Czy opera jest gatunkiem wpółczesnym?

Wciągu ostatnich czterech lat na Warszawskiej Jesieni zaprezentowano pięć oper współczesnych, w tym trzy premiery. W tym samym czasie w polskich teatrach operowych odbyły się trzy prawykonania nowych dzieł (z gatunku opera kameralna), a liczba wszystkich spektakli ledwo przekroczyła dziesięć; Ignorant i szaleniec Pawła Mykietyna, najciekawsza z propozycji, doczekał się zaledwie kilku przedstawień i zszedł z afisza.

Operowa codzienność zdominowana jest XVIII- i XIX-wiecznym repertuarem. Sukcesy święcą m.in. inscenizacje Mariusza Trelińskiego, który buduje własną sceniczną wizję oper klasyczno-romantycznych. Do opisu takiego podejścia do operowej materii często używa się terminu “uwspółcześnienie".

Czy jednak opera jest gatunkiem współczesnym? To pytanie zadaliśmy krytykom zajmującym się muzyką współczesną, reżyserowi i debiutującej kompozytorce.

Andrzej Chłopecki

Opera jest gatunkiem współczesnym ze wszech miar. I żadne znaki na niebie i ziemi nie wieszczą jej śmierci ani w wieku XXI, ani nawet w XXII.

ANDRZEJ CHŁOPECKI jest krytykiem muzycznym, pracuje w II Programie Polskiego Radia, należy do rady programowej “Warszawskiej Jesieni", publikuje w “Gazecie Wyborczej".

Marcin Gmys

“Opera jest czymś niemrawym, beznadziejnie wydanym pretensjonalności" - pisał w latach 60. Gombrowicz. Zapewne bardzo by się zdziwił, gdyby dożył chwili, w której to właśnie operowe adaptacje “Iwony" oraz “Ślubu" dokonane przez Borisa Blachera i Volkera Davida Kirchnera w znaczący sposób przyczyniły się do rozszerzenia recepcji jego twórczości dramatycznej w Niemczech.

Gadamer, mniej więcej w tym samym czasie co Gombrowicz, utyskiwał na postawę estetycznego cmokierstwa. Ubolewał, że publiczność odwiedza teatry wyłącznie po to, aby testować formę wokalną solistów, a nie wczuwać się w dramat odtwarzanych przez nie postaci; że przedkłada aspekt wykonawczy dzieła nad jego strukturę symboliczną. Postawa ta nie zanikła, jednak w ostatnich dekadach dokonuje się coś na kształt przeobrażenia oczekiwań miłośników operowych widowisk. Spektakl śpiewany wykroczył już poza mury XIX-wiecznego bastionu pseudo-realizmu. Publiczność - a w każdym razie jej bardziej myśląca część - już nie wyczekuje w takim napięciu na wysokie “c" tenora uwięzionego w stalowym uścisku podstarzałej grubaski, przebranej za kilkunastoletnią gejszę.

Swoje terytoria coraz pewniejszą ręką znaczą dziś wizjonerscy reżyserzy, wywodzący się z awangardowego teatru czy artystycznego kina. Nie cofają się ani przed mającym reanimować śpiewaną konwencję ostentacyjnym akcentowaniem jej sztuczności, ani przed stosowaniem współczesnych mediów wyzwalających “neobarokowy" efekt cudowności. Jednocześnie opera wysyła czasem impulsy w drugą stronę: o ileż uboższe byłoby takie arcydzieło jak “Barry Lyndon" Kubricka, gdyby w jego tkankę nie wkomponowano dyskretnie znaczeń niesionych przez operowe konwencje!

A co z operą postrzeganą (zresztą bardzo niepoprawnie) jako dziedzina sztuki poszerzająca “współczesne" horyzonty dźwiękowe? Na tym terenie opera abdykowała ze stanowiska estetycznej forpoczty, którym mogła się pysznić choćby w czasach Monteverdiego czy Wagnera. Po “Szczęśliwej ręce" Schönberga i “Wozzecku" Berga gatunek do zbiorowej wyobraźni muzycznej nie wniósł już praktycznie niczego nowego, ustępując pola muzyce niescenicznej.

