Dwie książki Julii Hartwig

Ślady codziennej krzątaniny umysłu, z której poezja chce się wydobyć na strzelistą drogę wiersza lub poematu prozą - tak o Błyskach pisała autorka przed dwoma laty. A więc: notatka, zapis wrażenia, który może, choć nie musi, stać się zalążkiem utworu poetyckiego. Gatunek w pół drogi pomiędzy aforystycznie skrótowym dziennikiem - myśli, emocji, lektur - a poezją.
 /
/

Pomiędzy? Pisze Julia Hartwig: “Do szewskiej pasji doprowadza mnie określanie omawianych utworów poetyckich jako powstających »pomiędzy«. Dojdziemy w końcu do tego, że całe nasze życie sprowadzimy do owego »pomiędzy«. To rodzaj wykrętu". Wcześniej zaś autorka zauważa, że sięganie krytyków po owo określenie “jest to być może wynik kłopotów z ustaleniem historycznego czasu, a także miejsca człowieka w owym czasie". Pamiętajmy więc, że “pomiędzy" nie oznacza tutaj stanu zawieszenia czy niepewności, nie ma służyć uchylaniu się od poetyckich obowiązków wobec świata. Sięgnięcie po taką właśnie formę wypowiedzi sprzyja raczej szybszemu reagowaniu na rzeczywistość, momentalnemu uchwyceniu jej złożoności. A patronem tej formy staje się nieoczekiwanie wielki malarz francuski, przywołany na świadka w zapisie kończącym książkę.

Już Delacroix zamierzał napisać coś w rodzaju “Błysków": “Dlaczego nie miałbym ułożyć zbiorku luźnych myśli, które od czasu do czasu przychodzą mi do głowy w gotowej formie, choć trudno by mi było powiązać je z innymi? (...) Czy trzeba koniecznie pisać książkę według wszelkich prawideł?".

Delacroix, którego “Dzienniki" Julia Hartwig z Joanną Guze tłumaczyły (edycję sprzed lat niedawno pięknie wznowiło wydawnictwo słowo / obraz terytoria), pojawia się zresztą w “Zwierzeniach i błyskach" jako wyraziciel poglądów autorce bliskich. Jeden tylko cytat: “Cieszę się przyrodą, jakbym był młody. Jestem zdrów, a to niemal to samo - odważył się powiedzieć Delacroix". Młodzieńcza otwartość tego zdania musi być bliska autorce, z podobną świeżością chłonącej świat, choć świadomej trwogi, jaką podszyte jest nasze istnienie. I karkołomności zadania, jakie stawia przed sobą artysta.

“Wysokość tych dzieł nie boli, kiedy ktoś nie ma zamiaru wejść na szczyty" - to uwaga prof. Michała Bristigera wynotowana z jego tekstu o Witoldzie Lutosławskim. A stronę dalej czytamy:

Wciąż coś innego, powtarzającego się lub nowego. Gonitwa uczuć, obrazów, wspomnień, przypomnień, fragmentów tego, czego dowiedzieliśmy się i nauczyli, napór nagle poszerzonego świata, przerażenie, ból, obojętność.

Jak to wszystko pomieścić w sztuce? (...)

“Zwierzenia i błyski" to także, jak już wspomniałem, rodzaj dziennika lektury (miejsce nie ostatnie zajmują tutaj teksty z naszych łamów). Z książki Michała Pawła Markowskiego “Występek" Julia Hartwig cytuje zdanie z tekstu o Barthesie: “Życie możliwe jest dzięki zapomnieniu, a nie pamięci" i komentuje: “Wszystko, co piszę i wyznaję, jest zaprzeczeniem tego stwierdzenia". Bo życie żywi się pamięcią i w niej znajduje oparcie.

“Zachwycały mnie arcydzieła. Ale szkice rozpalały wyobraźnię" - czytamy w jednym ze “Zwierzeń i błysków". Więc na koniec kilka onirycznych zapisów wybranych bez dbałości o obiektywizm czy reprezentatywność dla całości, za to takich, które w wyobraźni znajdują odzew natychmiastowy:

Pałace w ogniu, przezroczyste ściany, zodiaki form i przedmiotów, szkice do istnienia.

Trzeba mieć wiele odwagi, by wejść w sen. Martwe sny. Wyrzucanie trupów snu nad ranem.

Błądzą tu miliony oczu zwolnionych na noc ze służby.

Nabierają przenikliwości i siły, stają się przewrotne, trafiają tam, gdzie nie trafiłyby za dnia.

Spokojnie krzyżują wzrok z lśnieniem gwiazdy, wolne od wzruszeń, nakazów i przyzwyczajeń, przestróg i wróżb.

Beznamiętne i przenikliwe.

Mroźna noc.

Bezdomny śnieg śpi na ławce w parku.

(Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2004, s. 116. W księgarniach są jeszcze, w tej samej serii, poprzednie tomy Julii Hartwig: pierwsze “Błyski", “Wiersze amerykańskie" i “Mówiąc nie tylko do siebie", świetny zbiór poematów prozą, którego to gatunku autorka “Błysków" - tłumaczka Maxa Jacoba, Henri Michaux i Pierre’a Reverdy’ego - jest u nas mistrzynią.)

"Pisane przy oknie"

Felieton w gazecie codziennej czy tygodniku odnosi się z reguły do wydarzeń bieżących, miewa charakter polemiczny, choć mimo swej doraźności, jeśli tylko wyszedł spod pióra mistrza, jak Kisiel czy Słonimski, staje się po latach zwierciadłem epoki. Miesięcznik rządzi się innymi prawami, a i miejsce, które Julia Hartwig zajęła w styczniu 2001 roku na łamach “Więzi", ma tradycje bardziej refleksyjne: Wiktor Woroszylski umieszczał tam od początku lat 70. swe “Zapiski z kwartalnym opóźnieniem". I choć opóźnienie za czasów Peerelu było całkiem realne, a przez autora i redakcję niezawinione, teraz zaś cykl wydawniczy stał się nieporównanie szybszy, Julia Hartwig, podobnie jak jej poprzednik, skłania się raczej do zdystansowanego spojrzenia.

Spojrzenia przede wszystkim na kulturę: na przeczytane książki (jak “Labirynt nad morzem" Herberta, tom esejów Wittlina, dziennik Raissy Maritain czy listy Jeleńskiego), na wydarzenia, w których uczestniczyła (jak brukselskie Europalia czy krakowskie Spotkanie Poetów i amerykańsko-polski wieczór poetycki u Bernardynów), ale także na dostrzeżone właśnie intrygujące graffiti na warszawskich murach czy - by sięgnąć do zupełnie innej materii - na fenomen Lasek oglądany w perspektywie własnych wspomnień sprzed półwiecza. Znajdziemy w tych felietonach galerię portretów, zawsze ze szczególnym rysem ciepłej prywatności: Witold Lutosławski, Anna Kamieńska, Gracja Kerényi, a także brat autorki, świetny fotografik Edward Hartwig.

Dystans nie oznacza jednak obojętności: stąd w “pisanych przy oknie" felietonach miała swe odbicie i sprawa Jedwabnego, i problem apatii społecznej, a nawet znalazło się miejsce na “Balladę o barach mlecznych". “Nie obeszło się czasem bez nuty protestu, bez próby interwencji. Wszak sztuka - tłumaczy Julia Hartwig w odautorskim słowie - nie karmi się tylko sobą, czerpie pełnymi garściami z życia, z naszych gniewów i wzruszeń". (Biblioteka “Więzi", Warszawa 2004, s. 192. Jest - co godne pochwały - indeks osób.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2004