W co wierzą Albańczycy

Nigdy nie byli większością, czasem musieli się ukrywać, ale z innymi zawsze żyli w zgodzie. Za to ostatnie podziękuje im papież podczas pielgrzymki do Tirany.

16.09.2014

Czyta się kilka minut

13-letni Amarildo i jego młodszy brat Nikolin nigdy nie wyszli z domu: za progiem, wedle wciąż tu przestrzeganego prawa zwyczajowego, grozi im śmierć. Północna Albania, wrzesień 2013 r. / Fot. Gent Shkullaku / AFP / EAST NEWS
13-letni Amarildo i jego młodszy brat Nikolin nigdy nie wyszli z domu: za progiem, wedle wciąż tu przestrzeganego prawa zwyczajowego, grozi im śmierć. Północna Albania, wrzesień 2013 r. / Fot. Gent Shkullaku / AFP / EAST NEWS

Luigj Mila zapamiętał, jak przed laty, podczas wizyty w Polsce, spotkał pod klasztorem w Częstochowie starą żebraczkę. Dał jej parę złotych – ona zaś wsunęła coś do jego dłoni i zacisnęła mu palce. Dłoń otworzył dopiero w hotelu: był to mały, zmięty obrazek z Matką Teresą.

W ostatnich dniach ma sporo pracy. Jako przewodniczący komisji „Iustitia et Pax” przy albańskim episkopacie pomaga w organizacji wizyty Franciszka, który w niedzielę 21 września przylatuje do Tirany. Tylko na kilka godzin, ale to nieważne: Albańczycy cieszą się, że ich kraj jest celem jego pierwszej europejskiej pielgrzymki.

Ostatnio Mila wraca myślami do spotkania z żebraczką: – Tamtego dnia uświadomiłem sobie, że nas, katolików z Albanii wiele z Polakami łączy. W poprzednim stuleciu, wieku totalitaryzmów, nasze życie nie było łatwe. Pomagali rodacy: wam Jan Paweł II, nam Matka Teresa – opowiada „Tygodnikowi”.

Zaraz jednak dodaje: – Dziś mamy zupełnie inne problemy.

Życie w zgodzie

Na tle innych państw Bałkanów – regionu, gdzie zróżnicowanie wyznaniowe podsyca czasem publiczne spory – Albania świeci przykładem. Do katolicyzmu przyznaje się tu tylko co dziesiąty z trzech milionów mieszkańców, zaś 57-procentowa większość islamska czyni z niej drugi po Kosowie muzułmański kraj Europy. Symbioza religii jest jednak faktem: imamowie oraz prawosławni i katoliccy biskupi spotykają się na posiedzeniach Rady Międzyreligijnej i odwiedzają nawzajem w czasie świąt. Trzy dekady po śmierci dyktatora i proroka ateizmu Envera Hodży meczety, cerkwie i kościoły są znów pełne wiernych.

Państwo ma świecki charakter, w szkołach nie ma lekcji religii. Choć związki wyznaniowe narzekają, że restytucja zagrabionych im przez komunistów nieruchomości postępuje ślamazarnie (w 2013 r. rząd zwrócił tylko 4 z 435 odebranych kiedyś budynków), w publicznych dyskusjach na ogół dba się o zgodę ponad religijnymi różnicami. Właśnie o tej jedności – a także o powrocie Albańczyków do wiary – wspominał papież, gdy zapytano go o powód wizyty w Tiranie.

O jakich kłopotach miejscowego Kościoła mówi więc Luigj Mila?

Ofiary Kanun

Kilkadziesiąt kilometrów od biura komisji „Iustitia et Pax” przy placu Jana Pawła II w Szkodrze, w wysokich jak Tatry górach północnej Albanii leżą wioski, których katoliccy mieszkańcy bardziej niż Ewangelią kierują się starym prawem zwyczajowym Kanun.

