Demokracja partiokracja

Prawybory w PO wprawiły polityczną konkurencję w zakłopotanie. Jednak na dłuższą metę mogą polskim partiom tylko pomóc.

16.03.2010

Czyta się kilka minut

By ocenić marketingowy efekt, jaki wywołała decyzja Platformy Obywatelskiej o zorganizowaniu prawyborów, wystarczy posłuchać wywiadów z politykami opozycji. "Na kogo by pan zagłosował, gdyby był politykiem PO?"; "Który z dwójki Sikorski-Komorowski będzie wygodniejszym rywalem dla kandydata pana partii?" - to tylko niektóre przykłady pytań wprowadzających ich w stan irytacji.

Nic dziwnego, że spece od politycznego marketingu oceniają ruch Platformy jednoznacznie. - Wybory prezydenckie mają już swojego zwycięzcę - ogłasza doradzający od lat politykom Eryk Mistewicz. - To niestartujący w nich Donald Tusk.

Po pierwsze, dowodzi Mistewicz, wyborcy już dziś czują, jakby mieli do czynienia z najważniejszą fazą tych wyborów. Po drugie, Platformie udało się odwrócić uwagę od innych, niewygodnych dla siebie tematów: sama decyzja premiera o niekandydowaniu ogłoszona została godzinę po rozpoczęciu przesłuchania Mirosława Drzewieckiego przed komisją śledczą ds. afery hazardowej. Po trzecie wreszcie, dla samego Tuska wewnątrzpartyjna potyczka to dobry test, kto w Platformie ma realne znaczenie i stanowi zagrożenie dla lidera.

Wizerunki i idee

Odpowiedź na pytanie, kto prawybory wygra, to wróżenie z fusów: wśród członków partii nie przeprowadzono reprezentatywnego sondażu. Prognozy polityków i fachowców od politycznego marketingu tylko pogłębiają stan dezorientacji.

- Radek Sikorski odrabia straty - ocenia zwolennik ministra spraw zagranicznych, poseł Jarosław Gowin. - Choć na początku przewaga marszałka była duża, dziś proporcje to tylko 55-45, z korzystną tendencją na rzecz Sikorskiego.

"9-1 dla Komorowskiego" - dzieli się od czasu do czasu swoimi przewidywaniami Janusz Palikot, zwolennik marszałka.

- Sikorski dogania Komorowskiego, chce na niego głosować coraz więcej młodych - potwierdza wersję Gowina Eryk Mistewicz.

- Młodzi rzeczywiście chcieli Sikorskiego, ale to było przed debatą w Katowicach - mówi z kolei zasiadający w kierownictwie Młodych Demokratów działacz PO, nie ukrywając, że większa część władz MD popiera marszałka. - Komorowski był lepiej przygotowany i bardziej spontaniczny. Przyszedł ze swoim zdjęciem z demonstracji, za którą sędzia Kryże wsadził go do więzienia, oraz z humorystycznym wierszykiem na powitanie, czym zjednał sobie wielu młodych.

Równie kłopotliwa co odpowiedź na pytanie o szanse kandydatów wydaje się kwestia ich odróżnienia. Wyrażoną w konwencji żartu deklarację Bronisława Komorowskiego o tym, że w prawyborach zagłosuje na swojego konkurenta, można uznać za symptomatyczną. Brak wyraźnych różnic - poza nakreślonym przez Sikorskiego podziałem na prezydenturę "eksportową" i "krajową" - zdaje się potwierdzać, że prawybory to głównie pomysł na marketingowe "szarpnięcie cuglami", nie zaś na ożywienie merytorycznej debaty wewnątrz PO. I choć Jarosław Gowin uważa, że między Sikorskim a Komorowskim różnice są - ten pierwszy ma według krakowskiego posła większe obycie międzynarodowe, silniej też akcentuje antykomunizm - przyznaje jednocześnie, że brak wśród kandydatów polityków z partyjnych "skrzydeł" to strategia przemyślana: - Kandydaci bliscy centrum sprzyjają konsolidacji. Żaden nie reprezentuje znaczącej frakcji, wewnątrzpartyjnego środowiska.

