Czułość zmartwychwstała

Już w pierwszym wierszu nowego tomu Julii Hartwig, zatytułowanym Victoria, wchodzimy w świat pamięci, w którym fragment indywidualnej biografii staje się częścią wielkiej historii, czy może raczej obraz historii przepuszczony zostaje przez poetycki filtr osobistego doświadczenia.
 /
/

“Dlaczego nie tańczyłam na Polach Elizejskich / kiedy tłum wiwatował na cześć końca wojny? (...) Dlaczego nie rozbiłam butelki szampana / w pobliżu ich obu ubranych jeszcze w angielskie mundury / i nie przeczuwających że kiedyś stanę u końca ich drogi? // Dlaczego pisane mi było żebym na głównej ulicy Lublina / na widok wchodzących oddziałów z czerwonymi gwiazdami / płakała z radości że nie usłyszę już znienawidzonego: Raus! i Halt! / i z szarpiącego żalu że jest to cena za utracone marzenie / o triumfalnym wjeździe bohatera na białym koniu...".

W wierszu następnym, zaczynającym się od słów “Mężczyźni nie opowiadają kobietom o wojnie", powracają obrazy dwóch światowych kataklizmów, przywołane wspomnieniem zarówno Apollinaire’a - autora frontowych “Listów do Madeleine", które Julia Hartwig tłumaczyła - i Borowskiego, jak też “ich obu" z “Victorii", czyli ludzi autorce najbliższych, nie wymienionych z imienia, ale dyskretnie wyposażonych w rysy pozwalające na ich rozpoznanie. “Czy czas nie był zbyt drogi, / by opowiadać młodej dziewczynie o ranie zadanej w czołgu pod Falaise? // Której kobiecie opisywano piekło pod Monte Cassino?". Jednak “obrazy tamtej i tej wojny" wyłaniają się “z tych cudzych listów z tych wierszy / z tych trzynastu i więcej napisanych opowieści...", “te oswojone wojny śpią we mnie / przywołując których kochałam". Oswojone zresztą coraz mniej, bowiem im krótszy dystans czasowy, tym bardziej brakuje słów zdolnych opisać tak potworne doświadczenie; paradoksalnie bliższy jest świat okopów, w których walczyli Apollinaire i Mannowski Hans Castorp (wiersz “Medium") niż to, co zdarzyło się później.

W rozległej, choć nieciągłej przestrzeni pamięci, wśród tych, którzy odeszli bez pożegnania, jak odchodzi niemal wszystko na tym świecie, bo przecież chwila świadomego pożegnania rzadko bywa nam dana, napotkamy korowód znajomych cieni. Przechodzą przez scenę poeci, “jakby odlatywali grupami". “Mieczysław Jarosław Ildefons Aleksander" - Jastrun, Iwaszkiewicz, Gałczyński, Wat. Stary Staff i “tamci młodzi / którzy postanowili o samych sobie / Stachura Wojaczek", dalej zaś “Wiktor Zbigniew Artur" - Woroszylski, Herbert, Międzyrzecki.

Gustaw Herling-Grudziński spotyka się w tych wierszach ze Zbigniewem Herbertem, w Wielki Piątek na posadzce paryskiej katedry klęczą Anna i Jerzy Turowiczowie, powraca mroźny warszawski wieczór sprzed lat, gdy po dyskusji toczonej w obłokach dymu papierosowego (“Trochę alkoholu coś do jedzenia / Jerzy który przyjechał z Krakowa / Adam który przyszedł się z nim spotkać / Maciej z Żoliborza Andrzej z Kazią / i studentka która przyjechała z materiałami dla Adama") jej uczestników zabiera z ulicy “gromada krępych osiłków w kożuchach". Jest elegia pamięci Brodskiego i niezwykły “portret wewnętrzny" Miłosza, pisany jeszcze przed śmiercią Poety.

