Dlaczego Komorowski

Wojciech Pszoniak: To, co się u nas dokonało w ciągu ostatnich 25 lat, graniczy z cudem. Niech mi pan wierzy: ja żyję również na Zachodzie, więc mam porównanie. To cud.

17.05.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Rafał Siderski dla „TP”
/ Fot. Rafał Siderski dla „TP”

CEZARY ŁAZAREWICZ: Bolało?
WOJCIECH PSZONIAK: Sondaże sondażami, a życie życiem. Przeżywałem już nie takie rzeczy. Chociaż zaskoczyła mnie sprzeczność wyniku pierwszej tury z prognozami. Wierzę i chcę, żeby Bronisław Komorowski wygrał w drugiej turze. Na pewno ten wybór nie zaszkodzi Polsce.

Nie czuje Pan dyskomfortu, że wspiera Pan kandydaturę Komorowskiego? Przecież podziwiają Pana nie tylko wyborcy PO.
Nie można żyć neutralnie.

Ale nie musi Pan mówić, na kogo głosować.
Nie muszę, ale chcę.

Dlaczego?
Z mlekiem matki wyssałem antykomunizm. Antykomunistami byli moi rodzice, którzy musieli opuścić Lwów w 1945 r. Jestem z pokolenia dotkniętego przez wojnę, Katyń, stalinizm, terror. Jestem z kraju skaleczonego, z narodu z bliznami. Temu narodowi potrzeba ludzi mądrych, rozważnych i spokojnych, którzy nie będą jątrzyć.
W moim domu zwracało się uwagę, jak się mówi, jak się je. Słuchano muzyki poważnej. Nie oglądam seriali, nie czytam kryminałów, nie interesuje mnie disco polo. Staram się otaczać podobnymi ludźmi, których rozumiem i którzy mnie rozumieją. I już jako młody chłopak doszedłem do wniosku, że człowiek musi się opowiedzieć. Więc się opowiadam. Uważam, że brakuje nam takich ludzi jak prezydent Komorowski. To człowiek na właściwym miejscu. Po co zmieniać, skoro ten jest dobry – jak mówi Jacek Fedorowicz.

Znacie się prywatnie?
Bywam czasem w Pałacu Prezydenckim na koncertach i spotkaniach. Znam go dobrze, ale w domach się nie odwiedzamy. Mówimy sobie po imieniu. Jak mówił Konrad Swinarski – można być z kimś na „ty”, ale być z nim na „pan”. Ja nie mam poczucia, że jesteśmy z Komorowskim na „pan”, ale pamiętam, że to prezydent mojego kraju.

Namawiali Pana sztabowcy, żeby go Pan poparł?
Po prostu wiedzieli, gdzie zadzwonić, bo nie jest tajemnicą, co myślę. Zapytali, czy powiem coś na konwencji. Podobnie było pięć lat temu, gdy wszedłem w skład honorowego komitetu poparcia. Było tam sporo artystów: Maja Komorowska, Daniel Olbrychski, Anna Nehrebecka, Wajdowie i inni.

Nie czuł się Pan wykorzystany?
Jak mieliby mnie wykorzystać? Staram się, żeby nie stać się zawodowym popieraczem Platformy.

Przyniósł Pan na konwencję wszystkie swoje role, swoją popularność i doświadczenie. Oświetlił Pan kandydata blaskiem swojej sławy.
Nie czuję się wykorzystany. Oni po prostu skorzystali ze mnie, a to co innego. Jestem im życzliwy i wiedzą o tym. A ja poglądów nie zmieniam.

Ci, którzy proszą Pana o wsparcie, biorą pod uwagę to, że Pana popularność pomoże przekonać innych i dostarczy głosów kandydatowi.
Gdyby podążać tym tropem, to powinni poprosić o pomoc Dodę.