Zapytany, czy słusznie marszałek i minister są określani jako konserwatyści, Gowin odpowiada: - Sikorski, jak sam przyznał w jednym z wywiadów, jest konserwatystą przez małe "k". Jeśli tak jest, to marszałek Komorowski jest konserwatystą przez jeszcze mniejsze "k". Np. poglądy obu kandydatów na kwestie bioetyczne dalekie są od konserwatywnych.

- W tych prawyborach nie ma idei - ocenia Eryk Mistewicz. - W ogóle we współczesnej polityce coraz bardziej tracą sens tradycyjne podziały: na "lewicę" i "prawicę", "skrzydło liberalne" i "konserwatywne".

Gdzie zatem na politycznej mapie PO przebiega podział między zwolennikami Sikorskiego i Komorowskiego? Wyznacza ją wizerunek, temperament, a po stronie delegatów również partyjny staż i emocjonalne przywiązanie do "starej Platformy".

- Kampania Komorowskiego jest stonowana, można powiedzieć "dziewiętnastowieczna" - mówi Mistewicz. - Sikorski próbuje prowadzić ją w sposób nowoczesny, pełen elementów zaskoczenia, zwrotów akcji.

Bronisława Komorowskiego popierają szefowie regionów, posłowie, eurodeputowani, Sikorskiego zaś wielu spośród tych, którzy do partii przyszli niedawno. To podział, który według Mistewicza można w uproszczeniu zilustrować tak: "ojcowie założyciele" mówią: "To jest nasz, Platformy, kandydat", a ich dzieci odpowiadają: "Tato, przepraszam, ale głosuję na tego, którego lepiej rozumiem". - W tym sensie brak zakorzenienia Sikorskiego w PO nie musi być wadą - twierdzi Mistewicz.

Różnica między marszałkiem Sejmu a ministrem spraw zagranicznych to również stosunek do braci Kaczyńskich: Sikorski, świadom braku poparcia partyjnego establishmentu, zaostrza antypisowską retorykę, by przekonać do siebie partyjne doły. - Gdyby spindoktorzy PiS-u mogli, oddaliby głos na Komorowskiego - mówi Mistewicz. - I to nie tylko dlatego, że mniej atakuje, ale również z tego powodu, że w przypadku wygranej Komorowskiego w prawyborach spór o prezydenturę nie będzie starciem dwóch skrajnie różnych osobowości oraz koncepcji prowadzenia polityki.

Jak zauważa prof. Ewa Pietrzyk-Zieniewicz z Instytutu Nauk Politycznych UW, rywalizacja Sikorski-Komorowski to również "walka na determinację": - Sikorski jasno deklaruje, że chce być prezydentem, podczas gdy inni kandydaci mają zwyczaj twierdzenia, że jest to dla nich konieczny, przykry obowiązek.

Czy spory między Komorowskim i Sikorskim - niezależnie od doraźnych korzyści wizerunkowych partii - mogą doprowadzić do podziałów w PO? - Nie doceniono ambicji i determinacji Radosława Sikorskiego - komentuje Pietrzyk-Zieniewicz. - Wydawać się mogło, że prawybory pokażą konsolidację PO i jej transparentność, tymczasem widać twardą, jak na ten etap rywalizacji kampanię. To, co Sikorski pokazał w stosunku do urzędującego prezydenta, jest być może przyjęte w Ameryce, ale wielu Polaków przecierało oczy ze zdumienia.

Jednak według Eryka Mistewicza, poza kiksami Janusza Palikota (np. wypowiedź o żonie ministra spraw zagranicznych), w prawyborach nie wydarzyło się nic, co mogłoby poważnie zaszkodzić partii rządzącej. - Ta kampania taka miała być - mówi Mistewicz. - Problemem może być dopiero reakcja polityka, który przegra. Czy się z tym pogodzi, to istotna kwestia, nawet istotniejsza od temperatury dzisiejszego sporu.