– Jest ono częścią albańskiej tradycji. W epoce osmańskiej oparło się nawet szariatowi. To podręcznik stylu życia, czasem bardziej tolerancyjny niż dawna komunistyczna konstytucja, rozpoczynający się od nakazów wierności Bogu – wyjaśnia Mila, z wykształcenia prawnik. Jednak zaraz dodaje: dziś Kanun jest nie do zaakceptowania. Głównie ze względu na nakaz „krwawej zemsty” spoczywający na członkach zhańbionego – choćby tylko złym słowem – rodu.

Skala problemu jest olbrzymia. W ciągu ostatnich dwóch dekad ofiarami zabójstw dokonanych na mocy Kanun padło aż 7 tys. ludzi. Dwie trzecie z nich to katolicy. Liczbę rodzin, których członkowie, w obawie przed śmiercią, od miesięcy albo nawet lat nie opuszczają swoich domów, ocenia się na półtora tysiąca.

Mila wspomina o 130 rodzinach, które Kościół chroni przed odwetem, ponieważ ich członkowie dopuścili się honorowego zabójstwa. – Tylko w okolicy Szkodry izolujemy 80 rodzin. Misjonarze, niczym przed wiekami, chodzą od wioski do wioski i negocjują odstąpienie od krwawej zemsty. Niestety, przywiązanie do tradycji bywa silniejsze – mówi.

Odkąd dwa lata temu biskupi ogłosili dekret eskomunikujący katolików, którzy zabijają, powołując się na zasady Kanun, sytuacja nieco się poprawiła. Albański Kościół katolicki dość nieoczekiwanie znalazł się też w awangardzie instytucji walczących o prawa kobiet, szczególnie ograniczone w tradycyjnych, górskich wspólnotach. Czy z okazji pielgrzymki Franciszka dojdzie do pojednania przynajmniej kilku zwaśnionych rodów? Pomogłoby w tym na pewno papieskie potępienie krwawych praktyk.

Religia albańskości

Franciszek będzie w Tiranie jeden dzień. Odprawi mszę na placu Matki Teresy (wykonane telefonem komórkowym zdjęcia z przyspieszonego remontu tego miejsca regularnie publikuje w internecie premier Albanii), spotka się z biskupami i liderami innych wspólnot religijnych, odmówi nieszpory dla duchownych. Wieczorem odwiedzi dzieci, podopiecznych kościelnych instytucji charytatywnych. Metropolita stolicy abp Rrok Mirdita mówił Radiu Watykańskiemu, że pielgrzymka „otrząśnie z rutyny” miejscowy Kościół: „Społeczeństwo mocno się zmieniło, ale wyzwania pozostają te same: korupcja, ubóstwo, bezrobocie, zorganizowana przestępczość, wymiar sprawiedliwości”.

Na miejscu Franciszek na pewno wspomni o długiej historii albańskiego chrześcijaństwa – o ewangelizacji tych ziem pisze już w Liście do Rzymian św. Paweł. Jednak w XV w. turecki podbój Bałkanów zapoczątkowuje tu wpływy islamu. W imperium osmańskim chrześcijanie nie są wprawdzie prześladowani, ale nie mogą robić kariery. W urzędach zgłaszają więc, że są muzułmanami, w domach wciąż modlą się do swojego Boga. „Kryptochrześcijaństwo” trwa do końca epoki tureckiej.

Jednak zanim jeszcze – w 1912 r. – kraj uzyskuje niepodległość, pisarz Pashko Vasa drukuje poemat, w którym zawiera credo albańskiego ruchu narodowego: „Nie oglądajcie się na kościoły lub meczety, religią Albańczyka jest albańskość”. Wiele lat później ideę tę doprowadza do absurdu Enver Hodża, który po II wojnie światowej wprowadza dyktaturę narodowego komunizmu.

Jest rok 1967. Odpowiadając na apel Hodży o przekształcenie Albanii w pierwsze na świecie państwo ateistyczne, grupa studentów plądruje świątynie w portowym mieście Durrës. Za ich przykładem idą inni. Nie mija rok, a jedna z gazet publikuje dokładną liczbę zamkniętych lub zniszczonych meczetów, cerkwi i kościołów: 2169 (w ich miejsce dyktator – ogarnięty paranoicznym strachem przed inwazją z zewnątrz – stawia 700 tys. betonowych bunkrów). Wyznawanie religii jest odtąd zabronione. Jeszcze w latach 80. za posiadanie Koranu lub Biblii sądy karzą kilkunastoletnimi wyrokami.

