Dwie Białorusie

Uładzimier Arłoŭ, laureat I edycji Nagrody: Dla poezji, tak jak dla miłości, nie ma czasów lepszych i gorszych. W najgorszym czasie totalitaryzmu powstawały piękne książki.

20.03.2012

Czyta się kilka minut

MAŁGORZATA NOCUŃ: Fałszowanie historii to jeden z filarów propagandy władz białoruskich. Pan jest pisarzem, który na nowo opowiada Białorusinom ich historię... UŁADZIMIER ARŁOŬ: Są dwie Białorusie. Każda z nich ma swoją wizję historii, swój język, symbolikę narodową, hierarchię wartości i marzenia o przyszłości. Pierwsza Białoruś czuje się spadkobierczynią Związku Radzieckiego, jej językiem jest rosyjski, a symbolika – herb i flaga państwowa – nawiązuje do radzieckiej. Dla tych ludzi historia Białorusi zaczyna się w latach 40. minionego stulecia, jej osią wciąż jest mit o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, tak jakby przed wojną zupełnie niczego nie było. I jest też druga Białoruś: zorientowana na wartości narodowe i europejskie. Przepaść pomiędzy Białorusinami „żyjącymi” w tych dwóch krajach wciąż się pogłębia. Czy więc Białorusini chcą słuchać o swojej historii? O przeszłości ziem, na których żyją, o bohaterach narodowych? Chcą, ale ci, którzy należą do rodzącego się społeczeństwa obywatelskiego i którzy swoją przyszłość wiążą z Unią Europejską. Łatwiej jest trafić z tym przekazem do czytelników zagranicznych? Na Białorusi jestem czytany i znany. Czuję też, że mam kontakt ze swoimi czytelnikami. Polityka państwa sprawia, że mam problem z dotarciem do szerszego audytorium: znajduję się na czarnej liście pisarzy, którym nie pozwala się na spotkania z młodzieżą szkolną, studentami, żadna biblioteka nie może zaprosić mnie na wieczór autorski. Jestem uważany za „nielojalnego wobec władz nacjonalistę”. Jednak na uniwersytetach są ludzie, którzy organizują spotkania z takimi twórcami jak ja, ryzykując przy tym utratę pracy. Dlatego nie chcę się żalić, że jestem nieznany, że mnie nie czytają i nie rozumieją we własnym kraju. Cieszę się, że trzy moje książki wydano w Polsce. Po przyznaniu mi nagrody Europejski Poeta Wolności moje książki zainteresowały tłumaczy. Ta nagroda bardzo Pana wzruszyła. Tak, podczas ceremonii dwa lata temu mówiłem, że jest to nagroda nie tylko dla mnie, ale dla całej białoruskiej literatury. Literatury, która – jak to bywa w zniewolonych społeczeństwach – powinna być czymś więcej niż tylko literaturą. Pisarz w kraju autorytarnym czeka na jakiś ruch, liczy, że coś się wydarzy, że system drgnie. Ta nagroda jest dla mnie cenna jeszcze z jednego powodu, otrzymałem ją w trudnym okresie życia: niedługo przed wręczeniem przeszedłem poważną operację serca, mogłem jej nie przeżyć. Nagroda pozwoliła mi się wzmocnić. Może dzięki niej moje serce wciąż bije. Wie, że musi teraz ciężko pracować i pozwolić mi dożyć czasów, kiedy nasze marzenia o niezależnej Białorusi się spełnią. Jak udaje się Panu zajmować pisarstwem na Białorusi? Przecież jest na Pana zapis. Dla poezji i literatury, tak jak dla miłości zresztą, nie ma czasów lepszych i gorszych. W najgorszym czasie totalitaryzmu powstawały piękne książki. Oczywiście kraj, w którym żyję, i jego ustrój sprawiają, że tematyka moich wierszy jest specyficzna. Napisał Pan wiersz skierowany do naczelnika więzienia. Właśnie, poeta żyjący we Francji czy we Włoszech nie wybiera sobie takich tematów. Ja napisałem ten wiersz 20 grudnia 2010 r., po tym jak reżim Łukaszenki brutalnie rozgonił powyborcze demonstracje. Ja także mogłem trafić za kratki, zaangażowałem się bowiem w kampanię wyborczą Uładzimiera Niaklajewa – białoruskiego poety, kandydata do fotela prezydenta. Towarzyszyło mi wtenczas uczucie bezsilności. Ludzi protestujących w centrum stolicy na placu Październikowym wywożono do „amerykanki” – mińskiego więzienia, w którym w latach 30., za Stalina, siedziała nasza inteligencja. Napisałem też prawdziwy list zaadresowany do naczelników więzień – trafił do internetu i opozycyjnych mediów. Koledzy ironicznie pytali: „myślisz, że oni to przeczytają?”. Okazało się, że przeczytali, bo ci, którzy wyszli już na wolność, powiedzieli mi, że w więzieniach dyskutowano o tym liście. Czasem mówi się, że na Białorusi nie ma cenzury, bo wszystko można wydać za granicą i przywieźć do kraju. Na temat cenzury mógłbym napisać esej, i kiedyś to zrobię. Kiedy upadł ZSRR, myśleliśmy, że cenzura nigdy już nie wróci. Niestety, myliliśmy się. Moja ostatnia styczność z cenzurą to dość zabawna historia. 