Otwarte pozostaje też pytanie, na ile prawybory w PO sprzyjają wewnątrzpartyjnej demokratyzacji (patrz obok tekst Roberta Mazurka - red.). Prawdą jest, że impulsem do ich przeprowadzenia była rezygnacja z kandydowania Donalda Tuska, i gdyby nie ona, nikt w PO nie pomyślałby o takiej formie wyłaniania kandydata. Prawdą jest też, że system selekcji daleki był od oddolnego i demokratycznego - można powiedzieć, że tak jak dawniej niektórzy monarchowie nadawali krajom konstytucję, tak szef Platformy nadał swojej partii prawybory wraz z kandydatami.

Ale prawdą jest również i to, że Platforma, choć z daleko idącą ostrożnością, wprowadziła do polskiej polityki, z jej coraz bardziej wodzowskimi ugrupowaniami, rozwiązanie bez precedensu.

Partia partii nierówna

Idea prawyborów znana jest głównie z amerykańskich kampanii prezydenckich, znacznie mniej z praktyk niektórych zachodnioeuropejskich partii. Na ile sensowne są analogie między pomysłem PO a tymi wzorcami?

Jak zaznacza prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista z UW, prawybory w USA nie są ograniczone do wyborów prezydenckich. - Nie tylko nie są ewenementem o wąskim zastosowaniu, ale często spotykaną procedurą wyłaniania kandydatów do różnych stanowisk na różnych szczeblach.

Prof. Stanisław Gebethner, politolog z UW: - W klasycznym ujęciu prawybory oznaczają selekcję kandydatów dokonywaną przez ogół wyborców, dlatego w przypadku Polski można mówić raczej o rozszerzeniu kręgu wyborców, którzy decydują o nominacji, o szeregowych członków partii.

Jak zauważa prof. Lewicki, wbrew powszechnemu przekonaniu, że prawybory amerykańskie były wpisane w system demokratyczny "od zawsze", stały się one normą we wszystkich stanach dopiero w ostatnich kilku dekadach. - W niektórych stanach ordynacja wyborcza wymaga przeprowadzania prawyborów, w innych tylko je dopuszcza - dodaje prof. Gebethner.

Instytucja prawyborów w USA jest pochodną całego systemu partyjnego, w którym dwa główne ugrupowania stanowią luźną koalicję grup zainteresowań i nacisku, a prawybory służą pokazaniu, przedstawiciel której z tych grup cieszy się największym poparciem.

Wyobrażenie Polaków o tym, czym jest partia, nijak się ma do rzeczywistości amerykańskiej. - Partie amerykańskie nie są strukturami homogenicznymi, nie posiadają jednolitego programu - mówi Lewicki. - Są czysto pragmatyczne, służą do wygrywania wyborów.

I choćby z tych powodów analogie między Polską a USA są nietrafione. - Zwłaszcza w sytuacji, w której na prawybory zdecydowała się zaledwie jedna partia - zauważa prof. Zbigniew Kiełmiński z Instytutu Nauk Politycznych UW. - W dodatku amerykańskie prawybory prezydenckie łączą się z wyłanianiem liderów. Natomiast lider PO w prawyborach nie uczestniczy.

W Europie wybór kandydatów na różne stanowiska publiczne odbywa się na różne sposoby, często z udziałem organów decyzyjnych partii. Chociaż formacje europejskie są ideologiczne, zwarte i przestrzegające dyscypliny, to w niektórych z nich znana jest praktyka prawyborów. Przykładem Niemcy, gdzie wyłanianie kandydatów w okręgach jednomandatowych przez walne zgromadzenie członków partii jest uregulowane prawnie.

Na tym tle stopień demokratyzacji polskich partii wygląda mizernie. Od ugrupowań masowych, takich jak Prawo i Sprawiedliwość, do niszowych, jak Wolność i Praworządność Janusza Korwina-Mikkego (który ogłosił się niedawno kandydatem na prezydenta), selekcja jest przewidywalna.

Czy decyzja PO o zorganizowaniu prawyborów ma szanse to zmienić?

Gdzie rola zarządu?

