Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zwykle proceder wygląda tak: zainteresowany promocją swojego produktu klient kupuje w piśmie reklamę opatrując umowę warunkiem, że w gazecie ukaże się też - mniejszy lub większy - tekst poświęcony wyrobowi, firmie bądź marce. Więcej: najlepiej, jeśli artykuł taki opublikowany zostanie w numerze poprzedzającym druk reklamy bądź równolegle z nią. Najłatwiej zaobserwować to w prasie kobiecej - choćby w materiałach poświęconych kosmetykom i tzw. dobrom szybkozbywalnym. Pracownicy public relations podają przykłady tytułów, w których na stronach redakcyjnych pisze się wyłącznie o produktach wytwarzanych przez firmy systematycznie zamieszczające na stronach ogłoszeniowych reklamy, sponsorujące rozmaite dodatki bądź fundujące nagrody w konkursach dla czytelników.
Dochodzi do tego, że niekiedy przy omawianiu kontraktu reklamowego prócz pracownika działu reklamy pisma obecni są dziennikarze, mający zająć się propagowaniem produktu. Czasem załatwia się to na szczeblu sekretarzy redakcji bądź szefa działu. Zdarza się też, że sami dziennikarze proponują agencjom PR bądź wprost potencjalnym reklamodawcom usługę wiązaną w postaci, na przykład, przeprowadzenia wywiadu z prezesem firmy w zamian za reklamę. Powołują się przy tym na zgodę własnej redakcji, tłumacząc, że w ciężkich czasach żurnaliści muszą dorabiać akwizycją ogłoszeń.
Efektem nowych praktyk są też bezpośrednie ingerencje redakcyjnych biur reklamy w zamieszczane w piśmie teksty. Działy reklamy domagają się pokazania im dziennikarskich materiałów przed drukiem, a bywa, że doprowadzają do wstrzymywania publikacji, bo uznają, że reklamodawca nie został z należną atencją potraktowany przez żurnalistę. Reklamodawcy zaś żądają, na przykład, by nazwa firmy bądź produktu pojawiła się w tekście określoną ilość razy. Kłopot w tym, że wielu dziennikarzy i redaktorów zdaje się powoli przyzwyczajać do nowych obyczajów i godzi na zamianę ról: bo to dziennikarze przygotowują materiał, od którego zależy reklama, a działy reklamy nadzorują jego treść.
Ciekawe, że zjawisko to krytykują niektórzy przedstawiciele środowiska public relations: takie reguły gry nie mają bowiem nic wspólnego z zasadami, które winny obowiązywać w tej branży. W efekcie PR-owcy mówią o swoich mediaplanach: “korupcyjne przewodniki".
Wszyscy - PR-owcy, działy reklamy i redakcje - zgodnie tłumaczą, że źródłem patologii jest recesja. Nikt jednak nie może zagwarantować, że kiedy trudności się skończą, wydawcy i reklamodawcy będą w stanie szybko wrócić do czystych reguł gry.
KB