogach można spotkać podróżnych na osłach, w osadach – starsze kobiety ubrane na czarno, z przykrytymi głowami, siedzące przed domami.

Przy poboczach i tak już bardzo wąskiej asfaltowej drogi co pewien czas umieszczono lastrykowe nagrobki. Od stromego zbocza nie ma dla podróżnego żadnego zabezpieczenia, a krucha skała sypie się na szosę. Jest pusto, rzadko z naprzeciwka przejeżdża inny samochód.

Na południu kraju jest inaczej. Życie przesycone jest atmosferą prawosławia i islamu. Dominują tu puste, wysuszone góry. Mijam przydrożną rzeźnię – na hakach wisi poćwiartowane mięso, obok stoi przywiązane powrozem do słupa cielę. Dojeżdżam do przejścia granicznego z Grecją. Tylko pojedynczy ludzie przekraczają granicę, kierując się raczej do Albanii. Jest pusto i cicho.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013