Bez względu na stopień nabożności, z jakim byśmy wzdychali do helikopterowego kwartetu z “Mittwoch aus Licht" Stockhausena czy feerycznego bełkotu “Dziewczynki z zapałkami" Lachenmanna - ten stan rzeczy zdaje się już nie podlegać radykalnym zmianom.

MARCIN GMYS (ur. 1971) jest muzykologiem i krytykiem muzycznym, wykłada na UAM w Poznaniu, publikuje w “Zeszytach Literackich" i “TP".

Joanna Grotkowska

Samo stawianie takiego pytania świadczy nie najlepiej o nas jako odbiorcach światowej kultury współczesnej. Dlaczego nikt nie kwestionuje istnienia współczesnego kwartetu, symfonii, koncertu, a nawet oratorium i ich współistnienia na scenie muzycznej z historycznymi antenatami? Dlaczego - choć taka przepaść dzieli malarstwo dawnych mistrzów od dzisiejszego - nikt nie wpadł na pomysł, żeby pytać, czy malarstwo jest sztuką współczesną?

Odpowiedź jest prosta: już dawno zdążyliśmy przyswoić sobie (i oswoić) współczesne manifestacje tych dawnych gatunków sztuki. Z operą współczesną jest problem. Jej wystawienie to ogromny finansowy ciężar, którego nie są w stanie udźwignąć choćby polskie sceny operowe. Wysokie opłaty z tytułu “wielkich praw autorskich" nie pozwalają odtwarzać dzieł w radiu, a albumy płytowe z ich nagraniami do tanich też nie należą - albo nie ma ich wcale.

W oczekiwaniu na spełnienie marzeń fanów nowej opery proponuję ciąg dalszy tej ankiety i pytanie, dlaczego opera jest tak bardzo współczesnym gatunkiem?

JOANNA GROTKOWSKA (ur. 1963) pracuje w II Programie PR.

Krzysztof Kwiatkowski

W historii nowszej muzyki był okres, kiedy wielu uważało rozwój opery jako gatunku za zakończony - “Wozzeck" Berga i “Moses und Aron" Schönberga miały zamykać pewną epokę. Poglądom takim sprzyjał zarówno kierunek rozwoju języka muzycznego w latach 50. i 60., jak też uprzedzenie do opery jako instytucji nie pasującej do współczesności. Niechęć nowoczesnych twórców do gatunku jako pierwszy spróbował przełamać Luigi Nono operą “Intolleranza" z 1961 roku, którą wielu zwróconych ku współczesności krytyków przyjęło z rezerwą.

Kryzys opery został przezwyciężony - przecież muzyka nie może się izolować od nowych zjawisk na obszarze sztuk wizualnych, tańca i dramatu. Sytuacja nie wygląda jednak zbyt optymistycznie. Żyjący kompozytor - nawet znany i wybitny - musi przeważnie liczyć się z tym, że jego dzieło sceniczne zostanie zaprezentowane tylko jeden raz. Nowych, interesujących oper powstaje wiele, ale możliwości ich wystawienia są ograniczone. Najlepszym przykładem jest “Licht" Stockhausena - cykl dzieł scenicznych wymagający wielomiesięcznych prób i udziału wykonawców wyspecjalizowanych w jego muzyce.

Kto więc tak naprawdę zna współczesną twórczość operową? Większość zainteresowanych musi zdać się na nagrania płytowe oraz prasowe relacje. Na “Warszawskiej Jesieni" zaprezentowano w ostatnich latach wiele interesujących dzieł, głównie kompozytorów polskich. Jednak jeśli chodzi o najważniejsze dzieła muzycznej współczesności, to ostatnim wielkim wydarzeniem była prezentacja “Lulu" Berga i “Żołnierzy" Bernda Aloisa Zimmermanna przez Operę Nadreńską w roku 1971.

