Drogowskaz

Z kampanii wyborczej najbardziej lubię ciszę. To nieprawda, że cisza jest fikcją. Nie musi być.

26.10.2015

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara
Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara

Ja w każdym razie przedłużam ciszę, jak tylko się da. Czasem przedłużam ją tak bardzo, że obejmuje niemal cały okres kampanii. Tylko cisza pozwala mi podjąć jakiekolwiek decyzje.

Kampania to teatr, na który trzeba kupić bardzo drogi bilet, a sztuka jest marna. Naprawdę: sztuka zniechęca do interesowania się czymkolwiek i włączania się w cokolwiek. A powinna mobilizować. Owszem, są tacy, których mobilizuje: ci chętnie pokrzyczą, spalą jakąś kukłę, wyśmieją w internecie, na plakacie dorysują hitlerowski wąsik albo penisa. Z treści sztuki wynika, że nikt nic na tym świecie nie potrafi, może poza złodziejami i demagogami. Jest to teatr okrucieństwa: za nasze pieniądze przekonuje się nas, że nic nie jest możliwe, a my jesteśmy winni tej sytuacji. Że chcemy jedynie brać więcej i więcej, dlatego trzeba więcej i więcej nam obiecywać. Że wykształcony człowiek nie powinien mówić niczego mądrego, bo tylko sobie zaszkodzi (nie zagłosujemy na niego). I że niezależnie od tego, jaką decyzję ostatecznie podejmiemy, nic się nie zmieni – bo wymiana jednych na drugich nie zmieni treści przedstawienia. Miną cztery lata – może dwa, a może rok – i znów będziemy oglądać słowne zapasy w błocie.

Tak się czujemy, oglądając to wszystko, i dlatego może lepiej zawczasu schronić się w ciszy. Tam można w spokoju przeczytać jeden czy drugi wywiad z wcale nie prominentnym politykiem albo jedną czy drugą ekspertyzę, można nawet – jeśli zebraliśmy odpowiednie duchowe siły – zaglądnąć do programu tej czy innej partii. W ciszy, no może niech w tle gra nam Chopin. To wielkie szczęście, że mieliśmy tyle Chopina akurat w okresie przedwyborczym. Ja – przyznam się państwu – nie mogę słuchać Chopina, nic nie robiąc. Powiedzmy, pół godziny wytrzymam, ale potem się nudzę. Najlepiej słucha mi się Chopina przy skręcaniu szafy albo układaniu książek na półkach. Ale tak czy owak to była wielka ulga, że od czasu do czasu w środek tego teatru wkraczały a to mazurek, a to etiuda, choćby tylko fragmencik, za to w mistrzowskim wykonaniu. Podobno przeszło półtora miliona ludzi obejrzało przynajmniej trzyminutowy kawałek transmisji z konkursu. Trochę mało. Ale kiedy się weźmie pod uwagę, jak od lat wygląda edukacja muzyczna, to może wcale nie tak mało?

Mój program niepolityczny jest taki: szukajmy rzeczy pięknych. Naprawdę jest ich mnóstwo. Byłem teraz we Wrocławiu na Festiwalu Brunona Schulza i wyskoczyłem do Muzeum Narodowego, gdzie jest specjalna wystawa ksiąg, obrazów i rysunków Zbigniewa Makowskiego. Ludzie przelatują przez tę wystawę, a tymczasem każda gablota i każde pokryte akrylową farbą płótno to uczta dla oka. Może przypomnę rzecz oczywistą: obraz przemówi do nas tylko wtedy, gdy się przed nim zatrzymamy i poświęcimy mu chwilę. W Sopocie jeszcze przez dwa tygodnie można oglądać cykl Wojciecha Fangora „Heweliusz”. W Krakowie otwarto dużą wystawę Čiurlionisa. W warszawskiej Zachęcie można podziwiać prace artystów, którzy próbowali ratować sztukę, gdy jeden koszmar jeszcze się nie skończył, a już zaczynał się drugi. Idźcie tam i głosujcie.

W poniedziałek 19 października, kiedy w telewizji zaczynała się debata między panią premier i kandydatką na jej następczynię, tłum szturmował Pałac pod Baranami, żeby posłuchać Wiesława Myśliwskiego. Dla wielu chętnych zabrakło miejsca, ale zrobiono bezpośrednią transmisję z tego wydarzenia. Co takiego się stało, że ludzie stali tam blisko półtorej godziny i nie chcieli sobie pójść, a potem ustawiła się długa kolejka po autografy? Myśliwski mówił o tym, co robi. „Skupiam się na pisaniu i skupiam się na życiu, które, jak pan wie (tu zwrócił się do prowadzącego spotkanie Jerzego Franczaka), wymaga bardzo dużo czasu”. „Impuls do pisania? Mnie wystarczy pierwsze zdanie. Ono jest jak drogowskaz, na którym nie ma nazwy miejscowości ani liczby kilometrów, ale jest kierunek. To zdanie mnie prowadzi”. „Przygody? Nie ma nic nudniejszego niż przygody”. „Gdybym wiedział, jak skończy się moja powieść, nigdy bym jej nie napisał. Pisanie jest poznawaniem. Pisząc, dowiaduję się czegoś o świecie i sobie”. I tak dalej.

Co takiego się stało? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2015