Są też portrety rodziców i braci. Przejmująco brzmi poświęcony matce wiersz “Przywoływanie". “Wyrwana prosto z gniazda starowierów, / z rodziny znanej mi tylko ze zdjęcia, / gdzie widać ich wszystkich, siedzących za stołem w ogrodzie, / jak u Czechowa", przyjechała do Polski uciekając przed rewolucją, “z małymi dziećmi, za mężem Polakiem" - i tutaj “szarpiące ogołocenie duszy", upadek nadziei, kazały jej odejść. “Kiedy znaleźliśmy ją leżącą na dziedzińcu tamtego ranka, / wyglądała jakby po prostu idąc potknęła się i upadła". Ślad tamtej tragedii pozostał - ale poetka nie wykonuje gestu przywoływania po to, by stawiać swoich zmarłych na ławie oskarżonych. To jest gest wdzięczności, znak pojednania, świadectwo miłości.

Przestrzeń pamięci sąsiaduje z przestrzenią snu. O ile jednak ta pierwsza jest w “Bez pożegnania" obszarem oswojonym, miejscem wybaczających spotkań, źródłem tęsknoty pozbawionej goryczy, o tyle druga (w wierszu pod zwodniczym tytułem “Dobranoc") okazuje się “krainą pełną podstępów", po której wędrujemy bez przewodnika, narażeni na trudne próby. “Jeśli padną imiona / to brzmieć będą tak niezrozumiale / że zwątpisz w swój rozum i pamięć".

Jednak tonacja elegijna nie zdominowała tej książki. Przeszłość, pamięć nie służą u Julii Hartwig odwróceniu się od tego świata - one go wzbogacają, pozwalają tym pełniej smakować jego urodę, tym głębiej przeniknąć jego piękno. Także piękno muzyki, która jest tutaj szczególnie ważna - czasem spleciona ze słowem i obrazem, jak w zachwycających “Wariacjach na temat opery Henry Purcella »The Fairy Queen«", czasem zupełnie bezcielesna, jak madrygały Monteverdiego, płynące przez bezsenną noc “jak jasna barka pełna rozśpiewanych duchów", albo jak “rajski poszum »Obłoków« Debussy’ego" w “Próbie z Toscaninim"; muzyka uwalnia się tu z oków materii za sprawą nieznośnego dyrygenta wrzeszczącego na muzyków i nękanego napadami ochrypłego starczego kaszlu...

A świat wciąż okazuje się wyzwaniem, źródłem zachwytu i niewyczerpanym źródłem poetyckiego tworzywa. Jak w “Piosence":

To wrzosowisko między nienapisanymi wierszami

ten upajający zapach ziół

to pszczół muzykowanie

jak zaproszenie do snu w trawie

Te błąkające się po lesie echa

słów które się jeszcze nie złożyły

nad gwiezdną wilgocią mchów

Ta piosenka przelatująca na chmurze

zaśpiewana kiedyś ochrypłym ze wzruszenia głosem

ta czułość zmartwychwstała

przechowana bez wiedzy i woli

a nie obolała

“Czułość zmartwychwstałą" trzeba zapisać, bo rzeczywistość niezapisana znika w czeluściach, do których pamięć nie potrafi wrócić. Czy znika bezpowrotnie? “Boże, / przestrzeni, / dokąd Ty mnie zabierzesz?". Metafizyczne pytanie z wiersza “Przed brzaskiem" pozostanie bez odpowiedzi. Ale nie bez nadziei, że - jak w “Dowodzie na istnienie", wierszu, który książkę zamyka - “Jednak po zagubieniu / jednak po oczyszczeniu / zostaje / niewyobrażalne // i komuś czy czemuś / o tym wiadomo". (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2004, s. 96. W wydawnictwie tym w ostatnich trzech latach ukazało się aż osiem książek Julii Hartwig: “Nie ma odpowiedzi", “Wiersze amerykańskie", “Błyski", “Zwierzenia i błyski", zbiór poematów prozą “Mówiąc nie tylko do siebie", tom dzienników podróży “Zawsze powroty" oraz dwa tomy przekładów - antologia poetek amerykańskich “Dzikie brzoskwinie" i wybór utworów Henri Michaux.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2004