I obawiam się, że nieprędko doczekamy się wydarzeń podobnej wagi. Póki co cieszmy się, że w programie tegorocznego festiwalu znalazła się opera Holendra Michela van der Aa “One", przeznaczona na obsadę... jednoosobową.

KRZYSZTOF KWIATKOWSKI (ur. 1959), absolwent socjologii UJ, jest animatorem życia muzycznego, organizatorem festiwali (“Pomosty", Kraków 2003), stale współpracuje z “Ruchem Muzycznym" oraz II Programem PR.

Katarzyna Szwed

Po co rozstrzygać tak niepotrzebny problem? Komu miałoby to służyć? Jeżeli uznalibyśmy większością głosów, że opera jest gatunkiem współczesnym, czy poczulibyśmy się lepiej? Przecież w świecie bez władzy uprawomocniania przewartościowaniu uległy wszelkie terminy i gatunki...

Dla modelowego słuchacza (jak powiedziałby Lutosławski) ważny powinien być nie fakt współczesności lub niewspółczesności danego utworu czy gatunku. Zresztą potrzeba rozważania takiego problemu wydaje się świadczyć o silnym zakorzenieniu modernistycznego wirusa lat 60., oczywiście w złym wydaniu. Być może należałoby zapytać inaczej: czy opera jest trendy? Steve Reich nazwał swoje “Three Tales" i “The Cave" operami; chciał je nazwać utworami teatralno-dokumentalno-muzycznymi, ale - jak sam przyznał - “opera" brzmi krócej i lepiej.

Czy o współczesności dzieła decyduje gatunek, czy to, co jest w dziele zawarte? Wreszcie: czy nie mamy w historii przykładów użycia nienowoczesnych środków przy w pełni nowoczesnym ich wykorzystaniu i zaskakująco świeżym, nowoczesnym - jak na dany czas - komunikacie? W ostateczności współczesne jest to, co w danym czasie autentyczne. To, co działa, zaskakuje, “kręci". Oby jak najwięcej takiej współczesności.

KATARZYNA SZWED (ur. 1980) studiuje kompozycję i teorię muzyki w krakowskiej Akademii Muzycznej pod kierunkiem prof. Marka Stachowskiego. Ukończyła właśnie operę “Elektra" według libretta Marianny Świeduchowskiej.

Mariusz Treliński

Pytanie jest nieco fałszywie skonstruowane. Przecież nikt zajmujący się operą nie powie, że jest niedzisiejszy. Opera jako gatunek ma wielkie szanse i możliwości. Powstają opery współczesne, istnieją inscenizacje, które dotykają współczesności, również w estetyce. Opera będzie współczesna w zależności od tego, co z nią zrobimy. Inscenizacje oper, które przygotowuję, nie są współczesne dlatego, że ubieram ludzi w dżinsy. Próbuję mówić językiem naszych czasów.

Współczesna jest muzyka, która na mnie działa - bez względu na to, czy jest barokowa, czy XX-wieczna. Zresztą najbardziej współczesny jest barok - bo jest transowy. Powoduje, że zaczynamy po prostu płynąć. Nie wiem, czy starszy jest Gluck, czy młody człowiek, którego muzyki słuchałem na jednym z “Jesiennych" koncertów: jako kompozytor jeszcze się nie urodził, a już ma brodę.

MARIUSZ TRELIŃSKI (ur. 1961), reżyser filmowy i operowy, jest absolwentem PWSTviF w Łodzi. Autor “Pożegnania jesieni" wg Witkacego, “Łagodnej" wg Dostojewskiego i “Egoistów". W teatrze operowym zadebiutował “Wyrywaczem serc" Elżbiety Sikory (premiera na WJ ’95). Zrealizował też m.in “Madame Butterfly" Pucciniego (Warszawa), “Don Giovanniego" Mozarta (Warszawa i Los Angeles), “Damę pikową" Czajkowskiego (Berlin). Od kilku lat współpracuje z Placidem Domingo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2004