Chodzi też o to, żeby powiedzieć kilka mądrych słów. Nie czytać ich z kartki, tylko mówić z głowy.
Myślałem, żeby sobie przygotować na konwencję wystąpienie na piśmie, ale stwierdziłem, że nie jestem politykiem i nie będę udawał. Mogłem tam powiedzieć, co tylko zechcę, z nikim tego przecież nie uzgadniałem, nikt mnie o nic nie pytał. Widocznie mają do mnie zaufanie.
Wiem, że ludzie, którzy popierają Platformę, nie przekonają tych z drugiej strony. Tak jak wierzący w Boga nie przekona niewierzącego. Może tylko powiedzieć: „Bóg istnieje, słowo honoru”. Dlatego chciałem zrobić coś, by skłonić do głosowania tych, którzy nie są w żadnym obozie, bo to oni zwykle decydują, kto wygrywa. A ich nie zdobędzie się demagogią i bzdurnymi obietnicami. Uważam, że Komorowski jest najlepszym kandydatem.
Dwa lata temu kręciłem film za granicą. Wróciłem potem do Warszawy i wtedy, chyba pierwszy raz w życiu, pomyślałem, że ja się tu naprawdę dobrze czuję. To coś znaczy. Przecież ja się tak wiele nie zmieniłem. To tu stało się coś pozytywnego. Może nie potrafimy jeszcze tego zauważyć, docenić?

Jest Pan człowiekiem sytym, który odniósł sukces. Patrzy Pan z sympatią na przemiany ostatnich 25 lat, ale są też porażki. Pan ich nie dostrzega?
Wszędzie są. Jeśli mnie pan pyta o porażki, to mogę powiedzieć tylko to, co czuję jako Wojciech Pszoniak. Może to nie być satysfakcjonujące dla pana, bo nie potrafię gadać jak działacz partyjny.

Proszę spróbować mówić Pszoniakiem.
Nie koncentruję się na porażkach, nie szukam ich, bo to, co się dokonało w ciągu ostatnich 25 lat, graniczy z cudem. Stało się coś wielkiego, czego przed nami nikt nie dokonał. Kraj był na skraju zejścia, potrzebował reanimacji pod każdym względem (no, może z kulturą było tylko lepiej...). I nagle trup ożył, nastąpiły wielkie przemiany i wszystko znormalniało. Niech mi pan wierzy, ja żyję również na Zachodzie, więc mam porównanie. To cud.
Mogę panu przynieść wycinki z francuskich gazet, jak oni o Polsce teraz piszą. Z jakim zachwytem, z jakim podziwem. Z kraju nieważnego, na peryferiach Europy, który przez lata o „coś” tam walczył, ale nie wiadomo o co, staliśmy się podziwianym prymusem i wzorem. Nie jestem egzaltowany. Tak po prostu jest. Przyjechał niedawno do Polski mój znajomy z Wersalu. Był zachwycony tym, co zobaczył. Tą energią, tymi zmianami. Mógłbym podać panu setki takich przykładów. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Platforma tym się nie chwali.

Co by musiało się stać, żeby stracił Pan zaufanie do Platformy?
Jak się kogoś kocha i widzi, że ten ktoś robi błąd, to przecież nie przestaje się go kochać. Ludzie popełniają błędy, ale jeśli ktoś się pomyli, to nie zrywa się z nim znajomości od razu.

Dlaczego Pan tak długo stał z boku? Nie angażował się Pan w latach 80. ani 90.
Z boku nigdy nie stałem. Nie lubię manifestacji, tłumów i zbiegowisk. W latach 80. żyłem i pracowałem we Francji. Wtedy głos aktorów w Polsce był ważny. Większość była przeciwko władzy, trwał bojkot telewizji, ale nie wszyscy tacy byli. Janusz Kłosiński i Stanisław Mikulski poparli wprowadzenie stanu wojennego.

W latach 90. też się Pan nie afiszował z zaangażowaniem politycznym.
Popierałem Tadeusza Mazowieckiego. Ale byli lepsi ode mnie, którzy go wtedy wspierali. Siła tych ludzi dawała mi niezwykły komfort, więc mogłem stać z boku.

Dlaczego Mazowiecki, a nie Wałęsa?
Uważałem wtedy, że Lech Wałęsa odegrał wielką rolę jako symbol, ale nie jest to człowiek, który może sprawować najwyższe urzędy. Rozumiałem, że na czele związku nie mógł stanąć intelektualista, tylko chłoporobotnik, żeby mógł być tolerowany przez ludową władzę. Ale wybory prezydenckie to co innego. Wałęsa nie był człowiekiem o mentalności męża stanu. Nie te horyzonty.