Według prof. Gebethnera poszerzanie wewnątrzpartyjnej demokracji to ogólnoeuropejska tendencja. - Tymczasem polskie partie niechętnie godzą się na takie zmiany - komentuje. Postulaty większej demokratyzacji kończą się często podziałami, wyrzuceniem z partii bądź publicznym potępieniem przez "wodza". Gdy podobny postulat w odniesieniu do Prawa i Sprawiedliwości wygłosił eurodeputowany Tadeusz Cymański, na jego głowę posypały się gromy. Dziś europoseł, w nieco łagodniejszej wersji, powtarza swoje. - Dzięki prawyborom w PO inne partie zostały wypchnięte z mediów - mówi. - To, co zrobiła Platforma, było bardzo skuteczne. Słyszymy nieustannie, co powiedział Palikot, gdzie pojechał Sikorski. Dyskutujemy o Cordobie, zamiast o kolejkach do kardiologa.

Cymański przyznaje, że PiS-owi potrzebna jest większa demokratyzacja, a prawybory w przyszłości mogą się do tego przyczynić. - Dziś naturalnym kandydatem na prezydenta jest Lech Kaczyński. Ale w przyszłości ta formuła jest nieunikniona, i tego bym swojej partii życzył - mówi. - Prawybory w PO to ważny impuls, pozytywna presja. Na pewno zostawi ślad w politycznej rzeczywistości.

Z podobnym postulatem zwrócił się w grudniu ub.r. do środowisk lewicy Tomasz Nałęcz, kandydat SDPL i Partii Demokratycznej na prezydenta. Wspólny kandydat - spośród trójki: Nałęcz, Andrzej Olechowski i Jerzy Szmajdziński - miał zostać wyłoniony po zakończeniu kampanii prawyborczej na podstawie sondażu opinii publicznej. Według Nałęcza reakcja lidera SLD Grzegorza Napieralskiego była pogardliwie niechętna. - Przewodniczący odpowiedział, że Nałęcz może walczyć w prawyborach z Jurkiem, ale Markiem, a nie Szmajdzińskim - opowiada Nałęcz.

- Nie chcieliśmy, by wspólny kandydat lewicy został wybrany w zaciszu gabinetów - dodaje. - Platformie należą się brawa, bo prawybory to bardzo dobry pomysł na zdemokratyzowanie partii. Daliśmy się zepchnąć do drugiej ligi.

Jak przyznaje Nałęcz, fiasko prawyborów na lewicy może sprawić, że zrezygnuje z kandydowania w wyborach.

To, co nie udało się przed wyborami prezydenckimi, może zostać wymuszone w przyszłości. - Prawybory w PO będą testem dla przegranych: czy mimo porażki potrafią współpracować ze zwycięzcami - ocenia Eryk Mistewicz. - Jeśli ten test wypadnie pomyślnie, prawybory mogą przybrać szerszą formułę: wyłaniania reprezentantów od dołu, poprzez kolejne etapy, aż po partyjny "wybór ostateczny".

Optymistą jest też prof. Marek Bankowicz, politolog z UJ: - Jeśli Platforma nie wycofa się z pomysłu w następnych wyborach, inne partie, chcąc nie chcąc, będą musiały ją naśladować. Zadziała efekt domina. Wtedy prawybory mogą zostać ubrane w przepisy prawa.

Jak na razie, partyjni liderzy są wewnętrznej demokratyzacji niechętni. Dobrze ilustruje to wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który na wrześniowym kongresie PiS mówił, jaką rolę w ocenie parlamentarzystów jego partii będzie odgrywała współpraca z mediami. "Chodzi o to - przekonywał delegatów - żeby przekazywać to, co jest linią PiS, a nie pomysły własne, szczególnie jeśli są obok tego, co proponuje PiS".

Prof. Stanisław Gebethner to samo zjawisko ilustruje anegdotą: - Kiedy zaproponowałem w jednym z projektów ordynacji wyborczej do Senatu, żeby zrobić prawybory, jeden z czołowych polityków SLD zapytał: "A gdzie tu jest rola zarządu partii?".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010