Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oficjalnie pod egidą ONZ, bo to jej sekretarz generalny wysyłał zaproszenia na konferencję; półoficjalnie pod egidą USA.
To nie pierwszy raz, gdy Stany Zjednoczone (nieudolnie) próbują dokonać dyplomatycznych cudów na Bliskim Wschodzie w oderwaniu od realiów. Od ponad 20 lat kolejni prezydenci USA sadzają przy stole władze Izraela i przywódców okupowanych przezeń terytoriów palestyńskich (coraz bardziej pozbawionych legitymacji tych, których rzekomo reprezentują, a więc ludzi żyjących pod okupacją). I zmuszają tych ostatnich do kompromisów, polegających na „odkładaniu na później” kluczowych spraw. Ta sama zasada dotyczy dziś Syrii. Od miesięcy Amerykanie zabiegali, by przedstawiciele opozycji i reżimu usiedli (jak równy z równym!) przy jednym stole i po prostu się pogodzili – w oderwaniu od realnej sytuacji. Potencjalny sukces negocjacji przesłonił wszystko. Do tego stopnia, że USA i Rosja zgodziły się „odłożyć na później” dyskusję o dostępie do pomocy humanitarnej, której w Syrii potrzebuje niemal połowa pozostającej tam populacji: 10 mln ludzi.
W żadnym innym współczesnym konflikcie ONZ nie było pozbawione – w tak wielkim stopniu i w tak systematyczny sposób – dostępu do potrzebujących, jak ma to miejsce w Syrii. Czego ostatnim przykładem oblężony przez reżimowe wojsko palestyński obóz-dzielnica Jarmuk pod Damaszkiem, gdzie z głodu umarło w ostatnich dniach ponad 50 osób – w tym wiele dzieci. ONZ, mimo próśb (bo nie gróźb) kierowanych do reżimu, nie dostała pozwolenia na dostarczenie tam żywności i leków. W podobnej sytuacji są inne miejsca – oficjalnie dostarczana do Syrii pomoc musi przejść przez ręce reżimu, który nie wyraża zgody, by organizacje humanitarne udzielały jej na częściowo kontrolowanej przez rebeliantów północy; co odważniejsze robią to bez jego zgody.
Do Montreux delegacja reżimu przyjechała z utartą mantrą, że w Syrii toczy on walkę z terroryzmem (tj. Al-Kaidą) i kierowanym z zewnątrz spiskiem. Nieważne, że od początku tego roku syryjscy powstańcy walczą już nie tylko z reżimem, ale też z powiązanymi z Al-Kaidą i obecnymi w Syrii grupami – zwłaszcza Irackim Państwem w Iraku i Syrii (tzw. ISIS). Gdy niedawno udało im się wyrzucić ISIS z Aleppo, na głowę spadły im (oraz cywilom) bomby reżimu. Dlatego coraz więcej Syryjczyków wierzy, że ISIS działa w interesie reżimu. Choć ten ostatni powtarza, że walczy z terrorystami.
Szanse na porozumienie opozycji i reżimu są więc nikłe. Jedyny możliwy efekt „Genewy II” to „palestynizacja” tych rozmów – osłabienie opozycji i umocnienie reżimu. Przyjazd do Montreux jest bowiem w przypadku opozycji de facto rezygnacją z jej warunków minimalnych (wykluczenie Asada i jego ludzi z ewentualnego rządu przejściowego), a w przypadku reżimu – umocnieniem jego pozycji. Choć ma on na koncie liczne zbrodnie, nie jest już niedawnym pariasem świata, lecz stroną, którą zaprasza się do wspólnego stołu i traktuje poważnie. Pozostaje tylko liczyć na cud w malowniczym Montreux.