A Jarosław Kaczyński?
Człowiekowi można wytknąć błędy, powiedzieć przykre rzeczy, ale nie można nikogo obrażać. Stąd bierze się moja niechęć do Kaczyńskiego. Pamiętam, jak potraktowali tego chirurga, który ratował ludziom życie przeszczepami serca, oraz co Kaczyński mówił o Ślązakach i kolegach z opozycji, których porównał do ZOMO.

Nie lubi go Pan?
Jestem aktorem, wyczuwam ludzi. Na tym polega siła aktora, gdy się przygotowuje do nowej roli. Musi słuchać swojego bohatera i obserwować, jak on się zachowuje. Nie potrzebuję zbyt wielu informacji, by odczytać człowieka.

A gdyby Pan miał zagrać Jarosława Kaczyńskiego?
Próbowałbym go rozszyfrować. Nie wiem, czy chciałbym go zagrać, ale to na pewno byłoby wyzwanie, bo jest postacią niezwykle wyrazistą. Tam jest materiał ludzki do odkrycia, zagadka do rozwiązania. Wyczuwam w nim jakiś wielki problem.

Życiem Jarosława Kaczyńskiego jest jego partia.
Jeżeli jego życiem jest partia, to tym bardziej trzeba na niego uważać i trzymać się na baczności. Honor, ojczyzna, patriotyzm – to najbardziej podejrzane witryny, za którymi chowają się politycy. Dlatego Kaczyński budzi mój strach. Nie jest dla mnie politykiem, tylko osobą zajmującą się polityką.

Co za różnica?
Ogromna. Tak jak nie wszyscy, którzy grają w serialach, są aktorami, a ci, którzy piszą wiersze – poetami.

W tym samym czasie gdy Pan wspierał prezydenta Komorowskiego, odbywała się konwencja prezydencka Andrzeja Dudy, na której występował inny aktor z planu „Ziemi obiecanej”, Jerzy Zelnik. On uważa, przeciwnie niż Pan, że Polska ginie. Pytał go Pan, dlaczego tak myśli?
Zelnika znam od lat. To mój kolega. Zawsze był zasadniczy. Występowaliśmy razem w Teatrze Starym. Nie mam specjalnie ochoty wypowiadać się na jego temat, bo go w dalszym ciągu lubię.

Nie próbuje Pan zrozumieć, dlaczego znalazł się po przeciwnej stronie?
Nie mogę też zrozumieć, dlaczego Jan Pietrzak zgłosił przed laty swoją kandydaturę na prezydenta. Znam go od lat i nie wiem, co się w nim dokonało, że postanowił wystartować. Początkowo myślałem, że to żart, ale jak spojrzałem mu w oczy, to się przekonałem, że nie żartuje. Robił to na serio.
Nigdy mu nie zadałem pytania, dlaczego, bo pewnie nie otrzymałbym prawdziwej odpowiedzi.

Jerzy Zelnik może by na nie odpowiedział.
Rok temu spotkaliśmy się w „Kropce nad i” u Moniki Olejnik. Jurek był zgorzkniały i niezadowolony. O Polsce opowiadał, jakby zdarzyła się tu największa katastrofa. Mówił jak pisowski działacz. Nic mu się nie podobało. Pytałem go: „co ty wygadujesz, co ci się stało?”.
 

Co będzie, jeśli w niedzielę wygra Andrzej Duda?

Nie wiem. Zobaczymy. Nie spodziewam się niczego dobrego. Rządy PiS już przeżyliśmy. Nie chcę, by się powtórzyły.

Pan akurat może wyjechać na zawsze do Paryża.
Mogę, ale nie wyjadę. ©

WOJCIECH PSZONIAK ur. 1942 r. we Lwowie) jest aktorem, występował m.in. w Teatrze Starym w Krakowie oraz w Teatrze Narodowym i Teatrze Powszechnym w Warszawie, w filmach Andrzeja Wajdy („Ziemia obiecana”, „Danton”), Jerzego Kawalerowicza („Austeria”) i Andrzeja Żuławskiego („Diabeł”). Ostatnio zagrał w „Excentrykach” Janusza Majewskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz prasowy, reporter i publicysta. Autor zbioru reportaży Kafka z Mrożkiem. Reportaże pomorskie (2012), Sześć pięter luksusu. Przerwana historia domu braci Jabłkowskich (2013) oraz Elegancki morderca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2015