Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gdy 35 lat temu, po zwycięskiej wojnie domowej – położyła ona kres tyraniom Idiego Amina i Miltona Obotego – 41-letni komendant partyzancki Yoweri Museveni obejmował władzę w Ugandzie, głosił, że źródłem wszelkiego zła w Afryce są przywódcy, którzy przywykłszy do władzy, nie potrafią się z nią rozstać. W minionym tygodniu 76-letni dziś Museveni wygrał po raz szósty wybory i przedłużył swoje panowanie o 5, a może nawet o 10 lat. Jakiś czas temu kazał bowiem wykreślić z konstytucji zapis, że o prezydenturę nie mogą ubiegać się osoby starsze niż 75-letnie, może więc twierdzić, że skoro konstytucja została zmieniona, to dozwolone dwie kadencje liczy się od nowa.
W wyborach, w których rywale Museveniego nie mogli prowadzić kampanii – z powodu policyjnych prześladowań (w listopadzie i grudniu w rozruchach zginęło ponad 50 osób) i epidemii (w Kampali, twierdzy opozycji, nie wolno było urządzać wyborczych wieców) – urzędujący nieprzerwanie od 1986 r. prezydent zdobył oficjalnie 58 proc. głosów, a więc ponad połowę konieczną, by zapewnić sobie reelekcję już w pierwszej turze. Jego najgroźniejszy rywal, 38-letni muzyk Bobi Wine, zdobył według oficjalnych wyników 34 proc. głosów. Wine twierdzi, że jeszcze żadne wybory w liczonych od niepodległości w 1962 r. dziejach Ugandy nie zostały sfałszowane tak bezczelnie. Zapowiada protesty – w sądzie i na ulicy. Na razie jednak nie może ruszyć się z własnego domu. Nazajutrz po wyborach wojsko wystawiło wokół domostwa straż – i nikt nie może wchodzić ani wychodzić.
Ugandyjskie wybory zapowiadano jako symboliczne zderzenie dwóch Afryk: tej współczesnej, młodej (statystyczny mieszkaniec Ugandy ma 16 lat), reprezentowanej przez muzyka, i tej starzejących się przywódców, których przedstawicielem jest Museveni. Kiedyś, jeszcze na przełomie wieków, uchodził za wzór dobrego przywódcy, dziś – za przykład satrapy. ©℗