Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy myślę o tym, nasuwają mi się natychmiast dwa fragmenty z literatury, oba dotyczące rzeczywistości sowieckiej, oba z jej najgłębiej czarnego okresu: wojny i lat przed śmiercią Stalina. Pierwszy muszę streścić, zostawiając tylko puentę. Jest to fragment książki o zesłanej w tajgę syberyjską na samym początku wojny rodzinie późniejszego ks. profesora Michała Hellera, napisanej przez jego starszą siostrę, Marię Mierzyńską. W przerwie wyrębu drwale zagadują jej ojca, jak oni pracującego z siekierą: - Opowiedz nam, jak to było u was w Polsce przed wojną. - Co mianowicie? - pyta zesłaniec. - No, jakbyście chcieli kupić kilogram cukru, to co? - Poszedłbym i kupił - odpowiada, nie rozumiejąc pułapki. - A dwa kilogramy, pięć? - Też bym kupił. - A pięćdziesiąt? - mrugają do siebie. - Kupiłbym nawet wagon, bez problemu, tyle że sami by mi go przysłali do domu - brzmi odpowiedź. I wtedy ludzie radzieccy zrywają się z tryumfem: - Teraz wiemy, że łżesz! - I odchodzą szydząc, usatysfakcjonowani swoją nędzą i swoją "prawdą", obok której nie ma już miejsca ani na wiedzę, ani na jakąkolwiek refleksję.
Drugi cytat jest z sowieckiej literatury dysydenckiej, zapamiętany dosłownie, choć dziś już nie odtworzę, o kogo chodziło. To "dialog" ze śledczym. Przesłuchiwany cytuje w pewnym momencie zasadę: "Cogitationis poenam nemo patitur". - Co to znaczy? - pyta śledczy. - A to znaczy, że myśli nie są karalne. Starożytni Rzymianie stwierdzili to dwa tysiące lat temu. - Musieli być z pewnością niespełna rozumu - odpowiada śledczy ze szczerym osłupieniem.
To drugi, ułamkowy, acz wstrząsający obraz antyczłowieczeństwa. Tak to było. Tylko jakimi obrazami, jakim językiem dałoby się to przedstawić w muzeum?