Ateistyczna rewolucja

Wyjątkową nienawiścią Hodża darzy katolików. Z czasów wojny zapamiętuje antykomunizm ich kleru, wiernych ma za „piątą kolumnę” Watykanu. Szczęściarzami są duchowni, którym udaje się uciec do Włoch. Po 1967 r. w Albanii nie mają już co robić ani prowadzący szkoły franciszkanie, ani zasłużeni w walce o niepodległość jezuici, ani zakładający sierocińce i szpitale salezjanie.

Zapatrzony w Chiny, głównego w owym czasie sojusznika Albanii, Hodża przenosi do Europy okrucieństwo rewolucji kulturalnej Mao. Kościół Franciszkanów w Szkodrze płonie razem z zakonnikami, którzy zostają w nim do końca. Jeden z jezuitów zapisuje w dzienniku tortury, którym poddaje się księży: wkładanie nagich stóp do kotłów z gotującą się wodą, przygniatanie ciała na łóżku z wystającymi gwoździami, karmienie kilogramem soli, a następnie pozbawianie wody. Końca ateizacji doczekuje w kraju tylko 30 księży. Obecnie trwa postępowanie beatyfikacyjne kilkudziesięciu ofiar reżimu – duchownych i świeckich.

Hodża umiera w 1985 r. Na początku lat 90. nastaje kres prześladowań. Zwolniony z więzienia ksiądz-dysydent Simon Jubani odprawia w Szkodrze mszę, na którą, z wdzięczności za odzyskaną wolność, przychodzą też tłumy muzułmanów. Buduje się nowe świątynie. Przyjeżdża Jan Paweł II. „To, co wydarzyło się w Albanii, nie ma swego odpowiednika w historii. Europa nie może tego zapomnieć”, mówi w Szkodrze w 1993 r.

Moda na wiarę

Dziś Enver Hodża ma jednak wciąż – zza grobu – wpływ na religijność Albańczyków. Z czasów, kiedy ryzykowali więzieniem, organizując w domach „tajne” nabożeństwa, pozostało przekonanie, że religia jest sprawą prywatną. Powróciło, tym razem nie narzucane już siłą hasło: „naszą religią jest albańskość”.

Paradoksalnie trauma po narodowym komunizmie w pewien sposób pomaga żyć w społeczeństwie wielowyznaniowym. „Przez lata wpajano nam, że jesteśmy pierwsi i najlepsi. A po pół wieku propagandy zorientowaliśmy się, że jesteśmy w tyle za wszystkimi w Europie”, mówił przed dwoma laty „Tygodnikowi” dziennikarz Remzi Lani, tłumacząc, jak bardzo wpłynęło to na niechęć Albańczyków do skrajności i tryumfalizmu – także religijnego.

Również według Luigja Mili prywatyzacja religii ma dobre strony. I w niczym nie przeszkadza: – Albańskie kościoły są pełne. Chodzenie na msze stało się modne, weszło nam w krew. Dotyczy to w równym stopniu chłopów, co miejskiej inteligencji – mówi. Po czym dodaje, że dzięki „dyskretnej” obecności Kościoła w państwie można skuteczniej – bo wspólnie – stawić czoła największym społecznym wyzwaniom: skutkom migracji zarobkowej, rozbiciu rodzin, ubóstwu.

21 września o dziewiątej rano papieski samolot ma wylądować na lotnisku im. Matki Teresy w Tiranie. Jak większość Albańczyków Mila jest dumny z tego, że słynna zakonnica z Kalkuty była jego rodaczką. Chce jednak, aby oprócz nazywania jej imieniem kolejnych ulic i instytucji, Kościół, katolicy oraz ludzie innych wyznań wspólnie zakasali rękawy.

Mówi: – Mamy tu takie powiedzenie: „Bóg stworzył Albanię piękną, to człowiek ją od czasu do czasu niszczy”. Teraz jest czas na odbudowę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2014