10 lat temu wydałem książkę „Order białej myszy”, ukazała się w wydawnictwie państwowym „Literatura i mastactwa”. Poszukiwaniom wydawnictwa towarzyszyły trudne chwile: właśnie wyrzucono mnie z pracy z przyczyn politycznych. Nie sądziłem, że uda mi się opublikować książkę w wydawnictwie państwowym, ale zapukałem też do ich drzwi. Miałem tam swoich fanów. I ku mojemu zaskoczeniu, zgodzili się. Praca nad książką wyglądała następująco: przydzielono jej kuratora, redaktor musiał więc biegać do Ministerstwa Informacji i tam wysłuchiwał dość kuriozalnych uwag. Książka ukazała się z kosmetycznymi poprawkami, pracował przy niej świetny ilustrator, na jednej z ilustracji był mężczyzna z klejnotami rodzinnymi na wierzchu, była to stara ilustracja, ale doszukiwano się w niej aluzji do osoby żyjącej współcześnie. Po wyjściu książki udzieliłem wywiadu rosyjskiej gazecie „Izwiestia”, rozmowa nosiła tytuł: „Cenzura obcięła organy”. Po tym, jak rozmowa ta ukazała się w Rosji, dyrektor wydawnictwa powiedział mi: „Nie będziemy cię drukować przez następnych 10 lat”. Właśnie minęła ta dekada. Niedawno spotkałem dyrektora, powiedziałem mu, że już powinienem mieć zielone światło. A ten na to: „Te 10 lat będziemy odliczać na nowo od każdego naszego spotkania”. A jak wygląda współpraca z wydawnictwami niezależnymi? W Mińsku działa prywatne wydawnictwo Łohwinau, wydaje książki, które nie mogą się ukazać w wydawnictwach państwowych albo prywatnych lojalnych wobec reżimu. W Łohwinau publikuje większość białoruskich twórców, ukazało się u nich już sześć moich książek. Łohwinau wciąż boryka się z różnymi problemami. Próbuje wspierać życie kulturalne w mieście. A to orka na ugorze, bo w niepamięć odeszły już lata 90., kiedy ludzie mogli zbierać się na promocjach książek w wypełnionych po brzegi salach. Przychodzili wszyscy, dla których ważny był język białoruski, białoruska kultura i wartości. Niestety, dziś ludzie ci mogą się jedynie spotykać w warunkach podziemnych: nasi literaci czytają utwory w prywatnych mieszkaniach, podobnie wyglądają koncerty zespołów muzycznych. W miejscach „publicznych”, które mogłyby zgromadzić tłumy, tego robić po prostu nie wolno. Księgarnia Łohwinau może pomieścić ok. 50 osób, tymczasem bywa, że na promocję książki przyjdzie nawet 150 ludzi i nie mogą wejść do środka. Kolejną przeszkodą dla Pana i innych białoruskich twórców jest język. Nie jest łatwo być białoruskojęzycznym. Łatwiej wydać książkę po rosyjsku. Na początku lat 90., kiedy Białoruś stała się wolnym krajem, wierzyliśmy, że dokona się odrodzenie białoruskiego języka. Mieliśmy nadzieję, że rusyfikacja prowadzona przez radzieckie imperium to już przeszłość, bo sama władza mówiła po białorusku. Stanisław Szuszkiewicz występował w mediach po białorusku, w tym też języku odbywały się posiedzenia parlamentu. To było fantastyczne doświadczenie słyszeć, jak szef KGB mówi po białorusku. Przecież w naszej tradycji NKWD i KGB zajmowało się prześladowaniami literatów. Język powrócił także do szkół. Kiedy Łukaszenka doszedł do władzy, stwierdził, że są dwa liczące się w świecie języki: angielski i rosyjski. Wypowiedź ta wybrzmiała na spotkaniu ze studentami i pracownikami uniwersytetu i została przyjęta za oficjalną politykę państwa w kwestii językowej. Od tego czasu mamy rusyfikację. Łukaszenka używa języka białoruskiego wyłącznie w celu ośmieszenia go. A język powinien być krwią literatury i kultury. Przypominają mi się słowa Alberta Camusa, który stwierdził, że cokolwiek by się z nim stało, to wie, że ma ojczyznę, tą ojczyzną jest rodzimy język. Nie boi się Pan, że prezydent Łukaszenka tak mocno wiąże Białoruś z Rosją, iż będzie można już powoli zapomnieć o „swojej białoruskojęzycznej ojczyźnie”? Młodzież pozwala mi mieć nadzieję. Młodzi mają świadomość białoruską, nie rosyjską, wiedzą, że mają swoje państwo, kulturę. Reżim chce ich sobie oczywiście zawłaszczyć, ale nie pójdzie im tak łatwo. Kiedyś Łukaszenka powiedział pod adresem Władimira Putina, że jak spróbuje „wchłonąć” Białoruś, to będzie miał drugą Czeczenię. Oczywiście słowa te padły w zupełnie innym kontekście politycznym, na linii Mińsk–Moskwa co chwila wybuchały konflikty, my: literaci, opozycja, społeczeństwo obywatelskie posiadamy też inną mentalność niż Aleksander Grigoriewicz, ale Moskwie nie uda się zetrzeć Białorusi z mapy Europy. 
UŁADZIMIER ARŁOŬ (ur. 1953) jest białoruskim poetą, pisarzem, publicystą. W Polsce ukazały się jego książki prozatorskie: „Requiem dla piły motorowej” (2000), „Kochanek jej wysokości” (2006) oraz zbiór wierszy „Prom przez kanał La Manche” (2009). W roku 2010 otrzymał Nagrodę Literacką Europejski Poeta Wolności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Europejski Poeta Wolności 2012